środa, 31 lipca 2013

45. Pozwól, by sama przezwyciężyła strach i wygrała.

  Dni do meczu minęły niewyobrażalnie szybko. Stoję przed halą z torba przewieszoną przez ramię. Obok mnie stoi Izka i kilka innych dziewczyn z drużyny. Niepewnie spoglądamy na monumentalny i nowoczesny budynek. A przynajmniej ja; niby trenowałam tu niemalże dzień w dzień, ale ... teraz jest inaczej. Teraz zagramy mecz. I Zbyszek miał rację mówiąc, że będzie niezapomniany. Ja też w sumie miałam rację mówiąc, że będę się niesamowicie stresować. Wykrakałam to sobie.
 Moje nogi odmawiały posłuszeństwa.
- Damy radę. - Ruda poklepała mnie po ramieniu.
Kto da radę ten da radę, pomyślałam z ironią. Przecież na boisko to mnie couch nie da.
Poprawiłam torbę na ramieniu. Tego dnia wydawała się być taka ciężka... a może to ja byłam taka słaba?
- Chodźcie. - Kapitan drużyny pogoniła nas na halę. Mnie wręcz musiała pchać.
  Pewnie zastanawiacie się, jak ja daję radę tu przebywać?
  Cóż, minął tydzień od tamtego wydarzenia. I wiele się zdarzyło.
  Mój "pierwszy" trening był jednym z najgorszych w całym moim życiu. To było dzień po tym, jak wyszłam ze szpitala. Zbyszek oczywiście poszedł ze mną. Również Grzesiek pofatygował się wcześniej na halę. Musiałam przyznać, że ich wsparcie było naprawdę cenne.
Sama się bałam. Potwornie. nie wychodziłam nigdzie sama, a zwłaszcza wieczorem. Wszędzie ze Zbyszkiem. Bo jak z Anką, to i z Nowakowskim. Przecież ciężarna Anka nic by sama nie wskórała, gdyby Kamil znowu się pojawił. I na wszystkich obcym patrzyłam podejrzliwie. Podświadomie szukałam niebieskookiego wszędzie, gdzie byłam. I to mnie co raz bardziej pogrążało we własnym strachu. A fobia się zwiększała. Przed nim, przed ciemnościami i samotnością...
A koszmary? Co noc. I Zbyszek tym sposobem niemalże nie sypiał. A jak już, to drzemał, kiedy razem siedzieliśmy albo u mnie, albo u niego. Było mi tak cholernie wstyd. Przecież nie byłam małym dzieckiem, a co noc budziłam się krzycząc, niezwykle zapłakana...

  W związku z policją, która wciąż miała zabezpieczone ślady po tym ataku, przenieśli naszą szatnię na piętro. Na szczęście, bo to pomieszczenie nie przypominało mi jego, naszego fizjoterapeuty... Najgorsze jednak w tym wszystkim był współczujące spojrzenia koleżanek. Widziałam, jak zerkały na moje siniaki. Ba, przecież moje plecy to jedna wielka tragedia. A ręce... szkoda słów. Dziewczyny również szeptały między sobą. Potem przytulały pocieszająco... Ale tak było tylko na pierwszym treningu. Na kolejnym już zachowywały się w miarę normalnie. "W miarę" - bo nikt po tym wydarzeniu tak naprawdę nie mógł się pozbierać. Nawet trener i pan Krzysiek.
 Oczywiście ze sto razy dziękowałam panu Staśkowi, że mnie uratował przed najgorszym. I to on zadzwonił po pogotowie. I jak ja mogę odwdzięczyć, no jak?
Och, to takie okropne uczucie. Ciągle to mnie pomagają... tak jakbym sama nie potrafiła o siebie zadbać. A zwłaszcza teraz Bartman nie odstępuje mnie na krok. A wszystko dlatego, że go nie złapali. Mój niedoszły gwałciciel chodził sobie na wolności...
- Gotowe? - Zapytała Ruda stając na środku "szatni". Wszystkie byłyśmy już przebrane. Wstałyśmy i stanęłyśmy wokół niej. - Kto wygra mecz?! - Krzyknęła.
- RESOVIA! - Odkrzyknęłyśmy.
- Kto?
- RESOVIA!
I bojowo nastawione wybiegły z szatni. Ja jeszcze nałożyłam na ręce białe rękawki.. kojarzycie, takie jak u naszego Ruciaka. Identyczne. Z tym, że ja raczej miałam inny powód niż on.
Poprawiłam jeszcze na koniec włosy, mocno związując kucyk na czubku głowy.
- Dasz radę. - Zacisnęłam pięści i wybiegłam na korytarz.
  Już wtedy słyszałam krzyki. Ogromne krzyki wiwatujących kibiców. Jak w śnie wchodziłam na halę wypełnioną po brzegi. To było... nie, tego nie da się opisać słowami. Nie da się. Ludzie ubrani w barwy naszego klubu, skaczący i machający wysoko naszymi klubowymi flagami. Rozglądałam się jak dziecko pierwszy raz w wesołym miasteczku. Czy to... czy to się działo naprawdę?
  Serce biło szaleńczo. Ale tak z podekscytowania, z adrenaliny. Naprawdę. Ręce drżały a nogi odmawiały posłuszeństwa.
  Rozejrzałam się. Dziewczyny z Sokoła Chorzów już się rozgrzewały. Niektóre moje koleżanki też wchodziły już na boisko, poganiane przez Pana Krzyśka i trenera. Cholera. Ale ja jeszcze liczyłam na to, że porozmawiam ze Zbyszkiem! Zerknęłam na ich "vipowskie" miejsca. Była cała drużyna, przebrana w swoje koszulki Asseco Resovii. Była nawet Anka, siedziała obok Nowakowskiego. Cholera, a Bartman? Wcięło go, no! I gdzie ja miałam tego kretyna szukać, jak tu chyba pół Polski jest?!
I wtedy jak na zawołanie zobaczyłam go. Gdzie? Obok boiska! Uwierzycie?
Stał i szczerzył się do naszego rzeszowskiego komentatora i do kamery. To mecz dziewczyn, a on jak zwykle musi się wpychać. On jest niemożliwy!
  Widział mnie jak kroczyłam w ich stronę. oczywiście nie miałam zamiaru wpychać się przed kamerę, co to, to nie! Ale chciałam mu dyskretnie dać znać, żeby poświęcił mi chociaż minutkę.
On jednak miał inne plany.
- Spójrz, idzie! - Jeggo spojrzenie powędrowało na mnie, tak samo jak wzrok komentatora i kamera.
CHO-LE-RA.
Stanęłam osłupiała, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zbyszek podszedł te dwa kroki, które nas dzieliły i objął mnie ramieniem. - Mówiłem ci, że ją poznasz, toś uwierzyć nie chciał!
Automatycznie uderzyłam dłonią w czoło. Załamka na miejscu... przecież to jest transmitowane na całą Polskę!...
- No, Zbyszku, własnie załamałeś swoje fanki! - Zaśmiał się komentator. - Nie dość, że piękna to jeszcze gra w siatkówkę!
- Ideał! - Dorzucił Bartman.
No niech ja go...
- Zbyszek. - Warknęłam do niego dyskretnie. - Ty to lepiej idź na trybuny i zajmij się kibicowaniem. - Uśmiechnęłam się na koniec do kamery, wygrzebałam się z jego objęć i uciekłam do dziewczyn.
 A on? Stał zszokowany! No ale chyba nie liczył na to, że będę go całować na wizji! Co by za dobrze nie miał!
- Zostawiła cię. - Zażartował mężczyzna w okularach. - Jak się z tym czujesz? - Podsunął mu mikrofon pod nos.
- Nie zostawiła. - Jak zwykle się uśmiechał. - Tylko poszła robić to, co do niej należy.

Rozgrzewka, przywitanie i prezentacja zawodników. I mecz się zaczął, a wraz z nim emocje sięgały niemalże zenitu. Mimo że siedziałam na ławce czułam się tak, jakbym tam grała. Przeżywałam każdą akcję, każde odbicie, zagrywkę tak, jak dziewczyny na boisku. I jak kibice. Ale to uczucie było wspaniałe.Pozwoliło mi zapomnieć o moim poranionym ciele i duszy. Bo teraz liczyło się tylko to: siatkówka.
Odwróciłam się do Zbyszka. Siedział w pierwszym rzędzie tuż za nami. Uśmiechnął się i uniósł kciuk do góry.
Kurczę, tak bardzo chciałabym zagrać. Sprawić, żeby był ze mnie dumny...

Hala cała huczała od krzyków kibiców. Nasze siatkarki wygrały trzeciego seta i prowadzą w tym spotkaniu dwa do jednego!
Dziewczyny zeszły z boiska i przeniosły się na drugą ławkę, znowu lądując przed resoviakami. Zmęczona szóstka piła wodę. Były wykończone. I z tego miejsca trener...
- Młoda, zmienisz Izkę. - Zarządził.
Że co?!
  SPoglądałam to na trenera, to na dziewczynę. On kiwnął głową podnosząc ją na duchu, no a Izka, wymęczona po tylu atakach wstała i poklepała ją po ramieniu. - Dasz radę.
 Gwizdek. Nogi miałam jak z waty. Uśmiech, który pojawił się po kolejnym wygranym secie zniknął i Zbyszek to zobaczył.
- O kurwa! - podekscytował się Igła. - Czwarty set rozpoczyna się z Julką!
  Bartman aż wstał z wrażenia. Jego mina spoważniała. Fakt, chciał ją zobaczyć w meczu, ale nei spodziewał się, że to będzie TEN mecz. Jej pierwszy mecz. Czy to dobry pomysł?
- SPokojnie. - Uspokajał przestraszonego kolegę Grzesiek. - Da sobie radę.
- Przecież chciałeś ją na boisku... - Westchnął Cichy Pit.
Chciał, nei chciał... czy to ważne? Przecież sama powtarzała w kółko, że trener jej nie wpuści! Nie chodziło już o samego Bartmana i jego zmartwirnia, ale o nią samą- czy była na to gotowa.
  Juz z daleka widział, jaka jest spięta. Nerwowo rozglądała się po koleżankach. Z libero klepnęły sobie lekką "piątkę". I zagrywka przeciwniczek. Na Julię.
 To było do przewidzenia. Jest nowa. Będą ją sprawdzać.
  Odebrała. Krzywo, ale odebrała. Ruda pobiegła i jakoś udało jej się to rozegrać. Punkt jednak zdobyły chorzowskie zawodniczki po bloku.
  Zbyszek doskonale pamiętał swój pierwszy poważny mecz. Jedna akcja poszła źle to i potem wszystko się zawaliło... jednak Julia pokazała się z innej strony.
Kolejna zagrywka również na nią. Dokładniejszy odbiór. Wystawa. Zdobyły punkt i zbiegły sie w kółeczku.
Julia poszła na zagrywkę.
- Dasz radę! - krzyknął w końvcu Zbyszek na całe gardło. Ale to na nic, i tak go nie słyszała. A szkoda. Tak bardzo chciał ją wesprzeć.
I wtedy na niego spojrzała. Dokładnie na niego. I uśmiechnęła się posyłając chwilę potem petardę.
- AS!!!!! - Wrzasnęli wszyscy naokoło.
A ZByszek po raz kolejny zaniemówił.
- A nie mówiłem, że to terminator? - Zachichotał Ignaczak krzyżując ręce na piersiach i patrząc na Sosnowską z uznaniem.
- Jaki terminator! - Grozer go trzepnął w głowę. - To Pani Bartman, a to zobowiązuje. - Nabijali się dalej.
  Zibi zmierzył ich obu spojrzeniem.
- A swoją drogą - Nowakowski, o dziwo, odezwał się - kiedy zamierzasz się jej oświadczyć?
  Grobowa cisza zapadła między chłopakami. Przez morderczą minę Zbyszka nikt już nie wrócił do tego tematu.
- O, patrzcie! Pięć do dwóch. - Bezpiecznie zmienił temat Kosa.
No bo wiadomo, poirytowany Bartman, który nie śmieje się z żartów Ignaczaka i Grozera to zły Bartman. A Bartman, któremu dosrał sam Nowakowski, to jeszcze bardziej zły Ba...
- Co za pogrom! - Igła znowu podskoczył i stał. A i po co? Siedzieli przecież w pierwszym rzędzie.
On faktycznie miał kompleks na punkcie wzrostu i Zbyszek, odwdzięczając się pięknym za nadobne, nie omieszkał się mu tego nie wypomnieć.
 Ignaczak zrobił obrażoną minę i usiadł z powrotem na tyłku, krzyżując ręce na piersiach.
  Julia właśnie zdobyła punkt z ataku. Zresztą, kolejny już.
- Patrzcie, to moja dziewczyna. - Atakującego Resovii rozpierała duma. - Uczcie się od niej wspaniałej gry.


Koniec seta był zawzięty. Punkt za punkt. Wóz albo przewóz. Na drugiej przerwie technicznej Chorzów prowadził jednym punktem. Julia była przekonana, że trener ją zmieni. W końcu Izka odpoczęła. Ale co patrzyła poza linię boiska, żadna nie stała w kwadracie.
Kolejny atak Julii poszedł po bloku, ale wybroniły. I już rozgrywały, gdy światła na całej hali zgasły i zapanowała martwa cisza.
Ciemność i cisza. Strach.
Na ogromnej hali rozległ się jeden wielki pisk jednej z siatkarek. Nikt nic nie widział.
- Julia!... - Bartman chciał iść, ale kompletnie nic nie widział. - Kurwa!
I wtedy włączyli światła. - Przepraszamy, chwilowe spięcie. - Powiedział głos komentatora.
  Cisza jednak pozostawała dalej. Wszyscy patrzyli się na dziewczynę klęczącą na środku boiska, chowająca głowę we własnych rękach. Płakała.
- Cholera!...- Zbyszek już chciał przeskoczyć przez bandę, ale Grzesiek złapał go za ramię.
- Stój.
- Ale ona się boi! - Warknął do przyjaciela. Chciał się wyrwać, jednak Kosa nie popuścił.
- No właśnie! Niech sama z tym walczy! Idąc tam nie pozwolisz jej pokonać własnego strachu! - Tłumaczył mu zawzięcie.
Miał rację. Świętą rację. Bo fakt faktem, to siedziało wewnątrz niej.
- Spójrz. - Kiwnął Kosa w stronę boiska i lekko się uśmiechnął.
Bartman odwrócił się i powoli rozluźniał mięśnie.
Dziewczyna kucała. Wytarła mokrą od łez twarz. Koleżanki chciały jej pomóc, ale ona im kiwała, że sama sobie poradzi. I wstała, gotowa do dalszej walki.
 Na hali rozległy się głośne oklaski. I nie ważne było to, że nikt nie wiedział, dlaczego ona tak bardzo się boi ciemności. Przecież każdy ma jakieś swoje lęki. Ale najważniejszy był fakt, że nie chciała niczyjej pomocy. Sama wstała pokonując ten strach wewnątrz siebie.
I poczuła się wspaniale. Czuła nagły przypływ siły i tym sposobem poprowadziła drużynę do zwycięstwa.


- To było coś. - Złapał mnie Zbyszek, wyciągając ze środka kółeczka.
Dziewczyny i tak dalej skakały i krzyczały rytmicznie "Jesteśmy najlepsze! RE-SO-VIA! Jesteśmy najlepsze!".
Przytulił mnie mocno do siebie i uniósł lekko, kręcąc nas w kółko.
- Dzięki. - Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Poradziłaś sobie nie tylko na boisku. Ale i tutaj. - Pokazał na moją głowę.
Miał rację. Strach, który mną zawładnął... Gdy światła zgasły i zapanowała grobowa cisza, wspomnienia wróciły, a w głowie wirowało mi niebieskie spojrzenie.
- No właśnie. - Spojrzałam mu głęboko w oczy. - Widzisz, radzę sobie. Czy teraz pojedziesz na LŚ?...
- Ale on...
Miał oczywiście na myśli Kamila, który dalej żył na wolności.
- Gdyby miał coś zrobić, zrobiłby już tydzień temu. - SKrzywiłam się.
Tak bardzo chciałam o tym zapomnieć i do tego nie wracać. Wymazać z pamięci. A to wracało na każdym kroku. Czy to się nigdy nie skończy?
- Porozmawiamy o tym jutro, ok? - Niechętnie, ale zgodziłam się. - Nie psujmy sobie dzisiaj humorów. Bo wiesz, Julia... ja... - Sięgnął do kieszeni spodni. 
- Idziemy świętowaaaaaaaaaaaać! - Wpadła między nas nagle libero i nim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, pchnęła nas w stronę drzwi.
Wyszliśmy z hali wszyscy: i męska i damska Resovia. Na raz. A przed halą czekali na nas kibice. Tłum młodych dziewczyn i chłopaków z aparatami i notesikami.
- Możemy autografy? Możemy? Zdjęcie?! - Krzyczeli jedni przez drugich.
Oczywiście największe powodzenie miała nasza wspaniała czwórka reprezentantów, mimo że to był mecz dziewczyn. Choć nie powiem, Ruda i Libero były rozchwytywane. Ale mój siatkarz to już w ogóle. Dla własnego bezpieczeństwa stanęłam nieco dalej i z uśmiechem na twarzy patrzyłam, jak oni wszyscy wielbią Bartmana. Cóż, był wspaniały i wielki, dużo osiągnął i nikt nie mógł tego zaprzeczyć.
Mimo wszystko dał tyko kilka autografów i dołączył do mnie, pozostawiając na pastwę losu pozostałych.
- Kurcze, Julia, wiesz... - Złapał mnie za rękę.
- Hm?
I nim zdążył cokolwiek powiedzieć, podeszły do nas trzy dziewczyny.
- Możemy zdjęcie? - Mierzyły nas błagalnym spojrzeniem.
- Pewnie. - Trochę poirytowany Zbyszek uśmiechnął się.
- Ale nie. My chcemy z Julią! - Spojrzały na mnie rozanielone. - Twój mecz był wspaniały! Jesteś wielka! - Mówiły. A ja oniemiałam.
Stał ze mną sam Zbyszek Bartman, a jednak to ze mną chciały zdjęcie. Nieprawdopodobne...
Atakujący zrobił nam w czwórkę zdjęcie. Potem jeszcze podpisałam im się w zeszycikach i odeszły niezwykle szczęśliwe.
- Zabierasz mi fanki. - Burknął  marszcząc brwi. - Chociaż... - namyślił się - wystarczy mi jedna, wielka fanka. - Mówił oczywiście o mnie.
Prychnęłam. - Skąd wiesz, że moim idolem jesteś, co? - Zaśmiałam się głośno.
- No właśnie, - Igła wpakował się między nas - przecież wszyscy dobrze wiemy, że to mnie uwielbia!
- Tak Igła.- Dałam mu pstryczka w nos. - Śnisz. Obije śnicie.
 I śmiejąc się podbiegłam do dziewczyn. 


Resoviacy szli właśnie do wynajętego klubu pobawić się. Bartman szedł zamyślony, z rękoma w kieszeni. Raz po raz tylko zerkał na dziewczynę idącą kilka kroków przed nim, śmiejącą się wraz z koleżankami z drużyny. 

- Ale z ciebie dupa. - Skwitował przyjaciela Kosa. Szedł obok niego dorównując mu kroku.
- Co masz na myśli? - Spojrzał an niego podejrzliwie Bartman.
- No chciałeś jej coś dać.
Zbyszek się poirytował. Co on taki dzisiaj rozgadany, ten Grzesiek? Nagle go oświeciło?
- Weź że to zrób raz a porządnie. - Poklepał go po plecach i popchnął do przodu, w stronę blondynki.
Odwróciła się, jakby wyczuwając jego bliskość.
- Zbyszku? - Powiedziała jego imię tak radośnie. W oczach miała te wspaniałe iskierki i Bartman po prostu zaniemówił.
 Poczekali, aż wszyscy przejdą i ruszyli na końcu grupy.
- Chciałem to zrobić po meczu... - Wyciągnął z  kieszeni pudełeczko -... ale sama widziałaś, jak to było...
- Ale Zbyszku...
Serce jej podskoczyło. Czy to...? Teraz?! W takim momencie?! Cholera...!!!
- Chciałem ci coś dać na pamiątkę pierwszego meczu. - Otworzył całkiem spore pudełeczko i podał je Julii.- Mam nadzieję, że ci się podoba.
  Dziewczyna zauroczona patrzyła na błyszczącą, srebrną bransoletkę z cudowną zawieszką piłki siatkowej. Mała piłeczka była srebrna, zdobiona błyszczącymi brylancikami.
- Przyjrzyj się. - Poprosił . Tak tez uczyniła.
Z jednej strony okrągłej zawieszki były ich inicjały. J.S.+Z..B. Taki mały gest... taka błahostka sprawiła, że Julia miała łzy w oczach. Fakt, na początku myślała, że ujrzy co innego.. ale na to nie było się co spieszyć. Zbyszek i tak udowadniał jej na każdym kroku, że ją kocha. I to było najważniejsze.
- Pomożesz? - Wyciągnęła bransoletkę z pudełeczka i podała ja siatkarzowi, podając mu nadgarstek.
- Pewnie. - Przystanęli. Bartman zapinał ją niezwykle ostrożnie ale i całkiem sprawnie. 


Srebrna bransoletka była idealna: Ja i Zbyszek, łącząca nas miłość oraz siatkówka. 
I namiętny pocałunek był zwieńczeniem cudownej chwili...






~*  *  *~
Dobry wieeczór moje drogie. :)
Wiem, zapowiadałam na jutro nowy rozdział, ale usiadłam i w miarę szybko napisałam. No bo ileż się uczyć można! (na prawko). Za to jutro nie wiem jak będzie z rozdziałem, ponieważ mam ciężki dzień. Nie mniej jednak postaram się. :)
A jak Wam się podoba rozdział? KOMENTUJCIE! :)

Czy w końcu złapią Kamila? Kto napadnie na Julkę w jej własnym mieszkaniu?! I czy Zbyszek zdecyduje się w końcu czy pojedzie na zgrupowanie?...
Tego wszystkiego dowiecie się w następnym epizodzie! Zapraszam :)




11 komentarzy:

  1. Ten rozdział zdecydowanie poprawił mi humor - w końcu jakiś szczęśliwy i bez żadnych dramatów. ;) Jak do tej pory chyba jeden z moich ulubionych. Och, myślałam, że Zbyszek ma zamiar oświadczyć się Julce, ale... Może to i lepiej. Może gdy wszystko się już ułoży i nie będą mieć żadnych problemów? Tak, wydaje mi się, że tak. Także czekam na kolejny rozdział bardzo niecierpliwie. ;D No i oczywiście mam nadzieję, że w końcu złapią tego psychopatę Kamila. Mam nadzieję, że życie w końcu przestanie rzucać Zbyszkowi i Julce kłody pod nogi i wszystko potoczy się szczęśliwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakładając, że wszystko się ułoży, hiehie. ;D

      Usuń
  2. Rozdział jak zawsze bardzo fajny :D
    Fajnie opisałaś te emocje towarzyszące Juli przy wyjściu na mecz .I w końcu Julia ma za sobą debiut w drużynie :D To był bardzo radosny moment bo zapomniała też o tym co się stało .
    Wtedy kiedy Zbyszek chciał dać coś Juli na tym boisku pomyślałam :
    O Jezu zaraz się oświadczy .To będzie takie romantyczne .
    Ale gdy później Zibi dał jej tą bransotektkę też się ucieszyłam .
    Czekam na kolejny rozdział .
    Powodzenia z tym egzaminem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, chyba nie tylko Ty myślałaś, że się oświadczy, heh. Ale czy to nie byłoby zbyt banalne? Choć ten zabieg był zamierzony. Wiesz, to napięcie;>

      Usuń
    2. Powiem ci szczerze że czasem ciężko cię rozszyfrować .Co ty tam możesz mieć na myśli :D

      Usuń
    3. Cóż, uznam to za komplement :)
      ;3

      Usuń
  3. DZiewczyno nie strasz,że ktoś na nią napadnie!
    CZekam na kolejny ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz jak najszybciej następny,jestem ciekawa co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko !
    45 rozdziałów w jeden dzien!
    Jestem BOSSEM <3
    Pozdrawiam i czekam na następny! :)
    Dżastin ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HARDCORE!
      Szalona jesteś! Ale gratuluję wytrwałości... Cóż, i to znaczy, że opowiadanie trochę wciąga, heh :)

      Usuń
    2. Trochę :o
      Kobieto jest najlepsze <3

      Usuń