środa, 10 lipca 2013

7. Zawieszenie broni?

  Byłam na niego zła, wręcz wściekła. Obwiniał mnie o to, że nic nie pamięta i najchętniej uraczyłabym go tym prawym sierpowym, żeby w końcu zrozumiał z kim zadarł.
  Zmarszczyłam nos i spojrzałam na niego posępnie. Chciałam go zbluzgać, zmieszać z błotem i wywalić za drzwi. Ale wtedy zobaczyłam tego świrusa, Mateusza, stojącego przed pokojem, do którego Bartman nie przymknął drzwi. Więc co ja mogłam zrobić? To była chwila. Moja głupia, pochopna decyzja. No i plan Anki..
  Wspięłam się na palcach i nie zważając na reakcję Bartmana, zmrużyłam oczy i pocałowałam go prosto w usta. No, Panie Wielkie Ego, przyłóż się, bo na razie wyglądam jak pijawka. Sekundy mijały, a ja co raz bardziej byłam przekonana, że mnie odepchnie. W końcu zero jakiegokolwiek zaangażowania z jego strony. To było takie frustrujące. 
I wtedy poczułam jak ujmuje moją twarz w dłonie i rozchyla spięte wcześniej wargi. Pocałunkiem zaciągnął mnie do fikcyjnego świata, który nie miał prawa istnieć. Ale czy to było ważne? Teraz liczył się tylko miętowy smak jego ust, delikatny dotyk jego silnych dłoni. Nic innego nie istniało. 
 Do rzeczywistości doprowadziło nas chrząkanie Mateusza, o którym kompletnie zapomniałam. 
 Gwałtownie oderwałam się od Bartmana i stanęłam w bezpiecznej odległości. Spoglądał na mnie niepewnie, bacznie penetrując każdy centymetr mojej twarzy, jakby szukając odpowiedzi na pytanie, co  się przed chwilą stało. Do mnie jednak na początku docierały tylko zielone tęczówki i miętowe usta. Dopiero po dłuższej chwili wpatrywania się w niego jak idiotka zrozumiałam sens mojego występku i odwróciłam głowę w kierunku niespodziewanego gościa. 
- Och, Mateusz. – Wymusiłam uśmiech, który miał sprawić, by wszystko naturalnie wyglądało. – Poznaj mojego chłopaka, Ba… Zbyszka.
Obdarzyłam siatkarza spojrzeniem mówiącym: „Nie komentuj, bo zabiję”, więc nie palnął żadnej głupoty. Po prostu podszedł do wciąż zaszokowanego moim wyznaniem Mateusza i podał mu dłoń.
- Cześć. – Uścisnął mu drżącą dłoń. – Miło mi cię poznać.
Ha, ha, zaśmiałam się w myślach na widok tego napaleńca stojącego z wciąż otwartą buzią ze zdziwienia. To musiał być dla niego podwójny szok. Po pierwsze, mam chłopaka. Po drugie, uścisnął mu dłoń sam Zbigniew Bartman.
- Ba.. Misiu, nie musisz już lecieć na trening? – Podeszłam w ich stronę i delikatnie wypchnęłam ZB9 z pokoju, ostrożnie mijając osłupiałego Mateusza. – Chodź, pewnie już na ciebie czekają. – Mówiłam niezwykle słodkim głosikiem.
Gdy pospiesznie schodziliśmy po schodach spotkaliśmy Ankę, która poinformowała, że tamci poszli już do samochodu. Sama skierowała się do gości do salonu, a ja odprowadziłam Bartmana do drzwi.
W progu się jeszcze odwrócił a mi żołądek podszedł do gardła. Te usta. Pocałunek. Mięta. Ogarnij się, Julka, to była gra.
- Co to było?
Kompletnie osłupiałam, nie wiedząc co powiedzieć. Postanowiłam jednak zaryzykować i powiedzieć całą prawdę i tylko prawdę. Najwyżej powiem innym, że rzucił mnie własnie sam Zbyszek Bartman. Trudno. 
- Plan Anki na pozbycie się tego natręta… - Rzuciłam ostrożnie.
Zbyszek myślał. Zmarszczył brwi i mocno zacisnął usta. Przez moment wyglądał tak, jakby chciał mi co najmniej przyłożyć. Po chwili jednak rozluźnił mięśnie twarzy i w jego oczach zagościł dziwny błysk. 
- I mam teraz udawać twojego chłopaka. – Dopowiedział sam do siebie cwaniacko uśmiechając się pod nosem.
- Tylko tydzień! – Rzuciłam błagalnie. Boże, Julka, z Tobą naprawdę źle, skoro Bartmana o cokolwiek prosisz… - On za tydzień wyjeżdża.
Siatkarz się znowu namyślił i dłuższą chwilę się nie odzywał, a ja wyczekiwałam na jego decyzję. W końcu znowu uśmiechnął się pod nosem, co kompletnie mnie zaszokowało.
- Dobra, niech będzie, ale będziesz wisiała mi przysługę.
- Jaką?
- Wykorzystam ją, jak będzie mi coś tam potrzebne. – Wzruszył ramionami obojętnie, jakby to miała być jakaś błahostka. Ale znałam już Zbyszka na tyle, by wiedzieć, że zapewne to mnie zniszczy... jednak who cares? Jeśli się nie zgodzę i tak umrę przez Mateusza. Wyjdzie na to samo...
 Wyciągnął do mnie rękę, by przybić naszą „umowę”.- Więc jak?
Westchnęłam głęboko wpatrując się w wielką dłoń Bartmana. Ale tak to jest, że czasem trzeba sprzymierzyć się z wrogiem przeciwko innemu wrogowi… i dlatego też uścisnęłam mu dłoń.
Jego usta wykrzywiły się w triumfalnym uśmiechu i pogoniony przez samochodowy klakson, odwrócił się na pięcie i pobiegł do samochodu.
Ja natomiast wróciłam do salonu przez całą besztając się w myślach, że źle zrobiłam. Ze skrzywioną miną dołączyłam do gości i usiadłam na kanapie obok Anki, w znacznej odległości od Mateusza. CO do niego, wciąż mierzył mnie badawczym wzrokiem znad tych swoich szpanerskich okularków. Przez moment obawiałam się, że podsłuchiwał moją rozmowę z Bartmanem przed domem…. Ale w końcu po prostu nie wytrzymał tego napięcia.
- Wiecie, - rzucił w kierunku swoich rodziców – Julka chodzi z Bartmanem! - Jako że cała ich rodzinka wiernie kibicowała biało-czerwonym, wytrzeszczyli na mnie swoje oczy.
Ja pierdole.
- CO? – Rzuciła Anka jednocześnie ze swoimi rodzicami.
Rzuciłam porozumiewawcze spojrzenie przyjaciółce, by milczała.
- TYM Bartmanem? – Zapytał wujek Ani.
- Nie, to raczej niemożliwe … - Machnęła ręką  pani Danusia śmiejąc się. Wiedziała, że to pic na wodę fotomontaż, bo co rano wysłuchiwała w kuchni niemiłych wiązanek rażących prosto w jego osobę.
Nim jednak cokolwiek dopowiedziała, Anka kopnęła ją w kostkę i przejęła stery.
- Ach, to było takie romantyczne… spotkali się w Katowicach, a tutaj już zupełnie między nimi rozkwitło uczucie… prawda Julciu?
Nie wiem, czy nazwać to ratunkiem czy obrzydzeniem życia, ale zadziałało i wszyscy zaczęli bujać w obłokach. 
- Tak… kompletnie się nie spodziewałam takiego obrotu sprawy… - Rzuciłam zgryźliwie uśmiechnęłam się w kierunku rodziców Ani. Skumali.
- Julka, koniecznie musisz mi załatwić jego autograf. – Poprosił mnie pan Krzysiek, wujek Anki.
- Załatwione.
  Gdy goście pojechali,  a Mateusza pozbyłyśmy się w pokoju dla gości, same odsapnęłyśmy u siebie zamknięte pod kluczem. Leżałam na łóżku i w ciszy odpoczywałam po dość męczącym dniu. Najpierw kac, potem Mateusz, a jakby tego było mało, zawieszenie broni z Bartmanem.
Obok mnie leżała Anka na brzuchu i czytała te swoje harlekiny o wspaniałej miłości. Jasne.
Dobra, tak naprawdę nie czytała. Po prostu kątem oka analizowała moje zachowanie i myślała o tym wszystkim co się wydarzyło.
W końcu nie wytrzymała.
- Dobra, rozjaśnij mi to, bo nie czaje. – Zamknęła książkę nawet nie zaznaczając, gdzie skończyła. Kolejny dowód, że udawała.
- Jak to nie? Sama mi podsunęłaś taki plan. – Odwróciłam się w jej stronę.
- Ja tylko tak myślałam, Julka! I tak sądziłam, że poradzisz sobie sama…
- Ale Anka, Mateusz jest jak mucha! – Podniosłam się z łóżka, poirytowana i usiadłam na obrotowym krześle kręcąc się na nim jak dziecko. – Małe, natrętne, ale szkoda krzywdzić…
Przyjaciółka zaśmiała się na to porównanie i położyła się na plecach.
- Cóż… nie do końca miałam na myśli Bartmana… - Namyśliła się wpatrując w sufit. – Wiesz, no… już prędzej Kosok…
- Och dajże już spokój, chodzi tylko o głupi tydzień. – Machnęłam ręką. Przecież wytrzymam z tym kretynem jakoś. – Kosoka jakoś szkoda by mi było wykorzystywać, poza tym Bartman był pod ręką.
- Może i masz rację… - ziewnęła. – tylko znam Zibiego na tyle, że mogę stwierdzić, że on jeszcze to jakoś wykorzysta, więc uważaj. – ostrzegła mnie.
Cóż, już mnie poinformował, że pozostanę mu dłużna i jakoś to przecierpię.
Anka wstała z łóżka i rzuciła mi swój telefon, który o mało co nie spadł na podłogę.
- Kretynka!
- Ty mi tu nie „kretynkuj”, kretynko, tylko spisz sobie ode mnie numer swojego chłopaka. – Skwitowała i zaszyła się w łazience.
~*  *  *~
Kolejny rozdział z serii "Kopiuj-wklej z gotowca". Ha, ha. 
Z niecierpliwością czekam na piątkowy mecz. Och, co to będą za emocje! Ale wierzę w Naszych chłopców. Wygrają. No bo ... kto jak nie oni?! :)

1 komentarz:

  1. świetny rozdział ! :D
    Bartman ma udawać chłopaka Julki ? Może być ciekawie.. :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam .:*

    OdpowiedzUsuń