piątek, 19 lipca 2013

16. "Zbysiu-Misiu", Karolinka Cię woła.

Najpierw zobaczyłam jej nogi. Zgrabne, opalone i długie. W malinowym stroju kąpielowym prezentowała się naprawdę zjawiskowo. Ale to i tak było nic w porównaniu z idealną buzią, dużymi, czekoladowymi oczami i pełnymi ustami. Wiatr lekko rozwiewał jej długie, kasztanowe włosy , i przez ten widok wszyscy zaniemówiliśmy. 
  Kto to był? Jakaś sportowa fanka? 
- Karolina? - Wytrzeszczył na nią oczy Bartman, a my wszyscy na niego. Że co?!

  Siatkarz wstał i nagle na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Boże, tyle czasu się nie widzieliśmy! - Dziewczyna śmiało do niego podeszła i go uściskała. Wciąż nic a nic nie rozumiałam.
- No tylko przez to, że wyprowadziłaś się do Holandii. - Powiedział Zibi. Ten jego zły humor zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. - Przyjechałaś na wakacje czy na stałe?
- Na stałe już. Stęskniłam się za Polską. - Wpatrywała się w siatkarza jak w obrazek, zupełnie jakby nas tam nie było.
Dopiero gdy Anka chrząknęła Bartman sobie o nas przypomniał.
- Karolina, poznaj moich przyjaciół. - Przedstawił nas po kolei. - Basia, Mateusz, Monika, Grzesiek, Piotrek, Anka i Julka.
Poczułam jak robi mi się smutno. „Przyjaciół”, co?... W tym momencie fakt, że prawie się pocałowaliśmy czy sytuacja, kiedy spaliśmy trzymając się za ręce nie miała już żadnego znaczenia. Dla niego.
- Cześć. - odpowiedzieli niemalże chóralnie. - Nie wyglądali na specjalnie zadowolonych. Zresztą zupełnie jak ja.
  Nie mogłam nic zrobić. Wyglądali tak, jakby byli kiedyś zakochani i przez jej wyjazd musieli się rozstać - wpatrywali się sobie głęboko w oczy, jakby porozumiewając się bez słów. A teraz ich wielkie love odżyło. I nie mogłam się oburzać, że przedstawił mnie jako „przyjaciółkę”. Bądź co bądź, może dalej ją kochał, więc nie mogłam robić z tego afery.
- Przyjechałaś z rodzicami? - Zapytał ją Bartman. Kiwnęła głową. - Kurcze, to pójdę się przywitać. - Powiedział do nas. - Zaraz przyjdę.
I ze smutkiem w sercu patrzyłam, jak odchodzą rozmawiając i śmiejąc się.
Nie mogłam tam siedzieć. Bądź co bądź, nie zapowiadało się, żeby wrócił do nas sam.
- Idę po picie. - Wstałam i jak wystrzelona z procy ruszyłam do namiotu.
- Pójdę z tobą. - Mateusz wstał i kroczył za mną stawiając potężne kroki, by choć trochę dotrzymać mi tempa.

- Kurcze, co to za laska? - Skrzywiła się Anka, gdy Julka zniknęła im z pola widzenia.
- Zibi mi chyba kiedyś o niej opowiadał. - Piotrek chwilę pomyślał. - Jeśli dobrze pamiętam to właśnie o niej mówił, że się spotykali ze sobą.
- Cóż, nie dziwi mnie to. Wypisz wymaluj jego ideał… - Grzesiek podparł się na przedramionach i rozmyślając, spojrzał w stronę jeziora i obserwując bawiące się dzieciaki.
- Przynajmniej wiemy, dlaczego zawsze pozdrawia „brunetki z czekoladowymi oczami”.
  Wszyscy siedzieli trochę zgaszeni i kompletnie nie wiedzieli, co powiedzieć.
- No a co z Julką? - Posmutniała Monika. - Jakoś ta Karolina mi się nie widzi…
- Obawiam się, że może być ciężko… - Westchnął przeciągle Cichy Pit. Miał rację. - Kto wie, co Bartmanowi w sercu siedzi.. Nawet jeśli byłoby coś między nimi na rzeczy, to są na tyle uparci, że się do tego nie przyznają przed samymi sobą.

Nawet nie zauważyłam, że podąża za mną Mateusz. Ale to nie było ważne; w moim sercu walczyły ze sobą tysiące odczuć: zmartwienie, nadzieja, złość, cierpienie, wrogość… wszystko na raz! Pierwszy raz czułam coś takiego i kompletnie nie mogłam sobie z tym poradzić.
- Julka, Julka czekaj! - Zawołał za mną kolega. Czułam, że zaczynają mnie boleć dłonie od zaciśniętych pięści, więc popuściłam ścisk.- W porządku wszystko?
  Uśmiechnęłam się sztucznie i odwróciłam.
- W porządku. - Wyraźnie go uspokoiłam. - Jesteś głodny?
 Młodszy chłopak kiwnął głową.
- To chodź, przed zakrętem na pole namiotowe jest knajpka, zjemy coś. - Mateusz wyraźnie się rozpromienił. Zupełnie jakby pierwszy raz ktoś mu zaproponował zjedzenie razem posiłku. - Tylko się ubierzmy.
  Poszłam do swojej torby i założyłam na siebie krótkie, miętowe szorty i biały top. Równo ze mną ze swojego namiotu wyszedł Mateusz, ubrany w krótkie spodnie i koszulkę z kolorowym nadrukiem symbolu „SUPERMANA”.
Dziwne, ale naprawdę traktowałam go aktualnie jako mojego bohatera. Nie mogłam tu zostać, ale też sama nie chciałam pójść. A co, niech dzisiaj pobawi się w mojego supermana.
Knajpka faktycznie była bliziutko. Nie przeszkadzał mi nawet smród tłuszczu, niemiłosierny tłum ludzi i rozwydrzone dzieciaki. Zamówiliśmy po hamburgerze i wzięliśmy do tego frytki na spółkę oraz dwie małe cole. Smak był dobry, ale nie to co w McDOnald`sie. Jednak to naprawdę nie miało znaczenia. Zawsze zajadałam nerwy.
- Kurde, ale się najadłam. - Złapałam się za brzuch. - Kurde, dobrze, że tu ze mną przyszedłeś.
- No widzisz, służę uprzejmie. - Uśmiechnął się do mnie. Widziałam, jak jego oczy za okularami się radują. Taki mały gest, a taki wielki dla niego…
Dla mnie to tez wyszło na plus. Nie byłam głodna i, powiem szczerze, nie myślałam o Bartmanie. Na szczęście.
Z Mateuszem dużo jeszcze rozmawiałam. Naprawdę poprawił mi zepsuty wcześniej humor. I musiałam przyznać sama do siebie, że wcale nie był taki zły. Stał się, hm, dojrzalszy? Mniej natrętny? Ciekawe czy to zasługa jego samego, czy też może faktu, że Bartman był „moim chłopakiem” i się hamował.
- Dobra, pójdę zapłacić. Pozostali pewnie się zastanawiają, gdzie zniknęliśmy. - Chciałam wstać od stołu i podejść do baru, jednak Mateusz mnie uprzedził.
- Ja zapłacę. - I nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, stanął przy ladzie i czekał w kolejce.
Wraz z jego odejściem powróciło pytanie: co Zibi czuje do tej Karoliny. Jeśli mam być szczera sama ze sobą, to nawet jeśli czegokolwiek chciałabym od siatkarza, nie miałabym żadnych szans. Po pierwsze - non stop się o coś sprzeczamy. Jesteśmy jak ogień i woda, oboje wybuchowi i nieprzewidywalni. Po drugie, ona pewnie jest jego starą miłością. Po trzecie, jestem… blondynką. I jak na złość jeszcze słońce mi rozjaśniło włosy.
Bartman woli brunetki. Wysokie, szczupłe. Takie jak Karolina.
- Hej, mała. - Powiedział nagle ktoś do mnie wyrywając z zamyślenia.
Spojrzałam do góry. O stół opierał się jakiś facet, niewiele starszy ode mnie.
- Bar jest tam. - Fuknęłam w jego stronę i ponownie odwróciłam głowę. Jeszcze natrętów mi brakowało.
Ku mojemu zdumieniu usiadł naprzeciwko mnie. Miał krótko wystrzyżone włosy, chciwy uśmieszek i wąskie oczy - kompletnie jak u mordercy, naprawdę. Ale i tak lepiej dla niego, żeby odszedł, bo aż ręka mnie piecze do bicia wszystkiego, co mi się nawinie.
- Jestem zainteresowany tobą. - Wyszczerzył się. Boże, jaki idiota.
- Ale ja tobą nie. - Syknęłam wstając od stołu. Podeszłam do baru. Mateusz właśnie zapłacił. - Chodź, idziemy stąd. - Powiedziałam do niego i odwróciłam się jeszcze w stronę natręta pokazując mu środkowy palec.
I dobry humor ponownie szlag trafił.
Gdy dotarliśmy na pole namiotowe było koło już koło siedemnastej. Chłopcy właśnie rozpalali ognisko blisko naszych namiotów, w miejscu do tego przeznaczonym. Na około niego rozłożone było kłody do siedzenia i Basia z Anką już tam siedziały. No i Bartman, do którego uczepiona była Karolina i nawet nie zauważył, że przyszłam.
- Gdzie wy się podziewaliście? - Zapytała Anka. Chyba była zła, a dodatkowo jej mina wyrażała jeszcze zmartwienie i zdziwienie.
- A tu, i tam… - Usiadłam obok niej.
Starałam się nie patrzeć w ich stronę. Przyglądałam się tylko jak Nowakowski dodaje gazet do ognia i ognisko staje się większe.
- A gdzie Kosok i Monika? - Zdziwiłam się. Nigdzie ich nie było.
- Pojechali po kiełbaski do pobliskiego sklepu.
- I po procenty. - Basia była wyraźnie zadowolona z tego powodu. Cóż, jest jeszcze w tym wieku, kiedy to po alkoholu człowiek się świetnie bawi.
- To ty już możesz pić legalnie? - Nowakowski odwrócił się w naszą stronę i udawał zaskoczonego.
- hej! Mam już prawie dziewiętnaście! - Oburzyła się a my zaśmialiśmy się głośno.
- No dobra, dobra, upewniam się…
Uśmiechałam się i starałam nie patrzeć jak Karolina coraz bardziej zbliża się do Zbyszka.

Gdy Julka przyszła z Mateuszem, Bóg wie skąd, nawet nie uraczyła ZB spojrzeniem. Był wściekły; dziewczyna sobie poszła nawet mu nie mówiąc i to jeszcze z tym padalcem.
Dobra, nie miała mu obowiązku mówić, gdzie idzie, przecież nie byli razem tak na serio.
- Pamiętam jak to było, gdy byliśmy młodsi… - Karolina położyła mu rękę na udzie.
- Taak. Stare czasy. - Zaakcentował wyraz „stare” i delikatnie ściągnął jej dłoń ze swojej nogi.
  Karolina zawsze była bardzo ładną dziewczyną, a teraz stała się jeszcze piękniejsza. Był w niej kiedyś naprawdę zakochany, jednak gdy wyjechała, zapomniał całkiem szybko o niej skupiając się na siatkówce. A teraz, gdy się znowu pojawiła, kompletnie nie wiedział, co czuje.
- CO jest? - Zdziwiła się ściszając głos. Po chwili jednak do niej dotarło. Stał się ostrożniejszy, gdy przyszła ona. - To ta blondyneczka, tak? - Fuknęła pod nosem.
- Julka. - Poprawił ją i spojrzał w stronę dziewczyny.
Kompletnie na niego nie zwracała uwagi. Ignorowała go jak nigdy.
- Och, Zbysiu, przestań. - Karolina ręką odwróciła jego twarz w swoją stronę. - Przecież wróciłam. Chcę, żeby było jak dawniej. Ciągle o tobie myślałam.
  Siatkarz jedynie zdobył się na głośne westchnięcie.
- Mówiłeś, że będziemy razem, że się pobierzemy, że będziemy mieć wspólny dom…
- Karolina, mieliśmy wtedy po osiemnaście lat! - Bartman już nie wytrzymywał. On po prostu… jakoś przestawał chcieć od niej coś więcej, a ta magia z ponownego spotkania zniknęła nie wiadomo jak i gdzie.
- Nie mów, że jesteś w niej zakochany? - Brunetka wprost nie dowierzała własnym słowom. - Przecież ona nawet nie spojrzała na ciebie jak tu przyszła.
Dla Barmana to było już za wiele. Zwłaszcza, że Karolina miała rację i Julka faktycznie nawet nie obdarzyła go jednym, krótkim spojrzeniem. Nic. Nul. Zero.
- Grzesiek z Moniką przyjechali, pójdę im pomóc. - Bartman wstał, przygnębiony i zły na siebie, i poszedł w stronę srebrnego samochodu.
  Karolina również wstała i przysiadła się obok Anki , Basi i Julki. Uśmiechnięta i rozmarzona nie mogła oderwać wzroku od sylwetki Bartmana, który wyciągał z bagażnika samochodu reklamówkę z zakupami.
- Czy on nie jest boski? - Westchnęła. - Tak się cieszę, że wróciłam i go spotkałam.
Anka niepewnie na nią spojrzała.
- No tak, w końcu byliście przyjaciółmi. - Ankę prawie szlag trafił.
- Byliśmy parą. - Poprawiła ją brunetka słodko się uśmiechając. - I mam nadzieję, że znowu nią będziemy.

Gdy usłyszałam te słowa kompletnie mnie zatkało.
Wiedziałam, że nic nie mogę zrobić, ale nie mogłam tam dłużej siedzieć i słuchać, jaki to „Zbysiu-misiaczek” nie jest wspaniały. Najchętniej bym wstała i poszła, ale to znaczyłoby jedno. Że jestem zakochana.
A przecież tak nie było.
- Gratuluję. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi. - Mój uśmiech o dziwo był w miarę szczery. Karolina wyglądała na nieco zaskoczoną.
- Dz.. dzięki. - Odpowiedziała niepewnie. Czyżby spodziewała się, że ją zaatakuje z pazurami? No, bez przesady.
- Wytrzymać z tym kretynem to nie lada wyzwanie. - Zaśmiałam się. Wprost nie dowierzałam własnym uszom, że to powiedziałam i na dodatek było mi wesoło.
- Julka!... - Anka szepnęła w moją stronę. - Co ty?!...
  Dyskretnie uciszyłam przyjaciółkę.
W ten sposób odpowiadałam sobie na pytanie, co do niego czuję. Jak na razie wydawało mi się, że kompletnie nic.
Wieczór mijał bardzo przyjemnie. Najprawdopodobniej była to zasługa dwóch piw, które wypiłam w ciągu pierwszej godziny. Było mi po nich naprawdę dobrze i utwierdzałam się tylko w przekonaniu, że naprawdę nic nie mam do Bartmana. Wszystko było jak zawsze. Udało mi się nawet na nim wyżyć, kiedy w połowie drugiego piwa próbował mi je zabrać.
- Weź, Bartman, wyluzuj trochę… - Syknęłam do niego. Jeszcze by tego brakowało, żeby zabierał mi alkohol. Przecież umiem o siebie zadbać. - Pilnuj Karolinki. - Kiwnęłam w jej stronę. Siedziała z piwem w ręku i rozmawiała z kimś przez telefon. Najprawdopodobniej dlatego do mnie podszedł siatkarz.
- Kobieto, będziesz zalana! - Upierał się, jednak nie popuściłam.
- Umiem o siebie zadbać. - Skrzywiłam się, po czym dodałam z ironią. - „Zbysiu-misiu” - zacytowałam - Karolina cię woła.
- Kurwa, jak zawsze musisz pokazywać jaka to silna nie jesteś. - Podenerwował się.
- A ty jak zawsze chcesz uważać się za lepszego! - Odwzajemniłam się.
Atmosfera robiła się gorąca. Po staremu.
- Przynajmniej nie chleję jak stary alkoholik! - Stanowczo za daleko posunął się z tą aluzją. - Weź się ogarnij, bo zachowujesz się jak dziecko, któremu nie można przegadać do porządku!
  Wstałam i wymierzyłam mu w twarz. Tym razem przesadził. Grubo przesadził.
- Nie jesteś moim ojcem, żeby mówić mi, co robię źle! - Krzyknęłam. Wszyscy na początku przyglądali się naszej kłótni bez słowa - przecież to normalne. Ale gdy go uderzyłam, Anka z Piotrkiem wkroczyli do akcji.
- Julka! Bartman! - Krzyknęli na nas jednocześnie. - Uspokójcie się obydwoje!
- Ten kretyn ma się za Bóg wie kogo! - Również podniosłam głos. Czułam, jak krew we mnie wrze. Zacisnęłam pięści mając go ochotę jeszcze raz uderzyć. Zrezygnowałam w dosłownie ostatnim momencie. - Idę stąd! - Odwróciłam się i nim Anka zdążyła zrobić krok, dopowiedziałam - SAMA!
- Niech idzie, niech ochłonie… - Piotrek zatrzymał Anię. - Przejdzie jej…

Kiedy Julka wymierzyła Bartmanowi policzek, siatkarz po prostu zaniemówił. Już drugi raz od niej oberwał. Był wściekły i jednocześnie zdruzgotany.
Do czego on doprowadził?! I najważniejsze, jak?! Przecież dziś tak dobrze się dogadywali! - Krzyczał wręcz do siebie w myślach.
I na dodatek poszła!
 Chciał za nią iść, ale najprawdopodobniej pogorszyłby sprawę. Może Piotrek miał rację z tym, że musiała ochłonąć. Ba, chyba oboje musieli ochłonąć.
Krew w nim wrzała. Miał ochotę coś rozwalić, kogoś uderzyć i z ledwością się powstrzymywał. Raz po raz zaciskał pięści.
- Zbysiu… - Gdy podeszła do niego Karolina, odtrącił ją bez zastanowienia.
- To twoja wina! - Wrzasnął w jej stronę. Brunetka oniemiała.
Pozostali przyglądali się temu z zaciekawieniem.
- Spotkaliśmy się po latach, ale to tyle! A uczepiłaś się mnie jak rzep psiego ogona i nie pozwalasz odejść ani na krok! - Kontynuował z podniesionym głosem. - Co było, minęło, zrozum! Nie kocham cię już!
- Jesteś idiotą! - Podeszła i wymierzyła mu drugi policzek, po czym odwróciła się i odeszła.
  Grzesiek zagwizdał.
- Nie co dzień dostaje się dwa liście… od dwóch dziewczyn… - Skomentował po cichu.
- Nie dolewaj oliwy do ognia. - Pouczyła go Monika. - On zaraz wybuchnie.
 Bartman usiadł an kłodzie i złapał się za głowę. Miał kompletną pustkę w głowie. Nie mógł poukładać sobie myśli… Poza tym , policzek po Julce dalej płonął.

- Boże, co za debil! Jak ja go nienawidzę! - Gadałam jak głupia sama do siebie, maszerując w kierunku plaży. - Dlaczego tacy kretyni się rodzą!
Miałam ochotę wrzeszczeć na cały głos. Ale co to, to nie. Nie będę sobie niszczyła krtani przez tego debila! Kompletnie nie mogłam pojąć, jak on w ogóle śmie tak do mnie mówić! Tak się zachowywać! Niech sobie rządzi tak tą swoją Karolinką, ale nie mną.
 Usiadłam na piachu i podkuliłam pod siebie nogi, chowając w nich twarz. Czułam się fatalnie; głowa mnie bolała ze zdenerwowania, było mi niedobrze przez ilość wypitego alkoholu i chciało mi się płakać. I na dodatek miałam całe sine ręce. Ale to na pewno od siatkówki...
 Byłam taka zaaferowana kłótnią z siatkarzem, że nawet nie słyszałam jak ktoś do mnie podchodzi od tyłu. Gdy poczułam dużą, silną dłoń na ramieniu, byłam przekonana, że to Bartman.
- Odwal się ode mnie!... - Tylko tyle krzyknęłam, po czym zorientowałam się, że to wcale nie siatkarz tylko ten natrętny facet z baru.
CHOLERA.
- Może grzeczniej niż w barze? - Zaproponował wpatrując się we mnie tymi oczami jak u mordercy. Miałam już go uderzyć, odepchnąć... cokolwiek zrobić, ale wtedy pokazał mi nożyk, który trzyma w kieszeni.
  Przełknęłam ślinę i moje serce wypełnił paniczny strach.
- Czego ode mnie chcesz? - Zapytałam spokojniej, ale trzęsącym się głosem. Strach mnie po prostu paraliżował. I na nic zdał się fakt, że czasem jestem odważna.
- Masz ładną buźkę, ładną figurę… - Przysuwał się coraz bliżej, a ja nic nie mogłam zrobić.
Wiem, czego oczekiwał. Co chciał zrobić. Ale nie miałam z nim szans. Złapał mnie mocno za ramię i aż jęknęłam z bólu.
Pierwszy raz żałowałam, że nie ma przy mnie Bartmana.
- Wstawaj. I nie próbuj krzyczeć. - Nakazał szarpiąc do góry. - Idziemy stąd. - Prowadził mnie w stronę pobliskiego lasu.
- Dlaczego?... - Szepnęłam przerażona. W moich oczach już dawno nagromadziły się łzy. Lada moment wypłyną po policzkach strumieniami.
Tak się strasznie bałam. Tak bardzo, że nie mogłam krzyczeć. Nie mogłam zrobić nic, poza poddaniem się. I na dodatek zrobiło mi się słabo. Akurat teraz...
- Widzę, że już złagodniałaś. - Rzucił z sarkazmem. - Trzeba było być miłą w barze, obyłoby się bez nerwów.
- Zostaw mnie, proszę… - Dalej mówiłam szeptem. Kręciło mi się w głowie. }
Wchodziliśmy właśnie między drzewa. Trzymał mnie kurczowo przy sobie i ciągnął. CO krok się potykałam.
Wiedziałam, że jeśli nic nie zrobię teraz, to za chwilę będzie już za późno. I przyjaciele mnie nie znajdą.
  Z całych sił wyrwałam się i wbiegłam na ścieżkę prowadzącą na kemping.  Najwyraźniej nie spodziewał się tego, bo wcześniej byłam bardzo posłuszna. Musiałam biec sto metrów, jednak i tak dogonił mnie po kilkunastu. Był szybszy i sprawniejszy. A ja słaba i... schorowana.
Nikogo nie było w  pobliżu, tylko drzewa. Nie miałam nawet po co krzyczeć. Pchnął mnie na ziemię i złapał mocno za włosy. Usiadł na mnie okrakiem uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Serce biło mi jak oszalałe.
Zbyszku, tak bardzo się boję. To tak bardzo boli... Zbyszku ja przepraszam za wszystko. Przepraszam za złość i za kłótnie, ale błagam, pomóż mi...
Proszę, ja już nie mam sił, Zbyszku...

- Jak jesteś taka cwana i mądra, to chociaż buźki ładnej nie będziesz miała… - Wyjął nóż z kieszeni, a ja przerażona zasłoniłam twarz rękami. Tylko na tyle miałam siłę.
I wtedy stał się cud.
- EJ! ZOSTAW JĄ! - Jego głos był wybawieniem. - KOSOK! NOWAK! SZYBKO! - Wrzeszczał na całe gardło.
Poczułam niesamowitą ulgę, gdy siatkarz zepchnął ze mnie mężczyznę. Niepewnie oddaliłam mokre od płaczu ręce od twarzy i jak przez mgłę widziałam, jak atakujący wymierza kilka ciosów facetowi, aż się przewrócił i leżał na ziemi. Panicznie się bałam.
Bartman podbiegł do mnie, klęknął obok mnie i mocno do siebie przytulił. Cała się trzęsłam. Zaczęłam ryczeć jak dziecko, przytulając się do siatkarza jeszcze mocniej, jakby to miało rozwiać całe to wydarzenie w niepamięć.
- Zbyszek! Ja.. tak bardzo..! - Jęczałam nie mogąc powstrzymać gęstych łez lejących się z moich oczu. - Ja tak bardzo się bałam!
Złapałam kurczowo jego koszulkę i ściskałam ją z całych sił.
- Spokojnie, jestem tu. Jestem przy tobie. - Mówił do mnie uspakajającym głosem.
  Świat dla mnie przestał istnieć. Przybiegł Grzesiek i Piotrek z dziewczynami, ale nawet nie słyszałam, co mówią. Zbyszek im wszystko rozjaśnił. Ktoś zadzwonił na policję, chyba Mateusz.  Pozostali siatkarze trzymali faceta, by nie zbiegł. A zielonooki mnie dalej przytulał. Mnie, całą zalaną łzami, łkającą jak dziecko.
- Przepraszam… - Szepnęłam przez łzy.
Co rusz podciągałam nosem. Łzy dalej płynęły, ale już spokojniej.
- Nie masz za co, to ja przepraszam. - W jego głosie słychać było, jaki jest na siebie zły. - Przeze mnie doszłoby do tragedii. W życiu nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało…
Delikatnie odsunął mnie od siebie i spojrzał głęboko w oczy. Mówił prawdę i poczułam jakieś dziwne ciepło wewnątrz mnie. Zbyszek otarł wierzchem dłoni moje mokre  policzki,  a zaraz potem ujął moją twarz w dłonie i delikatnie pocałował oba rozgrzane policzki. Moje serce biło wolniej, spokojniej. Oddech również się uspokajał. Przytuliłam go znowu, bo w jego ramionach czułam się bardzo bezpieczna... już nic złego nie mogło się stać.
  Powróciłam do rzeczywistości dopiero słysząc policję jadącą na sygnale.
Bartman zwolnił uścisk, chcąc wstać.
- Nie idź! - Przyciągnęłam go z powrotem do siebie usilnie trzymając się jego koszulki. - Nie zostawiaj mnie.- Poprosiłam.
- Zaraz wrócę. - Pocałował mnie czule w czoło. - Ania z tobą będzie.
Przyjaciółka musiała tu być cały czas, bo gdy wstał objęła mnie ramieniem.
- W porządku?... - Pytała się spokojnie pomagając mi wstać na nogi. - Przepraszam, mogłam cię samej nie puszczać, nie doszłoby do tego...
- Ania, już w porządku. - Mój głos wracał do normalności. Udało mi się nawet powstrzymać łzy.
  Policja właśnie skuła faceta w kajdanki i wsadzili go do radiowozu. Bałam się nawet na niego spojrzeć. Jeden policjant stał wraz z Bartmanem koło samochodu i spisywał bieg wydarzeń. Potem podeszli do mnie.
- Jest pani w stanie rozmawiać? - Zapytał się mundurowy. - Musi pani złożyć zeznania…
- Proszę jej dzisiaj nie forsować, jest cała roztrzęsiona. - Anka odpowiedziała zanim cokolwiek z siebie wydusiłam.
- Dobrze, w takim razie musi się pani zgłosić, najlepiej jutro, na rzeszowski komisariat. - Nakazał policjant składając swój zeszycik i chowając do kieszeni granatowego munduru.
- Nie ma problemu, stawimy się jutro. - Zapewnił go siatkarz.
- A tutaj, trzeba uważać. W wakacje najczęściej dochodzi to tego typu tragedii. - Dodał na odchodne.
  Do tej z moim udziałem na szczęście nie doszło.
Wracaliśmy do namiotów w zupełnej ciszy. Szłam obok Bartmana i nawet nie wiem kto kogo złapał za rękę, ale trzymałam go naprawdę mocno. Nie chciałam zostawać bez niego.
- No… to wracamy do domu.. - Anka przerwała ciszę.
- Nie. Ja wrócę. - Mój głos brzmiał już stabilniej. - Macie jeszcze weekend, zostańcie tu i odpocznijcie. Wrócę na jeden dzień do Rzeszowa i załatwię sprawę na komisariacie. A w niedzielę rano wrócę.
- Pojadę z tobą. - Powiedział Bartman, nim ktokolwiek zdążył zaprzeczyć. - Ruszymy w nocy, będzie droga pusta, a i ja nie będę mieć promili we krwi.
Cieszyłam się, że to powiedział. Cieszyłam się, że przy mnie był. I byłam przekonana, że kolejnej kłótni już nie zniosę...


~*  *  *~
Jak obiecałam, nowy rozdział jeszcze dziś. Siedzę sobie spokojnie i beztrosko nad morzem, więc trochę czasu na pisanko jest ;3
A co u Was słychać? Jak mijają Wam wakacje? Śledzicie losy LŚ? Ja czasem oglądam w pobliskim barze, ale nic specjalnego. 
CIeszę się, że czytacie moje opowiadanie. :) Po miłych komentarzach aż chce się pisać. 
I jak myślicie, będzie Julka w końcu z Bartmanem? Czy życie im rzuci kłody pod nogi? 
Buziaki! 


7 komentarzy:

  1. świetnie że dodajesz na początku ostatni fragment poprzedniego rozdziału! :)
    CZEKAM NA WIĘCEJ!
    pozdrawiam, A. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. to jest tak romantyczne.. ta cała historia.. coś wspaniałego..

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba ten rozdział jak każdy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez to wszystko w moich oczach po prostu pojawiły się łzy! Julka i Bartman po prostu muszą być razem. Nie wyobrażam sobie tego w żaden inny sposób. Ten rozdział dosłownie powalił mnie na łopatki. A Zbyszek... Zbyszek jest po prostu moim bohaterem *_*

    OdpowiedzUsuń
  5. Bożeee jak ja uwielbiam to co piszesz ;))
    CZekam z niecierpliwością na nastepny!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaaa! Ja chcę więcej ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku ! Dobrze że nic się jej nie stało .Dzięki Bogu że Zbyszek się tam jakoś znalazł :D Gdyby nie on pewnie było by źle .No i Zbyś to wielki bohater I ten wspaniały gest że z nią pojedzie :D Kocham :D

    OdpowiedzUsuń