czwartek, 25 lipca 2013

28. I oczekujesz, że będę przy niej w ostatnich chwilach życia?

- Gadaj. - Rozkazała Anka. 
Była taka rozjuszona, że lada moment wybuchnie. Czuła to. Miotał nią ogromny gniew i nienawiść do rudej dziewczyny. I dla zachowania bezpieczeństwa usiadła przy stole. Nie mogła uszkodzić osoby, od której zależało życie Julii. 
Ale za jakie grzechy właśnie w jej rękach?
- A co, Zbysiu ci nie powiedział? - Prychnęła.
Anka zacisnęła szczękę. Lada moment odgryzie jej się tak, że pożałuje, iż się urodziła. Doprawdy, co za bezczelna gówniara!
Zdecydowała się jednak na łagodniejszą opcję. Na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek. 
- Nie. Nie powiedział. - Odparła spokojniej. - I liczę na to, że ty mnie oświecisz. 
 Ruda westchnęła i aktorsko wywróciła oczami. Przez chwilę trwały w ciszy, która bardzo denerwowała Ankę. Ta ruda jędza jeszcze spokojnie zasiadła przy stole i sięgnęła po kanapkę. 
- TO umowa między mną a Bartmanem, a tobie nic do tego. - Jak gdyby nigdy nic jadła kolację. 
Anka aż kipiała ze złości. Miała ochotę wyrwać jej ten chleb, rzucić się na nią niczym tygrys i wydrapać jej oczy pazurami. Znowu. I to co raz bardziej.
Postanowiła jednak zachować klasę. Chrząknęła i nieco się wyprostowała na krześle. 
- Proszę, powiedz. - Uśmiechnęła się słodko. 
Jak to nie zadziała, to mnie kurwica weźmie jak boga kocham. 
  Kamila dokończyła kanapkę. 
- Po prostu postawiłam mu ultimatum. - Wzruszyła obojętnie ramionami. Sięgnęła po zimna już herbatę i upiła łyk. Skrzywiła się.- Ta herbata jest zimna. - Podeszła do zlewu i ją najzwyczajniej w świecie wylała. 
Ale czy to Anki wina była? Gdyby nie siedziała ponad godzinę w łazience to byłaby gorąca! Dziewczyna pozostawiła to jednak bez zbędnego komentarza. 
- Jakie ultimatum? - Dopytywała się. Musiała to wiedzieć przecież za wszelką cenę. 
  I gdy ta ruda małpa powiedziała jej o co chodzi, miała ochotę powyrywać jej kłaki, wydłubać jej oczy, dźgać nożem i na sam koniec pociąć ją piłą na kawałki i wrzucić do jakiejś rzeki, by z prądem poszła w cholerę. 

Kilka dni wcześniej...

  Gdy Zbyszek zajechał aż do Gdańska, pod wskazany przez Ankę adres, był całkowicie wyczerpany. Z wielką ulgą ściągnął kask z głowy i zsiadł z motocyklu. Tak bardzo go wszystko bolało, że ledwo stał na nogach. 
Znalazł się pod wielkim... nie, ogromnym, wręcz monumentalnym domem umiejscowionym w bardzo bogatej dzielnicy. Dom był nowoczesny i od jego ścian aż bił majątek włożony w wybudowanie go. Fakt, Julka kiedyś mu mówiła, że jej matka zostawiła ojca dla bogatszego, ale nie sądził, że mogła być aż taką materialistką. Powoli zaczął się obawiać konfrontacji z tą kobietą. 
Ale robił to dla Niej, dla Julii; swoją drogą, tak bardzo za nią tęsknił. Za jej hipnotyzującym, błękitnym spojrzeniem. Za wszystkimi słowami, które wydobyły jej się z jej pełnych, malinowych ust, nawet tymi złośliwymi. Za jej słodkim zapachem, który tak bardzo go pociągał... A dotyk? Wciąż czuł go na swojej skórze. Wszystkie pocałunki, wszystkie zaledwie muśnięcia... każde miejsce na jego ciele było przez nią niewidocznie naznaczone. 
Ale czy to miało jakieś znaczenie? Ona nigdy nie powiedziała "kocham". Ona nigdy tak naprawdę nie spoglądała na niego zakochanymi oczyma. Zawsze było: "za niedługo się skończy umowa" czy "Mateusz już niedługo wyjeżdża". To wszystko było dla niej grą. Grą, za którą przyszło mu słono zapłacić.
 I pierwszy raz był w takiej sytuacji. Kochał bez odwzajemnienia. Kochał do takiego stopnia, że brak uczucia z drugiej strony nie miał najmniejszego znaczenia. Po prostu... musiał jej pomóc. Za wszelką cenę. 

A potem?.. Potem odejdzie wiedząc, że Julia będzie żyć...
Westchnął głęboko. To nie był najlepszy czas na tego typu rozterki. Miał przecież zadanie do wykonania. 
Z kaskiem w ręku podszedł do wielkiej bramy i przycisnął guziczek. 
- Tak? - Zapytał męski głos w małym domofonie. 
- Dzień dobry, ja do.. - zerknął na karteczkę - Pani Wioletty. 
  Nastała chwila ciszy. 
- A kto mówi? - Nagle usłyszał kobiecy głos. 
- Zbyszek Bartman. Przyjaciel jej córki. - Powiedział. 
 Usłyszał szepty. Po drugiej stronie musieli się naradzać. 
- Proszę. - Koniec końców wpuścili go do środka. 
  Otworzył bramkę i wszedł. Im bliżej domu podchodził, tym  ten ogromniejszy się wydawał. Przyspieszył kroku. Chyba chciał jak najszybciej to załatwić. 
  Czuł się obserwowany, ale dom miał za dużo okien i nie mógł ogarnąć, z której strony ktoś na niego spogląda. 
  Przed drzwiami wziął głęboki oddech. Zapukał. Drzwi otworzył mu... lokaj? 
- Zapraszam. 
  Zaskoczony tym wszystkim wszedł do środka. No ale taki duży dom? Z pewnością oprócz lokaja jest jeszcze pokojówka... i ewentualnie kucharz.
  Rozejrzał się. Był na środku ogromnego przedpokoju, jeśli tak można było nazwać to pomieszczenie. Lepszym określeniem chyba będzie hall. Na samym szczycie wisiał wielki, kryształowy żyrandol, a na centralnym miejscu schody rozchodziły się na piętro w dwie strony. 

To pałac, u licha, czy co?! - Przeraził się Zbyszek. 
- Witam, Zbyszku. - Nagle przed nim stanęła kobieta. Wyrosła jak spod ziemi. - Mogę mówić Panu po imieniu, prawda?
  Niepewnie skinął głową. 
To była ona. Dosyć mocno wymalowana, farbowana na rudo kobieta. Ubrana było bardzo elegancko, wręcz wykwintnie, w długą, kaszmirową sukienkę. Ale co zwróciło jego uwagę przede wszystkim, to oczy i usta Julii. 
 Gestem ręki zaprosiła go do salonu. Jeśli ten "przedpokój" go dziwił, to teraz powinien paść z wrażenia, doprawdy. Starał się jednak nie okazywać szoku, choć to było naprawdę trudne. 
Ta kobieta była materialistką do szpiku kości. I wprost nie do wiary, że ten materializm sprawił, że porzuciła własne dziecko. 
- Niestety, ale Kamilci nie ma w domu... - Westchnęła, kiedy usiedli wygodnie w fotelach. - Ale powinna być lada moment, dlatego proszę poczekać. Kawy? Herbaty? - O dziwo, była naprawdę gościnna. 
  Bartman jednak zrozumiał, o co chodziło. Rozpoznała go po prostu i te wszystkie słodkie minki na jej twarzy to był wyraźny flirt. 
- Ale mi nie chodzi o... Kamilę. - Sprostował. Ale to był dobry znak. Miała córkę, co znaczyło, że może plan się powiedzie. - To znaczy poniekąd o nią też. 
 Pani Wioletcie zrzedła mina. Zrozumiała, w czyim interesie się tu zjawił. 
- Cóż. TO moja jedyna córka. - Niby się uśmiechnęła, ale widać było już ten dystans, który trzyma między sobą a gościem. 
- Nie każę Pani "matkować" Julii - wyprostował się Bartman przyjmując bezpieczniejsza pozycję - jednak chciałbym, aby mnie Pani wysłuchała. 
  Kobieta mlasnęła zniesmaczona. Osobiście miała głęboko gdzieś, co się dzieje z jej pierworodną. 
- Nie interesuje mnie, co się dzieje z tym bękartem. - Syknęła. W Bartmanie aż krew zawrzała. Jak można tak mówić o córce? - Nienawidziłam jej ojca, a potem jej.  
- Nie każę Pani jej kochać. - Warknął Zbyszek. Był już co raz bardziej rozjuszony, ale w związku z tym, że był w obcym miejscu, wolał się hamować. 
- Więc czego chcesz? - Uniosła brew pytająco. 
- Julia ma białaczkę. - Wyznał skruszony. Kobieta jednak tylko obojętnie wzruszyła ramionami. 
- I czego oczekujesz? Że będę przy niej w jej ostatnich chwilach? - Prychnęła. 
  Ta kobieta, pomyślał Zbyszek, to nic nie warta, wredna szmata, która nie zasłużyła na szacunek. Cholera, jak tak można mówić o dziecku? Nawet jeśli nie o dziecku to o chorej osobie? Zbyszek tego nie pojmował. Ona nie miała za grosz w sobie współczucia. Serce z kamienia. 
- Nie. Julka jedynie potrzebuje przeszczepu - a nie Pani miłości - i dlatego chcę, aby zgodziła się Pani na badanie zgodności genetycznej Julki i pani córki, Kamili. 
- Chyba sobie żartujesz! - Aż wstała oburzona z miejsca. - W żadnym wypadku. 
Zbyszek również wstał. Nie mógł przecież teraz się poddać. 
- Zapłacę. Zapłacę każą cenę. - Liczył na to, że skoro współczucia w niej nie wzbudzi, to może chociaż jej materializm zadziała... 
- Ty.. - Spojrzała na niego z ukosa. - Ty ją kochasz. 
- TO nie ma nic do rzeczy. Ta dziewczyna umiera i potrzebuje przeszczepu szpiku. 
Zupełnie nie chciał motać się z nią w dyskusję o tym, co łączy jego i Julię. Przyszedł tu z jednego powodu. 
- Mam pieniądze. Zapłacę. - Ponowił swoją propozycję. 
  Wioletta spojrzała na niego zaciekawiona. Skoro był gotów zapłacić każdą cenę to czemu by tego nie wykorzystać? 
- W sumie... 
  I wtedy weszła do pokoju ona. 
- Chyba kpisz. - Ruda wkroczyła do akcji. - Nie będziesz czerpała korzyści z mojej osoby.- Skrzyżowała ręce na piersiach. 
  Zbyszek aż wytrzeszczył na nią oczy. Czyży ona była normalna? Bezinteresowna? Aż ciężko w to uwierzyć!
Ruda i matka były niemalże jak dwie krople wody, a Julka stała jakoś między nimi. Nie, nie powinien chyba ich porównywać do siebie. A przynajmniej Julki i jej "matki". BO mimo wyglądu były kompletnymi przeciwieństwami.
Miał tylko nadzieję, że ta ruda dziewczyna nie wdała się w matkę. 

  Niestety okazało się, że się pomylił w pierwszej ocenie. 
- Korzyści to ja chcę mieć. - Uśmiechnęła się chciwie pod nosem. - Zakładając, że w ogóle się zgodzę na jakieś badania i przeszczep. 
Zbyszek się poderwał i podszedł do rudej dziewczyny. 
- To twoja siostra! - Złapał ją za ramiona i spojrzał głęboko w oczy. - Ona umiera i masz szansę jej życie uratować. 
  Dziewczyna spojrzała na niego zaciekawiona. 
Poznała go niemalże od razu. Był siatkarzem i grał w reprezentacji Polski. CO prawda nie lubiła siatkówki, ten sport był dla niej beznadziejny... ale był sławny i mógł jej wiele dać. 
Poza tym i przystojny całkiem był... 
- Tak czy siak, nie zgadzam się. - Wtrąciła się matka. 
  Ruda zmierzyła ją spojrzeniem. 
- Mam dziewiętnaście lat i sama o tym zadecyduję. - Warknęła do niej. 
Zbyszek nie chciał uczestniczyć w tej kłótni. Jego zadaniem było jak najszybciej przekonać ją do przyjazdu do Katowic. Dlatego wręcz padł na kolana przed dziewczyną i chwycił ją za dłonie. 
- Błagam. Błagam, zgódź się. Zrobię wszystko, bylebyś się zgodziła. - Nalegał. Jego spojrzenie było przepełnione nadzieją i błaganiem. Wyglądał jak bezdomny błagający o kawałek chleba... nie, złe porównanie. On był bardziej zawzięty. I na pewno by nie odpuścił.
- Masz wolną rękę. - Ponowił prośbę. Mocniej chwycił ją za dłonie. - Błagam, pomóż jej. 

  Jego skruszona mina zrobiła na niej ogromne wrażenie. Kim była ta dziewczyna, że poniżał się dla niej sam Zbigniew Bartman? Kim ona była, że światowej sławy siatkarz klęczał na kolanach i błagał o pomoc? Jedno było pewne - kochał ją i chyba naprawdę zrobi wszystko, by się zgodziła na ewentualny przeszczep. 
  Kamila poczuła ukłucie zazdrości. Dla niej nigdy się nikt tak nie poświęcał. Nikt jej tak mocno nie kochał. A przecież miała wszystko - wielki dom, najnowszy samochód, ubrania, najnowsze gadżety. Rodzice dawali jej na wszystko, co chciała. 
A jednak tego najważniejszego nie dostawała. I z tej zawiści dopuściła się najgorszego. 
- Chodź, - złapała do za nadgarstek - ustalimy to i owo. - Powiedziała i zwróciła się do matki. - Nie bój się, nie oddam się za darmo. 
  Zbyszek wiedział, że to nie wróży nic dobrego...
  Zawędrowali do kuchni. Ruda wyprosiła z kuchni tego lokaja, który wcześniej otworzył mu drzwi. Usiadła wygodnie na blacie kuchennym i zaczęła swój szantaż. 
- Co prawda nie lubię siatkówki - powiedziała szczerze - ale jakieś bilety na Mistrzostwa Europy by się przydały. 
To się dało załatwić. 
- I wiesz, to jeszcze nie koniec. - Puściła mu oczko. Aż przełknął ślinę. - Załatwisz mi też piłkę z autografami. Moja przyjaciółka uwielbia siatkówkę... 
  Dobra, to też nie było jakieś straszne. 
- Coś jeszcze? - Zapytał nieco zniecierpliwiony.
Jej spojrzenie mówiło jedno. I Bartman naprawdę się tego przeraził. 
- Pewnie, że tak. - Zachichotała. Boże, co za jędza. - Zgodzę się na ten przeszczep pod jednym warunkiem. 
  Jak zawsze Bartman jest twardy, tak teraz wzdrygnął się. Powoli zaczynał rozumieć, że ta ruda dziewucha jest nieobliczalna. I zupełnie bez serca. 
- Co chcesz. - Skrzyżował ręce na piersiach. 
- Już nigdy, ale to przenigdy nie spotkasz się z nią. Ani nie zadzwonisz do niej. 
  Dla siatkarza to był cios w serce. 
  Kim ona była, że śmiała go tak szantażować?! W ogóle nie rozumiał, co ona chce przez to osiągnąć! Przecież ona miała serce z kamienia! Nie miała uczuć!... Chciała ich rozdzielić, mimo że żadnej korzyści z tego mieć nie będzie... Dlaczego? Dlaczego ona taka jest?
Bartman zmarszczył brwi. 
- Jesteś straszna. - Skwitował ją. Aż nie docierało do niego, jak można być taką wredną osobą. Taką pozbawioną jakiejkolwiek moralności. 
- Wiem. - Uśmiechnęła się. - Więc jak będzie? - Wyciągnęła do niego rękę, by przybić umowę. 
  Zbyszek się wahał, choć nie powinien. Ta ruda, wredna suka na pewno postawi na swoim, ale postanowił spróbować. 
- Dam ci wszystko, co mam na swoim koncie bankowym. - Wciąż miał nadzieję, że materializm wygra. BO myśl, że nawet nie spojrzy na ukochaną, bardzo go przerażała. 
Niestety, dziewczyna pokręciła głową. Chciała jednego. Chciała siać nieszczęście. Chciała rozwalić tę miłość przez zazdrość, która była ukryta w jej sercu. BO jej nikt tak nie kochał. W gruncie rzeczy nawet matka nie poświęciłaby tyle dla niej, ile on dla Julii. Ta zawiść sprawiła, że posunęła się tak daleko. Stanowczo za daleko. I jeszcze ten egoizm przechylił szalę... Bo egoizm nie po­lega na tym, że żyje się tak, jak się chce, lecz na żądaniu od in­nych, by żyli tak, jak my chcemy.
  Zbyszek zacisnął pięści i spojrzał na wciąż wyciągniętą dłoń dziewczyny. Jej wielkie oczy spoglądały na niego wyczekująco, ponaglając do podjęcia decyzji. 
  Chodziło mu o jedno. O życie dla Julii. Dlatego decyzja mogła być tylko jedna. 
- Zgoda. 
I gdy uścisnęli sobie dłonie, na twarzy rudej pojawił się triumfalny uśmiech, a serce Zbyszka w tym momencie pękło na pół... 

- Jesteś naprawdę wredną suką. - Koniec końców tylko na to pozwoliła sobie Anka, wysłuchawszy bardzo ukróconej historii sprzed kilku dni. - Lodowata. I bez serca. 
  Ruda tylko wzruszyła ramionami. Najważniejsza dla niej była satysfakcja. TO ona rozkładała karty. TO ona rządziła. I wszystko zależało właśnie od niej.
- Ona jest chora. Nie rusza cię to? - Kontynuowała Anka widząc obojętność dziewczyny. Miała nadzieję choć trochę rozpalić jej skamieniałe serce. - Nie ma rodziny, a ty masz. Nie ma wielkiego domu i bogactw. Nigdy tego nie chciała. Miała tylko mnie. W końcu spotkała kogoś, kto o nią walczy i kto ją kocha, a ty po prostu zburzyłaś to jak dziecko wierzę z klocków. Od tak.- Pstryknęła palcami. - Bez skrupułów.
Nic. Jak to możliwe, że tą dziewczynę nic nie porusza?
Ale Ruda tylko się uśmiechała pod nosem z ogromną satysfakcją. Co ją miała obchodzić ta dziewczyna? Poza tym lubiła taki stan rzeczy. Uwielbiała rządzić i stawiać na swoim. I najlepsze w takich grach jest to, że zawsze dostaje to, czego chce. Nawet jeśli sprawa była na życie i śmierć jej własnej siostry. 

- Sorry, ale teraz wredna suka bez serca idzie spać. - Zeskoczyła ze stołka. - Dobranoc. 
I wyszła z kuchni pozostawiając Ankę samą, z tysiącami pytań w głowie. 
 Jak...? Jak w ogóle można było coś takiego powiedzieć? Dlaczego jej siostra nie może być jakaś normalna? Przecież ta miała coś na psychice! Najprawdopodobniej nikt jej nigdy nie kochał tak naprawdę i to wszystko to jedna wielka zawiść...
  Złość powoli przechodziła i Anka posmutniała. Miała przed oczami Julię. Dziewczynę, która tak bardzo cieszyła się, że spotkała swoją siostrę. Na której twarzy wręcz rumieńce się pokazały, kiedy z nią rozmawiała. Która nie mogła się doczekać następnego spotkania. Gdyby tylko wiedziała, jaki cel miała w tym wszystkim jej "kochana" Kamila... 
Nie, nie mogła się dowiedzieć. To by ją zabiło. Zabiłoby ją to wcześniej niż sama białaczka... 



~*  *  *~
Godzina dziesiąta rano, macie tutaj taki nowy rozdział. Miałam wrzucić wczoraj, ale koniec końców nie miałam dostępu do Internetu, tego z ośrodka (trzeba nieźle utrafić na niego), a z telefonu wyczerpałam już cały transfer... masakra! 
Ale jest, jest teraz dostęp do neta. Ha, ha. Tyle wygrać...
Kolejny rozdział pojawi się na pewno dziś, także zaglądajcie później.

I kogo poruszyła zawziętość i miłość Zbyszka Bartmana łapka w górę! :)


4 komentarze:

  1. But Why ?? Ale dlaczego ?Rozdział bardzo piękny :D Aż w moich oczach stanęły łzy .Mam nadzieję że Kamila gdy pozna Julkę zmieni warunki umowy .I jej serce przestanie być zimne jak lód .Oby tak się stało bo w innym wypadku Zibi tego nie przeżyje .Jak on mógł się na to zgodzić .Z miłości .To było wzruszające .Kocham to opowiadanie :D
    Czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. nienawidzę Rudej. no po prostu nienawidzę.. Julce teraz potrzebny jest Bartman! no kurde noo.. tak nie może być! jestem wściekła. nie wiem jak udało Ci się do tego doprowadzić, ale jestem wściekła na postaci które nie istnieją! o.o
    a Ruda niech jak najszybciej wraca tam skąd przyjechała... tylko najpierw niech odda ten cholerny szpik...
    a Bartman niech się nie poddaje, nie może! jak długo nie widział Julki? za długo! stanowczo za długo!
    nie, nie, nie! :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział ! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Suka jaki mało!

    OdpowiedzUsuń