sobota, 13 lipca 2013

9. "W górę serca, Resovia wygra mecz...!"

  Północ. Spałam sobie w hotelowym łóżku, kiedy ktoś zaczął natarczywie pukać do drzwi. Byłam przekonana, że to Anka. Mogła chociaż z łaski swojej wziąć ten cholerny kluczyk i mnie nie budzić. Nie, sorry. Mogła już tam zostać spać! Przecież tak do nich lgnie.
  Wygramoliłam się z łóżka i poszłam do drzwi wyzywając pod nosem. Otworzyłam je z wielkim impetem.
- Mówiłam ci... CHOLERA!
W jednym momencie opierający się o drzwi jakiś gigant przewrócił się na mnie i jak jeden mąż upadliśmy na twardą podłogę.
- Kurwa. - Warknęliśmy pod nosem w jednym momencie. Od razu zepchnęłam go z siebie. - CO to ma być!? - dodałam zdenerwowana.
Wstałam niezwykle już poirytowana. On też wstał i otrzepał swoje cztery litery. Jeszcze jego tu brakowało.
Miał na sobie jeansy, był bez koszulki, z zawieszoną na szyi na sznurku kartką z napisem "Przygarnij mnie". Poszło mu już kompletnie na mózg?!
Skrzyżowałam ręce na piersiach i oczekiwałam na jakieś wyjaśnienia. Co jak co, ale  należało mi się.
- No? - Ponagliłam go. Patrząc na neigo jednak zwątpiłam.- Albo wiesz co, daruj sobie i spadaj.
- Przegrałem w trzydzieści trzy. - WYszczerzył się jak głupi. Wtedy zrozumiałam wszystko. Był wstawiony. Nie pijany, ale na tej już konkretnej bani. I jak dzieci grali w trzydzieści trzy. No pojebało do końca?
- No i co?
- No i to, że jeśli ty mnie nie przenocujesz to będę musiał spać na ławce pod hotelem. - Usiadł jak gdyby nigdy nic na łóżko.
 Zmarszczyłam brwi. Nie mogli mu dać innego zadania?!
 Tamci wiedzieli, co robią... Może i byłam wredna, ale nie do tego stopnia, by kazać komuś spać na dworze, nawet jeśli tym kimś był Zbigniew Bartman.
- A Anka? - Zapytałam się.
Zmierzył mnie porozumiewawczym spojrzeniem.
Acha. Zamierzała spać w pokoju z Nowakowskim. Kolejny powód, dla którego odesłali Bartmana własnie do mnie.
- Dobra. Śpisz na jej łóżku. Nie chrapiesz. Nie budzisz mnie. Bez żadnych akcji. - Wyliczałam na palcach, podczas gdy on tylko wywrócił oczami.
- A mogę iść się chociaż odlać do łazienki? - Rzucił zgryźliwie. Posłałam mu groźne spojrzenie.
  Nie chciałam wdawać się z nim w jakiekolwiek dyskusje. Poszedł do tej cholernej łazienki a ja zgasiłam światło i wskoczyłam do łóżka. Nie miałam zamiaru już go dzisiaj oglądać.
Wyszedł z łazienki rzucając smugę światła na pokój, włącznie z moim łóżkiem. Udawałam, że śpię, jednak obserwowałam go spod zmrużonych oczu. Wyszedł w samych bokserkach i nim zgasił światło, przeciągnął się jeszcze.
Uważnie nasłuchiwałam czy kładzie się na łóżko. W pokoju była jednak martwa cisza. Co u licha, zasnął na stojąco?...
W tym momencie poczułam jego bliskość. Cholera. Serce mi mocniej biło. Kucnął przy moim łóżku i zgarnął mi kosmyk włosów za ucho, muskając przy okazji mój policzek palcami.
- Fajnie, że jesteś. - Szepnął i wstał, maszerując do ankowego łóżka, pozostawiając mnie zaszokowaną.
  Otworzyłam przerażone oczy. Serce powoli się uspokajało powracając do w miarę normalnego tempa. To było dla mnie takie zaskoczenie. Ten dotyk. Ten szept. Jego bliskość.
Po chwili zaśmiałam się pod nosem. Ja wszystko wiedziałam! Mianowicie, Bartman był wstawiony i pierdolił od rzeczy, ot co.

Znowu obudziło mnie pukanie do drzwi, z tą różnicą, że był już ranek. Ciężki ranek. A przynajmniej dla mnie, po koszmarnej nocy.
- Już, już! - Wyskoczyłam z łóżka i przeciągnęłam się.
Jakoś specjalnie mi się nie spieszyło. To pewnie Anka. Niech teraz sobie stoi pod drzwiami i czeka.
Spojrzałam w kierunku Bartmana i prychnęłam pod nosem. Na całe szczęście od pasa w dół był przykryty ciemno fioletową kołdrą. Jakoś nie specjalnie widziało mi się oglądanie jego tyłka. Ręka i noga zwisała mu poza łóżko i jak tylko postanowi się obrócić to spadnie. Koniecznie musiałam to zobaczyć.
 Znowu pukanie do drzwi. - Otwórz no!

Anka i Piotrek rano szybko postawili się na nogi. Nie dość, że zostało piętnaście minut do śniadania, to jeszcze nie wiadomo było, czy Zbyszek żyje.
Dopiero teraz docierało do nich, co zrobili. Puścili przyjaciela do jaskini lwa. Zostawili go na pastwę losu.
Najpierw sprawdzili na ławce, czy tam śpi. nie było go tam.
- Kurwa. Nie wierzę. - Złapała się za głowę Anka. - Ona ma serce?
- Cuda się zdarzają. - Nowakowski uśmiechnął się pod nosem. W Sumie w głębi serca bardzo chciał, żeby w końcu się pogodzili, a wspólnie spędzona noc mogła się do tego przyczynić.
- Kpisz. Nie u niej. - Skrzywiła się Anka pukając do drzwi z numerem sto szesnaście. - Módl się, żeby nasz kumpel nadal żył.
Stali pod drzwiami jak idioci, bo Julce łaskawie się nie spieszyło, żeby otworzyć.
- Otwórz no! - Ciemnowłosa ponowiła pukanie. Drzwi otworzyły się powoli i wychyliła się z nich Julka.
- Dobrze, że jesteście... - rzuciła po cichu.
Anka wytrzeszczyła na nią oczy.
- Co jest?... - Wczuł się w sytuację Cichy Pit również szepcząc.
  Blondynka konspiracyjnie spojrzała na korytarz z prawej i lewej strony. Potem Zbliżyła się do przyjaciół.
- Pomożecie mi się pozbyć zwłok...
- Co?! - Ryknęła Anka, a z pokoju doszedł huk, któremu towarzyszyło głośne "KURWA!"
- Kurde no! - Julka spojrzała do wnętrza pokoju. Przyjaciele próbowali cokolwiek dojrzeć. - No i przegapiłam. - Zmarszczyła nos i otworzyła szerzej drzwi.
Anka wpadła do pokoju jako pierwsza. Bartman, o dziwo, wciąż żył i leżał teraz w dziwnej pozycji na podłodze.
- Bolało? - parsknęła śmiechem Julka siadając na krześle i z satysfakcją wpatrując się w leżącego atakującego.
  Bartman zmierzył ją posępnie wzrokiem. Nie wyglądał najlepiej; wory pod oczami, włosy w totalnym nieładzie i spojrzenie mówiące: "nie pierdol, bo mam kaca". Nowakowski pomógł mu się pozbierać z ziemi.

Śmiałam się wniebogłosy widząc Bartmana na podłodze. O ironio! WIem, że nie powinnam śmiać się z cudzego nieszczęścia... no ale proszę was... to był  Bartman.
- Myślałam, że serio go zabiłaś czy coś.. - Anka wyglądała na niezwykle poważną. Nienormalna?
- Czy ty masz tu odrobinę mózgu? - Popukałam ją w główkę. - Myślisz, ze chciałabym spędzić resztę życia w pierdlu przez tą wywłokę? - Anka zmierzyła mnie wzrokiem, więc postanowiłam nic już nie dodawać.
- Idźcie już. - Rzuciła do chłopaków. Bartman własnie nałożył na siebie jeans`y. - Weź go ogarnij. - Zwróciła się do chłopaka Anka i oboje wyszli z ich pokoju.
Anka zaraz potem zabarykadowała się w łazience, więc miałam chwilę, by wziąć tabletkę. Wyszła i tak zadziwiająco szybko. Cóż, była pora śniadania, a ja wciąż byłam w kompletnej rozsypce.
- Pospiesz się. - Rzuciła tylko wciąż naburmuszona i wyszła z pokoju.
Nie do wiary! Ona mnie własnie olała. Porzuciła. Niby była zła. Ale o co? O Bartmana? Przecież nic mu nie zrobiłam! Jak na razie. Jesli Anka się do mnie nie odezwie to uduszę go gołymi rękoma i wrzucę do pobliskiej rzeki. Bo to wszystko jego wina.
Szybko doprowadziłam się do porządku - a przynajmniej miałam nadzieję na normalny wygląd - i zeszłam do jadalni.
- Czy ja zawsze muszę na ciebie trafiać? - Burknęłam pod nosem. Bartman zszedł na dół w tym momencie co ja i wpadliśmy na siebie przed wejściem na stołówkę.
- Powinnaś się cieszyć, że wpadasz na swojego chłopaka. - Skrzyżował ręce i oparł się o ścianę.
Wyglądał już całkiem znośnie. Założył na siebie ciemne, przetarte jeansy i luźny, czerwony t-shirt. Włosy doprowadził w miarę do ładu i składu, choć okiełznać jego kędzierzawe włosy wcale nie należało do najłatwiejszych zadań.
  Widząc wielką obojętność na mojej twarzy pokręcił głową.
- Nie ma tu tego kretyna, więc nie musimy udawać parki. - Minęłam go i weszłam na stołówkę.
  Od razu znalazłam Ankę. Siedziała z Nowakowskim, Igłą, Kosokiem i napakowanym, czarnowłosym gigantem (chyba Grozer) przy oknie. Reszta drużyny zajęła pozostałe miejsca.
Wszyscy mnie obserwowali. Chociaż tyle. BO w kierunku Bartmana leciały niezłe docinki typu: "Upojna noc, co?". Ja nie mogę. Niewyżyci kretyni.
- Chyba sprzeczka małżeńska. - Igła niby dyskretnie poinformował pozostałych przy stoliku, gdy zasiadałam na jednym z krzeseł.
- Zamilcz. - Syknęłam do Ignaczaka. Przez moment zabijaliśmy sie spojrzeniami. Byłam tak podminowana, że wygrałam bez problemu. Pierwszy spuścił wzrok.
W kompletnej ciszy jedliśmy śniadanie. Każdy bał się odezwać czy jak? To nie moja wina, że mieli w drużynie Bartmana. Bartmana - mojego chłopaka.
Spojrzałam w jego stronę. Siedział przy stoliku na drugim końcu stołówki. Koledzy mu dalej dokuczali, jednak on to dzielnie znosił. Nie odzywał się ani słowem!
Uwierzycie, że trochę mi się przykro zrobiło?... Miałam ochotę wstać i krzyknąć, żeby się na nich odgryzł. Ale to na nic.
- Wiesz, trochę przesadzasz... - zagadnęła mnie Anka, gdy razem (w końcu razem) wychodziłyśmy ze stołówki.
Kompletnie oniemiałam. O co jej znów chodziło?
- Dobra, nie powinnam cię podpuszczać. - Westchnęłam. - przepraszam.
Anka złapała mnie za nadgarstek i obie przystanęłyśmy.
- Nie o mnie tu się rozchodzi, tylko o Zbyszka.
 Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęłam. Spuściłam wzrok. Anka miała rację. Zgodził się być moim chłopakiem w Rzeszowie. I mimo że jesteśmy teraz w Jastrzębiu, nie powinnam go tak traktować.
- Daj mu szansę, J. - Delikatnie się uśmiechnęła i poklepała mnie po ramieniu.
- Dobra... jakoś to sprostuję... - odparłam zrezygnowana.
- Najlepiej teraz. - Anka gwałtownie odwróciła mnie i popchnęła. Wprost na niego. A sama zniknęła gdzieś w korytarzu.
  Ostrożnie uniosłam wzrok do góry, by móc mu spojrzeć w twarz. Jedyne, co przychodziło mi do głowy to zwiać. Na pewno bym to zrobiła, gdyby nie fakt, że na szczęście szedł sam. jak to mówią.. szczęście w nieszczęściu?
  Zrobił ta swoją bartmanową minę i zmarszczył brwi.
- Możemy pogadać? - Poprosiłam. Na Boga, pierwszy i ostatni raz to robię.. co za upokorzenie.
- Niby o czym? - parsknął.
- Chciałam cię prze... prze... - to słowo tak ciężko wychodziło z moich ust - ..przeprosić.
  Ku mojemu zdumieniu, siatkarz zrobił się jeszcze bardziej naburmuszony.
- No tak. Przemyślałaś wszystko i wiesz, że przecież w Rzeszowie jestem ci potrzebny. - Wytłumaczył sobie.- Nie bój się, nie zrywam umów, więc tutaj obejdzie się bez takich akcji.
Zbyszek, to nie tak!
- Ale...
- Pluję sobie tylko w brodę, że się na to cholerstwo zgodziłem. - Skrzywił się. - Żaden chłopak o zdrowych zmysłach nie wytrzymałby z tobą dłużej niż jedna minuta. A ja się zgodziłem na cholerny tydzień.
Plask.
Idealnie wymierzyłam mu policzek, minęłam go i poszłam przed siebie.
Zaszyłam się w pomieszczeniu woźnego zamykając drzwi od środka. Usiadłam obok mopów, szmat i różnych płynów i zaczęłam ryczeć jak małe dziecko.

Pozostała godzina do meczu. Wszyscy siatkarze nastawiali się bojowo do walki i pakowali potrzebne rzeczy do sportowych toreb. Igła chodził po korytarzu już gotowy i ju zagrzewał innych do walki.
- W górę serca, Resovia wygra mecz, Resovia wygra mecz ... - Śpiewał głośno i niezwykle przy tym fałszując.
- Zamknij jadaczkę! - Oberwał butem od Oliega Achrema, który w tym momencie wychodził juz z pokoju.
Ignaczak zrobił idealny unik. Typowy libero. Refleks na sto procent.
- A ty lepiej buta sobie znajdź bo w skarpetkach zagrasz. - Ignaczak wyrzucił sportowego adidasa daleko wzdłuż korytarza.
 Niektórzy siatkarze Resovii, którzy wyszli już na korytarz, zaczęli się śmiać.
  Tylko Ance nie było do śmiechu. przemierzała korytarze szukając swojej przyjaciółki. Już dawno powinny jechac na halę, a ona gdzieś wsiąkła.
- Grzesiek, widziałeś Julkę? - Zagadnęła środkowego.
- Nie. Od śniadania jej nie widziałem....
- Kurde.
Siatkarz się chwilę namyślał. Gdzie mogła być ta roztrzepana dziewczyna? W sumie wcześniej przemknęła mu gdzieś przed oczami, chyba rozmawiała wtedy z Zibi`m... może to była odpowiedź?
- Sprawdzałaś w pokoju Nowakowskiego i Bartmana? - Zapytał. Anka pokręciła głową.
- Zajrzę tam.
- OK, ja się jeszcze tu rozejrzę.
  Podziękowała uśmiechem i poszła do pokoju chłopaków. Trener już wszystkich zwoływał do wyjścia. Miała mało czasu, by ją znaleźć.
- Jest tu Julka? - Wpadła do ich pokoju jak burza i nerwowo rozglądała się wkoło.
- Ta. W szafie się chowa. - Rzucił zgryźliwie Bartman.
Jeszcze tego tu brakowało, pomyślał atakujący. Jej w naszym pokoju.
- Co się stało? Dalej jej nie ma? - Zapytał się Piotrek podchodząc do dziewczyny.
Pokręciła głową smutno.
- Kompletnie nie wiem... - Spojrzała na Bartmana. No tak, przecież to z nim rozmawiała, a potem zniknęła.- TY! - Krzyknęła do niego. - Coś ty jej nagadał, że teraz jej nigdzie nie ma?!
 Siatkarz nic nie odpowiedział.
- Lepiej się módl, żeby się znalazła. - Syknęła i trzasnęła drzwiami.

  Było mi przykro. Naprawdę przykro. Powoli docierało do mnie, dlaczego tak zostałam potraktowana. Złość na Bartmana przemieniała się w złość na samą siebie. Sama się o to prosiłam. Jak zawsze działałam impulsywnie. Byłam wredna i chamska. A wszystko po to, by uchronić się przed ewentualnym zakochaniem.
Tak bardzo bałam się, że jeśli stanę się dla niego miła i potulna, to nasza znajomość wejdzie na inne tory. A teraz masz ci los, siedzę w jakiejś klitce obok mopów cała zasmarkana. Własnie przez niego.
- Julka? - usłyszałam ciche stukanie. Podciągnęłam kolana pod klatkę piersiową i zatopiłam w nich głowę.
- Odejdź. - Poprosiłam.
- Julka, otwórz proszę... - głos Kosoka był wyraźnie zmartwiony.
  Otarłam łzy na policzkach wierzchem dłoni i podciągnęłam nosem. nie mogłam tu wiecznie siedzieć. Przekręciłam zamek.
- Co się stało? - Zapytał uchylając drzwi.
Mocno się zdziwił widząc mnie w takim stanie. Oczy napuchnięte od płaczu, nos czerwony, cała zasmarkana i przybita.
- Zawsze tak jest, jak chce coś odkręcić. - Podszedł i mnie przytulił. - Chciałam przeprosić, a on mnie zwyzywał.
  Grzesiek o nic nie pytał, tylko głaskał mnie po głowie starając się mnie uspokoić. Doskonale wiedział o czym mówię. Wszystko sobie w głowie już dawno poukładał.
- Hej, a co to za schadzki w klitce z mopami? - Doszedł nas głos Grozera.
 Masz ci los, jeszcze siatkarzy tu brakowało. Kosa mógł chociaż te cholerne drzwi przymknąć..
Jakby tego było mało, gdzieś w oddali zobaczyłam Bartmana. Zdziwiony patrzył się w naszą stronę.
Nie mógł zobaczyć, że płakałam. Nie dam mu tej cholernej satysfakcji, o nie!
Zamiast tego wtuliłam się w Grześka jeszcze mocniej, a za jego plecami rozległy sie pogwizdywania i pojedyncze brawa.
- Przepraszam. - Szepnęłam do Kosy tak, by nikt poza nim tego nie usłyszał, choć za jego plecami stał tylko trener ze skrzyżowanymi rękoma i złowrogim spojrzeniem.
- Myślę, że jakoś to przeżyję. - Delikatnie odciągnął mnie od siebie i się uśmiechnął. Tak czule. jak prawdziwy przyjaciel. - Anka wariuje, lepiej ją znajdź. I przyjdźcie na mecz.
Otarł mi jeszcze wilgotne policzka i poszedł za chłopakami.

Jastrzębska hala była rzut beretem od hotelu, więc jadąc samochodem nie czułam jakiegoś większego strachu z Anką za kierownicą. Ani ona się do mnie nie odzywała, ani ja do niej, nawet z komentarzami na temat jej okropnej jazdy. Była cała podenerwowana, wolałam nie pogarszać sprawy.
Anka ubrana była już w "strój kibica". Bluzka z nazwiskiem i numerem jej chłopaka, czarne spodnie. Uczesała się w cudowny, wysoki kucyk a na twarz nałożyła swój specjalny make-up - pewnie na wypadek, gdyby ktoś robił jej zdjęcia przy Nowakowskim.
Przejrzałam się w lusterku. Sama wyglądałam fatalnie, zupełnie jak rano. Włosy ciemnego blond delikatnie się kręciły tworząc totalny nieład. Przeczesałam je tego dnia tylko palcami...
I przypomniał mi się ten dzień. Dzień, kiedy pierwszy raz spotkałam Bartmana w ankowym domu. Rzucał komentarze na temat mojej niesfornej fryzury. Może gdyby nie to, nie kłócilibyśmy się teraz non stop?
- Jesteśmy. - Rzuciła nagle Anka. Faktycznie, zaparkowała już tuż przed halą. Wokół było masę samochodów i aż roiło się od pomarańczowo-białych kibiców Jastrzębskiego Węgla. - Nie założysz jej? - Zmierzyła mnie, a następnie koszulkę, która ściskałam wciąż w rękach.
Nie za bardzo mi się widziało zakładać koszulkę z nazwiskiem Bartmana...
- Ach, no tak. - Rzuciła ironicznie. - Pewnie wolałabyś mieć koszulkę Kosoka. - Burknęła.
- Anka.. - moja przyjaciółka była zła, a ja nie wiedziałam, jak jej to wszystko wyjaśnić. Przecież nie kochałam się w Kosoku! On mnie tylko znalazł całą zapłakaną i podniósł na duchu, za co byłam mu naprawdę wdzięczna.
- Chodź. - Wyszła z samochodu trzaskając drzwiami. Co one były jej winne?
- Anka. uspokój się. - Wręcz musiałam biec, by dotrzymać jej kroku. - Ja ci wszystko wytłumaczę! To Bartman!...
  gwałtownie odwróciła się w moją stronę i prawie na nią wpadłam.
- Znowu Bartman tak? Nagle to wszystko jego wina? Znowu? - Miałam wrażenie, że wypomina mi wszystko co zrobiłam. - A może to twoja wina?!
  Tym razem to ja ruszyłam szybkim krokiem, uprzednio ją mijając i uderzając z bara. Co ona sobie myśli?! Nie wie wszystkiego i tak mnie traktuje!
  Gdy w końcu zasiadłyśmy na swoich miejscach, założyłam tę nieszczęsną koszulkę. Siedziałyśmy tuż za ławką rezerwowych Asseco Resovii, w pierwszym secie. Kompletnie nic do siebie nie mówiłyśmy.
Wiedziałam, że Anka w końcu odpuści. Przecież nie będziemy sie kłócić o chłopaków. Postanowiłam jej dać jednak trochę czasu na ochłonięcie.
  Hala była wypełniona po brzegi, przez kibiców zarówno Jastrzębskiego, jak i Resovii. Starałam się kibicować, choć nie za bardzo ostatnimi czasy lubiłam siatkówkę. Fakt faktem, kiedyś trenowałam, ale późniejsze wydarzenia przekreśliły wszystko... dlatego tak ciężko mi patrzeć na grających siatkarzy.
 Pierwszy set zakończył się zwycięstwem dla nas. Igła latał po boisku jak nienormalny, zagrzewając do walki zawodników Resovii i tym sposobem wyszli na spore prowadzenie.
Po ostatnim w tym secie gwizdku nastąpiła krótka przerwa między setami. Tylko Nowakowski i Kosok spojrzeli na nas, gdy przenosili sie na ławkę po drugiej stronie. Bartman wyglądał na nieźle podenerwowanego. Przy każdym ataku uderzał w piłkę tak mocno, że Jarząbkom nawet sie nie śniło, żeby to odebrać.
- O, cześć dziewczyny! - Rozradowany zawodnik Jastrzębskiego powitał nas z ogromnym uśmiechem na twarzy. - Wy tutaj?
- Jak widać. - Burknęła Anka. Wciąż była nie w sosie.
- Szkoda tylko, że w takich koszulkach. - Skomentował nasz ubiór Kubiak. - Lepiej by wam było w naszych barwach. - Aktorsko uniósł brwi.
- A masz jakąś na zbyciu? - Zainteresowałam się. Anka dała mi kuksańca w bok z łokcia i jęknęłam.
- Głupoty gada. - SKwitowała mnie. No dzięki, Anka.
  Kubiak i siatkarz obok niego zaśmiali się.
- TO jest Russell Holmes, nasz środkowy. - przedstawił kolegę, a następnie pokazał na nas. - To Anka, laska Nowakowskiego, a to jej kumpela Julka.
 Uścisnęłam z nim dłoń. Wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Speszona spuściłam wzrok. Ten amerykański zawodnik był naprawdę, ale to naprawdę przystojny. A jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś.
- Też masz koszulkę chłopaka? - Zainteresował się. Spojrzałam na dół, na widniejącym na koszulce numerze "9".
I co ja mam powiedzieć?
- Nie. - Uśmiechnęłam się.
Gdy miał już coś powiedzieć, sędzia zagwizdał rozpoczynając tym samym drugiego seta. Gdy odchodził na boisko, spojrzał na mnie i puścił mi oczko.
- Leci na ciebie. - Anka powoli nie wytrzymywała i musiała puścić ten żałosny komentarz. - Zdecyduj się w końcu. Zastanów.
  Ale nad czym się tu zastanawiać? Kosok to mój przyjaciel. Bartman mnie wkurza. A on? O dziwo, jeszcze nie przysporzył mnie o ból głowy. Wręcz przeciwnie.

Zbyszek Bartman był bardzo energiczny podczas tego meczu. Chciał im skopać dupska, mimo że miał sentyment do tej drużyny - w końcu grał w Jastrzębskim jeszcze w poprzednim sezonie. Jednak tam nie był atakującym. TO Resovia pozwoliła mu się rozwijać i dlatego też chciał się pokazać od jak najlepszej strony.
No a poza trenerem Jastrzębskiego - który miał zobaczyć, co stracił - na widowni siedziały przecież dziewczyny. Anka, co prawda wpatrzona w Nowakowskiego jak w obrazek, ale wiernie kibicująca Resovii. No i Julka, która w końcu założyła koszulkę i to na dodatek z jego numerem. Co raz bardziej żałował, że nie przyjął jej przeprosin.
Podczas przerwy technicznej co rusz na nią spoglądał. Nie mógł się powstrzymać. Wyglądała dokładnie tak, jak za pierwszym razem, kiedy się spotkali; nieco rozczochrane, ale seksowne długie blond włosy, ogromne, błękitne oczy i delikatne rumieńce na policzkach. Ta dziewczyna wtedy go tak urzekła, ale wszystko spieprzył na całej linii. Tak samo i tym razem.
Koniec pierwszego, wygranego seta. Zmieniali strony. Nie patrzył się w jej stronę, by nie napotkać jej smutnego spojrzenia. To by go zabiło. Nim jednak weszli po gwizdku na boisku pospieszani przez strasznie żywiołowego tego dnia Ignaczaka (zresztą, kiedy on taki nie jest?), spojrzał tam.
Uśmiechała się. Uśmiechała się tak cudownie, tylko nie do niego.
Cholerny Russell Holmes. 


Drugi set zakończył się porażką Resovii 25:17.
- No, chłopcy! - Krzyknął do zawodnika trener. - Co to było?! Teraz macie się dźwignąć!
  Atakujący z numerem dziewięć wciąż nie mógł się pogodzić z przegraną. Zabrali swoje rzeczy i poszli z powrotem na ławkę tuż przed Anką i Julką. I wtedy znowu zobaczył, jak ten kretyn Holmes mizdrzy się do Julki.
Miał już podejść i mu nawtykać, ale w ostatnim momencie się powstrzymał. Miał zamiar pokazać i jemu, i jej kto jest lepszy, na boisku.

- Kurde, idę do łazienki. - Anka wstała i szybko wyszła na schody prowadzące do wyjścia z hali.
No, wybrała se super moment. Trzeci set to walka punkt za punkt. Aktualnie prowadzi Jastrzębski 15:14. Kompletnie nie mam pojęcia co się stało, ale walka zaczęła się zaostrzać, gdy Holmes i Bartman spotkali się przy siatce. O co im chodzi? Atakują jak jacyś debile na siebie, wkładając w uderzenia tylko siłę, zero rozumu.
Druga przerwa techniczna. Dwupunktowe prowadzenie Jastrzębskiego. Nasi schodzą strasznie podenerwowani.
- Bartman! Cholera jasna! - Wrzasnął do niego trener. Na jego twarzy, prócz ogromnego zmęczenia, wyczytałam również złość. Wielką, bartmanową złość. Ale o co?
 Koniec przerwy. - Jeszcze raz takie akcje to zejdziesz z boiska!- dorzucił na koniec coach klaskając w dłonie i poganiając do walki pozostałych zawodników.
Rozgrywający nie posyłał z początku piłek do Zibi`ego i wyszli na prowadzenie. Potem jednak nastąpił przełomowy moment.
Ta wielka złość, ogromne zmęczenie i chęć dominacji na boisku spowodowały wypadek. Bartman, zaraz po zaatakowaniu piłki, niefortunnie upadł na nogę i aż odskoczył do tyłu.
- Kurwa!!!!!!!!- Wrzasnął i momentalnie chwycił lewą nogę.
Koledzy podeszli mu pomóc, ale zagryzł wargi, zacisnął pięści i sam wstał. I chciał dalej grać. Idiota!
- Niech zejdzie, bo się wykończy. - Doskonale słyszałam słowa klubowego fizjoterapeuty do trenera.
Po sekundzie słychać było sygnał głoszący zmianę. Bartman, nie hamując się w słownictwie szedł z boiska i usiadł na ławce przede mną.
- Trenerze! Co to ma być! - Kłócił się, jednak pozostał totalnie olany. I dobrze. Mógł sobie tylko zaszkodzić.
- Siedź cicho! - Fizjoterapeuta go uspokajał i oglądał jego nogę. - Odpocznij.
- Nie, ja muszę iść grać!!
No kurwa jak dziecko.
- Uspokój się debilu! - Warknęłam do niego nachylając się nad barierką. Fizjoterapeuta zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem, a Bartman tylko prychnął.
- Pani jest jego dziewczyną? - Zapytał.
Niepewnie skinęłam. Na głos wolałam tego nie mówić, bo ten kretyn pewnie zacząłby wrzeszczeć, że to nie prawda.
- To proszę tu przyjść i go uspokoić, zanim do końca zrujnuje nogę.
  Serce podeszło mi do gardła. W sumie chciałam tam iść. Ale Bartman jest taki zły, że ztylko się na mnie wyżyje i znowu będę beczeć jak dziecko.
Wzięłam się jednak w garść i fizjoterapeuta udostępnił mi przejście, rozmawiając z jednym z ochroniarzy.
Kucnęłam na przeciwko skrzywionego siatkarza. Nic nie mówił, tylko naburmuszony spoglądał w sufit.
I co ja miałam z nim zrobić? Skoro już tu byłam, to mogłam co nieco pomóc.
- Która noga cię boli?- Zapytałam ostrożnie.
Spojrzał na mnie złowrogo.
- Od kiedy cię to obchodzi? - Syknął.
- Zbyszek, opanuj się. - Westchnęłam. No tak, to była lewa noga i z tego co widziałam, łydka. Poruszyłam nią i Bartman jęknął.
- Zostaw...
- Zamknij jadaczkę i patrz na grę. - Klęknęłam i położyłam jego stopę na swoich udach. Rękoma rozmasowywałam obolałą łydkę. najprawdopodobniej miał tylko naciągnięty mięsień, więc to nic strasznego, jednak dzisiejszy mecz będzie musiał już odpuścić.
Początkowo spięty siatkarz powoli zaczął się rozluźniać pod moim dotykiem.
- Fizjoterapia? - Zagadnął mnie klubowy fizjoterapeuta.
- Tak. Czwarty rok. - Uśmiechnęłam się nie przerywając masażu.
- Widać. - Zaśmiał się i zwrócił się do Bartmana. - Taka dziewczyna to skarb dla siatkarza.
  Na te słowa spuściłam głowę niezwykle zawstydzona. Wcale nie byłam jego dziewczyną. Wręcz przeciwnie. gdyby ten facet wiedział, jak się nienawidzimy, z pewnością nie dałby mi masować jego łydki bojąc się, że tylko pogorszę jego stan z zemsty czy coś.
A jednak, ani Zbyszek się nie rzucał, ani ja nie sprawiałam mu większego bólu, mimo że on wcześniej doprowadził mnie do łez. Siatkarz siedział spokojnie, wyraźnie rozluźniony. I gdy Resovia wygrała trzeciego seta, chciał zerwać się z ławki, ale zdążyłam zareagować i posadziłam go z powrotem na dupie.
- Ej, co się stało? - Zagadnęła mnie Anka, gdy wzięłam wodę Bartmana i zmierzałam na druga ławkę.
Fizjoterapeuta powiedział, żebym została już na ławce z rezerwowymi, w razie gdyby atakującemu znowu odbijało.
- Kontuzja.
- Domyśliłam się. - Skinęła na kuśtykającego Bartmana. Igła go podtrzymywał pod ramię. - Ale co ty tam robisz?
  Przełknęłam ślinę. No tak, normalny kibic nie wchodzi na boisko i nie siada z zawodnikami.
- Tak wyszło. - Rzuciłam krótko i pobiegłam za chłopakami, pozostawiając Ankę z "poker fejsem".
  Czwarty i zarazem ostatni set siedziałam obok Bartmana. Oboje byliśmy skupieni na meczu. A przynajmniej takie wrażenie chciałam sprawiać. Sama zbyt duża bliskość siatkarza mocno mnie rozpraszała. No i Anka - wciąż zastanawiałam się, jak jej to wszystko wytłumaczyć. Jeśli powiem prawdę to zrówna mnie z powierzchnią ziemi i nic a nic ze mnie nie zostanie. Miałam oczywiście na myśli wątek, kiedy przyznaję się, że ZB9 to mój chłopak.
- Siedzicie jak na skazaniu. - Zachichotał Igła schodząc z boiska.
Nim jednak zdążyliśmy cokolwiek odpowiedzieć, z powrotem wbiegł na boisko.
 Bałam się, jednak odwróciłam lekko głowę, by móc na niego spojrzeć.
- Co...  - Zawiesiłam się. Jego twarz była tak niemiłosiernie blisko, a zielone oczy bacznie mi się przyglądały. Nagle chwycił mnie za rękę.
- Jak to co? - Mruknął dalej niebezpiecznie się do mnie zbliżając.
Co do cholery?!... 




~*  *  *~
Z góry przepraszam za wszelkie błędy czy literówki - zaraz mecz. No i przepraszam, że wczoraj bez rozdziału. Byłam taka dobita przegraną Polski, że nie miałam siły nic robić. 
Ale cóż, a propo wczoraj - trudno. "Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce". Wierzę w Naszych, dla mnie są Mistrzami Wszechświata! :) No i przed nami ME, na pewno dadzą radę. Niech tylko trochę odpoczną. 
I teraz coś, co jest świętą prawdą. DLATEGO BĄDŹMY KIBICAMI ZAWSZE I WSZĘDZIE! BO NASI SĄ NAJLEPSI I JESTEŚMY IM POTRZEBNI!




2 komentarze:

  1. świetny rozdział ! :)
    Czekam na kolejny :D
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki. :)
      Pojawi się jutro, także zapraszam :P

      Usuń