niedziela, 21 lipca 2013

21. "A wszystkie uczucia pozostawiłam na rzeszowskiej stacji..."

Zbyszku, tak bardzo cierpię. Tak bardzo mnie boli. Ale nie fizycznie... o tutaj, w środku. Pod mostkiem...  Czy to serce mnie boli, Zbyszku? 
Tak bardzo się przed tym broniłam. Byłam pogodzona z losem. Ale potem zjawiłeś się Ty, Zbyszku, i już nic nie jest takie łatwe...
W głowie wciąż mam Twoje cudowne, zielone oczy wpatrzone we mnie, zatroskane i zakochane. W uszach dźwięczy mi Twój głos. "Julka, Juleczka"- powtarzasz nieustannie. Zbyszku, czuję nawet Twój zapach. Taki męski i pociągający. Gdy byłeś w pobliżu wyczuwałam go niemalże od razu. Wystarczyło byś w ciszy stanął blisko mnie, a ja wiedziałabym, że to Ty. 
Czy to nie głupie, Zbyszku? Tak bardzo się przed tym broniłam. Ale jestem tylko człowiekiem. Głupim człowiekiem. 
Tak bardzo chciałabym móc tu zostać i dalej żyć. Ale to nie jest takie proste...

Spałam. Ciągle spałam. A przynajmniej chciałam. Najchętniej przespałabym całe życie, bo i tak go mi już dużo nie zostało. W sumie z moim życiowym pechem mogłam się tego spodziewać. Poniekąd zawsze byłam na to przygotowana. Żyłam z myślą o prawdopodobieństwie zachorowania na co dzień i byłam z tym pogodzona. Dopóki nie zjawiłam się tutaj, w Rzeszowie. Tutaj wszystko się skomplikowało.
  Anka przyszła jakoś koło dwunastej. Mimo że nie chciałam nikogo widzieć i z nikim rozmawiać, siedziała przy mnie nie odzywając się ani słowem. Widząc mój stan tylko odprawiła swoich zmartwionych rodziców do domu. Potem przyglądała się, jak najpierw staram się zasnąć, a potem jak gęste, gorzkie łzy gromadzą mi się w oczach. Przysiadła się na moje łóżko, gdy sama oparłam się o poduszkę robiąc jej miejsce. Wtedy już płakałam. Łzy lały się po moich bladych policzkach strumieniami, bez przerwy.
- Ania, ja…- skomlałam przez łzy - .. stało się, no!
Przyjaciółka mnie przytuliła naprawdę mocno i próbowała mnie uspokoić, głaszcząc po włosach. Zupełnie jak mama, której nigdy nie miałam. Jak ja jej się odwdzięczę? Jest ze mną zawsze tak jak i zawsze podnosi mnie na duchu. Jest moją energią. Osobą, która gdy trzeba - doradzi, usiądzie w ciszy, jeśli tak będzie lepiej. Ale zawsze przy mnie trwa.
- Cii… damy radę… - jej spokojny, anielski głos był jak lekarstwo na wszystkie smutki. Nawet i tym razem, w tej sytuacji potrafiła sprawić, że przestałam płakać.
- Ja byłam na to gotowa, naprawdę…  Ale teraz… nie mogę się z tym pogodzić!...
  Teraz, gdy poznałam jego. Gdy się … zakochałam.
- Dziewczyno, ale to nie wyrok śmierci!
- jak to nie? - Parsknęłam. Tym razem złosć wzięła górę nad rozpaczą. - JAK TO NIE?! - powtórzyłam dobitniej znowu łkając. - Wiesz, jakie jest prawdopodobieństwo, że spotkam swojego bliźniaka genetycznego?! Prawie nikłe!
  Praktycznie niemożliwe… Miałabym tą drobinkę nadziei, gdybym miała siostrę lub brata…
- Jak mnie wypiszą wracam do Katowic. - Otarłam łzy doprowadzając się do porządku.
Udało mi się podjąć choć jedną, dobrą decyzję.
- Ale… Powinnaś porozmawiać wcześniej z Bartmanem.
- Oszalałaś! - Skwitowałam ją. Znów, myśląc o nim, z ledwością powstrzymałam łzy. - Myliłaś się. Wczoraj skończył się tydzień umowy. Odszedł bez słowa.
  Anka westchnęła i pokręciła głową.
- Poszedł, bo go poprosiłaś o to.
- Skąd wiesz?
- Rozmawiałam z nim. - Wzdrygnęłam się. Czemu oni o mnie rozmawiali?
- Ale nie mówiłaś mu o… - wzdrygnęłam się przestraszona.
- Nie, to było wczoraj wieczorem. Zadzwonił do mnie upewniając się, że z tobą wszystko będzie w porządku. - Opowiadała. - Chyba z 10 min musiałam go zapewniać, że nic złego się nie dzieje… - westchnęła i spojrzała w okno. - Na koniec zapytał tylko, czy powinien do ciebie jutro, to znaczy dziś, przyjść.
- I co powiedziałaś?
- Żeby nie przychodził. Że musisz sobie wszystko poukładać, i że i tak będziesz na pewno cały dzień na jakiś badaniach….
- Dziękuję. - Przytuliłam się do niej. Ona naprawdę mnie aż za dobrze znała.
  Poczułam dziwną ulgę.
- I tak jestem zdania, że powinnaś mu o tym powiedzieć… - westchnęła głęboko. - Myślę, że przydałoby ci się jego wsparcie. Jego obecność. Teraz to naprawdę jest istotne...
- Nie. Najlepiej zrobię jak po prostu zniknę mu z oczu. Z życia.
Nie potrafiłabym spojrzeć siatkarzowi w oczy. A już tym bardziej powiedzieć mu, że jestem chora.
Anka westchnęła przeciągle, niezwykle smutna. Ale nie kłóciła się ze mną, nie nalegała. I za to ją kochałam. Potrafiła mnie zrozumieć. Mnie i sytuację, w jakiej się znalazłam. Oczywiście, zapewne inaczej sobie to wyobrażała.

  Następnego dnia wypisałam się na żądanie z samego rana. Nie miałam co odkładać wyjazdu z Rzeszowa do Katowic. Im szybciej to zrobię, tym szybciej zapomnę i pogodzę się z własnym losem.
Lekarka była bardzo zaniepokojona moją decyzją. Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy powiedziałam, że będę się leczyć ale dopiero w Katowicach u swojego lekarza. Tam miałam wyniki wszystkich swoich wcześniejszych badań, do których dołączę te stąd, z Rzeszowa. Wciąż jednak pozostawał problem opieki nade mną. Jasne było to, że będę w szpitalu. Ale za diabły nie chciała mnie tam puścić samej. Zwłaszcza, że żaden z rodziców mnie tu nie odwiedził. Skłamałam ją więc, że tam czekają na mnie rodzice. Że się mną dobrze zaopiekują.
Gdybym była Pinokiem, mój nos sięgałby już od polskich gór po Bałtyk.
Rodzice Anki odebrali mnie jakoś koło dziesiątej. Na całe szczęście siatkarze mieli do południa trening, więc jeśli zielonooki będzie chciał przyjść ze mną porozmawiać, już mnie tu nie będzie. Anka obiecała, że mu nie powie, że wracamy do Katowic, dopóki nie wsiądziemy do pociągu. Jeśli o nią chodziło, wiedziałam że dotrzyma słowa.
Ciężko mi było żegnać się z Rzeszowem. Zostawiam tu prawdziwych przyjaciół, prawdziwą rodzinę. No i mężczyznę, którego najzwyczajniej w świecie pokochałam. Ale nie chciałam się z nimi żegnać. Chcę zapamiętać ich uśmiechniętych i radosnych i z tym obrazem w głowie weszłyśmy z Anką na dworzec, ściskając w rękach bilety i targając ze sobą torby

 
  Pociąg pospieszny odjechał o godzinie 12:45, a wraz z nim ja, Anka i nasze bagaże. A wszystkie uczucia pozostawiłam na rzeszowskiej stacji.



KONIEC.....



                                          ..... CZĘŚCI PIERWSZEJ, więc keep calm ;D




~*  *  *~

I tym sposobem dobrnęliśmy do końca pierwszej części.
W ogóle zastanawiałam się przez długi czas, skąd wzięła Wam się ciąża?... i w sumie chyba dlatego, że wtedy lekarka zapytała, czy poczekać z diagnozą na narzeczonego. 
Dla wyjaśnienia... lekarka chciała, by podczas tej rozmowy J. miała wsparcie. Ale jak zwykle była na tyle uparta, że sama wolała to usłyszeć... no i również na tyle uparta, że przegadać sobie nie dała! 
Dlaczego Julka tak się zachowała?.. Bała się, że Zbyszek porzuci siatkówkę wiedząc o jej chorobie, tak jak opuścił jeden mecz, gdy pojechała do szpitala. 

Oczywiście jedna z dziewczyn miała rację co do diagnozy - słowem wyjaśnienia, niedokrwistość jest jednym z objawów białaczki. Również osłabienie, zawroty głowy, siniaki, które przypisywała zawsze czemuś innemu ( a to się uderzyła, a to upadła czy grała w siatkówkę). W drugiej części rozwinę ten temat. 



I nie bójcie się, nie będzie tak kolorowo. W dalszym ciągu opowiadanie będzie zaskakujące, z niezwykłymi splotami wydarzeń, dziwnymi sytuacjami. Będzie walka - o życie jak i w siatkówce. Będzie smutek, płacz ale i radość (i wcale nie będzie chodziło o ZB). 
Po prostu nie chcę już tego zakończyć w stylu:  i żyli długo i szczęśliwie -  może i nie byłoby to nudne czy monotonne, ale czy w życiu jest tak pięknie? Życie bezustannie rzuca nam kłody pod nogi.

Zapraszam na drugą część opowiadania - "pierwszy" epizod wrzucę najprawdopodobniej jeszcze dziś albo jutro z samego rana :)
BUZIAKI! ;*...|



11 komentarzy:

  1. ojj przepraszam, że wyskoczyłam z tą ciążą no.. :p
    po prostu przeczytałam kilka opowiadań, które tak się kończyły i samo nasunęło mi się na myśl..
    ale świetnie, że okazało się, że to coś innego. ;)
    wchodzę na Twojego bloga codziennie i poleciłam już znajomym. ;)
    jak zobaczyłam napis "koniec" to serce mi stanęło na chwilę... umiesz przestraszyć człowieka...
    teraz to dopiero narobiłaś nam apetytu...
    CZEKAMY NA WIĘCEJ, CZEEEKAMY!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. heh, nie no, w sumie jak tak o tym myślałam, to w sumie pewnie też bym pomyślała o ciąży ;D

      Usuń
  2. "i wcale nie będzie chodziło o ZB"
    umiesz zaciekawić! :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku mam łzy w oczach..

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj to się wszystko pokomplikowało :( Ale cóż wszystko się niebawem wyjaśni .Czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawe ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Award. :) Więcej tutaj : http://razem-az-do-smierci.blogspot.com/2013/07/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  7. biedna Julka.. :<
    jestem tu od kilku dni i na pewno będę śledziła na bieżąco!
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. bardzo przejrzyste i subtelne tło, czytelna czcionka, fajne akapity, odstępy.. bardzo poprawnie.. ;)
    ale to opowiadanie.. tu są łamane granice! wszystko jest takie nieprzewidywalne..
    chapeu bas!
    czekam z niecierpliwością na drugą część!
    Pozdrawiam, A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Bardzo miło słyszeć takie słowa.

      Usuń