czwartek, 25 lipca 2013

30. Kochać to także umieć się rozstać...


Nazajutrz nastał tak bardzo wyczekiwany przez wszystkich siedemnasty września. Mecz o brąz między Polską a Rosją w XXVII Mistrzostwach Europy w Piłce Siatkowej Mężczyzn 2011.


Jednak to nie był jedynie dzień walki na boisku...



_________________________________________________________

  Za oknem  paskudna pogoda. Szare chmury zleciały się nad Katowice, raz po raz posyłając na ziemię gęsty deszcz. Mimo tej dobijającej pogody cała Polska żyła zbliżającym się już wielkimi krokami finałem, który Polska i Rosja miały rozegrać właśnie tu, w Spodku, w gnieździe polskiej siatkówki. Mecze naszych siatkarzy w tymże miejscu obrosły już prawdziwą legendą. Sami zawodnicy podkreślają, że nigdzie nie ma tak wspaniałej atmosfery na trybunach jak właśnie tutaj. I właśnie tego dnia, wieczorem, drużynę trenera Andrei Anastasiego dopingować będzie 10 tys. widzów, którzy zdzierać będą gardło dopingując biało-czerwonych. Między nimi znajdzie się również Ania Kowalik.
Bardzo jej tego zazdrościłam. Być w Spodku na meczu to jest coś. Zwłaszcza, że spotka się z Nowakowskim, zaiste, i będzie siedziała na trybunach w jakimś VIP`owskim miejscu.
- Kibicuj za nas dwie. - Poprosiłam ją z uśmiechem na twarzy.
Anka spojrzała na mnie niepewnie.
Siedziała ze mną w szpitalu od samego rana, zaniepokojona pogarszającym się moim stanem zdrowia. Chciała nawet odpuścić mecz, ale uparłam się, by poszła. Przecież nie umrę w trzy czy cztery godziny... choć musiałam przyznać, że naprawdę czułam się okropnie. Wręcz paskudnie. Ale dlaczego miałam jej z tego miejsca odbierać przyjemność z kibicowania swojemu chłopakowi? To byłoby naprawdę nie w porządku.
Dlatego też byłam na sali sama z Rudą, bo Majka tego dnia bardzo źle się poczuła. Było mi przykro, że zabrali ją właśnie teraz z sali - również chciała obejrzeć mecz. Ale wiadomo, zdrowie ważniejsze, a powtórki meczów w telewizji są transmitowane. Jutro obejrzy, przecież na chemię znikała tylko na jeden dzień.
Tak krótko się znałyśmy, ale się o nią martwiłam jak o kogoś naprawdę bliskiego...
- Na pewno chcesz oglądać?. - Kamila nie dawała za wygraną.
Przytaknęłam. Dlaczego pytała mnie o mecz? W ogóle od rana była jakaś taka... dziwna. Zachowywała się inaczej niż wczorajszego dnia. Była taka... spokojniejsza, bardziej rozmowna. I przyniosła mi nawet czekoladki. Miło z jej strony.
Usiadła obok mojego łóżka na krześle i wygodnie się oparła. 

Westchnęłam głęboko. Co prawda ostatnią rzeczą, jaką chciałam dziś robić, to oglądanie meczu Polski z Rosją o brąz w ME. Ale nie mogłam tego unikać. Wolałam to, niż samotne myślenie o czekającym mnie przeszczepie szpiku.  Zakładając, że się na niego w końcu zdecyduję. 
  Siostra włączyła telewizor. Trwało jeszcze przedmeczowe studio, nic konkretnego. Raz po raz pokazywali jak biało-czerwoni chłopcy się rozgrzewają. 
Pomyśleć, że są tak niedaleko… że on jest tak niedaleko. Zaledwie rzut beretem... I cóż za ironia, nawet nie próbował mnie odwiedzić. Przykre, ale prawdziwe. Po prostu mnie nie kochał. I to był powód, dla którego tak odkładam ten przeszczep. Życie bez niego… to nie życie. A szansę już straciłam. 
Nagle rozległ się dźwięk mojej komórki. Dzwoniła Anka. 
- Oglądacie? - Zapytała, nim zdążyłam wysapać „halo”. 
- Tak. Oglądamy. 
- To dobrze.- Rozłączyła się. 
I czego ta kobieta chciała? I tak jak mnie jutro odwiedzi pewnie zda mi relacje z tego meczu. Dobrze, że jest tam, w Spodku. Przynajmniej inni kibice zagłuszą jej pisk. 
- Co jest? - Nagłe zdziwienie Kamili spoglądającej w telewizor sprowadziło mój wzrok najpierw na nią, a potem na ekran małego, szpitalnego telewizorka. 
  Czułam, jak serce podchodzi mi do gardła. 
- Zbyszku, powinieneś się rozgrzewać. - Pouczył go dziennikarz sportowy, gdy ten, zziajany, stanął obok niego przed kamerą. 
- Chciałem coś powiedzieć. - Powiedział ciężko dysząc. 
- Będę z wami rozmawiał po meczu, jak zwykle.
facet wręcz gromił go spojrzeniem. Wpakował mu się w ogóle nie wołany przed kamerę. 

- Nie! Ja muszę TERAZ coś powiedzieć. - Starannie zaakcentował porę rozmowy i zmierzył go spojrzeniem. 
  Dziennikarz westchnął i spojrzał na zegarek. 
- Dobra, masz chwilę. - Odpuścił i kiwnął mu, by startował ze swoim monologiem. 
  Kamera skierowana była centralnie na siatkarza. Chrząknął. 
- Najważniejsze jest w życiu, by walczyć. Nie wolno się poddawać. - Powiedział. - Udowodnię ci, że starając się i wierząc, można dokonać niemożliwego. Jeśli wygram ten mecz, ty też masz się nie poddawać i masz się na to wszystko zgodzić. A wiedz, że wygram go za wszelką cenę. 
  Zaniemówiłam. Zresztą, tak jak moja siostra. 
Gdy dziennikarz podziękował Bartmanowi, wrócił do rozgrzewki. 
- Nie wiem jak wy, ale ja kompletnie go nie zrozumiałem, poza tym, że poprowadzi drużynę do zwycięstwa. - Zaśmiał się. - Zapowiada się ciekawy mecz. Czy Polska naprawdę zdobędzie brąz? 
  Nagle ponownie rozległ się dźwięk mojego telefonu. Znowu Anka. 
- Słyszałaś? - Zapytała z nadzieją w głosie. 
Dalej nie mogłam z siebie wykrztusić ani słowa. 
- T… tak. - Rzuciłam w końcu. Zerknęłam na Kamilę, czy czasami nie słucha. Ale była tak zaaferowana rozpoczynającym się meczem, że nawet nie zwróciła uwagi na mój dzwoniący telefon. A przynajmniej tak myślałam. 
- I…? 
- Ania, ja… - I co ja miałam jej powiedzieć? 
- Debilko, on cię kocha! - Wrzasnęła do telefonu.- A ty mu pozwolisz teraz tak odejść! On cały czas o tobie myślał! 
- Daj już spokój. - Rozłączyłam się. W moich oczach zgromadziły się gorzkie łzy. 
  Spojrzałam na telewizor. Mecz się właśnie rozpoczął, a wraz z nim moje dylematy.

Gdy do Julki znowu zadzwoniła Anka zaraz po wypowiedzi Zbyszka, Ruda niemalże się poryczała.
Jak to możliwe, że rusza ją takie coś? Pierwszy raz zaczęła tego wszystkiego naprawdę żałować. Bo Julka - spojrzała na nią ukradkiem - była taka dzielna. Taka kochająca. Z wielkim sercem. I od samego początku traktowała ją jak siostrę.
A ona? Ruda była wredna nim ejszcze przyjechała do Katowic. Rozwaliła jej już i tak zniszczone życie, jeszcze bardziej. Wszystko z zazdrości. Ale o co była zazdrosna?
No właśnie. O dziewczynę, która umierała na białaczkę. TO było życie, a nie głupia gra rozwydrzonej nastolatki...
Julia dzisiejszego dnia oddychała tak.. ciężko. A aparatura obok niej z czerwonymi kreskami pikała tak nie rytmicznie, tak wolno... Ona po prostu była na skraju. Wyglądała tak, jakby to były jej ostatnie tchnienia. I Ruda pozwoliła na to, by umierała utraciwszy swoją prawdziwą miłość.
W końcu docierało do niej to, co najlepszego zrobiła. 


W trakcie meczu z trudem powstrzymywałam ciężkie, opadające powieki. Tak bardzo chciało mi się spać, ale ten mecz... Zbyszek mówił prawdę.
Wprost nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Na boisku w Spodku, oczywiście. Polski tłum kibiców szalał, gdy po zaciętej walce z Rosją, po drugim secie zrównaliśmy jeden do jednego.

Coś nieprawdopodobnego! - Słychać było podekscytowany głos komentatora. - Zbyszek Bartman prawdę powiedział przed meczem o wygranej! Czy ten człowiek nigdy nie zwolni? Atak za atakiem, punkt za punktem!
Facet miał rację, ale ja się zaczęłam martwić o Bartmana. Gdy zrobili na niego zbliżenie, pot lał się z niego strumieniami i ledwo stał na nogach. Na twarzy było widoczne zmęczenie. Andrea Anastasi rozpoczął trzeciego seta bez niego boisku. 
W rogu obrazu było widać, jak kłóci się z trenerem o wejście z powrotem. Na całe szczęście trener nie uległ. 
- Ten kretyn chce się wykończyć. - Parsknęłam pod nosem. 
- Co? - Zapytała Kamila. 
- Nic, nic. - Machnęłam ręką. 
 Trzeci set nie był taki wspaniały jak poprzedni. Szliśmy z przeciwnikami łeb w łeb,  pod sam koniec robiąc dwa fatalne błędy, które poskutkowały przegraniem tego seta. 
Wyobraziłam sobie, jak Bartman wyrzuca trenerowi to, że go nie wpuścił na boisko. Zaśmiałam się w duchu. Ale znałam go i spokojnie mogłam stwierdzić, że nie podda się tak łatwo. Nie podda się tak, jak ja to zrobiłam. 
Kolejny set był wypisz wymaluj odbiciem drugiego, tego szczęśliwego. Siedziałam jak na szpilkach za każdym razem, gdy ZB9 atakował i spadał na ziemię. Podczas tego meczu był naprawdę przeciążony. Zauważył to nie tylko wcześniej trener czy ja przed telewizorem. Żygadło przestał do niego posyłać piłki w środku seta pozwalając mu nieco odpocząć na końcówkę. 
- Och, no i tie-break. - Powiedziałam nie mogąc w to uwierzyć. Uśmiechnęłam się do siostry. - Cudownie nie? 
  Kamila jednak posmutniała. 
- Co jest? - Zdziwiłam się. Byłam przekonana, że będzie się cieszyć jak głupia, a ona wyglądała, jakby ktoś co najmniej umarł. 
- On to do ciebie mówił. - gdy to usłyszałam, serce mi stanęło. 
- Kto? - Udawałam zdziwioną. 
- Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. - Poirytowała się. - To i tak już jest cholernie porąbane. 
  Lekko podniosłam się i przybliżyłam nieco do niej. 
- O co chodzi? - Trochę się denerwowałam. Czemu Kamila wyglądała tak, jakby coś ukrywała? - Kamila? 
- Wiedziałam o tobie, gdy dorastałam. Moja… to znaczy nasza matka wpoiła mi nienawiść do ciebie. - Och. TO był cios w serce. - Dlatego nigdy nie chciałam cię spotkać. A wtedy… pojawił się on. U progu naszych drzwi. W Gdańsku. 
Co?! Nie, to nie może być… 
- Wiem, że to co najmniej dziwne… - Westchnęła głęboko, wciąż na mnie nie patrząc. - Weszłam wtedy do domu, kiedy on siedział w salonie z mamą. Gdy mnie zobaczył, podszedł i padł na kolana. - Kamila wyglądała tak, jakby chciała przywołać wspomnienia. - „Masz wolną rękę” powiedział błagalnym głosem, „błagam, uratuj jej życie”. 
  Wzdrygnęłam się. Do tej pory myślałam, że to Anka zadzwoniła po Kamilę, by zbadała się jako mój potencjalny dawca szpiku….
Miałam łzy w oczach. TO wszystko... jak ona mogła?...

- Oczywiście, byłam zbyt uparta. Nie zgodziłam się od razu. - Kontynuowała. - Ale w końcu doszłam do wniosku, że mogę coś na tym zyskać. Wiesz, bilety na mecze, zdjęcia z siatkarzami i tak dalej. - Wypisz wymaluj mama… coś za coś… - Jednak to też by mnie nie usatysfakcjonowało. Postawiłam mu ultimatum. 
  Siedziałam skupiona czekając na ciąg dalszy. Widziałam, jak Kamila z ledwością powstrzymuje łzy. 
- Wiesz, byłam na tyle wredna, złośliwa i zazdrosna o niego… No bo jak sam Zbyszek Bartman upokarza się z miłości padając na kolana, to widzisz, że to prawdziwa miłość… i ja chciałam ją spierdolić. 
- Co zrobiłaś?... - Domyślałam się, co mogła powiedzieć. Co to było za ultimatum. Robiłam się zła i co raz bardziej smutna jednocześnie.
Byłam głupia. Naprawdę myślałam, że przyjechała tu bezinteresownie...

- Powiedziałam mu, że oddam ci szpik tylko jeśli on się z tobą nigdy więcej nie zobaczy.- To był dla mnie cios w serce. Kamila zaczęła płakać.. jak dziecko. I to mnie poruszyło niemalże od razu. . - Ja cię przepraszam, naprawdę! Teraz… teraz tego żałuję! I żałuję, ze byłam taka wobec ciebie… żałuję, że nie byłam siostrą od samego początku. Tak jak ty dla mnie.
Miałam ochotę ją zbesztać. Zmieszać z błotem. Zbluzgać. Ale ona tego naprawdę żałowała. Ludzie popełniają błędy, prawda?...

  Chwilowa złość minęła przeradzając się w płacz. Obie płakałyśmy jak głupie. 
- Wiem, że mi nigdy nie wybaczysz. - Raz po raz ocierała łzy spływające po policzkach i podciągała nosem. - Nawet na to nie zasługuję. Ale chcę ci pomóc. Pomogę ci. Tylko zgódź się na ten przeszczep…
- Chodź tu…. - Szepnęłam przez łzy. Usiadła obok mnie na łóżku i przytuliłyśmy się. - Nie spodziewałam się tego po tobie, ale jesteś moją siostrą. Moją młodszą, kochaną siostrą. - Pocałowałam ją czule w czoło.- Obejrzyjmy razem ten tie-break. Bo wiesz, mam dobre przeczucia. - Pogłaskałam ją po włosach.
  I w końcu prawda wyszła na jaw. Lepiej teraz, niż jakby miało być za późno.. a czułam się naprawdę z minuty na minutę co raz bardziej słabo. 

  Obie w skupieniu oglądałyśmy jak Polska zdobywa pierwsze 3 punkty, dwa z ataków Bartmana. Potem Rosjanie zrównali. Gra znów stała się napięta. Siedziałam jak na szpilkach, starając się skupić na meczu, jednak moje myśli wciąż krążyły wokół tego, czego się dowiedziałam. 
  Ale takie było przeznaczenie. Tak miało być. Nie wszystko mogę odzyskać. Coś za coś... zdobyłam siostrę, a jemu musiałam po prostu dać odejść....

Bartman przechodzi do ataku. Wygląda na naprawdę skupionego. Przeciwnicy jednak spokojnie przyjęli. Nasz atakujący chyba zaraz wyzionie ducha. - Komentator opisywał wszystko, co się dzieje na boisku. - Następuje kontratak, Igła przyjmuje a piłka leci w słupek… ale Bartman biegnie ratować piłkę!

- O cholera!!! - krzyknęła Kamila a ja niemalże zemdlałam.

Zbyszek Bartman uderzył z całej siły kolanem w podłogę a potem w słupek! To nie wygląda za dobrze!

Siatkarz leżał pod siatką trzymając podkurczoną nogę. Kamerzysta zrobił na niego zbliżenie. Dosłownie wrzeszczał z bólu. Wyglądał na niezwykle cierpiącego. Do tego stopnia, że się popłakał. On. Twardy Zbyszek Bartman wręcz wył z bólu....
- Kretyn! - Wrzasnęłam co sił. Ja również się popłakałam. Nie mogłam na to patrzeć. Jak zwija się z bólu… przeze mnie. 
Koledzy  pomogli  mu wstać. Kuśtykał i prawie się przewrócił. W ostatnim momencie podtrzymał go Igła i nie upadł z  powrotem na ziemię. W Spodku zrobiła się martwa cisza, jakiej jeszcze w tym miejscu nie było...
- Ja pierdole… - Kamila znowu przeklęła. - On jest szalony! 
 Był szalony. Był idiotą. Był największym debilem, jakiego znałam. Ledwo chodził i chciał jeszcze wejść na boisko! 
Wyglądał potwornie i zachował się jak kretyn. Najchętniej bym mu to wyrzuciła. Pobiła go za to, żeby cierpiał jeszcze bardziej.

„Zbyszek Bartman raczej już nie zagra w tym meczu. Ale podziękujmy mu za tą walkę, za tego tie-break`a!

Kibice zaczęli krzyczeć „DZIĘ-KU-JE-MY!". BO było za co.
- Och, kretynie… już wystarczy. - Chciałabym, żeby mógł mnie usłyszeć. Nie mogłam powstrzymać łez widząc, jak chce wejść na boisko na środkach przeciwbólowych. Na boisku zrobiło się przez to niemałe zamieszanie. Trener próbował go przywołać do porządku, zresztą tak jak koledzy z drużyny. Ale wiedziałam, że jedynym sposobem, żeby usiadł an tej cholernej ławce, był telefon.
Zadzwoniłam do Anki. 
- Powiedz mu, że to zrobię. - Poprosiłam ją. Zacisnęłam pięści. TO była jedyna możliwość, żeby przestał szaleć. - Zgodzę się na ten przeszczep. 
- No w końcu, dziewczyno, już myślałam, że dasz mu się wykończyć! I siebie przy okazji. - Poirytowała się przez telefon. - Pogadamy później, wykorzystam to zamieszanie. 
Rozłączyła się. 
Resztę już sama widziałam. Na telewizorze. 

Bartman nie mógł się poddać. Nie teraz, nie w ostatnich punktach. To tylko kilka punktów! Musiał przecież wygrać ten mecz. Za wszelką cenę.
- Chłopie, odpuść! - Nowakowski potrzepał go za ramiona. Widział, że ZB9 już głupieje, nie myśli realnie. Traci panowanie nad rzeczywistością, nad sobą. Kompletnie zgłupiał. - W końcu padniesz na dobre! 
- Ale Julka! Ja muszę tam wejść i grać. - Minął go, jednak tam stał trener. 
- Na ławkę! - Warknął do niego. 
  Bartman stał i błagalnie patrzył po twarzach kolegów. Był zły. Jeśli tam nie wejdzie, Julka zwiątpi i nie zgodzi się na ten cholerny przeszczep. 
-Zbyszek! Zbyszek! - Anka znalazła się przed nim Bóg wie jak i skąd. - Zgodziła się! 
  Jednak do niego to nie dotarło. Anka złapała go za ramiona. 
- Kretynie, zgodziła się! - Wrzeszczała do niego. - Zrobi ten przeszczep! - Potrzepała nim. 
  Siatkarz się uspokoił, rozluźnił mięśnie. Padł bezwiednie na kolana i zasłonił twarz dłońmi. Zapłakał. Zapłakał ze szczęścia. 

Zbigniew Bartman płakał. Płakał znowu przeze mnie. Upokarzał się dla mnie. Walczył, bym ja walczyła. To było takie…. Przykre i cudowne zarazem. 
Ja również się popłakałam, widząc to wszystko w telewizji. Tak bardzo chciałabym go móc przytulić, chociaż na chwilkę, krótką chwileczkę… 
- Zbieraj się. - Powiedziała do mnie Kamila. Stała przed łóżkiem z jakąś taką dziwnie zawzięta miną. - Jedziemy tam. 
Spojrzałam na nią jak na idiotkę. Czy ona sobie ze mnie żartowała? 
- No zbieraj się! - Powtórzyła, jakbym co najmniej była głucha. - Jak tam nie pojedziemy to wróci do Rzeszowa!
- Ale przecież…
No faktycznie. On nie ma pojęcia, że wiem. On wie jedynie, że nie chcę go widzieć. Poza tym ta głupia umowa z Kamilą mu zabraniała się ze mną spotkać.  Odjedzie do Rzeszowa spokojny, bo zrobię ten przeszczep. Ale odjedzie. 
Chciałam zadzwonić po prostu, ale w nowym telefonie nie miałam nawet jego numeru. Idiotka ze mnie do potęgi entej. 
- Ale jak ty chcesz wyjść ze szpitala? Nie ma szans… - Pomysł dobry, ale wykonanie go graniczyło niemalże z cudem. 
- Nie takie rzeczy się robiło. - Puściła mi oczko. - Poza tym, jestem ci coś winna. 
Chwilę później siedziałam na wózku inwalidzkim, okryta szpitalnym kocykiem. Kamila powiedziała pielęgniarce, że idziemy na dół do szpitalnej kawiarenki. Brzmiała tak szczerze, że wszyscy jej uwierzyli. 
Na parterze jednak zamiast skręcić w prawo pojechała ze mną w lewo, szybko wybiegając na parking. 
- Pakuj się. - Nakazała otwierając drzwi czarnego samochodu, które zostawiła jej Anka na wszelki wypadek, by wieczorem nie musiała wracać sama autobusem do domu. Posłusznie usiadłam na miejscu obok kierowcy i zapięłam pasy. Na szczęście, bo Kamila jechała jak pirat drogowy i cudem było, że nie zatrzymała nas policja. 
Żeby dojechać do spodka musiałyśmy przejechać przez całe Katowice. W radiu słuchałyśmy relacji z meczu. Polska utrzymywała ciągle jednopunktową przewagę. 
- Cholera, korek! - Warknęła siostra pod nosem. - Ale spoko, zdążymy. - Sama nie wiem,c zy próbowała uspokoić mnie, czy siebie. 
Nagle komentator w radiu zaczął krzyczeć. „Polska wygrała! Polska zdobyła brąz w Mistrzostwach Europy 2011!” Po chwili słychać było tylko krzyki kibiców, nic więcej. 
- Wygrali, słyszałaś? - Uśmiechnęłam się. 
- To dobrze i źle. - Przyciszyła radio na minimum. Chyba ją to rozpraszało. - Koniec meczu oznacza, że za dwadzieścia minut wyjadą z Katowic do domów świętować. 
Cholera, miała rację. 

Gdy Bartosz Kurek zdobył piłkę meczową Spodek odleciał. Kibice skakali, cieszyli się i wiwatowali na cześć naszych graczy. Bartman powoli tez dokuśtykał do cieszących się kolegów, którzy ku jego zdziwieniu dźwignęli go i podrzucali. 
Tak, to on dźwignął drużynę, która walczyła do samego końca. W jego ręce powędrował również tytuł najlepszego atakującego tego spotkania. Cieszył się, nie mógł zaprzeczyć, ale największą radością była informacja, że Julka zgodziła się na wykonanie przeszczepu.
Wygrał dzisiaj podwójnie. Zdobył brąz dla Polski i wygrał życie Julki. 
- ja pierdole! Nie mogę w to uwierzyć! - Ekscytował się Żygadło. Zaczął ściskac kontuzjowanego Bartmana, jednak na tyle ostrożnie, by go dalej nei uszkodzić. 
- A teraz kurwa kierunek Rzeszów i świętujemy Panowie! - Igła zacierał ręce. 
- Kto Rzeszów ten Rzeszów! - Zaśmiał się Kurek. - Ale jak dla mnie możemy w każdej miejscowości świętować, nie Zbyniu kochanie? - Objął go ramieniem. 
- Noo. - Przytaknął mu wymuszając uśmiech. Wiedział, że ten wyjazd będzie oznaczał jedno. 
Definitywny koniec z Julką. 
Ale czy nie powinien się cieszyć? Cudem przekonał jej siostrę na badania, a co dopiero na przeszczep. W zamian za to dał jej słowo i musiał się go trzymać.
Poza tym... Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim ucz­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu. 

W szatni chłopcy szybko się przebrali. Pod Spodkiem tłumy kibiców wciąż krzyczało, wiwatując na cześć ukochanej i niepokonanej drużyny. Bartman szedł podtrzymywany przez Igłę. 
- Nowakowski, a ty co? - Zaśmiał się do niego Ignaczak. - Zgubiłeś dziewczynę? 
- Coś ty, - podbiegł do nich - czeka w samochodzie. Zostaję w Katowicach na parę dni. 
  Bartman przełknął ślinę. 
- Zostań. - Zwrócił się kolega do niego. 
- Nie, nie mogę. Jak złamię słowo, ta cała Kamila może zmienić zdanie. - Parsknął pod nosem. -  Dla mnie najważniejsze jest to, żeby Julka żyła. 
Nowakowski go objął po przyjacielsku. 
- Trzymaj się, chłopie. - Piotrek pobiegł w kierunku parkingu, raz po raz zatrzymywany przez jakiegoś kibica. 
- Kretyn zostaje w Katowicach. Fani go zjedzą. - Zakpił Dziku wchodząc do autokaru. Po nim wszedł Ignaczak. 
- A ty co, pomóc ci wejść? - Zapytał go jeszcze odwracając się na autokarowych schodkach. 
- Nie, coś ty. - Rozejrzał się jeszcze po ludziach stojących wkoło. Na co on głupi liczył? - Już idę. 
  Przecisnął się na sam tył autokaru i usiadł sam na jednym z ostatnich miejsc. Radosć opadła. Autokar powoli ruszył. 
Widocznie tak miało być - pocieszał się w myślach. Zrobił wszystko, co było w jego mocy. Powinien być usatysfakcjonowany. Ale jednak poczucie, że zostawia najważniejszą rzecz na świecie tutaj, w Katowicach, bardzo go bolała. 
Kierowca nagle zatrąbił, jednak nikogo to nie ruszyło. A przynajmniej Bartmana. 
- Boże, co to za dziewczyna biegnie za autokarem w szpitalnym stroju? - Zaśmiał się Jarosz. 
- Wierny kibic!- Wyjaśnił mu Ruciak również się śmiejąc. 
Bartman odwrócił od niechcenia głowę. 
Wtedy ją zobaczył. Biegła, a właściwie już szła, w białej, szpitalnej koszuli. Wyglądała jak nieżywa. 
- STAĆ! - Wrzasnął na cały głos. - ZATRZYMAJCIE KURWA AUTOKAR! - Pomimo kontuzji kolana przeciskał się wąskim przejściem i przeskakiwał torby swoich kolegów leżące na środku. 
- A temu co? - Kurek wyciągnął słuchawki z uszu, kompletnie nie ogarniając zamieszania. 
  Autokar stanął. 
- Kurwa, to Julka! - Patrzył z niedowierzaniem Ignaczak. 
- Julka? Ta Julka?! - Już wszyscy patrzyli przez tylną szybę. 
Bartman wypadł z autokaru i biegł przez parking w stronę klęczącej i dyszącej ze zmęczenia dziewczyny. Padł przed nią na kolana, i gdy przytulili się, dziewczyna się popłakała. 
- Ja… myślałam, że nie zdążę… - Wysapała. Wciąż płakała jak dziecko.- Tak się cieszę… - Z uśmiechem na twarzy osunęła się na ramię Bartmana, a ręce bezwiednie opadły w dół. Z ust wydobyło się ostatnie tchnienie.
- Julka. - powwiedział cicho lekko nią potrząsając. Bez skutku.
  Obok nich kucnął Grzesiek. I dobrze, bo Zbyszek trzeźwo nie myślał. Wpatrywał się w dziewczynę nie rozumiejąc, co się dzieje.
Przecież przed chwilą mówiła. Przed chwilą patrzyła. A teraz...
- Ona nie oddycha, Zbyszek! - Kosok wziął od niego dziewczynę i położył ją na twardej ziemi. - Dzwońcie po karetkę! - Krzyknął do biegnącego w ich stronę Igły.
 Grzegorz Kosok robił jej masaż serca. Gdy robił dwa wdechy, zmienił go Zbyszek, który w końcu zrozumiał, co się dzieje.
- Dalej, żyj! Nie rób mi tego, nie teraz! - Uciskał, a z jego oczu kapały łzy. - No dalej, jesteś taka silna!
 Nic. Zero.
Oszołomionego Zbyszka po chwili odciągnęli ratownicy medyczni na bok, bo karetka w związku z meczem była już pod Spodkiem. Od razu kontynuowali pierwszą pomoc, która do tej pory nie przynosiła żadnych skutków...
Koledzy z drużyny go trzymali. Wyrywał się, szarpał. Ale nie mógł przeszkadzać w ratowaniu jej życia. Zwłaszcza, że nie wyglądało to najlepiej.
Cisza. Na około była jedna wielka cisza. Niektórzy kibice płakali, niektórzy modlili się o cud. Cała kadra również wyszła z autokaru. Mimo tylu ludzi nikt nie odzywał się ani słowem. Anka płakała wtulona w ramiona Nowakowskiego. Ruda klęczała obok na kolanach, nie mogąc w to uwierzyć. Też się popłakała.
Ta cisza była jak wyczekiwanie na cud. Słuchać było tylko Jego. Nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł tego pojąć. To było zbyt wiele. Przecież Julka nie mogła umrzeć! To było niemożliwe!
- Julia!! - Wrzeszczał na całe gardło. - Julia! Pozwólcie mi do niej iść! - Nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje.
  Wydawało mu się, że jest co raz dalej. Znowu. A przez tą zaledwie krótką chwilę myślał, że ją odzyskał...
  I wtedy sam czuł jak w głowie mu wiruje. Mrucząc pod nosem Jej imię, osunął się na ziemię.

A po jego rozpalonym policzku spłynęła ostatnia łza... 


____________________________________
*Podkreślam, że fakty zmienione są CELOWO.



~*  *  *~
I tak, Moje Drogie... jakoś nie chcę Wam dawać czekać do jutra.. 
Rozdział długi. Tak samo jak długa walka naszych bohaterów... 
I to była piłka na wagę życia Julii. 
I to byłoby na tyle.

KONIEC...




...dobra, żartuję. :) Jutro zajrzyjcie koło dziesiątej rano. 

9 komentarzy:

  1. :O ale przecież Julka musi przeżyć! wiem że pisałaś że to nie będzie cukierkowe love story ale bez przesady . świetne opowiadanie . jestem pod wrażeniem i z napięciem oczekuje każdego rozdziału :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Płacze jak to czytam ale jest świetne
    Liczę że zakończy się happyendem!
    A raczej proszę ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. o Boże... :( umiesz doprowadzić do łez...

    ~pozdrawiam, A.

    OdpowiedzUsuń
  4. ZABIJĘ CIĘ ZA TEN "KONIEC"...
    Żadne słowa nie opiszą fenomenu tego rozdziału... Coś wspaniałego...
    Chapeu bas, kłaniam się nisko...

    OdpowiedzUsuń
  5. Aż u mnie pojedyncza łza spłynęła po poliku .I jeszcze siostra puściła jakąś smutną piosenkę .Normalnie zaraz w łóżku będę ryczeć .Z tego co się stało .Walka Zibiego na tym boisko .Byłam szczęśliwa .A te słowa Bartman przed meczem .. coś pięknego .Naprawdę .Kobieto jesteś niesamowita .Nie mówię już o szczerej rozmowie Juli z Kamilą wtedy już zaczęłam mieć łzy w oczach jak Kamila się przyznawała .A dobre serce Juli ... takiej osoby świat potrzebuje .I ten moment kiedy Julia biegnie za autobusem .Nie do opisania co czułam .To jest arcydzieło to co piszesz .Będę cię tak wychwalać bo na to zasługujesz :DA to padnięcie sobie w ramiona .Ale ryczałam gdy oddech Juli ustał , zamarłam i pomyślałam o nie , nie .Nie mogłaś mi tego zrobić .Nie mogłaś jej uśmiercić .A jak Bartman chciał wyrwać się z uścisku kolegów .To wszystko było takie realne .Jakbym stałą obok .Albo była którymś z siatkarzy przytrzymujących Bartmana .Tak się czułam .Naprawdę .Po raz kolejny wręcz błagam .Nie odbieraj jej życia .Niech Julia wygra tą walkę .Niech walczy jak Zibi na tym boisku .Proszę .
    Ale powiem szczerze że przesadziłaś z tym wyszczegulnionym Koniec .Moje serce aż stanęło .Myślałam że to już koniec tej pięknej histori .Koniec Juli i Zibiego .Ale przeczytałam to 2 razy na spokojnie .I zrozumiałam że jeszcze będzie coś dalej .Mam nadzieję że jutrzejszy rozdział nie będzie Epilogiem .Nie bezie końcem czegoś pięknego .
    Mam pytanie .Nie jesteś przypadkiem jakąś zawodową pisarką ??
    I jeszcze chcę się zapytać czy nie chciałabyś ze mną napisać jakiegoś opowiadania ??Temat albo Bartman lub CR7 .Jeśli masz ochotę na coś takiego .Proszę odpisz tutaj .A później się jakoś porozumiemy .
    przepraszam za wszelakie błędy .I za tak długi komentarz ale musiałam się rozpisać i dać upust emocją towarzyszącym czytanie tego wyjątkowego rozdziału .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, przepraszam, ale dlatego ostrzegałam - by wypić chociaż Melissę. :)
      Kurde, Twój komentarz, tak jak i inne które otrzymuję, są naprawdę piękne.
      A Ty sie jeszcze tak rozpisałaś. Uwierzysz, że mi też łezka w oku stanęła? No bo miło wiedzieć, że ktoś docenia Twoją pracę...
      A propo pytania: nie jestem zawodową pisarką, choć zawsze marzyłam, by wydać jakąś książkę :) Ale to było takie dziecięce marzenie.
      A co do pisania wspólnie opowiadania - nigdy tak nie robiłam, ale myślę, że mogłabym spróbować :)

      Usuń
    2. Wiem właśnie spojrzałam na rozdział wcześniej i napisałaś o tej Melisie :)
      Piszesz chyba lepiej od pisarek :D
      .Fajnie jakbyś spróbowała .Porozumiemy się przez GG lub e-maila .Jak wolisz .I ustalimy coś bardziej szczegółowego :D

      Usuń
  6. wiem, że powtórzę to co pisały inne osoby, ale to opowiadanie jest fenomenalne.. nie jest genialne. to jest fenomen. prawdziwy fenomen.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie, nie, nie ! Julka nie może, nie ... Tak bardzo przywiązałam się do wszystkich bohaterów, do Julii, Bartmana i pozostałych. Wiem, pisałaś, że to nie będzie żadne love story, ale nie potrafię wyobrazić sobie, że Julka umrze ... Dziewczyno, piszesz naprawdę niesamowicie ! Trafiłam już na różne opowiadania, ale żadne mnie nigdy nie wciągnęło tak jak Twoje. Nie wiem jak będę potrafiła się z nim rozstać.

    OdpowiedzUsuń