sobota, 27 lipca 2013

35. Kątem oka spoglądała nią, pilnował jej wzrokiem, jednocześnie udając obojętnego.

Nie spałam praktycznie całą noc, rozmyślając na temat mojego życia. 
Gdy Bartman zapytał mnie co sądzę o małżeństwie i dzieciach, oniemiałam. nigdy o tym nie myślałam, bo nigdy.. nie było sensu. Byłam pogodzona z tym, że raczej nie doczekam tego wszystkiego. Ale teraz wszystko wygląda inaczej. Jestem zdrowa i pożyję jeszcze trochę. Fakt faktem, z białaczką nigdy się nie wygra. Prędzej czy później wróci. Ale wtedy... 
 Nie, Julka. Koniec. - Zbeształam się w  myślach. Ona nie wróci. Nigdy. 
  W mieszkaniu panowała cisza już od trzeciej w nocy, kiedy to wszyscy wrócili do domów. Z siatkarzami Skry się pożegnałam, gdyż mieli wracać z samego rana do Bełchatowa. Od tamtej pory siedziałam w fotelu na przeciwko łóżka i wpatrywałam się w spokojną twarz mojego śpiącego siatkarza. Raz po raz przewracał się z boku na bok, czasem mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiane dla mnie słowa. 
  Kretyn. Ciekawe, jak on się stawi na dzisiejszym treningu, przecież kac był gwarantowany. 
  Koło godziny ósmej podniosłam się z miejsca. Bezczynność mi nie służyła, zwłaszcza że dziś był pierwszy dzień w mojej nowej pracy. Postanowiłam więc napić się kawy, posprzątac mieszkanie i przygotować się do pracy. 
  Dokładnie o dziesiątej trzydzieści obudziłam Zbyszka. 
- Wstawaj. - Potrzepałam go za ramiona. 
Nic, zero reakcji. 
- Zbyszek, wstawaj. Musze do pracy wychodzić. - Co raz bardziej unosiłam głos. 
- Jeszcze chwilka, skarbie... - Wymruczał pod nosem z wciąż zamkniętymi oczami. 
- Wstawaj do cholery! - Powoli traciłam cierpliwość. - Ja wychodzę do pracy. A ty masz trening za 3 godziny. Więc rusz tą dupę. - Moja irytacja sięgała zenitu. 
  Wtedy pociągnął mnie za rękę i opadłam na łóżku obok niego. Przytulił mnie mocno do siebie. 
- Pośpijmy jeszcze razem. - Próbowałam wstać, ale trzymał mnie mocno. - olejmy wszystko i bądźmy razem.. 
  Nienawidziłam kiedy tak mówił, bo często mu ulegałam. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj nie mogłam. 
- Zbyszek, - oderwałam od siebie jego dłoń - ja idę do pracy. A ty masz się stawić na treningu. Wycisk ci się dzisiaj przyda. 
  Wstałam z łóżka. 
- Tylko zamknij mi później mieszkanie. - Dodałam na wyjściu, chwyciłam torebkę i wyszłam.

Halę na Podpromiu miałam rzut beretem od mieszkania. Dojechałam tylko autobusem trzy przystanki i przeszłam kawałeczek. Dzięki temu byłam wystarczająco wcześnie, by móc jeszcze porozmawiać z Prezesem. 
- Dzień dobry. - Powitałam się z uśmiechem z portierem. Starszy już pan odwzajemnił uśmiech. 
- Niech zgadnę, jesteś tą nową fizjoterapeutką? - Zapytał mnie. Skinęłam potwierdzająco głową. - Przepraszam, możemy sobie mówić na "ty"?
- Oczywiście! Jestem Julka. - Przedstawiłam się i wyciągnęłam dłoń, którą od razu uścisnął. 
- Jestem Andrzej, ale wszyscy tutaj mówią na mnie Stasiek. 
  Nie rozumiałam powiązania, ale czy to miało jakieś znaczenie? Ksywy są czasami dosyć dziwne... no bo na przykład dlaczego na Wlazłego mówią "szampon"? Zamyśliłam się. Musze go o to wypytać przy kolejnym spotkaniu. Koniecznie. 
- Miło że będzie tu pracować jakaś kobieta. I to jeszcze jaka piękna kobieta. - Stwierdził, a ja się zarumieniłam. miło słyszeć komplement z samego rana. - Nie powiem, z facetami się da dogadać, ale te dziewczyny z drużyny... szkoda gadać. 
- Co ma Pan na myśli? - Zdziwiłam się. Miałam z nimi pracować, więc wolałam wiedzieć co mnie czeka. 
- Zero wychowania. Przynajmniej większość. - Machnął ręką. - Ale nie będę cię do nich zrażać. Wydajesz się być twarda, więc cokolwiek by gadały jestem pewny, że sobie poradzisz. 
  Jego słowa dodały mi otuchy. No bo proszę was. Z Bartmanem sobie radziłam, to z tymi panienkami na pewno.
- grunt, żebyś na początku nie dała im sobie wejść na głowę. 
- Myślę, że dam radę. - Uśmiechnęłam się. Poczułam nagły przypływ siły przed kolejną konfrontacją z Miśką i jej koleżaneczką. - A teraz przepraszam, ale musłam iść jeszcze do Prezesa podpisać papiery. 
- Idź, idź. - Pogonił mnie ręką na żarty. - Praca czeka. 
  odeszłam z portierni z uśmiechem na twarzy. Pan Stasiek był taki sympatyczny. Z pewnością będę miała w nim poparcie. 
  prezesa spotkałam pod jego biurem i powitał mnie szczerząc zęby. Weszłam za nim do jego gabinetu i podał mi umowę, która dokładnie przeczytałam i podpisałam bez zastanowienia. 
- No, to teraz pokażę CI gabinet. - otworzył przede mną drzwi i przeszliśmy w kierunku hali. Na drzwiach wisiała już złota tabliczka z moim nazwiskiem. Czułam, jak serce mi wali. Wszystko z radości. Wszystko się układało. - Proszę, klucze. - Podał mi i bez wahania otworzyłam. 
  Moje nowe miejsce pracy nie było bardzo duże, ale w sam raz. po jednej stronie było biurko, a po drugiej kilka medycznych sprzętów, łózko do masaży, apteczki, leki itd. Wprost nie mogłam w to uwierzyć. Ja, fizjoterapeutka w Asseco Resovii. A to ci dopiero. 
- Podoba się? - Zapytał. Co za głupie pytanie!
- Oczywiście, że tak! 
 Podeszliśmy do biurka. Na nim leżały poskładane ubrania. 
- Tu masz dwa komplety ubrań. - Podał mi jeden z nich a ja rozłożyłam. Był to granatowo - biały dres z klubowym logo. Bluza i spodnie. - Myślę, że będzie ci do twarzy. 
- Dziękuję. 
  Prezes spojrzał na zegarek. 
- Za piętnaście minut zaczyna się trening dziewczyn. Chciałbym, abyś zawsze przychodziła z pół godziny przed treningami. Na sali poznasz się z Krzyśkiem, drugim fizjoterapeutą. 
- Dobrze. 
- A teraz zostawię cie już, bo mam kupę rzeczy do zrobienia. - Uścisnęliśmy sobie dłoń. - Witamy w zespole. 
  Gdy wyszedł, rozmarzona opadłam na obrotowym fotelu. To było moje miejsce i nigdy nie odpuszczę, by mi go sprzątnęli sprzed nosa. 
  Dwadzieścia po jedenastej wyszłam z gabinetu, ubrana w nowy strój. Dobrze, że założyłam biały top, bo w bluzie dresowej z pewnością bym się ugotowała. Obwiązałam ją sobie tylko w pasie, związałam włosy w kucyk i odważnie ruszyłam w kierunku hali. 
Dziewczęta już tam były, a przynajmniej większość i rozgrzewały się na drugiej połowie boiska. Podeszłam sie przywitac do trenera. 
- Ach, niech zgadnę, nowa fizjoterapeutka. - Uśmiechnął się. Wszyscy byli tacy mili. - Witamy na pokładzie. 
- Dziękuję. 
Potem podeszłam sie przedstawić Krzyśkowi. Miał na oko trzydzieści parę lat, więc kazał mi sobie mówić po imieniu. Usiedliśmy na ławce przy boisku i wtajemniczał mnie w naszą robotę. 
- Z chłopakami jest prościej. - Opowiadał. - I z reguły rzadziej mają kontuzje czy jakieę problemy. Wiesz, jak to faceci, nigdy nie przyznają się do bólu. 
- A dziewczyny? 
- Jeśli mam być szczery, dogadałem się z nimi dopiero tydzień temu. - Westchnął patrząc, jak się schodzą na salę. 
Zatkało mnie. 
- A od kiedy pracujesz? ... 
- Od trzech lat. - Stwierdził poważnie. Widząc moją przerażoną minę, zaśmiał się. - Żartowałem. Choć nie mówię, lekko z nimi nie jest. 
  Nagle jedna z nich, wysoka ruda siatkarka podbiegła do nas. 
- Kapitan. - Rzucił mi dyskretnie. 
- Panie Krzyśku, - zwróciła się do niego, będąc wystarczająco blisko - ponaciągać trzeba. 
Że co? 
- No już do was idę. - Wstał i jeszcze odwrócił się do mnie. - Chodź, trzeba je dobrze rozgrzać. 
  Z szaleńczo bijącym sercem i zestresowana pomagałam się rozciągać dziewczynom. Nic nie mówiły na szczęście, tylko robiły to, co do nich należało. A na Miśke i jej koleżankę na szczęście nie trafiłam, choć nie mogłam nie zauważyć, że ciągle mnie obserwują i o mnie rozmawiają. Cóż, chyba będę musiała do tego przywyknąć. 
- Dobra, dziewczyny! - Trener zasygnalizował gwizdkiem koniec rozgrzewki. - Teraz w parach z  piłeczkami! 
  Posłusznie skierowały się do kosza z piłkami i wzięły Mikasy. nagle poczułam uderzającą we mnie zazdrość. Dotknąć piłki, zagrać. Jak dawniej. 
  Szybko doprowadziłam się do porządku. 
- Masz, zrobiłem ci ksero dokumentów zawodników. - Krzysiek podał mi grubą teczkę. - Zapoznaj się z nimi. 
  W środku było mnóstwo kartek ze zdjęciami zawodników i ich parametrami. Wzrost, waga, zasięgi w bloku, w ataku... również przebyte kontuzje. Na całe szczęście w rogu wydrukowane były również zdjęcia, a ja byłam wzrokowcem, więc powinnam spokojnie to wszystko zapamiętać. 
  Pierwsze były dziewczyny. Z nimi szybciej poszło, gdyż faktycznie grają bardziej uważnie zważając na urazy. Większą uwagę poświęciłam jednak tej całej Miśce. Wg tej kartki miała problemy z rzepką i półroczną przerwę w graniu. Z ledwością doczytałam się, co lekarz napisał na temat tej kontuzji na wypisie ze szpitala. "Pacjentka przeszła zabieg kolana. Zalecona jest rehabilitacja." Żadnej wzmianki o możliwości gry. 
  W końcu doszłam do męskiej drużyny. Pierwszy do moich rąk wpadł nie kto inny jak Zbigniew Bartman. 
  Zaśmiałam się w myślach. Teraz to będzie musiał mnie słuchać. 
  Z początkowych informacji wszystko o nim wiedziałam. przeraziła mnie jedynie ilość urazów. Co za ofiara. Dolegało mu coś średnio raz na dwa miesiące, ale były to z reguły drobnostki. Jedyna poważna rzecz, która mu się zdarzyła, to ten wypadek... kiedy postanowił wygrać mecz, by mi pokazać, że mam się nie poddawać. Poszło mu wtedy kolano. 
W oczach zgromadziły mi się łzy. W głowie miałam obraz jak upada na boisko, podciąga nogę pod klatkę piersiową i usilnie ją trzyma. Krzyczy i wybucha płaczem. Nigdy więcej nie chciałabym go zobaczyć takiego cierpiącego... 
- Gdzie masz Bartmana? - Usłyszałam nagle męski głos, który przywołał mnie z powrotem do rzeczywistości. 
 Spojrzałam w górę. Przede mną stał Kosa. Wyglądał całkiem dobrze tego dnia. 
- A jak myślisz? - Westchnęłam zrezygnowana. Założę się, że jeszcze nie zwlekł się z łóżka... 
- Śpi? - Śmiał się. Przytaknęłam ze skrzywioną miną. 
- Nie załamuj mnie. 
Siatkarz usiadł obok mnie. 
- A jak pierwszy dzień w pracy? 
- W porządku. - Wyciągnęłam nogi przed siebie. Za długo już siedzę i powoli czułam się obolała. - Jeszcze mnie żadna nie zjadła. 
- No niektóre to niezłe ziółka. - Spojrzał się w stronę dziewczyn Grzesiek. Były własnie na ataku. Trener między nimi krążył i każdej zwracał na coś uwagę. 
- Ta.. - przypomniałam sobie, jak wczorajszego dnia poznałam "przyjaciółkę" Bartmana, Miśkę. 
Właśnie nadeszła jej kolej. Podała do rozgrywającej i pobiegła, uderzając niestety piłkę w aut. Zaśmiałam się w duchu, dobrze jej tak. 
  Zmierzyła mnie spod byka jakby wiedząc, że się w myślach śmieję z niej. 
- Dobra, dziewczyny! - Trener znowu zagwizdał. - Chodźcie tutaj, chcę wam kogoś przedstawić. 
  Posłusznie usiadły w kółku wokół niego. Kiwnął mi ręką, bym podeszła. 
- To jest wasza nowa fizjoterapeutka, pani Julia Sosnowska. - Zaprezentował mnie. Niektóre dziewczyny się przywitały, a niektóre nawet nie spojrzały. - Z każdym problemem macie się do niej zwracać. macie jakieś pytania?
  Jedna z dziewczyn podniosła rękę. Libero. 
- TO prawda, że Bartman to twój chłopak? - Walnęła prosto z mostu. 
  Byłam tak zaszokowana, że ei potrafiłam wykrztusić ani słowa. 
- Nie o takie pytania mi chodzi. - Skrzywił się trener wybawiając mnie z opresji. Pytająca odpuściła. 
Cóż. "Miło" wiedzieć, że o mnie rozmawiały..
- Macie być miłe - kontynuował couch - zrozumiano? - Wymownie spojrzał na Miśkę. 
- Dobrze, trenerze. - Odpowiedziały chórem. 
- Dobra, a teraz dwie szósteczki i gramy, raz, raz! - Klasnął w dłonie i dziewczyny wróciły z powrotem na boisko. 
  Sama wróciłam na ławkę. Kosy już tak nie było; siedział z kumplami z drużyny na trybunach. Widziałam, że siedział Achrem, Grozer i Igła. Reszty jeszcze nie było. 
Dziewczyny jednak wciąż na nich spoglądały i wymieniały wymowne spojrzenia. To było do przewidzenia. Szkoda tylko, że wszyscy z nich byli zajęci. 
  Mecz między dziewczynami został zakończony na remisie 1:1. Ich trening się kończył, chłopcy już czekali przebrani, a Bartmana jak nie było, tak dalej nie ma. 
  Zaczęłam się denerwować. Kretyn pewnie dalej spał wygodnie w moim łóżku. Niech ja go tylko... 
- Dobra dziewczyny, koniec treningu! Widzimy się jutro! - Trener zakończył męczarnie i dziewczyny odsapnęły. 
Większość z nich poszła do szatni się przebierać. ku mojemu zdziwieniu, Miśka, ta jej koleżanka, libero i ruda usiadły na trybunach, na wcześniejszych miejscach chłopaków. Czy one nie mają co robić? Zamierzają siedzieć podczas treningu? 
  Postanowiłam pójść na chwilę do gabinetu przynieść sobie kanapkę. W tym całym amoku zapomniałam zjeść śniadanie i dosłownie umierałam z głodu. Przed pokojem numer trzynaście wpadłam na nikogo innego, jak Zibiego. 
 Był zmęczony, skacowany i zziajany. 
- Kretynie, trener będzie wkurzony. Dziesięć minut. - Poirytowałam się. Coż, dobrze, że w ogóle dotarł. 
- Wiem. - Dał mi szybkiego buziaka.- Weźmiesz mi torbę? Już nie będę wchodził do szatni, szkoda czasu. - Nim zdążyłam odpowiedzieć, podał mi swoją sportową torbę i odszedł. 
- Czekaj! - Poprosiłam. Podeszłam do niego. 
- Co, buziaka chcesz? - Wyszczerzył się. 
- Tak, jasne. - Rzuciłam z sarkazmem. - Na treningu zachowuj się jak zawodnik. Proszę. 
  Zdziwiony spojrzał na mnie pytająco. 
- Tam - wskazałam palcem na halę - jestem twoim fizjoterapeutą. Nie rób akcji. Nie bądź zazdrosny.. - chciał już coś powiedzieć, ale ja dorzuciłam - proszę, zależy mi na tej pracy. 
  Siatkarz zrobił minę biednego psa. Nie uległam. Musiał mnie zrozumieć.
- Wynagrodzę ci to. - Obiecałam kładąc mu rękę na policzku. Od razu pokazał rząd białych zębów szeroko się uśmiechając. - A teraz leć! - I pobiegł. 
  Gdy zniknął za rogiem wzięłam jego torbę na ramię i poszłam w stronę ich szatni. Nagle usłyszałam, jak trener wrzeszczy an całe gardło na Bartmana. Oj, biedny. Ale należało mu się. 
  Szybko wrzuciłam jego torbę do męskiej szatni, wzięłam bułkę z gabinetu i poszłam na halę. Jak uprzednio przywitałam się z drugim trenerem męskiej drużyny i od razu pobiegłam do rozgrzewających się chłopaków, by pomóc w rozciąganiu. 

- Ty, patrz. - Ruda powiedziała do Miśki. - Są oboje, i nawet na siebie nie spojrzeli... 
  Julia właśnie naciskała kolanem delikatnie na plecy Grozera rozciągając go, natomiast Bartman biegał za karę wokół sali. Gdy skończył pokutę, usiadł po drugiej stronie i rozpoczął swoją rozgrzewkę. 
Kątem oka spoglądała nią, pilnował jej wzrokiem, jednocześnie udając obojętnego. Widok jak rozciąga innych chłopaków strasznie go męczył, jednak starał się tego nie okazywać.
- Coś jest nie tak.. - bacznie obserwowała ich Miśka. 
- Jest nie tak, to twoja cholera zazdrość. - Skrzywiła się libero. 
- Mówię wam, że przedstawił ją jako swoją dziewczynę! To ona! 
  Dziewczyny pokręciły głowami. 
- W sumie oboje są w pracy... mogą chcieć rozdzielić to .. - rozmyślała Ruda - No, wiecie. Pracę od prywatnych spraw. 
- Zaraz się przekonamy, co między nimi jest. - Na twarzy Miśki pojawił się cwany uśmiech. - Hej, Zibi! - Krzyknęła do niego. Od razu na nia spojrzał. - Pomóc ci ię porozciągać? Jestem w tym dobra! - Uśmiechnęła się słodko. 
  Pozostałe obserwowały reakcję Julii, jednak ona była skupiona teraz na Grozerze. 
- Nie, dzięki! - Odpowiedział siatkarz. - Myślę, że Pan Krzysiek zrobi to bezpieczniej! 
Wtedy podszedł do niego i pomógł mu w rozgrzewce. 
A dziewczyny zaniemówiły...

- Co ty mu zrobiłaś? Pokłóciliście się? - Zapytał mnie dyskretnie Grozer. 
Spojrzałam w stronę Zbyszka. Po karnych kółkach usiadł na drugiej stronie boiska i posłusznie się rozgrzewał. 
- Nie, nie pokłóciliśmy. Po prostu pracujemy. - Uśmiechnęłam się do niego. - Masz strasznie spięte mięśnie w prawym ramieniu.
- Serio? - Zdziwił się. 
- No serio, serio. - Zaśmiałam się. - Dawaj rękę. 
  Posłuchał i wyciągnął ją ku górze. Mocno ją złapałam, kolanem trzymając jego plecy, a rękę naciągając do tyłu. 
- Ała! - Jęknął. - Boli. 
- Bo ma boleć. Już dzisiaj zobaczysz różnice w ataku. - Zapewniłam go. 
- No, skoro tak, to ci zaufam. 
  Wtedy na sali rozległ się kobiecy głos. Miśka. Zaczepiała Bartmana proponując mu rozciąganie.
 Spokojnie Julka. Ona jest głupia. Pamiętaj o pracy. 
- Nie, dzięki! - Odpowiedział jej Bartman. Ha, mój chłopiec! - Myślę, że pan Krzysiek zrobi to bezpieczniej! 
  Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam do Nowakowskiego. 
Gdy skończyliśmy z Krzyśkiem rozciągać chłopaków, w końcu poszłam sobie zjeść. Trener mnie nie przedstawiał, wszyscy dobrze wiedzieli kim jestem i musiałam przyznać, że zadziwił mnie ich profesjonalizm. Nikt nie żartował ani nie rzucał głupich tekstów. Kompletnie inaczej się zachowywali niż dziewczyny siedzące na trybunach. Dobrze wiedziałam, że przyszły tu tylko zobaczyć związek między mną a Bartmanem. Ale się przeliczyły. Zrezygnowane wstały i zaczęły opuszczać halę. Zdenerwowana Miśka zrobiła to samo. 
  Rozluźniona przez ich odejście oparłam się wygodnie i delektowałam się bułką z serem i sałatą obserwując atak i zagrywkę chłopaków. 
- Dobra, a teraz sobie poćwiczymy grę! - Zarządził trener. - Sześć na sześć! A reszta odbija w parach! Po secie zrobimy zmianę. 
  Poza boiskiem pozostały 3 osoby; Drzyzga, Kosa i Woś.  
- Kurcze, umiesz odbijać w siatkę? - Zapytał mnie Krzysiek. Skinęłam głową nie rozumiejąc, skąd to pytanie. - TO dobrze. Poodbijasz z którymś z nich? - Że co? - Konarski chory i jest nie parzyście. Zwykle ja odbijam, ale wiesz... To już nie te lata. 
  Przełknęłam ślinę. Zgodziłam się oczywiście. Zwłaszcza, że miałam odbijać z Kosą. On mnie nie zabije ani nic. 
   Skinął na mnie ręką, więc podbiegłam i stanęłam kilka metrów dalej. Odbił do mnie piłkę górą, tak delikatnie, że chyba lżej się nie dało. 
- Ej, nie jestem z porcelany. - Czułam się urażona. Piłka leciała kilka kroków przede mną, więc musiałam podbiec. - Mocniej! 
- Jak ci się coś stanie to mnie Zibi zabije. - Zaśmiał się, jednak splasował piłkę. Odebrałam dołem i musiałam przyznać, że wyszło mi to całkiem całkiem. 
  Teraz on mi wystawił. Kiwnęłam. Niech się trochę pomęczy! 
  Nasza "gra" się zaostrzała, bo i on i ja chcieliśmy się złapać i zaskoczyć. Jego plasy stawały się co raz mocniejsze a moje odbiory co raz bardziej dokładne. Pomimo czerwonych przedramion czułam się... naprawdę cudownie. 
- Dobra, zmiana! - Nawet nie zauważyłam, że skończyli pierwszego seta. Tak świetnie mi się odbijało Mikasą. 
Do końca drugiego seta, który był równoznaczny z końcem treningu odbijałam z Igłą i musiałam przyznać, że nieźle się przy tym ubawiłam. Gdy męska drużyna rozciągała się na zakończenie, ja pozbierałam wszystkie swoje papiery i poszłam do gabinetu. 
  Sosnowe biurko świeciło pustkami. Stanowczo musiałam sobie tu przynieść jakieś zdjęcie czy coś... A teraz rozłożyłam dokumenty i spisywałam swoje notatki i obserwacje o zawodnikach z pierwszych treningów.
  " Grozer - słabo naciągnięte mięśnie prawego ramienia" - trochę pracy nad nimi i atak będzie dokładniejszy. "Kosok - powoli rehabilitować jego kostkę po kontuzji". A co do dziewczyn... "Sprawdzić w szpitalu, co Miś... tzn. Martynie dolegało z tym kolanem". Atak miała dobry i po jej minie nie stwierdziłam, by cokolwiek ją bolało. Ale krótka notka lekarza na jej wypisie ze szpitala mocno mnie niepokoiła. 
Puk, puk. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. 
- Proszę! - Krzyknęłam nie odrywając wzroku z papierów. 
- Proszę Pani, tak bardzo mnie bolą barki.. - Niech zgadnę, czyj to głos. - Jakiś masaż by sie przydał. 
 Spojrzałam na Bartmana spod byka. Zamknął za sobą drzwi i udawał obolałego. GUzik a nie masaż!
- Spisuję teraz obserwacje. - Powiedziałam niewzruszona. - Ale Pan Krzysztof jeszcze jest u siebie. Jestem przekonana, że ci pomoże. 
  Bartman zrobił tą swoją obrażoną minę i swobodnie stanął za biurkiem przy moim fotelu, obracając go o dziewięćdziesiąt stopni. Chciałam się odwrócić, jednak trzymał rączkę czarnego fotela. 
- Panie Bartmanie, jestem zajęta. - Moja powaga w głosie była zabijająca. Ledwo powstrzymywałam się od wybuchu śmiechu. 
- Pani Julio, - zbliżał swoją twarz ku mojej - nawet Pani nie wie, jaki byłem cholernie zazdrosny. - ćho, zaczyna się. - Mnie to nie porozciągałaś.. - Posmutniał. 
- Jutro się tobą zajmę, obiecuję. - Dałam mu pstryczka w nos. 
- Nie zapominaj, że mi obiecałaś, że mi to wynagrodzisz. - Cały Bartman, łapie za słówka... - Normalnie to bym za tobą chodził krok w krok po tej sali, wiesz jakie to było dla mnie trudne siedziec w miejscu i patrzeć, jak zajmujesz się innymi? 
  Wstałam i położyłam mu ręce na szyi. 
- Wiem. Ale nie będę ci dawać powodów do zazdrości. Wszyscy wiedzą przecież, że ze sobą jesteśmy.  - Pocieszyłam go. Nie poprawiło mu to jednak humoru. Wciąż stał naburmuszony. Dopiero gdy dałam mu buziaka w usta uśmiechnął się szelmowsko. 
- Ale masaż też chcę. 
  Aktorsko wywróciłam oczami. 
- No dobra, dobra. - Machnęłam ręką. A niech ma tą satysfakcję. - Ale teraz już idź. 
- Poczekam na ciebie przed halą. 
- Nie musisz. - Usiadłam z powrotem w fotelu. Mam tyle roboty, że posiedzę tu jeszcze trochę.
- Ale ja mam czas. 
- Nie będę mogła się skupić na pracy wiedząc, że siedzisz przed halą. - Wyjaśniłam. Co racja to racja. Z pośpiechu mogłabym coś przeoczyć, źle zapisać... 
  Siatkarz się namyślił trochę. 
- To zadzwoń mi jak będziesz kończyć, odbiorę cię i pojedziemy do mnie. - Puścił mi oczko. 
- Okej, okej. 

  Pracę skończyłam dokładnie o szesnastej. Patrząc na zegarek złapałam się za głowę. Nie sądziłam, że aż tyle mi to zajmie. Puściłam SMS do Bartmana, że może już przyjechać, a sama szybko przebrałam się, zebrałam swoje rzeczy do torby i zamknęłam gabinet. 
  Na portierni porozmawiałam jeszcze trochę z Panem Stasiem. Wypytywał mnie o wrażenia z pierwszego dnia pracy i w ogóle. Zbyszek puścił mi wiadomość, gdy zaparkował na parkingu, że już jest. 
- Przepraszam Pana, ale ja już zmykam. - Powiedziałam zaraz po tym, jak odczytałam wiadomość. 
- Idź, żeby ten chłopak nie czekał. - Zmierzył mnie badawczym spojrzeniem. 
 Zaśmiałam się. 
- Jak kocha to poczeka. - Rzuciłam na odchodne z uśmiechem na twarzy. - Do widzenia! 
- Do jutra. 
  Na zewnątrz była cudowna, majowa pogoda, a ja czułam się wyśmienicie. Czego mogłam chcieć więcej od życia? Mieszkałam w Rzeszowie, blisko przyjaciół, z facetem, który kochał mnie ponad życie... 
I do tego faceta właśnie pobiegłam prosto w ramiona, stęskniona jego bliskości. 




~*  *  *~
Macie drugi. Jeszcze sielanka, wiem. Ale następny rozdział... już zawieje chłodem. 
Niestety, pojawi się dopiero jutro rano, już w K-cach. 
Ostatnie pozdrowienia znad Morza! ;*


3 komentarze:

  1. Nie mogę się doczekać ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. " Zwłaszcza, że miałam odbijać z Kosą. On mnie nie zabije ani nic. "
    hahaha :D rozwaliło mnie to :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam prolog. Bardzo ciekawy! Przeczytam cały blog :)
    Żebym nie zapomniała, dodaję cię do mojej listy blogów :D
    Pozdrawiam,
    Wikacz.

    OdpowiedzUsuń