środa, 31 lipca 2013

44. Bo gdy zaczynasz się bać, to wszystkiego na raz...

Zbyszek wpadł do rzeszowskiego szpitala, potrącając po drodze wychodzących ludzi. Zdezorientowany rozglądał się we wszystkie możliwe strony na głównym holu, przy rejestracji. Nie wiedział, gdzie iść. Gdzie ona leży. Na jakim oddziale.
- Zbyszek! - To była Anka.
 Zawołała go z głębi jednego z korytarzy. Skierował się do niej szybkim krokiem. Ba, niemalże biegnąc.
- Co z nią? Gdzie jest? - Panikował. Nie chciał zadawać najgorszego pytania. Czy Julia żyje.
  Siatkarz tak bardzo nienawidził szpitali. Nienawidził ich z całego serca, bo Julia tak często w nich była. A jej życie było zagrożone. Znowu.
- Wciąż nieprzytomna. - Wyjaśniała, gdy przemierzali korytarz ramię w ramię. - Ale funkcje życiowe w normie.
  Zbyszek zacisnął pięści. To wszystko moja wina- pomyślał - gdybym został do niczego by nie doszło!
- Jak ja dorwę tego, kto ją pobił... - Syknął pod nosem.
- Zbyszek... - Ania stanęła przed nim i położyła mu ręce na ramionach. To spojrzenie nie zapowiadało nic dobrego, i siatkarz o tym doskonale wiedział. - Zbyszek, wciąż nie jesteśmy pewni, czy to było TYLKO pobicie..
Nogi się pod nim ugięły. To... to niemożliwe..
Wtedy weszli do jej sali. Leżała sama. Podłączona do całej szpitalnej aparatury. Znowu. Jej serce pikało spokojnie i rytmicznie. Była blada. Bez słowa spojrzał na jej posiniaczone ręce. I całkowicie sine nadgarstki.
Ktoś ją nie tylko pobił. Ktoś ją.. dotykał.
- Kiedy się obudzi?... - Zapytał niepewnie. I tak cicho, jakby nie chciał jej zbudzić.
- Lekarze mówią, że niedługo powinna... - Położyła mu rękę na ramieniu Ania.
Razem przez chwilę wpatrywali się w Julię. Dziewczynę, której los znowu pisze złe scenariusze. I dlaczego?.. Dlaczego ta biedna, niczemu nie winna dziewczyna musi tak cierpieć? Jej życie... jest jak jeden wielki ból.
- Zostań z nią. Sprawdzę, czy są wyniki badań. - Ania, niezwykle przygnębiona opuściła salę.
  Zbyszek podsunął krzesło pod szpitalne łóżko i usiadł. Wsłuchiwał się w miarowy rytm serca ukochanej. Sam natomiast nie potrafił uspokoić szaleńczo bijącego swojego narządu. Był taki zły. Zwłaszcza na siebie.
Julia się dziwnie zachowywała. A on miał przeczucia, że coś się stanie. Dlaczego, u licha, pojechał na ten cholerny mecz?!
  Nagle pikanie urządzenia stojącego obok zaczęło gwałtownie przyspieszać. Przestraszył się. Dziewczyna zaczęła się wiercić, a jej mina była niespokojna.
- SIostro! - Krzyknął i poderwał się z miejsca. Nie wiedział, co się dzieje.
Zaczęła jęczeć i krzyczeć. Z jej wciąż zamkniętych oczy wydobyły się łzy.
- Zostaw mnie! Zostaw mnie! - Powtarzała nieustannie. - Zbyszek, pomóż!
  Siatkarz automatycznie złapał ją za rękę.
- Przecież tu jestem! - Wołał, ale jedynie w głowie, bo struny głosowe odmówiły mu posłuszeństwa.
  I ona wtedy gwałtownie wyrwała swoją dłoń i odwróciła się na drugi bok kuląc w kłębek, a dłońmi zakrywając głowę.
- Zostaw mnie!!! - Krzyczała dalej. I tak bardzo płakała.
Na salę wbiegł lekarz i pielęgniarka.
- Proszę się odsunąć. - Rozkazał mu męski głos.
Zrobił krok do tyłu, wciąż zdezorientowany i przybity tym, co się dzieje z Julią.
- Spokojnie. - Powiedziała pielęgniarka do niej, jednak ona wciąż się wierciła.
- Zostaw mnie! - I znowu te słowa.. słowa, które chyba na zawsze wyryją się w pamięci Zbyszka...
  I wtedy zaczęli działaś gwałtowniej, bardziej stanowczo. Złapali ją za ręce i nogi uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy. Przyszła druga pielęgniarka i dała jej ten zastrzyk...
 Co jej robicie? Co to za zastrzyk? - Pytał się w myślach zaniepokojony chłopak.
 A ona po chwili opadła znowu bezwiednie na poduszkę, taka spokojniejsza. Rytm jej serca się uspokajał.
- Zbyszku...? Zbyszku, gdzie ty jesteś... kiedy cię potrzebuję.. - Wyszeptała jeszcze, nim znowu pogrążyła się w głębokim śnie. Zbyszek miał tylko nadzieję, że ten koszmar już się jej nie przyśni...


  Pamiętam tylko jak zniknął. Z oddali słyszałam jego śmiech zamieniający się powoli w echo. I choć powinnam się cieszyć, że odszedł, wciąż się bałam.
Śmiech ucichł zupełnie. Pozostawił mnie w swojej samotności. W tej przerażającej ciemności i ciszy.
Zastanawiałeś się kiedyś, jakby to było gdybyś został sam? Nagle wszyscy ludzie by zniknęli, a ty pozostałbyś sam wraz ze swoim wiernym strachem, który tak naprawdę zawsze, w kazdej chwili jest przy tobie? Bo on tak naprawdę tylko czyha, aż noga ci się powinie. Aż stracisz swoją cholerną pewność siebie. Aż doświadczysz tego, co straszne i przerażajace. Przekonasz się, czego się boisz. I to cie będzie co raz bardziej pogrążało.
Ja właśnie się dowiedziałam, czego najbardziej się boję. Samotności i ciemności. Śmieszne? Dla mnie na pewno nie... I zapewne każdy, kto leżałby w ciemnym pomieszczeniu, sam, samiutki, w przerażającej ciszy, czułby się zagrożony i przestraszony. Każdy szelest, każdy odgłos doprowadzałby go do wewnętrznej paniki. A strach osiągnąłby apogeum.
  Czy śmierć ze strachu istnieje? Słyszałam, że tak. A właściwie przeczytałam to kiedyś w opowiadaniu science-fiction, pomieszanym z horrorem. Powiedzmy, że jest potencjalny morderca. Psychopata. Zabija. I się cholernie tym dopieszcza. Kocha widok trupów, ich zapach. Widok przerażonych, krzyczących i umierających ludzi jest dla niego jak narkotyk. I ów morderca złapał pewnego urzędnika, tak bez powodu. Już dawno miał go na oku, śledził go. Dniami i nocami zastanawiał się, jaka śmierć tego niewinnego przecież człowieka będzie najlepsza . Aż w końcu go porwał. Związał grubymi sznurami. Młody urzędnik bardzo się bał; wszystkie jego uczucia i emocje były dokładnie opisane. Każdy detal. A to wszystko po to, by doprowadzić do głowy czytelnika wizję związanego mężczyzny, leżącego na torowisku i świadomego, że lada moment nadjedzie rozpędzony pociąg. Pot. Strach. Przerażenie w oczach. W uszach dźwięk nadjeżdżającego pociągu. W końcu go zobaczył. Wiercił się, szarpał, ale to na nic. Krzyczał jak opętany, ale zagłuszył go sygnał wydawany przez pojazd. I przed tą krwawą, bolesną śmiercią umarł ze strachu i dał satysfakcję mordercy.
I teraz wyobraźcie sobie, że jesteście na jego miejscu. Lub moim. Ja.. naprawdę umierałam ze strachu. Bo nie potrafiłam się podnieść. Nie potrafiłam zwalczyć tej ciemności i tego miotającego mną strachu. Nawet wtedy, jak było już po wszystkim, wciąż towarzyszył mi strach, a w głowie bezustannie przewijał się obraz tego psychopaty...


Niepewnie podniosłam powieki. Chyba zbyt gwałtownie, bo przez promienie słońca padające na moją twarz, musiałam od razu je zmrużyć. Nie na długo jednak. Nie chciałam znowu zasypiać. Nie mogłam.
Z lekko otwartymi oczami, przekręciłam głowę na bok.
Ach, no tak. Znowu szpital. Jej życie było takie tragicznie. najlepiej byłoby, gdyby chyba zamieszkała w tym miejscu...
- Julia?... - Dochodził do niej spokojny, kobiecy głos.
- Co się.. co się stało?... - Wysapałam na tyle głośno, na ile mi pozwalały struny głosowe.
  Przyjaciółka podeszła i pogłaskała mnie po głowie.
- Nic, czym miałabyś się teraz przejmować... - Uśmiechnęła się lekko, choć z ogromnym smutkiem w oczach.
- Pomóż mi się podnieść. - Poprosiłam nieco głośniej.
  Chwyciła mnie za ręce i ostrożnie podniosła, układając potem poduszkę za moimi plecami, bym mogła sie oprzeć.
- jak się czujesz? - Zapytała Ania siadając na łóżku.
- Obolała. Bardzo obolała... - Wyznałam szczerze. Automatycznie spojrzałam na widoczne, bolące miejsce. Ręce. Ogromne siniaki. Skąd?... - Powiedz mi, co się stało? DLaczego nic nie pamiętam?
  Ale ona milczała i spuściła wzrok, unikając kontaktu wzrokowego ze mną.
- Ania. - Ponagliłam ją.
- Wiesz.. - westchnęła głęboko wciąż na mnie nie patrząc - ktoś cię napadł w szatni...
  Wzdrygnęłam się. Na ciele momentalnie pojawiła się gęsia skórka.
I wtedy wszystko wróciło jak grom z jasnego nieba. Jak gaśnie światło, jak ktoś mnie uderza, pcha... i rozbiera...
- Anka! - Oblałam się już zimnym potem. - Ja nie pamiętam... czy on?!... - Miałam na myśli oczywiście, czy zostałam zgwałcona. Ale nie przeszło mi to przez gardło.
- Nie, Julcia. - Uspokoiła mnie tym swoim anielskim spojrzeniem. Złapała mnie za rękę. - Napadł cię w szatni, stąd te siniaki... ale na szczęście obeszło się bez złamań. No a potem... nic nie zrobił, bo ten portier wszedł do szatni i on zbiegł.
  Pan Stasiek uratował mi życie. I uratował moją kobiecą godność... fakt, czułam na sobie wciąż obcy zapach, obcy, nieprzyjemny dotyk, taki gwałtowny i silny.. ale do najgorszego nie doszło...
  Momentalnie zaczęłam płakać.
- Gdyby... gdyby coś... to ja nie wiem... - jąkałam się - ... jak ja bym spojrzała w oczy Zbyszkowi!
- Co do niego... - zaczęła niepewnie Anka.
- Co z nim? Stało się coś? - Zaczynałam panikować.
- Nie, nic się nie stało... to znaczy... bo wiesz - w końcu zebrała w sobie siłę, by powiedzieć to za jednym razem, na temat - on się pozbierać nie może. Nie może sobie tego wybaczyć. Obwinia się za to wszystko. I... naprawdę jest tragicznie...


  Siedział obok. W ciszy. W zupełnym milczeniu. Ani on nie potrafił sie odezwać, ani ja. Zupełnie tak, jakby bojąc się wypowiedzenia nieodpowiednich słów. Bo co w takich sytuacjach się mówi? Nie wiedziałam. Ale nie mogłam znieść jego widoku.
Siedział przygarbiony na krześle obok, z łokciami opartymi na kolanach, a twarzą zatopioną w dłoniach. Raz po raz chwytał się za czarną czuprynę, targał ją. Z bezradności.
- Zbyszku, jest już w porządku. - Złapałam go za rękę.
Od razu pożałowałam tych słów. Tym sposobem pociągnęłam zapalnik granatu, który odpalił Bartmana z kilkusekundową zwłoką.
- NIE! Nic nie jest w porządku! - Wstał gwałtowne i jego mięśnie się napięły. - Zostałaś prawie zgwałcona!
  Na to słowo się wzdrygnęłam. Ja...
- Ale do tego nie doszło, Zbyszku. - Choć ja starałam się łagodniej mówić.
- Kurwa! - Zaklął. - Gdybym tu został!...
- Nie mogłeś tego przewidzieć!
  Nerwowym krokiem przeszedł w stronę okna. Widziałam, że go nosi.
- Cholera, jak ja go znajdę... !

- Zbyszek! - Przywracałam go do porządku. Znałam go aż za dobrze i wiedziałam, że nie rzucał słów na wiatr. A jeszcze tego brakowało, by sam wymierzał sprawiedliwość. - Jedyne, co teraz powinieneś zrobić to przestać się zamartwiać.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Prychnął podchodząc teraz do mojego łóżka. - Mam sobie spokojnie żyć wiedząc, że ten chuj chodzi gdzieś obok Ciebie?!
  Fakt faktem, sama się tego obawiałam. Ale musiałam być twarda. musiałam pokazać siatkarzowi, że się nie boję. Bo co gorszego może się jeszcze stać?...
- Julia, ja... - nieco spokojniej, ale dalej z nerwami usiadł obok mnie. Spojrzał mi głęboko w oczy i ujął moją rękę. - Wiem, że zawiodłem. - Wyznał. Chciałam zaprzeczyć, ale uciszył mnie spojrzeniem i kontynuował - ja... przemyślałem to.
  Przerażona na niego spojrzałam. Znając jego wymyślił coś naprawdę głupiego... i nie myliłam się.
- Nie jadę na to zgrupowanie do Spały. Rezygnuję z Ligi Światowej. - Był taki zdecydowany.
- Oszalałeś! - Aż podskoczyłam z miejsca. To była najgłupsza, najbardziej durnowata rzecz, jaką usłyszałam! - Nie zgadzam się!
- Nie zostawię cię samej na tak długo! - Kłócił się.
Och Zbyszku, gdybym miała na tyle siły, to bym cię tak zbluzgała, tak na ciebie nawrzeszczała...
- Jeśli to zrobisz to się w życiu już do ciebie nie odezwę. - Tylko tyle powiedziałam.
Odwróciłam głowę. Miałam łzy w oczach i nie mogłam na niego patrzeć.
I znowu to samo... znowu niszczę mu życie. Niszczę mu siatkarską karierę. Dlaczego to się musi zawsze tak układać? Tak niszczyć?!...
- Masz grać, rozumiesz? Obiecałeś mi złoto! - Przypomniało mi się na poczekaniu. Wiedziałam, że Zbyszek nie łamie danych obietnic.
- Ale.. - sam nie wiedział, co powiedzieć.
- Będę z Anią. Nic mi się nie stanie. - Zapewniałam jego i samą siebie. Ale czy ja w to wierzyłam?- Poza tym wyjeżdżasz dopiero za dwa tygodnie. Do tego czasu wszystko się wyjaśni. Złapią go.
- Skąd wiesz? Przecież nawet nie pamiętasz, jak wygląda.. 

Obojętnie wzruszyłam ramionami.
  Wiem, Zbyszku, ale to powiem tylko policji. Nie pozwolę, abyś wpadł w szał, w furię wiedząc, że to Kamil, nasz fizjoterapeuta. Bo to doprowadziłoby do czegoś złego. I mielibyśmy przez to jeszcze więcej kłopotów.
A wystarczy, że mi co noc będą się śnić te jego lodowate, błękitne tęczówki. 

Pod koniec dnia nie byłam pewna, czy Zbyszek wziął sobie do serca moje słowa. Niemalże cały czas przekonywałam go, żeby nie rezygnował ze zbliżającej się Ligi Światowej przeze mnie. Nie potrafiłabym z tym żyć... ale któż by potrafił wiedząc, że jej najważniejsza osoba na świecie zrezygnowała z czegoś, co bardzo kocha? Z jednej z niewielu życiowych szans? Inni siatkarze tylko marzą, by wystąpić na światowej arenie. I ja nie miałam serca zabrać tego Zbyszkowi.
Mieli jechać za niecałe dwa tygodnie na zgrupowanie do Spały, a potem prosto stamtąd na pierwsze mecze. A to znaczyło, że na dłuższy czas się rozstaniemy.... zakładając, że w ogóle się zdecyduje jechać. Przecież to uparty osioł jest.
Od raz odpędzałam od siebie te myśli. Najważniejszy był fakt, że policja szuka już niebieskookiego. Przyszli popołudniu i spisywali moje zeznania. Bartmana przy tym nie było... ku jego zdziwieniu poprosiłam, żeby wyszedł, gdy dwóch mundurowych weszło na moją salę. Po prostu nie byłam w stanie przy nim o tym mówić. Za bardzo go to wszystko pogrążało. I jeszcze jakby się dowiedział, kto to był... choć i tak jestem prawie na sto procent pewna, że się domyśla.
Teraz postanowiłam skupić się na tym, by zapomnieć. No i mój pierwszy mecz. Zbliża się wielkimi krokami. Chociaż sama nie wiem, jak ja wejdę na tą halę, do tej szatni... bałam się, że to mnie po prostu przerośnie. Ucieknę? A może zacisnę pięści i dam z siebie wszystko?
Ale czy warto jest się martwić jutrzejszym dniem?... Najważniejsze przecież, że ten zmartwiony osioł jest obok mnie. Tu i teraz.




                                                                  ~*  *  *~
Witajcie, moje Drogie. 
Poprzedni rozdział dobijający. Ten... nieco mniej chyba, nie? :)
Wiem, że kiedyś dawałam po kilka rozdziałów dziennie, ale teraz niestety mam dużo spraw prywatnych na głowie, zrozumcie.
Ej no i sorka za jakiekolwiek błędy, korekty dzisiaj nie robiłam. (!!)
Dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem, choć ich częstotliwość (co minutę? wtf!) zaniepokoiła mnie. Nie chciałabym, abyście dawały po kilka komentarzy od siebie, byleby było ich więcej..  :) choć nie powiem, miło było wciąż odbierać powiadomienia o nowych. 
Nowy rozdział pojawi się jutro pod wieczór. A w nim...

Czy Kamil znowu pojawi się w życiu Julii? Jak dziewczyna zareaguje przed wejściem na trening?  Jaką niespodziankę przygotuje dla niej Zbyszek?! Tego dowiecie się już jutro. :)

 





2 komentarze:

  1. Świetny rozdział =)
    Czekam na następny ...<33333

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże co to się porobiło .Mam nadzieję że Julia przezwycięży ten strach .A Zbyszek pojedzie na LŚ .
    Rozdział świetny .

    Przepraszam że ostatnio nie komentowałam .

    OdpowiedzUsuń