piątek, 26 lipca 2013

33. - Idealna na co? - Na romantyczny wieczór ze Zbysiem-Misiem.

  Następnego dnia wstałam dosyć wcześnie, bo już o siódmej. Musiałam posprzątać to mieszkanie, zwłaszcza, że dzisiaj na pewno będę miała gości. Ba, nawet nie gości. Wystarczy mi Anka-pedantka, która będzie kipiała złością widząc ten armagedon.
Szybko wypiłam kawę i zaczęłam sprzątać.
Uporałam się z tym w zaledwie półtorej godziny. O dziwo, mieszkanie zrobiło się cholernie puste; stanowczo musiałam kupić to i owo. Jakieś dekoracje, porządne zasłony, nową lampę do pokoju... Wydatki na każdym kroku, ale na szczęście miałam odłożone trochę kasy. Oczywiście nie mogłam polegać tylko tym, co mam na koncie. Musiałam znaleźć jakąś robotę.
 Siedziałam na kanapie i myślałam. Przydałby się jeszcze telewizor...
Gdy tak rozmyślałam nad zakupami i wydatkami, rozległo się głośne pukanie do drzwi. Kogo, u licha, niesie o dziewiątej rano?
- Cześć. - Na wejściu dostałam buziaka i reklamówkę. - Świeże bułeczki.
Siatkarz wszedł nim zdążyłam słowo powiedzieć. Stanął na środku i zaczął się rozglądać.
- No, no, przyjemnie. Ale brakuje kilku rzeczy...
- Kilku? - Rzuciłam z sarkazmem. To mieszanie świeciło pustkami. - Żebyś zobaczył moją lodówkę. Jeszcze nie miałam czasu porządnych zakupów zrobić... dlatego dzięki za bułki.
Zgromił mnie spojrzeniem.
- Jeśli tak wyglądało twoje życie w Katowicach, to się nie dziwię, że schudłaś.
- Po prostu za dużo na głowie. - Wyjaśniłam głęboko wzdychając.
- Spokojnie. Wszystko załatwimy. Tylko zacznij o siebie bardziej dbać, co? - Poprosił.
Uśmiechnęłam się i się do niego przytuliłam. Co ja bym bez niego zrobiła?
- A teraz śniadanie, ubieraj się i jedziemy.
- Jedziemy? - Nie mogłam ukryć zdziwienia.
- Ja jadę na trening, a ty pojedziesz ze mną. Prezes dziś będzie, więc może uda ci się z nim pogadać.


Dojechaliśmy na Podpromie dosyć wcześnie, bo aż na czterdzieści minut przed treningiem Resovii. Ale nie było innej opcji. Jak Bartman twierdzi: "Prezes sobie lubi znikać tuż przed naszym treningiem". Dlatego też wszystko robiłam w pośpiechu - włosy, makijaż i ubranie. Prawie spaliłam nową, burguntową bluzeczkę. Założyłam do niej czarną, ołówkową spódniczkę i czarne czółenka na niskim obcasiku.
- Wow. - Rzucił Zbyszek, gdy byliśmy jeszcze w mieszkaniu.
Dobraliśmy się idealnie - ja z torebeczką, elegancko ubrana, a on w sportowym dresie i z torbą na ramieniu. Musiałam zrobić wszystko co w mojej mocy, bo dostać tę robotę. Bo kiedy trafi mi się taka szansa po raz drugi? Chyba w snach...
- Iść z tobą? - Zapytał, gdy stanęliśmy przed drzwiami gabinetu prezesa.
Popukałam mu w głowę.
- Mam dwadzieścia pięć lat, poradzę sobie. - Zapewniłam go.
  Spojrzał na mnie zmartwiony.
- Ale on jest zboczonym, napalonym, starym gościem!
- Tak jak ty.- Dałam mu pstryczka w nos.- Tylko wykreśl "stary".
Fuknął pod nosem i zrobił obrażoną minę. Gdyby to było w tamtym roku własnie rozpętałaby się trzecia wojna światowa, ale na dzień dzisiejszy postanowił to przemilczeć. Lepiej dla niego.
- Jakby coś to tu czekam. - Nonszalancko oparł się o ścianę na przeciwko drzwi.
  Ja sama odwróciłam się i zapukałam.
- Proszę! - Dotarł do mnie męski głos z wnętrza. Pewna siebie nacisnęłam klamkę i wkroczyłam do środka zamykając za sobą drzwi.
- Dzień dobry.
- Ooo. - Zmierzył mnie znad okularów. - Mamy takie ładne siatkarki?
 Zaśmiałam się.
- Nie, nie jestem jedną z nich.
- A szkoda, bo posturę Pani ma siatkarską. I wzrost odpowiedni. - Wciąż badał mnie wzrokiem od stóp po czubek głowy.
 Trochę mnie to stresowało.
- Kiedyś trenowałam. - Uśmiechnęłam się na myśl o mojej starej drużynie i grze. - Stare dzieje. - Dodałam prędko.
- Tak więc co tu panią sprowadza, pani...
- Julia Sosnowska. - Wyciągnęłam do niego rękę, którą uścisnął. - Przyszłam w sprawie pracy jako fizjoterapeuta.
 Podałam mu teczkę z CV i innymi dokumentami. Gestem pokazał mi żebym usiadła, a sam zasiadł w fotelu za biurkiem.
- Który taki wygadany? - Zaśmiał się, przeglądając jednocześnie moje papiery. - Dopiero dzisiaj miałem dać ogłoszenie.
- Cóż... - Podrapałam się po głowie. Niezręczna sytuacja.
- Ale to się dobrze składa, naprawdę. - Machnął ręką. - Przynajmniej mniej roboty będę miał i szybciej do domu się zmyję.
Szczery facet, nie ma co.
- Oczywiście - kontynuował - zależy nam na jak najlepszej osobie. Od tego zależy sprawność naszych siatkarzy i siatkarek...
- Proszę uwierzyć, że zadbam o to. - Zapewniłam uśmiechając się.
- Nie śmiem wątpić. Kobieca ręka przydałaby się... - wciąż patrzył w moje papiery - nono, same piątki na studiach, dodatkowe kursy...
Cieszyłam się, że robi to na nim wrażenie. Jednak wciąż byłam niesamowicie zestresowana.
- Zwykle nie przyjmujemy niedoświadczonych fizjoterapeutów... - Westchnął głęboko.
- Upieram się, by dał mi Pan szansę. - Spojrzałam na niego błagalnie, ale i z pewnością w głosie. - Jestem pewna, że nikogo nie zawiodę.
- Cóż, chłopcy się ucieszą. Tylko boję się, że częściej będą sobie robić kontuzje, żeby wpaść do twoich rąk. - Śmiał się. nerwy powoli puszczały.
- Raczej tak się bawić nie będą, bo mieliby do czynienia z moim chłopakiem... - Dodałam nieśmiało. Na samą myśl o Zbyszku Bartmanie rumieniłam się. Czy to nie było zabawne?
- Czeka tam? - Wskazał na drzwi.
Przytaknęłam.
Wstał i podał mi teczkę. Poszłam z nim w stronę drzwi, które otworzył przede mną.
Zbyszek na nasz widok oderwał się od ściany i znudzenie na jego twarzy zniknęło.
- Bartman. - Zaśmiał się na jego widok. Ciekawe kogo się spodziewał? - Będziesz musiał teraz pilnować swojej dziewczyny.
- Jak zawsze. - Wyszczerzył zęby.
- A Panią - zwrócił się do mnie - zapraszam jutro przed treningiem dziewcząt. Przyjmę Panią na okres próbny i na jutro przygotuję umowę.
  Uścisnęliśmy sobie dłoń i razem z ZB9 patrzyliśmy się, jak znika za rogiem. Wtedy od razu przytuliłam się do chłopaka.
- Udało się! - Krzyknęłam podekscytowana.
- Tak, ale teraz to będę musiał podwójnie na ciebie mieć oko. - Zaśmiał się. Ręką przeczesał mi włosy, a moje ciało przeszyły przyjemne dreszcze.
  Gdy już miał mnie pocałować, bezczelnie nam przerwał kobiecy głos. Cóż za ironia... nam praktycznie ZAWSZE ktoś przerywał, norma jeszcze z tamtego roku.
- Zibi? - Jak oparzona odskoczyłam od Bartmana. Sądziłam, że nikogo tam nie było.
Oboje spojrzeliśmy się w stronę dziewczyny.
- Misia! - Uśmiechnął się w jej stronę. Zaczynałam się gubić. "Misia"?
  Dziewczyna podeszła bliżej. Ubrana była w strój treningowy barw Resovii i była wyższą ode mnie o kilka centymetrów brunetką.
- Julka, poznaj moją przyjaciółkę, Miśkę. To znaczy Martynę. Gra w damskiej w naszym klubie. - Przedstawił ją. Uśmiechnęłam się, ale ona jedynie skrzyżowała ręce na piersiach i mierzyła mnie spojrzeniem. - A to - objął mnie ramieniem - dziewczyna mego życia, Julcia.
Gdy dał mi buziaka w czoło, ona zabijała mnie spojrzeniem. Brr...
- Julka była na rozmowie o pracę i od jutra będzie drugim fizjoterapeutą. - W jego głosie słychać było dumę. Ja natomiast zaczęłam się zastanawiać, czy ta praca będzie tak przyjemna, jak mi się wydawało.
- No raczej grać to nie przyszła w tych bucikach. - Zaśmiała się, niby sympatycznie, ale biła od niej wredność.
- No nic, poznajcie się, ja lecę się przebrać.
  Gdy pobiegł do szatni, patrzyłam na niego, aż zniknął na końcu korytarza. Dlaczego on mnie zostawił samą?! Z... z nią!
- A ta co się z choinki urwała?
Przełknęłam głośno ślinę. Do brunetki doszła jeszcze krótko obcięta siatkarka. No, pięknie. Jakoś nie czułam sympatii z ich strony.
Dosyć, Julka. Nie spinaj się . - Nakazywałam sobie w myślach. - Od jutra będziesz tu pracować. Z nimi. Więc musicie się dogadywać.
- To ta cała dziewczyna Bartmana. - Skrzywiła się Martyna.
  Jej towarzyszka uniosła brwi i zmierzyła mnie od góry do dołu.
Bądź miła, Julka. Bądź miła.
- Cześć, jestem Julka. - Wyciągnęłam do niej rękę, której jak się spodziewałam, nie uścisnęła. - Od jutra będę waszym fizjoterapeutą.
-Bądź sobie kim chcesz, whatever. - Skrzywiła się Martyna. - Ale wara od ZB9. - Poczułam się, jakby mi groziła. - Bo gdy ciebie nie było, wszystko toczyło się dobrze.
- O co ci chodzi? - Powoli tego nie ogarniałam.
- A o to, że czy tu będziesz czy nie i tak to ja go będę miała. - Obie mnie minęły uderzając specjalnie "z bara".
A ja - cała w szoku i zdruzgotana przez to, co przed chwilą miało miejsce - wkroczyłam na salę, gdzie niektórzy siatkarze już byli.
- Julka? - Usłyszałam i na mojej twarzy momentalnie zagościł uśmiech. - A więc nie żartowali!
- Kosa! - Rzuciłam mu się na szyję. To jak zobaczyć starego przyjaciela po kilku latach, a minął zaledwie rok.
A właśnie tak się zastanawiałam, gdzie u licha go wcięło, gdy przyjechałam. Na meczu ze Skrą przecież go nie było.
- Kurde, dziewczyno, miło cię widzieć na nogach. - Obejrzał mnie po czym przytulił jeszcze raz. - Życie ci służy.
- Wiem, wiem. Ale to wszystko dzięki wam i waszej nachalności.
- A ty co mi dziewczynę kradniesz? - Akuratnie Bartman do nas doszedł. - Masz swoją!
  Wytrzeszczyłam oczy na Kosę. Ma.. ma... dziewczynę?
- Monika. - Strzeliłam. Podrapał się po głowie i skinął głową. - Ha! Wiedziałam! Gdzie ona jest? Musze ją zobaczyć!
Monika wbrew pozorom, była naprawdę super laską i dobrą koleżanką. Może skoro już tu mieszkam, zaprzyjaźnimy się jakoś bardziej?... Kto wie.
- Będzie później, więc się zobaczycie. - Uspokoił mnie Kosa.- Poza tym, jak na razie masz ją na głowie - spojrzał nad moim ramieniem i kiwnął na osobę, którą tam zobaczył.
Odwróciłam się. W naszą stronę zmierzała Anka. CO ona?...
- CO ty tu robisz? - Zdziwiłam się. Normalnie pracowała do południami.
- Wzięłam wolne, a jak! - Śmiała się. Wyglądała tak, jakby ją diabeł opętał. - A na poważnie, wróciła moja siostra, best friend, od dziecka aż po grób, przez życie razem, płacz, radości... ! - Wyliczała.
- Jezu, uspokój się. - Skrzywiłam się i popchnęłam ją w stronę trybun.
Kręcąc głową i prowadząc Ankę w bezpieczne miejsce, skinęłam do chłopaków.
- Idźta się pocić. - Rozkazałam, a obie usiadłyśmy sobie na zielonych krzesełkach.
Anka wpatrywała się we mnie rozmarzona i lekko się pod nosem uśmiechała. Wiem, co czuła. Szczęście. Bezgraniczne szczęście, że już wszystko za nami.
- Kurde, Julcia... - Wdziałam, jak w jej oczach gromadzą się łzy. - Nie wiem, co bym zrobiła, jakbyś wtedy...
- Wiem, wiem. - Przytuliłam ją. W tej sposób mogłam powstrzymać nagły wybuch płaczu, i jej i mój.
Emocje rozeszły się po naszych ciałach.
- Obejdzie się bez płaczu. - Powiedziałam wycierając wierzchem dłoni łzę spływającą po jej rumianym policzku. - Już się dużo napłakałyśmy.
- Tak. Co jak co, ale chyba nikt nie przeszedł tyle, ile my.
- Opłacało się "tyle przechodzić", nie? - Skinęłam głową na siatkarzy. Właśnie biegali od jednej linii do drugiej, rozgrzewając się pod okiem trenera.
- Tak. Obie miałyśmy szczęście. - Tyrpnęła mnie ramieniem.
Spojrzałam na Bartmana. Właśnie się wygłupiali z Igłą i dostali ochrzan od trenera. Idioci...
- Gdyby nie ty, to ja bym nie miała...
- Kochasz go.
Jej stwierdzenie było takie oczywiste...
- Nad życie, Ania. Nad życie...

- Hej, Proszę Pani, Pani nasza nową fizjoterapeutką jest, nie? - Do barierek podbiegł wysoki, napakowany  koleś. Grozer. Śmiał się jak szalony. - Bo wie Pani, - nabijał się ze mnie na "PANI" - w barku mi coś strzyka, masaż by się przydał... - Aktorsko skrzywił twarz i złapał się za ramię.
Niemiecki siatkarz miał żonę Polkę, więc jego wygłupy rozumiałam. Ale Bartman najwyraźniej nie, bo z całej siły zaatakował prosto w głowę Grozera.
- Ej! - Złapał się za czuprynę niemiecki siatkarz i odwrócił w stronę boiska. Po chwili jednak obydwaj się śmiali.
- Sorry, trenuję celność! - Przeprosił go gestem ręki Zibi.
- Bartman! - Krzyknął do niego trener. - Ja ci zaraz potrenuję celność!
- Trenerze, ustaw no go pod siatką to będę śruby walił. - Wyszczerzył się.
Trener złapał się za głowę.
- Te, Bartman, nie licz na to. Za niski na śruby jesteś. - Odwdzięczył mu się Grozer.
- Tylko  3 cm, wielkie mi rzeczy... - Fochnął się ZB jak dziecko.
Razem z Anką śmiałyśmy się wniebogłosy.
- Skończcie tą paradę i zastanówcie się, jak się może teraz Igła czuć... - Dosrał trener Kowal. To był cios poniżej pasa.
Śmiałam się tak, że aż mnie brzuch rozbolał. Autentycznie! Normalnie cyrk!
- Ej! Mnie i mojego wzrostu w to nie mieszajcie... - Naburmuszył się Igła i jak dziecko skrzyżował ręce i usiadł na środku boiska.
  I takie dobre humory trzymały się jeszcze przez chwilę, dopóki Kowal nie doprowadził ich do porządku.
- Ja mu współczuje. - Skomentowałam. Mówiłam oczywiście o coach`u. - Musi ogarnąć stado bydła i o dziwo, udaje mu się to.
- No nie? - Zachichotała Anka. - A my czasem mamy problemy z samym Bartmanem..!
- Ja nigdy nie miałam z nim problemów, zawsze był usłuchany. - Wyszczerzyłam się na samo wspomnienie naszych kłótni.
Tyle się zmieniło od tego czasu. Rok temu, gdy poznałam Bartmana.... w życiu bym się nie spodziewała, że poczuje do niego coś innego niż nienawiść, niechęć, odrazę...
- Buziak? - O wilku mowa. Podbiegł i wywalił usta mi przed twarz.
- A idź cholero, śmierdzisz! - Odgoniłam go ręką na żarty. Halę na Podpromiu znowu wypełniły głośne śmiechy.
Zbyszek też się śmiał. Zbyszek się nie czepiał. Nie pyskował. Nie kłócił się. Był po prostu szczęśliwy. Szczęśliwy, że tu byłam i to było widać na odległość.

- Ja ją biorę na zakupy. - Złapała mnie za rękę Anka, kiedy razem z chłopakami wyszłyśmy z budynku.- Podobno w domu nic nie ma, więc muszę wszystkiego dopilnować.
Nie przeczyłam, bo jakby zobaczyła to moje nowe mieszkanie to by padła trupem. Pokornie skinęłam głową.
- No to was podrzucę chociaż... - zaproponował narzeczony Anki. jaki on miły.
Spojrzałam na Bartmana. Szedł obok z przewieszoną torbą na ramieniu i rękoma w kiszeniach dresów. Myślał.
- Okej, dzięki. - Anka pocałowała go w policzek. Obydwoje poszli w kierunku samochodu Nowakowskiego.
- Ja was odbiorę, tylko dajcie znać o której. - No, w końcu się włączył czarnowłosy siatkarz.
  Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam go mocno.
- Dzięki. - Spojrzałam mu głęboko w oczy wciąż trzymając ręce na jego ramionach. - Wiesz, kocham cię. - Wyznałam.
Jego oczy nagle zabłyszczały. Takie cudowne, że nie mogłam oderwać od nich wzroku...
- Jesteś moim całym światem.
  Gdy dotarła do mnie szczerość tych słów, pocałowałam go w usta. Tak spokojnie, namiętnie. Czułam, jakby świat przestał istnieć, że na parkingu jesteśmy tylko my - ja i On. Odwzajemnił pocałunek obejmując w talii i przyciągając bliżej siebie.
- Ej, gołąbki! - Krzyknęła do nas Anka wsiadając do samochodu. - Może nie tak przy wszystkich?! - Śmiała się.
  Niechętnie powróciłam do rzeczywistości odrywając się od siatkarza.
- No już, już! - Odkrzyknęłam jej, po czym ponownie spojrzałam na Bartmana. - To... widzimy się za jakieś dwie godzinki.
  Pogłaskał mnie po policzku jak małe dziecko.
- Idź już, idź. Anka się niecierpliwi.
  Uśmiechnięta od ucha do ucha, szybkim krokiem poszłam do samochodu i ruszyliśmy na zakupy.

Tego dnia wydałam majątek. Dosłownie. Anka ciągnęła mnie od sklepu do sklepu, wpychając mi w ręce wszystkie - jej zdaniem - potrzebne mi artykuły gospodarstwa domowego.
- To teraz jeszcze pójdziemy do jednego sklepu.. - na te słowa przyjaciółki poczułam, że chce mi się wymiotować.
- Daj już spokój, chcę do domu.... - Rzuciłam błagalnie. Ona jednak pociągnęła mnie za wolną rękę.
- Tylko jeden.
  Pokornie ruszyłam prowadzona przez przyjaciółkę do H&M. Jeden sklep, ale jaki wielki...
  Koniec końców przyjaciółka wybierała mi sukienki, a ja tylko przymierzałam. I poniekąd moje zdanie gdzieś tam zniknęło między wieszakami.
- Bierzemy tą. Będzie idealna. - Wyszczerzyła się.
- Idealna? - Zdziwiłam się. Fakt, burgundowa sukienka na ramiączkach, nieco dłuższa z tyłu, była modna w tym sezonie i bardzo ładna. Ale na co mi kiecka za sto dwadzieścia złotych? - Idealna na co?
- Jak to na co? Na romantyczny wieczór ze Zbysiem-Misiem. - Zachichotała pod nosem. Och, daję słowo, zaraz cię palnę.
  Przejrzałam się jeszcze w lustrze. Fakt faktem, wyglądałam w niej całkiem dobrze. I może faktycznie warto ją kupić chociażby po to, by znowu zobaczyć błyszczące się oczy Bartmana?

Gdy piętnaście po siedemnastej wyszłyśmy z centrum handlowego, Bartman juz czekał na nas na parkingu z kapturem na głowie i okularach. Musiałam przyznać, że nieźle się maskował, choć ja poznałabym go nawet w worku na śmieci. Gdy nas dostrzegł od razu podbiegł biorąc od nas torby z zakupami.
- Szalone, czy wy obrabowałyście sklep? - Skwitował nas. Pod ciężarem zakupów jego mięśnie się naprężyły. - To nie waży jak ubrania...
- Bo tam praktycznie nie ma ubrań. - Pocieszyła go Anka uderzając go w plecy. - Ale dasz radę, silny chłop z ciebie!
  Siatkarz nic już nie mówiąc, wpakował zakupy do bagażnika. My wskoczyłyśmy za ten czas do samochodu; Anka na tylne siedzenie, a ja na miejsce obok kierowcy.
- Co robiłeś jak nas nie było? - Zapytałam, gdy wyjechaliśmy z parkingu. Bartman nie oderwał wzroku z jezdni.
- Spałem. - Cóż, krótko, zwięźle i na temat.
- Jak tak dalej pójdzie, to prześpi całe życie. - Zaśmiała się Anka. Spojrzałam na nią pytająco. - No, wiesz. Zanim przyjechałaś to ciężko było go gdziekolwiek wyciągnąć. Skupiał się praktycznie tylko na siatkówce.
  Od razu przypomniała mi się ta cała "Miśka", przyjaciółka mojego chłopaka. Ciekawe czy z nią spędzał czas?...
  Szybko odrzuciłam od siebie te myśli.
- A co miałem robić? Dzięki temu przynajmniej czas szybciej zleciał... - Spojrzał na mnie kątem oka. - I teraz wszystko jest już idealnie i na swoim miejscu.
Czułam, że się rumienię. Och, Zbigniewie Bartmanie, jak ja Cię cholernie kocham. Jak wariatka.
- Od kiedy jesteś taki romantyczny, co? - Przyjaciółka prychnęła, niezwykle rozbawiona jego słowami.
- A co, Pit nie jest romantyczny? - Odwróciłam się do niej.
  Spojrzała na mnie oburzona.
- Ależ oczywiście, że jest. Jest romantyczny... po "CICHU".
I wszyscy zaczęliśmy się głośno śmiać.
  Szybko zleciała nam droga do mojego mieszkania. Gdy Zbyszek targał mi zakupy, ja szłam z Anką na przedzie. Otworzyłam torebkę, by znaleźć klucze.
- O cholera! - Zaklęłam na cały głos. Jak u licha?!... - Kur... klucze zgubiłam! - Nerwowo przeszukiwałam każdą kieszonkę małej, czarnej torebki. Po kluczach jednak ani śladu.
- Spokojnie, sprawdź jeszcze raz.
- No nie ma! - Podenerwowałam się jeszcze bardziej. - Ja nie mogę, dopiero co się tu wprowadziłam i już klucze zgubiłam! - Lada moment wybuchnę płaczem, przysięgam.
  Wtedy drzwi do mieszkania się gwałtownie otworzyły, a ja stanęłam jak wryta z jedną ręką w torebce.


~*  *  *~
Hej, ho! Nowy rozdział, jak mówiłam, teraz - że wieczorem że dzisiaj. 
Aż się motam w słowach, heh. 
Ale co tam. Mam jak na razie "gotowca", dlatego taki mały maraton z rozdziałami Wam zrobiłam :)
W odpowiedzi na pytanie jednej z czytelniczek co do wyświetleń:
jest różnie, niektóre posty mają grubo ponad sto wyświetleń, inne po pięćdziesiąt.. różnie :)
ale i tak najważniejsze są dla mnie Wasze komentarze. Mogą być po dwa, trzy.. i dla tych dwóch czy trzech osób będę pisała nieustannie. 







5 komentarzy:

  1. ojej! to cholernie miłe! :)
    czy dobrze myślę? Miśka będzie wynajmowała mieszkanie razem z Julką..?
    od jakiegoś czasu żyję Twoim opowiadaniem! to niesamowite! czekam na kolejną część!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ZObaczysz juuuutro ;) Jutro z rana ! ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. super świetne!:D genialnie piszesz:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ;)
    Czekam na kolejny ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. to dziwne, ale teraz tak mnie "wzięło" na to opowiadanie,że sprawdzam parę razy dziennie czy jest coś nowego ;p
    czekam z wytęsknieniem na następny :)
    a tak wgl. to coś czuje,że ta cała "Miśka" baaardzo zawróci w ich życiu.

    OdpowiedzUsuń