poniedziałek, 22 lipca 2013

24. Spojrzenie, za które wszystko bym oddała...

`I w ciężkiej chorobie tkwi dobro. Kiedy ciało słabnie, silniej czuje się duszę. 
I serce, Zbyszku. Jest takie silne, że nie pozwala mi o Tobie zapomnieć
nawet na chwilę.
 


________________________________________________________________

  Julka z samego rana spakowała wszystkie niezbędne rzeczy do szpitala. Dobrze wiedziała, co wziąć a czego nie, co potrzebne, a co zupełnie zbędne. Ale oczywiście Anka wszystko miała i tak pod kontrolą. Uważała, że przecież bez niej ta dziewczyna wyszłaby z pustymi rękoma. A tu i dwie piżamy trzeba wziąć, a nie jedną. I bieliznę, jakieś ubrania, szczoteczkę do zębów i pastę. I ładowarkę do telefonu i...
- Ania, stop. - Rzuciła groźnie blondynka mierząc spojrzeniem przyjaciółkę. 
Anka przestała wyliczać wszystkie potrzebne rzeczy jak na zawołanie. No cóż, po prostu wolała mieć wszystko pod kontrolą, ale Julkę doprowadzało to do białej gorączki. 
- No, Julcia, ale wiesz, że chcę dobrze...
- Najchętniej to byś chyba za mnie poszła do tego szpitala. -Skrzywiła się Julka. 
- uwierz, że żałuję, bo się nie da. Ale i tak będę tam bezustannie. - TO było do przewidzenia... Anka się zaśmiała jak diabeł. Co raz bardziej się jej bałam... - Nie pozwolę ci się nudzić! Ha, ha! 
- To chociaż pozwól mi się teraz w spokoju spakować. 
  Anka przestała gadać i sięgnęła po gazetę. Niby czytała, ale tak naprawdę znad gazety obserwowała każdy ruch swojej przyjaciółki. I tak przez piętnaście minut siedziała rozwalona na łóżku, "czytając" spis treści nowej Elle. 
- Gotowe. - Blondynka wstała i otrzepała ręce. - Idę jeszcze do łazienki i możemy wychodzić. 
 Gdy tylko dziewczyna zniknęła za rogiem, Anka rzuciła się do jej torby szybko odsuwając i kontrolując, co zabrała. 
- Och, ma wszystko. - odetchnęła z ulgą. - Jednak potrafi się spakować. 
  Wtedy usłyszała nad sobą głośne chrząknięcie. 
- Przecież szpital rzut beretem. - Julka zasunęła z powrotem torbę. - Jak czegoś zapomnę to mi dowieziesz. 
  O dziwo Julka ma rację, pomyślała Anka. Po prostu czasem ją traktowała jak swoją małą siostrzyczkę. 
- No wiem no... ale to jest takie stresujące.. - Położyła się na podłodze i spojrzała w sufit. - Nigdy nie lubiłam, jak chodzisz do szpitala na badania, a teraz przyjdzie ci tam leżeć jakiś czas. 
"Jakiś czas" miało znaczyć, do końca żywota i obie dziewczyny doskonale o tym wiedziały. A przynajmniej an to się zapowiadało. 
- Rozmawiałaś z Piotrkiem? - Julka zadała takie oczywiste pytanie. Przecież rozmawiali ze sobą kilka razy dziennie. 
W sumie to chciała zapytać o coś innego... właściwie o kogoś innego. Ale na to zabrakło jej odwagi. 
- Tak, rozmawiałam, ale w sumie nic nie mówił o Zbyszku. - Poinformowała o nic nie pytana. 
Julka przełknęła ślinę. 
Zbyszek przestał dzwonić. Przestał esemesować. Zero kontaktu, tak jakby ta wiadomość do niego naprawdę zadziałała. No ale przecież o to chodziło, więc dlaczego była smutna?... Dlaczego interesowało ją, co u niego słychać? To wszystko było takie beznadziejne... bo mimo wszystko miała w sobie taką malutką, maciupeńką iskierkę nadziei, że będzie walczył... 


 Przed dwunastą dotarłyśmy do szpitala. Anka, wcześniej uśmiechająca się od ucha do ucha i stwarzająca pozory szczęśliwej, od razu spoważniała na moim oddziale. Wiem, jaki to jest szok znaleźć się tu po raz pierwszy. W końcu sama to kiedyś przerabiałam.
  Miałam wtedy zaledwie dziewiętnaście lat. Początek studiów i mojej siatkarskiej kariery w AZS AWF Katowice. Po tym, jak zemdlałam podczas ważnego meczu trafiłam w ręce doktora Nowaka. Spędziłam tutaj całe trzy dni. Sama. Bez nikogo. I diagnoza była jasna i klarowna. Niedokrwistość z dużym prawdopodobieństwem zachorowania na białaczkę. I co za tym szło: koniec z siatkówką.
TO było zaledwie pięć lat temu, a zleciało jak z bicza strzelił... i teraz jedyne co się zmieniło to powód, dla którego tu trafiłam jak i fakt, że obok szła najbliższa mi osoba. 

  Kątem oka obserwowałam moją przyjaciółkę. Szła obok z  grobową miną, rozglądając się niepewnie wokół i milcząc. Wyglądała na niesamowicie zagubioną w tym wszystkim. Zupełnie tak, jakby się bała, jakby to wszystko ją przerażało. 
Mimo wszystko zebrała się w sobie i po chwili uśmiech znowu pojawił się na jej szczupłej twarzyczce. 
Trzeba było przyznać, że aktorką była niezłą. 
Już wczoraj doktor Nowak załatwił mi miejsce na oddziale. Ostatnia sala po prawej, łóżko przy oknie. Moja karta pacjenta już była przypięta. 
- Nie jest... tak źle. - Anka rozejrzała się po sali. 
Nie wymagałam zbyt wiele. Ani jakiegoś wielkiego komfortu i elegancji. Było standardowo. Białe ściany, biały sufit, pomarańczowe firanki  i zdobione na zielono kafelki podłogowe - dzięki temu do tej szpitalnej sali zawitało choć trochę życia. W samiutkim rogu zamontowany był starodawny telewizor. 
Usiadłyśmy na moim nowym łóżku. Po minie Anki zrozumiałam, że dla niej moje nowe wyrko to tragedia. Było twarde i niewygodne. Ale to był szpital, nie hotel, moja droga.
Poza tym nie ma różnicy, czy położysz chorego na drewnianym albo złotym łóżku - gdziekolwiek go umieścisz, zabierze ze sobą chorobę...

- Przynajmniej będzie tylko jedna osoba poza mną. - Skinęłam na łóżko stojące po drugiej stronie sali. Jego właściciela w nim nie było. Ani poza nim. 
- Ciekawe kto to. - Anka zastanawiała się na głos. 
Boże, dziewczyno, who cares? Niekoniecznie chciałam nawiązywać jakiekolwiek znajomości w szpitalu. Znowu zaczęłyby się pytania. Wspomnienia. I to wszystko... no bo o czym innym można rozmawiać w szpitalu? 
I wtedy weszła. 
- Cześć - Uśmiechnęła się do nas. 
Początkowo kompletnie zaniemówiłyśmy. Na salę weszła dziewczyna nieco młodsza ode mnie, z chustką zawiązaną na głowie. Była blada. I nie miała włosów.
Przełknęłam ślinę. 

- No cześć. - Pierwsza odezwała się Anka. 
- To która z was będzie moją nową współlokatorką? - Zaśmiała się. 
Mimo widocznej choroby jej błękitne oczy błyszczały. Coś.. nieprawdopodobnego. 
- Ja. - Wstałam z łóżka i podeszłam do niej. - Julka jestem, - uścisnęłam jej dłoń i skinęłam na brunetkę siedzącą na moim łóżku - a to moja przyjaciółka Anka. 
- Majka, miło mi. 
- Długo już tu jesteś? - O matko, Anka zaczęła przesłuchanie. 
Zgromiłam ją wzrokiem. No bo przecież nie wypada...
- Hmm.... - namyśliła się - przeszło już trzy miesiące. Ale niedługo stąd wyjdę, wierzę w to. - Dumnie wypięła pierś do przodu. 
  Czemu ona była taka wesoła? Taka radosna?... Skąd w niej tyle energii? 
- Widzisz, Julka? - Zwróciła się do mnie. - Najważniejsze jest podejście. Może Majka jakoś na ciebie wpłynie. - Poklepała mnie po ramieniu. 
Tak, jasne. Majka to jakaś cholerna optymistka. Jedyne co może zrobić, to jeszcze bardziej mi zamącić w życiu. A ja chciałam tylko leżeć i czekać na koniec. 
  Anka przesiedziała ze mną całe popołudnie. Towarzyszyła mi nawet na rutynowych badaniach. To było bardzo miłe z jej strony, choć czułam, że ją trochę wykorzystuję. Ona jednak się zapierała mówiąc, że i tak nie miałaby co robić. No tak, cała Anka. Była jak anioł, cierpliwa i czuła. Zawsze mogłam na nią liczyć.
  Gdy wieczorem wróciła do mieszkania, w końcu miałam czas trochę odpocząć. A przynajmniej miałam taką nadzieję. Było to ciężkie, zważywszy na fakt, że do Majki przyszedł jej chłopak Robert. 
  Był zwyczajnym, przeciętnym chłopakiem. Wysoki, choć raczej niewiele wyższy ode mnie. Króciutko wystrzyżony blondyn. I ubrany w t-shirt z Angry Birds i ciemne jeans`y. 
Ale czy wygląd był istotny?
Nie. Nie w tym przypadku. 

Leżąc na łóżku i czytając gazetę, raz po raz obserwowałam jak się zachowują. I wtedy poczułam to. Poczułam tę cholerną zazdrość. Gdzieś tam w głębi mojego serca. 
Majka była dla Roberta wszystkim. Przyniósł jej bukiet czerwonych róż i czekoladki. Opowiadał, co słychać w szkole, w domu. Rozmawiali na błahe, czasem bezsensowne tematy. Ona patrzyła na niego z radością w oczach.  A Robert...  patrzył na dziewczynę tym spojrzeniem, za które wszystko bym oddała. Kochał ją i trwał przy niej mimo choroby. 
Gdy wychodził na pożegnanie pocałował ją czule w czoło i coś do niej szepnął, na co się szeroko uśmiechnęła. 
Miłość. Wszędzie miłość. 
Jak na zawołanie znowu pojawił mi się przed oczami. On i jego piękne, zielone oczy oraz wspaniała muskularna budowa. Poczułam jego elektryzujący dotyk. Jego zapach. Jego smak... 
Po moich policzkach spłynęły gorzkie łzy. Łzy tęsknoty. A serce zabolało. Jak to jest, Zbyszku, że pomimo tych wszystkich waśni i sporów poczułam coś do Ciebie?... Nie mogę przestać o Tobie myśleć. Czy ty też tak masz?... 
Ile ja bym dała, byś się tu zjawił.. 
- Hej, spokojnie... - Nawet nie zauważyłam, jak Majka przysiada się do mnie na łóżko. 
 Płakałam. Nie, ryczałam. Jak dziecko. Znowu. Znowu przez niego.
TO wszystko przez to, że słabłam. Fizycznie. Ale dusza... Bo to jest tak, że kiedy ciało słabnie, silniej czuje się duszę. I wyraźnie słyszy się to, co mówi serce. A serce umiera z miłości... 

- To wszystko przez niego! - Przytuliłam się do niej jak do przyjaciółki. Ścisnęłam w rekach jej bluzkę. - Byłam pogodzona z losem, a teraz!? To wszystko jego wina! Nienawidzę go! - Krzyczałam z twarzą w jej ramionach.
- Nie nienawidzisz... - Szepnęła mi do ucha. - Kochaj, bo to naprawdę potrafi zdziałać cuda...
- NIE! - Trwałam przy swoim. Wiedziałam swoje i czułam swoje! - On tylko sprawił, że tak cholernie się boję!
- No dobrze, już. Spokojnie... - Głaskała mnie po włosach. 

Czy to nie dziwne? Nawet jej nie znałam. Była młodsza, a okazała się bardziej dojrzalsza ode mnie. Wcześniej nie chciałam w ogóle czegokolwiek jej o sobie mówić, ale musiałam się wypłakać. Musiałam z sobie to wyrzucić. Poza tym ona nie pytała. Nie drążyła tematu. Nie naciskała. Jak kiedyś Anka. Po prostu siedziała obok i dodawała otuchy.  
O ironio, znowu beczałam jak dziecko, któremu zabrano zabawkę...
Czemu? Bo Zbyszek Bartman sprawił, że tak bardzo bałam się śmierci. I jednocześnie tak bardzo pragnęłam żyć dalej. 



  Anka wróciła do domu niesamowicie przygnębiona. Źle się czuła zostawiając przyjaciółkę w szpitalu samą. Najchętniej również by tam spała. I żyła. Nie, w sumie to najchętniej wzięła na własne barki jej chorobę.... A tak to wraca do pustego mieszkanka, zatroskana o zdrowie Julki i niesamowicie zmartwiona tym, że jej przyjaciółka najprawdopodobniej się podda w walce o własne życie. 
Nic nie jest tak, jak być powinno. Julka musi żyć i Anka nie widziała innej opcji. 
Anka wie, że życie to nie książka czy film, które zawsze kończą się happy end`em. Ale to, przez co przeszła Julka... po prostu nie zasłużyła na to. Ta uparta i zadzierająca nosa blondynka miała wielkie, dobre serce i nie raz to okazywała. Była energiczna jak nikt inny. Radosna i ciesząca się nawet z najmniejszej błahostki. A teraz? W oczach widać było jedynie smutek. Usta wykrzywiały się w sztucznym uśmiechu. Po prostu... nie chciało jej się żyć. 
- Kurwa mać! - Przeklęła pod nosem. 
To wszystko ją przytłaczało i wbijało w ziemię. Przecież nie mogła pozwolić, by Julka cierpiała. Chciała, żeby się uśmiechnęła. 
I jedynym sposobem było ściągnięcie tu Bartmana. Najprawdopodobniej Julka by ją za to uśmierciła, ale koniec końców byłaby szczęśliwa. oboje byliby szczęśliwi... Po prostu miłości czasem trzeba pomagać, prawda? 
 Wyjęła telefon i zadzwoniła do Zbyszka, podczas sygnałów wymyślając sposób, w jaki powie m prawdę. Jednak to na nic. Nie odbierał. 
No super, pomyślała. Z łaski swojej mógłby kretyn odebrać, kiedy potrzeba. 
Zrezygnowana wykręciła numer do Piotrka. W sumie i tak miała do niego zadzwonić i porozmawiać. Sam bardzo martwi się o Julkę. I gdyby nie to, że miała mu o tym wszystkim nie mówić, przyjechałby ją odwiedzić. A tak? Normalnie jedna wielka konspiracja. 
- Cześć kochanie. - Przywitał ją odbierając telefon. - Co słychać? 
- A no co może słychać... - Anka westchnęła. Ostatnimi czasy myślała jedynie o swojej chorej przyjaciółce i tez o niej najwięcej rozmawiali z siatkarzem. - Julka jest w szpitalu już, tak jak ci mówiłam rano. Posiedziałam z nią trochę. Przed chwilą do domu weszłam.
- A jak się czuje? - W jego głosie słychać było troskę o przyjaciółkę. 
  Anka się zawiesiła na moment. Przed oczami miała dobijający obraz powoli umierającej przyjaciółki. 
- Jest co raz gorzej... - Czuła, że łzy napływają jej do oczu. - Piotruś, boję się o nią. 
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - Zapewnił ją. 
Ale czy on sam w to wierzył?...
- Ale żebyś ty ją widział.. blada.. taka bez życia... jak nie ona. 
- Dlatego cię potrzebuje teraz. Najważniejsze jest wsparcie bliskiej osoby. - Aż widziała, jak szczerze i pocieszająco się uśmiecha. 
No i w związku z wsparciem bliskiej osoby. Potrzebowała takowej.  
- A co ze Zbyszkiem? - Zapytała. Miała nadzieję, że jest tam gdzieś obok. 
  Piotrek opowiadał jej już w jak tragicznym stanie jest Bartman. Zdołowany i dobity odejściem Anki. Nie sądziła jednak, że Piotrek powiedział mu o białaczce. 
- A no... opuścił trening. Sam nie wiem, czy pojedzie za tydzień do tej Spały... - Westchnął głęboko.
Dziewczyna była w szoku. Faktycznie, musiało być tragicznie... jedyną opcją, by zebrał się do kupy i pojechał do Spały, był wpływ Julki. Jeśli tego wszystkiego nie zrozumie to zaprzepaści swoją szansę.

- Wiesz, chyba powinieneś mu powiedzieć o tym wszystkim. W sensie... co z Julką. Może im obojgu potrzebne jest spotkanie.. bo oboje teraz muszą walczyć... o życie i w siatkówce. 
- Już to zrobiłem. - W końcu wyznał prawdę. 
Ankę zatkało. 
- Kurwa. - Znowu przeklęła. Ostatnio zdarzało jej się to co raz częściej. - Więc muszę jeszcze raz zapytać, jak się trzyma? 
- Jest tragicznie. - Piotrek w końcu mówił całą prawdę i tylko prawdę. - Nie odzywa się. Szuka sposobu, jak jej pomóc. - Opowiadał. - I przepraszam, nie dotrzymałem obietnicy.
- Nic się nie stało. - Mówiła prawdę. - Sama nie wiem, jak bym mu o tym powiedziała...

  Anka była tym wszystkim zdruzgotana. On ją naprawdę kochał, cholera. I jej tak bardzo przydałaby się jego obecność.
Piotrek odetchnął z ulgą. 

- Uparte osły. - Syknęła jeszcze pod nosem. 
- Ania i wiesz... zapomniałem ci powiedzieć. - Zaczął niepewnie Piotrek. - Zbyszek, on...
Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. 
- Cholera, ktoś puka. - Dziewczyna mu przerwała. - Za chwilę oddzwonię. 
I rozłączyła się. 
Znowu pukanie. Ktoś był naprawdę niecierpliwy. 
- No już, już! - Krzyknęła i podbiegła do drzwi. 
Otworzyła i szczęka opadła jej niemalże do ziemi. Oczywiście, o przekleństwie nie zapomniała.
- Co ty tu, kurwa, robisz?! 




~*  *  *~
Och, udało się. ;D Na Waszą prośbę, kolejny rozdział jeszcze dziś. Wiem, że niezbyt długi, ale liczą się chęci, prawda?
Jutro będzie fajny rozdział. I długi. Odpowiem Wam na pytanie kto walił w drzwi do mieszkania dziewczyn jak opętany i czy obecność gościa cokolwiek zmieni?...
Zapraszam do komentowania i czytania! ;*

PS. Dziękuję za wiadomości mailowe. Są naprawdę wspaniałe. I o dziwo, w niektórych są prośby o większą ilość dodawanych rozdziałów dziennie. Ludzie, nie jestem maszyną do pisania! ;D Haha. Ale mi miło, bo wiem dzięki temu, że Wam się podoba :) I jestem dzięki temu  naprawdę, ale to naprawdę szczęśliwa.
Rozdziałów nie chcę pisać na "odwal się".. dlatego czasem wrzucam dopiero przed północą. Chcę, żebyście wszystkie były zadowolone i usatysfakcjonowane, żebyście razem z bohaterami przeżywały ich wzloty i upadki, ich smutki i radości.

A teraz... może już zacznę pisać kolejny rozdział ... heh :)




12 komentarzy:

  1. Jesteś genialna!
    A rozdział super ja zawsze!
    CZekam na kolejny ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. FE - NO - MEN

    OdpowiedzUsuń
  3. jak mogą żądać więcej rozdziałów. większość blogów to jeden wpis tygodniowo, czasem rzadziej. to że dodajesz jeden wpis codziennie to już raj :P a przecież cierpliwość popłaca.
    z resztą każdy ma swoje życie osobiste, nie wszystko kręci się wokół blogspota.

    rozdział genialny jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział bombowy :D
    Co to tego pukania to w tych drzwiach może stać Zbyszek :D
    Coś mi się tak wydaje .Ale nie mam pewności .Chyba dziś rozwiejesz moją niepewność :D Hehe.
    Czekam na ten nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  5. chłopak w drzwiach to Zbyszek, czy były chłopak Julki? hmm.. może być ciekawie..

    OdpowiedzUsuń
  6. to sie pokomplikowalo...

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzis wieczorem ;) takze zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  8. czekam z wielką niecierpliwością!
    ~A

    OdpowiedzUsuń
  9. czekam od 19:30 :D czekam czekam czekam.. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No już, już ;D
      Net mi wolno chodzi... cierpliwości :)

      Usuń
    2. okej okej :D nie chcę pospieszać, po prostu nie mogę się doczekać. :>

      Usuń