wtorek, 30 lipca 2013

43. Miałeś być przecież moim bohaterem...

Czy to ty, Zbyszku? Ktoś mnie dotyka, ale to chyba nie ty. Boję się. To wcale nie jest przyjemne. Ten dotyk jest okropny i taki... nie Twój.

Zbyszku... boli mnie. Tak bardzo boli, że nawet płacz nie wystarcza, a jęki i krzyk nie przynoszą oczekiwanej ulgi. Dlaczego tak cierpię, Zbyszku? Przecież leżę spokojnie, w martwym bezruchu, w ciszy. A jednak dalej boli. Wszystko wewnątrz mnie tak bardzo boli, jakby ktoś przygniótł mnie czymś naprawdę ciężkim. 
Zbyszku, jest gorzej. Nie czuję już ucisku na ciele, ale coś i tak sprawia mi niewyobrażalny ból. Nigdy takiego nie doświadczyłam. Proszę, przyjdź do mnie i mi pomóż. Proszę.
Przyjdź proszę, Zbyszku. Tu jest tak przeraźliwie pusto....  Szukam gdzieś w przestrzeni twoich zielonych tęczówek. A może tylko w głowie? Sama nie wiem. Chyba mam zamknięte oczy. 
Mijają minuty, ale ciebie nie ma. Gdzie jesteś, Zbyszku? Obiecałeś, że nigdy nie będę cierpiała. Że zawsze będziesz przy mnie. Twoje ramiona były moim schronieniem, niczym spokojna przystań na wzburzonym morzu. A teraz cię nie ma. 
Leżę sama, skulona od samotności. Czuję się taka bezradna, jak dziecko, które się przewróciło i nie może wstać. Płacze z bólu. 

Zbyszku, gdzie jesteś? Bo ja nie mam już siły.... 

- Zbyszek!
Gwałtownie otworzyła oczy, niezwykle przerażona.
- Cii.. to tylko zły sen. - Uspokajał ją, delikatnie głaszcząc po głowie. - Śpij, jestem tu.
- Ale nie znikniesz?...
- Nie. Będę zawsze przy Tobie. 


~~~~~~~~~~
Noc miałam potworną. Raz po raz budziłam się sprawdzając, czy Zbyszek śpi obok mnie. Za każdym razem miałam wrażenie, że zniknie i zostanę sama w ciemnościach, których tak bardzo się bałam. 
Koło godziny piątej nad ranem obudziłam sie już na dobre. Parę minut później zadzwonił budzik Zbyszka, którego wyłączył na drzemkę z zamkniętymi oczami marudząc pod nosem, że chce dalej spać. I spał. 
Ja wstałam i poszłam do kuchni. Słońce już wschodziło i w mieszkaniu robiło się coraz jaśniej. Cisza jednak pozostawała niezmienna - słychac było jedynie tykający, kuchenny zegar i budzik Zbyszka dzwoniący co dziesięć minut, aż do szóstej trzydzieści. DOpiero za tym razem obudził Zbyszka na dobre. 
O siódmej wyjeżdżali spod hali na Podpromiu, więc czas i pora wstawać, panie Zbyszku!
 Gdy wszedł do kuchni, niezwykle zaspany, na stole już stały dwie kawy.
- Jesteś taka kochana. - Bezwiednie oklapł na krześle. Wyglądał tak, jakby zaraz miał z powrotem zasnąć. 
- Kawa i do łazienki się ogolić. - Prychnęłam pod nosem mierząc go spod byka. - Wyglądasz okropnie. 
- Zawsze myślałem, że taki jednodniowy zarost jest seksowny.. - Skrzywił się na samą myśl o goleniu. 
- Ten swój jednodniowy masz już od trzech dni. - Poirytowałam się. 
  Zbyszek wywrócił oczami. Zgromiłam go spojrzeniem. Uwierzycie, że momentalnie zrobił się potulny jak owieczka? Ja też normalnie bym w to nie uwierzyła, ale tak działała chyba na niego poniedziałkowy leń i senność. 
  Za dziesięć siódma przyjechała po nas Anka z Piotrkiem. Jechaliśmy ich samochodem, bo potem w planach miałam powrót z przyjaciółką do niej na dopołudniowe pogaduchy. 
Szybko założyłam na siebie spodnie dresowe i ogromną bluzę ZByszka. Na dworze panowało chłodne, podeszczowe powietrze. Usiadłam z Bartmanem na tylnich siedzeniach i od razu jego głowa opadła na moje ramię. 
- Wstawaj, kretynie! - Potrzepałam nim gwałtownie. - Niedługo grasz! 
- Jakie tam niedługo... - mruczał pod nosem usilnie się do mnie przytulając. - ... jeszcze kilka godzin... długie kilka godzin...
- To nie znaczy, że musisz je przespać. - Burknęłam pod nosem i kątem oka na neigo spojrzałam. 
 Zasnął. uwierzycie? Nawet w takich warunkach, przed meczem, w samochodzie, ON ŚPI. 
- Olej go. Przynajmniej jest spokój. - machnęła ręką ANka. Ona zawsze znajdzie plusy w najdurniejszych sytuacjach. 
- Lepiej niech go obudzi... przynajmniej w autokarze będzie spał... - Rzucił CIchy Pit. 
Nie dziwiłam mu się. Rozbudzony Bartman przed meczem to Bartman nei do zniesienia. ale to już nie był ani mój ani Anki problem. Niech oni sobie z nim radzą. Z nim i jego niewyparzoną gębą. 
Swoją drogą wiele dałabym, aby z nimi jechać. Ich trener na pewno nie miałby nic przeciwko mojej obecności. I z chęcią zobaczyłabym się z Dzikiem. Stanowczo długo się nie widziałam z naszymi polskimi mordeczkami. Ale kto wie, może wybiorę się na tegoroczną Ligę Światową razem z biało-czerwonymi? 
 Niestety teraz nie było opcji. Nie przed zbliżającym się meczem...
  Pod halą wszyscy pozostali już byli i stali przed srebrzystym autokarem. Co niektórzy popijali kawę z termosów, inni rozmawiali i śmiali się. I cóż, tylko Bartman był jak z dupy i nie pasował do tego obrazka. Bo gdyby nie ja, a zdurigje strony Nowakowski, upadłby na ziemię jak kamień i zasnął. 
- Przejście dla śpiącej królewny! - Przed nami szła Anka i rozgromiła towarzystwo przed wejściem do autokaru. 
Wszyscy się śmiali. 
- Anka, daruj sobie. - prychnął z zamkniętymi oczami Bartman. 
Weszłam znim do autokaru i usadziłam na pierwszym lepszym miejscu. A właściwie to dwóch. Siedział na wpół leżąco i zamował naprawdę sporo miejsca. 
- Dobra, to szerokiej drogi. - Powiedziałam nie będąc pewną, czy to zakoduje. 
Złapał mnie za rękę i pociągnął na siebie. 
- Ale kotek, zostań.. jedź ze mną.. - Marudził. 
Cały Bartman. I co ja miałam z nim począć? 
- Uwierz, że gdybym mogła to bym pojechała. - Westchnęłam głęboko. 
Siatkarz powoli zaczynał kontaktować. Usiadł na jednym miejscu, tym bardziej przy oknie, robiąc mi miejsce na którym usiadłam. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, bo w sumie zawodnicy byli wszyscy, ale trener się gdzieś zajął.
- To może ja zostanę. - Spojrzał mi głęboko w oczy. 
Że co?! 
Od razu trzepnęłam go w głowę za ten idiotyczny pomysł. 
- Kretyn! - Prychnęłam. - Masz tam jechać i wygrać. 
- No ale wiesz no... - Skrzywił się nieco. - Nie tak, że nie chcę jechać.. ale mam jakieś dziwne przeczucia. 
  Przełknęłam ślinę. Jakie "dziwne przeczucia"? Kurwa, a może mu Kosa coś powiedział o tym cholernym Kamilu? O nie, nie, nie!
- Czemu? - Zapytałam niepewnie. 
  Siatkarz spojrzał w przestrzeń za szybą. 
- Całą noc miałas koszmary... - Brzmiał naprawdę smutno. 
  Skąd on?... Kurwa. Już przynajmniej wiedziałam, dlaczego chce mu się spać. 
- Nie spałeś przeze mnie? 
  Zerknął na mnie chwilę, po czym nic nie odpowiadając znowu spojrzał za szybę. 
- Zbyszek. - Przywróciłam go do rzeczywistości. 
  Przetarł zaspane oczy dłonią. 
- Nad ranem spałem jakieś dwie godzinki... - Wyznał szczerze. - Ale nie przejmuj się, wyśpię sie w autokarze. - W końcu się uśmiechnął. 
  Było mi smutno. No bo z mojego powodu praktycznie nie spał. Wspaniale. 
- Przepraszam. - Burknęłam pod nosem i spuściłam wzrok. 
Zbyszek ścisnął mocniej moją dłoń. 
- Nie przepraszaj. - Ściągnął wzrokiem moje spojrzenie. Jego zielone tęczówki przepełnione były troską. - Powiedz lepiej, co się dzieje? Co cię trapi?.
  Zatkało mnie. Do głowy wrócił ten cholerny sen. Koszmar. Nie pamiętam dokładnie, co w nim było, ale strach po nim pozostał. Strach i ogromny niepokój... ale przed czym to ja sama nie wiedziałam...
- Skąd te pytania? - Udawałam, że wszystko jest OK, choć nie było. 
- W nocy... wciąż mnie wołałaś. Bałaś się czegoś. Albo i kogoś. - Wyjaśnił nie spuszczając ze mnie wzroku. Widać było, że ta sytuacja tak bardzo go bolała. Wzdrygnęłam się na te słowa. - Martwię się o ciebie. Czy czegoś się obawiasz? - Czułam, że się pocę. - Powiedz mi, proszę. 
Tak, Zbyszku. Boję się Kamila, bo patrzy na mnie jak zakochany psychopata. 
- Nie, Zbyszku - wymusiłam uśmiech, bo choć trochę uspokoić siatkarza - wszystko w porządku. Nie martw się, naprawdę. To był tylko głupi sen. 
  Zielone tęczówki mierzyły mnie badawczo. ba, wręcz wywiercały mi dziurę w głowie. Zupełnie tak, jakby chciał wedrzeć się do mojej głowy, do moich myśli i dowiedzieć się, czy to prawda. 
- Może jednak zostanę. - Upierał się. 
- Przestań głupoty gadać! - Przywracałam go do porządku. 
No bez przesady, żeby o głupie sny olewać mecz z Jastrzębskim!
  Bartman dalej patrzył niepewnie. Znowu się do niego uśmiechnęłam, ale nie specjalnie poprawiło mu to humor. 
- Jedź. - Odparłam już spokojniejszym głosem. - Jedź i pozdrów ode mnie Kubiaka. 
Westchnął. 
Siatkarze zaczęli wchodzić do autokaru, więc to znaczyło jedno. Pożegnanie. Dwudniowe rozstanie, bo wracają dopiero jutro popołudniu. 
- Ale jakby coś, to dzwoń. - Rzucił na koniec. 
Aktorsko wywróciłam oczami a on pogroził mi palcem. Jak ojciec! 
- No dobrze, dobrze.  
 Pocałowaliśmy się krótko i gdy siatkarze się usadowili, życzyłam wszystkim powodzenia i opuściłam pojazd, dołączając do Anki na parkingu. 
I przez cały czas czułam na sobie zaniepokojone spojrzenie Zbyszka Bartmana...

  Gdy siatkarze odjechali, razem z Anką pojechałyśmy do niej na śniadanie. Nie było mowy o spaniu. To znaczy Ance się chciało, ale powiedziała że się zdrzemnie, kiedy ja pojadę na trening. No cóż, a ja... może i też bym poszła spać, ale wizja kolejnego koszmaru jakoś tak mnie pobudzała. Normalnie jak kofeina.
Bałam się. Bałam się zamknąć oczy, bo od razu pojawiało się to chłodne, błękitne spojrzenie. 
I to samo spojrzenie napotkałam zaraz po tym, gdy o jedenastej piętnaście weszłam na halę. 
- Cz... cześć. - Starałam się zachowywać normalnie, choć tak naprawdę strasznie się bałam. Julka, ale czego? 
- Cześć. - Uśmiechnął się. 
Wyglądał tak.. niby normalnie. Może przemyślał to, co mu powiedziałam? Może zrozumiał i da mi spokój? Bo jak Boga kocham, wtedy w jego gabinecie zachowywał się jak psychopata... nie! Jak jakiś obłąkaniec! Gdyby tylko dziewczyny wiedziały, nie uśmiechałyby się teraz do niego tak słodko... 
- Trening mamy przełożony! - Ruda wyszła z pokoju trenera i ogłosiła całemu światu.
Na szczęście. Bo niebieskie tęczówki wprost wywiercały mi dziurę w głowie.

- Ale jak to? - Zdziwiłam się. 
  Rozgrywająca uśmiechnęła się szeroko i poruszyła brwiami. 
- No mecz jest! Twój chłopak gra! - Popukała mi po głowie. 
Tyle to i sama wiedziałam. 
- No...?
- No i idziemy do sali konferencyjnej oglądać ich mecz. A po meczu trening. - Ruda objęła mnie ramieniem. 
- KIBICUJEMY! - Wydarła się na cały głos Izka. Zaczęła skakać jak nienormalna między nami. - W górę serca, Resovia wygra mecz, Resovia wygra mecz! ... - Śpiewała. 
Po chwili pozostałe do niej dołączyły i pobiegły w stronę konferencyjnej. Stałam całkowicie zaszokowana i zdruzgotana. 
Boże, co raz bardziej myślę, że tylko ja tu jestem normalna.. a może własnie na odwrót? Bo jakoś ta meczowa atmosfera w ogóle nie mogła mi się udzielić, nawet jak po prezentacji zawodników nasi zaczęli grać. MÓJ CHŁOPAK zaczął grać. 
- Patrzcie, kurwa! - Krzyknęła jedna. - Bartman zdobył punkt! 
Ach, naprawdę? 
- Tak to robią resoviacy! - Izka siedząca obok mnie aż podskoczyła. 
  Ale ja nawet tego nie zobaczyłam. Dopiero na powtórce. Faktycznie, mój skarb właśnie zdobył punkt uderzając piłkę z ataku. A mnie było tak wstyd. Wstyd, że zamiast podziwiać cudowną i piękną siatkówkę... zamiast kibicować naszym.. no i Jemu zwłaszcza, wciąż zerkałam na niebieskookiego. 
  Dlaczego? Bałam się. Cały czas. Za każdym razem miałam nadzieję, że jak na niego spojrzę to odwróci wzrok. Ale on dalej na mnie patrzył tymi chłodnymi, niebieskimi oczami... to spojrzenie było takie samo, jak wtedy w gabinecie... takie spojrzenie psychopaty. Dokładnie tak, jak w śnie.. tylko brakowało tego szyderczego śmiechu.
A co jak on?...

- Młoda, obudź się! - Libero pomachała mi dłonią przed twarzą. - Jakbyś nie zauważyła, nasi wygrali! 
Co... to już wszystko minęło? Mecz się skończył? Ale... ale jak to? I o czym mi to zeszło?... 
To ten strach.. nie pozwalał mi się skupić na niczym innym, nawet na moim siatkarzu w telewizji. 
Spojrzałam na ekran. Zrobili zbliżenie na Zbyszka i pozostałych. Cieszyli się i skakali w kółeczku, jak zawsze po zwycięstwie. Po chwili doszedł do Zbyszka Kubiak i po przyjacielsku się przytulili. Jak widać, siatkówka łączy.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Dziwne, prawda?
A wszystko dlatego, że to napięcie zniknęło. Kamil wyszedł z tej sali, a wraz z tym poczułam wielką ulgę i dopiero po tym mogłam spokojnie odetchnąć, rozluźnić się i cieszyć z dziewczynami. 

  W kieszeni moich spodni zadzwoniła komórka. Niech no ja zgadnę, kto...
- Oglądałaś?! - Krzyczał rozradowany. W tle słyszałam innych cieszących się siatkarzy. - Widziałaś to!?
  Przygryzłam wargę. 
- Tak, oglądałam. - Skłamałam. Przecież tak naprawdę obejrzałam tylko kilka akcji. - Byłeś niesamowity. 
- Prawda? - Zaśmiał się. Cały Zbyszek i jego narcyzm. 
  Ruda klepnęła mnie w ramię i cicho rzuciła "trening". 
- Kurde, muszę kończyć. Trening mamy. Przesunął trener ze względu na wasz mecz, ale teraz muszę już lecieć się pocić.. - Westchnęłam zrezygnowana. Choć z jednej strony tak jakoś ciężko mi się z nim rozmawiało. - Zadzwonię po, ok? 
- Dobra, leć. - Aż widziałam przed oczami jego wspaniały uśmiech. - Kocham cię!
- Ja Ciebie też kocham, Zbyszku. 
Kocham cię i nic tego nie zmieni. Nawet to, co miało sie stać za dwie godziny...

Po treningu tak bardzo bolały mnie barki. Trener dawał mi nieźle w kość. No ale po co? Dlaczego? Mógłby się skupić na dziewczynach z szóstki, a nie męczyć nowicjuszkę, jaką wciąż byłam. Choć z drugiej strony byłam mu wdzięczna. Choć na te dwie godziny zapomniałam o Kamilu i jego natarczywym spojrzeniu.
Krzysiek został ze mną parę minut dłużej na sali i znowu mnie porządnie naciągał. Cholera, tylko on nie wiedział, jak to boli. Kiedyś... pewnego dnia.. ja mu tak wszystko naciągnę. Bo założę się, że sam jest całkowicie spięty. 

- Znowu nadwyrężyłaś. - Skwitował. 
Ta, naprawdę? Wow. 
- Powinnaś się też w domu trochę rozciągać. - Dodał i pomógł mi wstać. 
- Dobra, postaram się. - Uśmiechnęłam się cierpko. Już, Panie Krzysztofie, będę cierpiała w domu. Chyba Pan kpi! - Dziękuję. 
  WYbiegłam z sali i minęłam się z przebranymi jiuż dziewczynami. 
- Do jutra! Cześć! - Żegnały się. 
Boże, jak ja nie lubiłam być ostatnia. A tak było tego dnia. W szatni ani żywej duszy. Ale z drugiej strony nigdzie mi się nie spieszyło; Anka pojechała do rodziców na obiad. Monika pracowała. Siatkarzy nie było. Postanowiłam więc spożytkować ten czas i zadzwonić do Zbyszka. Usiadłam na ławce i wyciągnęłam telefon z torby. 
- No cześć, kotek! - Krzyknął radośnie do telefonu. - Żyjesz?
Bardzo śmieszne. 
- Jak słychać. - Rzuciłam z sarkazmem. - Chociaż nie powiem, te barki mnie męczą. 
- Wymasuję cię porządnie jak wrócę. 
  Och, Zbyszku, przydałby mi się masaż już teraz. Jutro to ja nie wstanę z łóżka! 
- Dobra, poczekam. - Wstałam i krążyłam między szafkami. - A jak tam po meczu? Emocje opadły?
- Coś ty. Igła skacze jak pojebany, zresztą oni tak z Grozerem mają jakąś głupawkę, jak zawsze. Tylko Nowakowski spokojnie na tyłku siedzi. - Opowiadał. - No i Kosok. Ale chyba tylko dlatego, że też rozmawia przez telefon. Z Moniką. 
Zaśmiałam się. Wyobraziłam sobie tą całą scenkę.. cóż, wiele bym dała, żeby móc to zobaczyć na żywo. 
- Co teraz będziesz robiła? - Zapytał teraz on. Jednak ja milczałam. - Julia? 
  Niepewnie się odwróciłam. Usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Wzdrygnęłam się, a po moich skroniach spłynął lodowaty, gęsty pot. 
- Jest tu ktoś? - Zapytał Pan Stasiek. 
 Uf, co za ulga. To tylko portier...
- Tak, ja! Za minutkę wychodzę! - Odkrzyknęłam mu, zasłaniając jedna ręką komórkę. 
- Będę na piętrze, więc klucz zostaw mi przy okienku jak możesz. 
- OK!
  Przystawiłam telefon znowu do ucha. - Przepraszam, portier. 
- Wiem, słyszałem. 
- Chyba bym umarła, jakby mnie tu zamknął. - Zachichotałam. 
- Przyjechałbym cię uwolnić! 
- Nie śmiem wątpić, mój ty bohaterze. - Droczyłam się z nim. - A wcześniej o co pytałeś?- Nawiązałam do rozmowy sprzed przyjścia portiera. 
- Co będziesz dziś robić? 
  Naprawdę chciałam odpowiedzieć na to banalne pytanie. Ale nie zdążyłam...
Ktoś zgasił światło. Sekundę potem zawiązał mi usta starą szmatą, wyrwał z rąk telefon i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, pchnął mnie z całej siły prosto na szafki.


- Julia? - Zapytał do telefonu Zbyszek. Dziewczyna znowu milczała. - Znowu portier przyszedł? - Zaśmiał się. 
  Ale wtedy to usłyszał. Szarpanie. Jęki. I mina mu od razu zrzedła. 
- Nie rozłączaj się.. - powiedział męski głos po drugiej stronie - posłuchaj, jak twoja ukochana cierpi.
  Siatkarz zamarł. Ręce mu zaczęły drżeć i o mało co nie wypuścił komórki z rąk. Kto to?....
  Serce waliło mi jak oszalałe. Normalnie lada moment a wyskoczy z klatki piersiowej. I.. zaniemówił. Najzwyczajniej w świecie nie potrafił się odezwać. Ale co by to dało? NIC! Kompletnie nic! 

  Słyszał, jak mężczyzna kładzie telefon dziewczyny na podłogę. Słyszał wszystko doskonale. Jak Julia próbuje cokolwiek powiedzieć, ale chyba ma związane ręce. Jak on ją bije i próbuje uciszyć, uspokoić jej szarpanie się i walkę. 
- JULIA! - Wrzasnął do telefonu. 
Ale to na nic.
Był taki bezradny. Julię ktoś bił, a on był tak daleko. A przecież obiecywał jej, że nigdy już nie będzie cierpiała...

Nie rozłączając się podbiegł do Nowakowskiego. 
- Dzwoń do Anki! - Rozkazał. Piotrek spojrzał na niego zdezorientowany. 
Bartman był przerażony. I Zdruzgotany. I zły. Wszystkie emocje nim targały. To było niewyobrażalne i tragiczne - nie móc pomóc ukochanej osobie, kiedy ta cierpi.
Nikomu by tego nie życzył. 

- Przed chwilą z nią rozmawiałem...
- Kurwa dzwoń! Ktoś napadł Julkę w szatni! 
  Piotrka zatkało z początku, ale pozbierał się szybko do kupy i drżącymi rękoma wykręcił numer do Anki.
Bartman od razu wyrwał mu telefon. 

- Jedź na halę, szybko. 
- Zbyszek? - Zaskoczona odezwała się po chwili. Nie spodziewała się jego głosu. - Co się stało? 
- Julia, ona!... 

Zbyszku, wszystko jest jak w tym koszmarze z poprzedniej nocy. Jest ciemno, bo ktoś zgasił światło... 
 Dotyka mnie. Szarpię się, próbuję się uwolnić, ale to na nic. Upadam na podłogę. Bije mnie. Tak mocno mnie bije. Dlaczego?...
Boję się. Zwłaszcza jak rozrywa moją koszulkę niczym bestia. 
Zbyszku, to tak bardzo boli. Tak bardzo, że płacz nie daje ukojenia. Ani jęki. Bo krzyczeć nie mogę, mam związane usta. 
Mimo wszystko szarpię się. Nie chcę tego! Ten dotyk jest okropny! Ale wtedy ktoś mnie przygniata swoim ciałem. Znajduje się tak blisko, aż za blisko. A ten strach... strach mnie paraliżuje. Z sekundy na sekundę po prostu poddaję się temu co raz bardziej. Z bezsilności....
Czuję, jak wiruje mi w głowie. Sił mi zaczyna brakować. Już nawet nie mam się czym bronić, bo związał mi ręce. Leżę w martwym bezruchu, w ciszy. Słyszę tylko jego przekleństwa. Nazywa mnie dziwką, szmatą. Mówi, że mi się należy i że ty będziesz miał za swoje. Zbyszku, kto jest taki podły? 
Leżę prawie naga, a on robi ze mną co chce... 
Słysze twój głos w telefonie ułożonym przy mojej obolałej głowie. Krzyczysz moje imię, tak zawzięcie, choć to i tak niczego nie zmieni. Jesteś taki zrozpaczony, taki... bezradny. 
 I wtedy smuga światła pada na jego twarz. To spojrzenie. To niebieskie, chłodne spojrzenie.

Po chwili nic już do mnie nie dociera. Ciężar z mojego ciała znika... Zwijam się tylko w kłębek, taka bezbronna, taka naga i bezsilna. Tak bardzo mnie wszystko boli, Zbyszku...

Zbyszku, gdzie jesteś? Miałeś być przecież moim bohaterem...



~*  *  *~
Sorry, że taki dobijający rozdział. Ale .. sama jakoś  jestem nie w sosie dziś... to chyba przez tą pogodę. Tak, to na pewno to. 
Rozdział miałam wrzucić jutro, ale... niech będzie jeszcze dziś przed północą heh. 
Tak, zgadzam się z wami. Kamil to kretyn i debil. Tak się pokazał w poprzednim rozdziale. Ale teraz... Cóż. W prawdziwym życiu też zdarza się spotkać zakochanego psychola. 
Wiecie, jaka ja jestem. Lubię dobijać. ;]

Komentujcie! Tak dużo wejść, a tak mało komentarzy! I uważajcie, bo jak się fochnę, to z przytupem! ;D Albo nie! Jak nie będziecie komentować, to ot, będą same dołujące rozdziały! hahahahhaha. ;D
Oczywiście, pomijam dziewczyny, które ZAWSZE się udzielają. I za to Was kocham. ;3

PS. Jutro rozdział będzie dopiero wieczorem. Rano, uwaga, muszę się uczyć. Egzamin teoretyczny z prawka zbliża się wielkimi krokami. Trzeba by spróbować go pokonać za pierwszym razem.. :)



16 komentarzy:

  1. Biedny , bezradny Zbyszek . Strasznie jestem ciekawa , jak to wsyzstko sie rozegra i czy zostawi gleboki slad w psychice Julki .
    Blog jest swietny , chcialam powiedziec ze przez Ciebie zarwałam cala nocke ! ale nie zaluje haha :D
    Świetnie piszesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie! NIE, NIE, NIE! Pałam do tego psychopaty Kamila największą możliwą odrazą! Jezu. Nie mam pojęcia co się teraz stanie, co mogłoby się wydarzyć dalej... Zdołowałaś mnie tym rozdziałem - Boże, żeby to wszystko tylko skończyło się dobrze i... Eh. Już sama nie wiem... Jak na szpilkach będę czekać na to co będzie miało miejsce w kolejnych rozdziałach.

    OdpowiedzUsuń
  3. NIEEEEEEEEEE!
    Te kretyn idoita i sukinsyn..
    CZekam na kolejny mam nadzieję że radosny!

    OdpowiedzUsuń
  4. :( pisz szybko następny,nie mogę się już doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  5. nie spodziewałam się aż takiego zwrotu akcji o0.czekamy na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. pisz jak najwięcej się da,ten blog jest bardzo wciągający ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. mam nadzieję że kolejne rozdziały nie będą takie dołujące :( ten Kamil jest okropny :( musi dostać nauczkę za to co jej zrobił!

    OdpowiedzUsuń
  8. wow ale mnie zaskoczyłaś tym rozdziałem,czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń
  9. piszzzz jak najszybciej :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Swietny jak zawsze choć niekoniecznie radosny :( czekam z niecierpliwością na następny :0

    OdpowiedzUsuń
  11. jestem ciekawa co bedzie dalej :) dodaj najlepiej takie 2 długie rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział! Już nie mogę doczekać się kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Boze, kobieto uwielbiam Cie i przez Ciebie właśnie spóźnie się na spotkabie, ale to bylo GENIALNE !

    OdpowiedzUsuń
  14. Jakie zwrot akcji ;P umiesz przyprawić o dreszcz emocji jak się czyta...
    meeega <3
    czekam na kolejne rozdziały. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Matko oby pan Stasiek ją uratował !

    OdpowiedzUsuń
  16. nadrabiam, nadrabiam i jest mi smutno. :(

    OdpowiedzUsuń