sobota, 27 lipca 2013

36. Z tej Miśki to niezłe ziółko jest.

Tydzień, który został Bartmanowi do wyjazdu na zgrupowanie do Spały zleciał niemiłosiernie szybko. Widywaliśmy się co prawda codziennie, ale w związku z tą czekającą nas rozłąką nawet to nie było wystarczające. 
Zbyszek powoli... bardzo powoli przyzwyczajał się, że na treningu musi mnie słuchać i porządnie pracować. Zwłaszcza gdy go rozciągałam czy pracowałam z nimi wydolnościowo i siłowo na siłowni. Często nie potrafił się opanować i musiałam doprowadzać go do porządku. 
Prezes był bardzo zadowolony z  mojej pracy. U Grozera widać było kilkuprocentową poprawę w ataku, co było zasługą porządnego rozciągania mięśni ramienia. Kosok powoli wracał do normalnej gry. Specjalną uwagę przywiązywaliśmy zawodników powołanych do kadry, by w jak najlepszej formie pojechali na zgrupowanie. Był to oczywiście Bartman, Mika, Nowakowski i Igła, a z dziewczyn Miśka i Ruda. W szóstkę mieli wyjechać koło czwartej nad ranem. 
  Na myśl o tym robiło mi się smutno, zresztą tak jak i Ance. Dobrze chociaż, że mamy siebie, choć nasze spotkania były bardzo krótkie. Powód miałyśmy ten sam - faceci. A jak wyjadą, to się nagadamy. I to za wszystkie czasy.
  Tego ostatniego dnia pierwszy trening mieli zawodnicy. Ale to nawet lepiej, bo w domu zostać nie chcieli, by się na spokojnie spakować. Chcieli ćwiczyć. Zawzięci. Było to zrozumiałe, choć w duchu mówiłam sobie, że lepsza byłaby dla nich przerwa. Skonsultowałam to z Krzyśkiem i trenerem, ale oboje stwierdzili, że trening będzie lekki i że mimo wszystko powinni ćwiczyć. 
- Jak ja mam cię zostawić z tymi napalonymi facetami... - Siedziałam z Bartmana na ławce przy boisku. Wszyscy się już rozgrzewali, tylko ZB9 się do tego jakoś specjalnie nie garnął. 
- No, zrobimy sobie orgię, szkoda że cię nie będzie. - Rzuciłam z sarkazmem na co mnie tylko zgromił spojrzeniem. - No spokojnie, będę grzeczna. 
- A wy tu co, gołąbeczki? - Podbiegł do nas Igła, jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha. - Pożegnacie się porządnie po dwudziestej czwartej. - Puścił oczko. 
- Ty lepiej uważaj, bo zaraz cię naciągnę tak, że nie wstaniesz przez tydzień!- Odwdzięczyłam się.- I z żoną się "porządnie nie pożegnasz". 
Zibi zaśmiał się, podobnie jak Kosok, który siadł z mojej drugiej strony. 
- Dobrze, że ty mi zostajesz. Odpoczniemy sobie od nich. - Przytuliłam się do ramienia Grzesia. 
- No, ładnie, ładnie! - Bartman wstał niby obrażony. - A ja myślałem, że choć on cię przypilnuje...- Westchnął. - I ty, Brutusie, przeciwko mnie... 
- Zbyszek, przecież to tylko tydzień. - Przypomniałam mu. - W czerwcu wyjedziecie na dłużej i też będziesz musiał to przeżyć. 
- W czerwcu to cię do torby pakuję. - Prychnął. - Za dużo tu dzikusów. 
  Zaśmiałam się. On i te jego irytacje. 
- Wypraszam sobie! - Kosa się uniósł. 
- On już ma pannę - Igła stanął w jego obronie - więc najlepiej zostawić Julkę w jego rękach. 
- .. i Ankę. - Dodał Cichy Pit. 
Zaczęłam się zastanawiać, ile czasu on z nami stał, skoro dopiero teraz go zauważyłam?... Masakra. 
- Wyluzuj, Pit, Anka jest ciężarna. - Igła poklepał go po plecach. - O moją żonke się nie bałem, jak nosiła dziecko. Faceci nie polują na takie. 
  Bartman spojrzał na mnie znacząco, z szelmowskim uśmiechem pod nosem. 
- O, nie. Nawet o tym nie myśl! - Oburzyłam się i poszłam na boisko, pozostawiając śmiejących się siatkarzy samych. 

- Cześć, dziewczyny. - Powitałam kilka z siatkarek, które przyszły wcześniej. - Zaraz skończą trening, więc możecie się powoli rozgrzewać na końcu sali. 
  O dziwo, posłuchały i pobiegły na około sali, nie przeszkadzając przy tym grającym siatkarzom. 
  Uśmiechnęłam się sama do siebie. Chociaż w kilku dziewczynach budziłam respekt, a to się chwali. Niech tylko powiem o tym Zbyszkowi.. 
- Poczekać na ciebie? - O wilku mowa. Przybiegł niezwykle zmęczony po zaciętej grze. 
- Nie, jedź do domu i się spakuj spokojnie, a potem będziemy mieć czas tylko dla siebie. - Uśmiechnęłam się. 
- W sumie tak będzie najlepiej. - Już miał mi dać buziaka, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. 
Zaśmiałam się. 
- A dajże już go. - Nadstawiłam policzek. Cały rozpromieniony musnął mnie ustami w policzek i pobiegł za chłopakami do szatni. 
  Nagle posmutniałam. Mimo że nie spędzaliśmy ze sobą czasu we dwoje podczas treningów, to przynajmniej się widywaliśmy. A teraz go nie będzie. Tylko tydzień, albo aż tydzień... 
  Na sali zjawił się już trener i prawie wszystkie dziewczyny. Podeszłam do libero pomagając jej w rozgrzewce. I wtedy coś sobie uświadomiłam. 
- O cholera! - Przeklęłam pod nosem. Sandra spojrzała na mnie zaskoczona. 
- Chyba nie złamałaś mi żadnej kości, co? - Zapytała poważnie. 
- Nie, nie. - Zaprzeczyłam widząc jej przerażona minę. - Ale muszę cię na chwilę przeprosić. Zaraz przyjdę. 
  Pobiegłam w kierunku swojego gabinetu. Jak mogłam być taka głupia, żeby powiedzieć Zbyszkowi by jechał się pakować, skoro w torebce miałam jego klucze do mieszkania? No, Julka, zacznij myśleć...
  Pędem wygrzebałam klucze z dna torebki i ruszyłam w kierunku głównego wyjścia. Po drodze prawie wpadłam na Pana Stasia i  rzuciłam mu tylko krótkie "przepraszam". Wypadłam na zewnątrz i rozejrzałam się po parkingu. 
- Co....? - Zająknęłam się. 
  Znalazłam Bartmana niemalże od razu. Ale nie był sam. 
  I gdy zobaczyłam, jak całuje się z Miśką, ze łzami w oczach wróciłam na halę. 
- Panie Stasiu, klucze Bartmana. - Wyciągnęłam do portiera rękę z kluczami an breloczku. - Proszę mu przekazać, stoi na zewnątrz. - Wziął patrząc na mnie zdziwiony.- Ja muszę... Muszę wrócić na salę do dziewczyn. 
I uciekłam, ledwo powstrzymując gwałtowny wybuch płaczu. 

Gdy Bartman szedł do samochodu, ktoś go zawołał. 
- Zibi! - TO była Miśka. Podbiegła do niego trzymając torbę na ramieniu, żeby się nie zsunęła. 
- O, cześć Martyna. - Uśmiechnął się do klubowej koleżanki. - Gotowa na jutro?
- Coś ty. Pewnie będę się pakowała godzinę przed wyjazdem. - Zaśmiała się. 
  Stali na przeciwko siebie, Bartman z rękoma w kieszeni. Nie chciał jej chamsko spławiać, pięć minut przecież mógł z nią porozmawiać... 
- No tak, typowa kobieta. - Skwitował. - Ja teraz będę się pakować. Żeby już mieć wieczór wolny. 
- Ach, no tak. - Miśka od razu zrozumiała, co miał przez to na myśli. Chciał spędzić wieczór ze swoją cholerną dziewczyną. A niech ją.. 
  I wtedy ją zobaczyła kawałek za plecami siatkarza. Stała na schodach wychodzących z hali i rozglądała się, chyba go szukając. 
Teraz albo nigdy, niech szlag trafi tę Julkę, pomyślała Miśka. 
- Czekaj, - zbliżyła się do Bartmana. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. Bartman stał niezwykle zszokowany tym nagłym zbliżeniem koleżanki - Coś tu masz. - Położyła palec na jego policzku. - Rzęsa. Już. - Uśmiechnęła się. 
Usatysfakcjonowana spojrzała na puste już schody. 
- Dobra, lecę na trening. - Minęła go i pomachała na odchodne. - Do zobaczenia w autokarze! 
  Siatkarz uśmiechnął się do niej i ponownie ruszył w kierunku samochodu. 
- Zbyszek! - Usłyszał za sobą męski głos. Co u licha?...
  Bartman zrezygnowany się odwrócił. Szedł do niego Pan Stasiek z Portierni. 
- Tym razem nic nie rozwaliłem w szatni. - Bronił się na wstępie. 
- Nie, nie o to chodzi. - machnął ręką. - Masz. - wyciągnął rękę z kluczami do niego, a ten spojrzał na niego zaskoczony. Nic nie rozumiejąc wziął je i schował do kieszeni. - Uważaj na tą całą siatkarkę. - Pouczył go nagle i Bartman już w ogóle był zdezorientowany. - Wykorzysta wszystkie sytuacje, żeby zniszczyć czyjś związek. 
Zbyszek, kompletnie nie rozumiejąc wymysłów starszego już pana, podziękował za klucze, wsiadł do samochodu i odjechał. 

Wróciłam na salę kompletnie zdruzgotana i dobita. Na całe szczęście Krzysiek prowadził im rozgrzewkę, więc ja sama mogłam siąść na ławce i po prostu się przyglądać. Choć nie wiem co było gorsze. Jakbym się skupiła na pracy, przynajmniej nie myślałabym o tym, co zobaczyłam....
Nie, to w ogóle nie mogła być prawda. On... czy on naprawdę pocałował Miśkę? 
Spojrzałam na nią kątem oka. Wyglądała na niesamowicie szczęśliwą tego dnia. Może ich coś łączyło, zanim przyjechałam, przecież nie widziałam się ze Zbyszkiem tyle czasu... Mogło mu się znudzić to czekanie, a teraz tylko mnie tak traktuje, bo nie wypada inaczej... 
- Ja pierdolę. - Przeklęłam pod nosem i złapałam się za głowę. - Nie wierzę, po prostu nie wierzę.. 
Najchętniej uciekłabym gdzie pieprz rośnie i się popłakałam. Nie mogłam jednak zrobić takiej akcji podczas treningu. Musiałam być silna i nie dawać chorej satysfakcji Martynie. 
 Wstałam i zaczęłam się przechadzać wzdłuż boiska, obserwując ataki dziewczyn i przysłuchując się uwagom trenera. "Wyżej!", "Nadgarstek", "Pocałunek!"... CO?! Moje myśli już kompletnie się gubiły. Pokręciłam głową wracając do rzeczywistości. 
Miśka atakowała. Przystanęłam. Piłka uderzona przez nią wylądowała w lewym rogu boiska, a ona sama zeskoczyła na nogi ledwo utrzymując równowagę. 
- Dobrze Martyna! - Krzyknął trener do niej. 
Siatkarka kucała ze skrzywioną miną i tylko ja to widziałam. Zaniepokojona odpędziłam myśli o pocałunku na bok i od razu do niej podeszłam. 
- Martyna, wszystko w porządku? - Położyłam jej rękę na ramieniu. Od razu mnie odepchnęła. 
- Zostaw mnie! - Wrzasnęła i wszystkie oczy skierowały się na nas. - Chcesz się na mnie zemścić?!
Wstała z wielkim bólem, widziałam to, jednak potem już nie dała niczego po sobie poznać. 
Zmartwiona patrzyłam, jak męczy się przy zagrywce. No, może to nie było aż tak obciążające stawu kolanowego.. I wtedy zostało mi jedyne wyjście. Zadzwonić do chirurga, który ją leczył. 
  Poszłam do gabinetu i znalazłam jego nazwisko. Doktor Minierski, pracujący w naszym rzeszowskim szpitalu, akuratnie był na oddziale. Przedstawiłam się krótko i przeszłam do sedna sprawy dosyć szybko, póki dziewczyny mają pięciominutową przerwę. 
- Martyna... ta siatkarka? - Zapytał lekarz. Nastała chwila ciszy w słuchawce. - Pamiętam, pamiętam. Ciężki przypadek. Mam nadzieję, że jej rehabilitacja przebiega sprawnie? 
- Jaka rehabilitacja? - Zdziwiłam się. - Ona gra. Jutro jedzie na zgrupowanie. 
- CO?! - Wrzasnął doktor Minierski. - Ona jest szalona. - Skwitował ją. Słyszałam w jego głosie zdenerwowanie. - Przez cały czas, jak tu leżała próbowaliśmy przemówić jej do rozsądku. 
- Ale nie rozumiem...
- Proszę Pani, - Słyszałam jak wzdycha - miała naprawdę poważny uraz, po którym szansę na powrót na boisko były jak jeden do miliona. Rehabilitacja, którą jej zaleciłem, była jedynie po to, by nie kulała. 
 Wzdrygnęłam się. Skąd ja to znam... Nagle zrozumiałam, co ona czuje. Ale nie będąc rozsądną, mogła sobie jedynie zaszkodzić. 
- Martyna to dziewczyna, która zrobi wszystko dla gry, widziałem to w jej oczach. - Kontynuował. - Nawet podrobi wypis ze szpitala. 
I wszystko stało się jasne. Podziękowałam i szybko wróciłam na salę. Dziewczyny właśnie grały mecz. Trener na chwilę wyszedł z sali. 
- Martyna, musimy porozmawiać. - Zarządziłam stojąc przy linii boiska. 
- Co, Zibi z tobą zerwał? - Parsknęła. 
Wdech wydech, Julka. Spokojnie. 
- Nie, spraw prywatnych nie mieszam z zawodowymi. - Podenerwowałam się nieco. - Chodzi o twoje kolano. 
Dziewczyna zacisnęła pięści. 
- Ma się świetnie jak widać.- Nie spoglądała na mnie, była skupiona na grze. - Nie widzisz, ze gram? - Syknęła do mnie.
 Skrzyżowałam ręce na piersiach. Doktor Luci miał rację, uparta była strasznie. 
 Punkt kulminacyjny jej zachowania nastąpił, kiedy rozegrana piłka poleciała do niej, wyskoczyła i uderzyła. Piłka wylądowała w aucie, a ona na parkiecie. 
- Kurwa! - Jęknęła głośno. 
Szybko podbiegłam do niej i przy niej kucnęłam. 
- Krzysiek! - Zawołałam kolegę. Przybiegł od razu mocno zdezorientowany. 
Delikatni poruszyłam obolałe kolano. 
- To wygląda tragicznie. Przemieszczenie, i więzadła poszły na sto procent. 
- Do szpitala. - Pobiegł szybko do telefonu, by zadzwonić po karetkę. 
W takim stanie nic jej nie pomoże, a już na pewno nie zimne okłady. Najlepiej było tego nie ruszać i nie pogarszać sprawy. 
- Rozmawiałam z twoim lekarzem. - Poinformowałam ją, żeby się potem nie zdziwiła. - Wiesz, że bardzo niedojrzale się zachowałaś, prawda? 
- Nic ci do tego. - Fuknęła pod nosem wciąż się krzywiąc z bólu. 
- Nie wiem, czy wiesz, że rehabilitacja, na którą uczęszczałaś bardzo krótko, mogłaby ci pomóc do powrotu do pełnej sprawności? - To było pytanie retoryczne. Miśka nic nie odpowiedziała tylko spuściła wzrok. - teraz najprawdopodobniej zaprzepaściłaś szanse na wszystko.
- Nic nie rozumiesz! - Dziewczyna zaczęła płakać. Ta twarda osobowość w końcu nie wytrzymała. Zrobiło mi się jej szkoda. - Nie rozumiesz jak to jest, gdy w jednej chwili tracisz wszystko, na co pracowałaś przez lata! 
 Westchnęłam. 
- Doskonale wiem co czujesz. - Wyznałam szczerze. - Też grałam w siatkówkę i musiałam przestać. Miałam białaczkę. 
Moje słowa sprawiły, że Miśka milczała aż do przyjazdu karetki. 
Po tym wydarzeniu trener zarządził koniec treningu, bo chciał ze mną na spokojnie porozmawiać. Wyjaśniłam mu cały incydent i rozmowę z doktorem Minierskim, który zajmował się jej urazem. Trenerowi zabrakło słów. 
- Muszę zadzwonić do trenera Świderka ... - Wyglądał na niesamowicie załamanego. 
Sama się fatalnie czułam. Nagle przypomniałam sobie o tym, że Bartman mnie zdradził i najzwyczajniej w świecie odechciało mi się żyć. 


~*  *  *~
Od siódmej rano jestem w domku. I tak sobie pomyślałam: "Ach, wrzucę im nowy rozdział tak wcześnie, a jak!" :)
Buziaki "z" Katowic! ;*


2 komentarze: