poniedziałek, 29 lipca 2013

40. Zazdrosny Zbyszek jest poniekąd bardzo... uroczy.

Niewiele rozmawialiśmy tego wieczoru. Siedzieliśmy wtuleni w siebie na kanapie i popijaliśmy gorącą czekoladę. Nic mi więcej nie trzeba było do szczęścia, tylko jego zrozumienia i miłości. Napawałam się tym wewnętrznym spokojem i jego obecnością.
- Tak bardzo mi ciebie brakowało... - Szepnęłam do niego.
  Siatkarz pocałował mnie czule w czoło. 
- Uwierz, że ten tydzień był jednym z najgorszych w całym moim życiu. - Westchnął smutno. Odwrócił się lekko bym mogła na niego spojrzeć. - Wiesz, powinnaś mi o tym powiedzieć. Chciałbym, abyśmy razem podejmowali takie decyzje. 
   Zbyszek miał rację. Postąpiłam bardzo samolubnie. Ale tak bardzo się bałam tego, co powie. Tak bardzo się bałam, że mnie nie zrozumie. 
  Ponownie się w niego wtuliłam. 
- Wiem, że źle zrobiłam. Przepraszam. Nie chcę już takich sytuacji. Pokłóciliśmy się dwa razy w tak krótkim czasie..
- O dwa razy za dużo. - Westchnął. 
Skończył pić swoją czekoladę. Moja była praktycznie pełna, ale jakoś specjalnie nie miałam na nią ochoty. 
- Zostaniesz? - Zapytałam z nadzieją w głosie. Za nic w świecie nie chciałam, żeby odchodził. 
- Kiedy tylko będziesz chciała, kochanie. 
  Była północ, kiedy za oknem burza ustała, a my zasnęliśmy w moim pokoju wtuleni do siebie. 


  Obudziły mnie promienie słońca wpadające do mojego pokoju, wprost na moją twarz. Niechętnie podniosłam powieki. powitał mnie najpierw wspaniały zapach chłopaka, który był dla mnie jak narkotyk. gdy lekko podniosłam głowę z jego ramienia zorientowałam się, że zielone oczy mi się przyglądają ze stoickim spokojem. 
- Długo nie śpisz?... - Mruknęłam do niego ledwo dosłyszalnie. Moje struny głosowe jeszcze dosyć dobrze nie pracowały. 
- Chwilę. - Musnął mnie lekko w czoło ustami. - Lubię patrzeć jak śpisz. 
  Czułam, że się rumienię. Siatkarz zaczął bawić się moimi włosami. 
- Chciałbym się zawsze przy tobie budzić. - Wyznał. 
Miałam nadzieję, że nie będzie znowu zmierzał do tematu wspólnego zamieszkania, zwłaszcza po tym co ostatnio miało miejsce. Podniosłam się lekko i pocałowałam go krótko w usta, zachęcając do czegoś więcej. 
Uśmiechnął się szelmowsko, a ja uniosłam brew w oczekiwaniu. Wtedy pocałował mnie tak namiętnie, jak nigdy dotąd. Daję słowo. Wplótł ręce w moje włosy i nawet nie zauważyłam, kiedy położył mnie na plecach a sam znalazł się nade mną. Jego pocałunki stawały się co raz bardziej dzikie i pociągające. 
- Kocham cię. - Wymruczał mi do ucha.- Jesteś cała moja. 
Jego zmysłowy, niebezpiecznie prowokujący głos sprawił, że cała zadrżałam. Czułam żar bijący od jego atletycznego, nabitego ciała i odurzający, niezwykle męski zapach. Z każdą chwilą co raz bardziej mu ulegałam i poddawałam się chwili. 
Zrobiłam to, na co miałam ochotę odkąd przyjechałam do Rzeszowa, na co mu nie pozwalałam i przez co sama doprowadzałam się do szału. Wczepiłam się w jego włosy i odwzajemniłam pieszczoty. Uwielbiałam sposób, w jaki mnie całował, jakby   m u s i a ł   to robić, bo w przeciwnym razie postradałby zmysły od zbyt długiego czekania. 
Mój T-shirt w którym spałam znalazł się nagle na podłodze, tak samo jak nasza bielizna. 
Jego dłonie ślizgały się po moich nagich plecach, po piersiach i udach, aż w końcu wszedł we mnie i po chwili osiągnęliśmy tak długo wyczekiwane zadowolenie. 

- Byłaś wspaniała. - Pocałował mnie czule w usta. 
Znowu się zarumieniłam. Takie sytuacje strasznie mnie zawstydzały, gdy było już po wszystkim. 
Leżałam wtulona w nagi tors siatkarza. Palcami głaskał delikatnie moje nagie ramię co było naprawdę wspaniałe. 
- Wiesz... - zaczął niepewnie - co do naszego wspólnego mieszkania, nie będę już naciskał. Poczekam, aż będziesz gotowa. 
  podniosłam głowę i lekko się uśmiechnęłam. 
- I kto tu jest wspaniały. - Oparłam brodę o jego klatkę piersiową i wpatrywałam się w jego oczy. Bartmanowy błysk znowu się pojawił. - która jest godzina? 
  Zbyszek sięgnął po telefon i spojrzał na wyświetlacz. 
- Dochodzi dziesiąta. 
- Trzeba się ogarnąć na trening. - Burknęłam pod nosem. 
 Niechętnie oderwałam się od niego i narzuciłam na siebie jego koszulkę, która sięgała mi w pół uda. Poniekąd wyglądałam w niej jak wieszak, ale dzięki temu mogłam napawać się jego zapachem nawet w kuchni. 
- Wyglądasz cholernie seksownie. - Szczerzył się z rękoma pod głową. - Musisz częściej zakładać moje koszulki. - Aktorsko poruszył brwiami.
A niech cię Zbigniewie Bartmanie, przez ciebie ciągle się rumienię. 
Poszłam do kuchni i zrobiłam dwie kawy. Zbyszek przyszedł chwilę później w samych jeansach, eksponując cudownie wyrzeźbiony tors. Aż zaparło mi dech w piersiach. Ten chodzący bóg był naprawdę moim chłopakiem? 
- Masz. - postawiłam mu ostrożnie kubek z kawą na stole. 
- Dzięki. 
Usiadłam mu na kolanach i przez chwile wpatrywaliśmy się w siebie jak nieśmiałe dzieciaki. Najbardziej mnie urzekało w Bartmanie to, że jego oczy tak wspaniale błyszczały, a sam emanował jakąś taką pozytywną energią. Wszystko się poprawiło zupełnie jak pogoda za oknem. 
 Upiłam łyk czarnego napoju. 
- Kawa o poranku, to jest to. - Oblizałam usta. 
- Kawa po porannym seksie, to jest to. - Zaśmiał się Zbyszek. 
- Wariat. - Droczyłam się z nim.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Zresztą tak jak jemu. Szczerzył się ukazyjąć rząd białych zębów bezustannie. 

- Twój wariat. - Pocałował mnie. 
  I znowu miałam ochotę. Ale musiałam się ogarnąć. Siebie i jego. 
Niechętnie przerwałam pocałunek  i zeskoczyłam mu z kolan. Tak na wszelki wypadek. 
- Jak tak dalej pójdzie to nie dojadę na trening! - Oburzyłam się. 
Siatkarz własnie skończył pić swoją kawę.
- Pojadę z tobą. - Powiedział, jednak widząc moją minę, dodał - jeśli mogę. Popatrzyłbym, jak moja gwiazdeczka sobie radzi. 
  Och, kłamstwem śmierdziało na odległość. Wiedziałam, że chce mieć mnie na oku. I założę się, że nie opuści żadnego mojego treningu - tak na wszelki wypadek. I na nic tu było wmawianie mu, że wszystko z moim zdrowiem jest w porządku. Znałam go. Był uparty jak osioł. Zmartwiony osioł. 
- No dobra. - Uśmiechnęłam się. - To jedź po swoje rzeczy na trening i wpadnij po mnie przed jedenastą. 
  Gdy wyszedł z  mieszkania, oczywiście z dziesięć razy mnie przed tym całując, poszłam do łazienki doprowadzić się do ładu i składu. 
  Spojrzałam w lustro. Dziewczyna, która ukazała się moim oczom wyglądała o dziwo wspaniale. Delikatnie zarumienione policzki, błyszczące błękitne oczy, zaróżowione usta i włosy w kolorze ciemnego blond ułożone w całkiem przyzwoitym nieładzie. Kiedy ja ostatnio widziałam swoje takie odbicie? 
  Westchnęłam. Takie poranki codziennie mogłyby być naprawdę wspaniałe... 
  Zastanawiałam się jak to wyglądało u Anki. Czy wciąż byli na tym etapie? Wzajemnego, codziennego pożądania.. czy też przyszła już ta monotonia...? Koniecznie musiałam z nią o tym porozmawiać później, jak się spotkamy. 
Wzięłam szybki prysznic, uczesałam się i poszłam szukać swojego stroju. Skoro jadę samochodem, to ubiorę się od razu w strój treningowy. 
Granatowe, krótkie spodenki i również granatowa koszulka, luźniejsza niż normalne stroje reprezentacyjne. Na biało była nadrukowana nazwa klubu  i dwóch sponsorów. 
Założyłam długie, białe sportowe podkolanówka, które zakryły nieco poobdzierane od rzucania się po parkiecie piszczele. Na kolana wręcz nie mogłam patrzeć. Koniecznie musiałam kupić sobie nakolanniki, bo inaczej moje nogi będą całe w siniakach i ranach. 
Rozległo się pukanie do drzwi. Szybko zawiązałam adidasy NIKE, wzięłam torbę i popędziłam do drzwi. 
- Gotowa! - Szeroko się uśmiechnęłam otwierając drzwi. 
- Cześć. - Usłyszałam i mnie zatkało. 
  Stała przede mną wysoka dziewczyna, w obszernej, szarej bluzie, jeansach. Podpierała się na kulach. 
- Miśka? - nie mogłam ukryć swojego zdziwienia. No bo co ona tu robiła? - Co ty tu robisz? 
- Mogę wejść? - Miała taki łagodny głos. Otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam ją do środka. 
  Serce mnie zabolało na jej widok. Nogę z chorym kolanem miała zgiętą i musiała podskakiwać na drugiej. 
- Siądź, proszę. - Odwróciłam fotel, by mogła sobie usiąść. 
  Widocznie jej ulżyło, co wcale nie było dziwne dziwne. Nie wiem, jak udało jej się dotrzeć na to piętro bez niczyjej pomocy. Musiała mieć naprawdę ważny powód, skoro tak się poświęciła. 
- Do twarzy ci ten strój. - Uśmiechnęła się. O dziwo zabrzmiało to naprawdę szczerze. 
- Dzięki. 
  Była atakująca westchnęła. Widziałam, że na mój widok w identycznym stroju, w którym sama kiedyś trenowała, zrobiło jej się przykro. Bardzo mnie to poruszyło. 
- Wiesz, chciałam ci podziękować. - Przeszła do rzeczy. Spojrzałam na nią niepewnie. Przez moją nachalność i troskę nie może grać. Ale najwyraźniej każdy kiedyś dojrzewa, prawda?... - Moje kolano... ma się lepiej. Dzięki tobie. Bez ciebie nie zgodziłabym się na ta operację. 
  Zrobiło mi się ciepło na sercu. 
- Sama podjęłaś tą decyzję, możesz być tylko sobie wdzięczna. 
- Nie, naprawdę. Gdy opowiedziałaś mi, co sama przeszłaś... to mnie zmotywowało do podobnej walki. Zwłaszcza teraz - wyciągnęła telefon i pokazała mi na tapecie zdjęcie swoje z jakimś chłopakiem - mam podwójną motywację. Wiesz, to mój rehabilitant. 
  Uśmiechnęła się i wszystko stało się jasne. Zakochała się! 
- Gratuluję. - Przytuliłam ją. - Miłość potrafi zdziałać cuda, prawda? - Zaśmiałyśmy się obydwie. 
- Dokładnie. - przyznała mi rację. Pomimo urazu ona również promieniała. Bo miała dla kogo żyć. Miała dla kogo walczyć. 
  Nagle zaczęła grzebać w swojej torbie. - Mam coś dla ciebie. - powiedziała i wyciągnęła parę nakolanników. - Widzę, że ci się przydadzą. - Obie zmierzyłyśmy wzrokiem moje opuchnięte i posiniaczone kolana.  
Ku mojemu zdumieniu dawała mi te swoje. Co ona?...
- Nie mogę ich wziąć. - Pokręciłam głową. 
Obdarzyła mnie morderczym spojrzeniem. 
- Nie możesz. MUSISZ. - Wcisnęła mi je do rąk. - Mi i tak są na razie nie potrzebne. Kupiłam je w styczniu, więc są jeszcze w dobrym stanie. Poza tym przynosiły mi szczęście na rozgrywkach klubowych. - Wzruszyła ramionami. - Mam nadzieję, że tobie tez przyniosą.
- Nawet sobie nie wyobrażasz  jaki to wspaniały prezent. - Ucałowałam ją w policzka. 
  I kto by pomyślał, że po tych wydarzeniach tak bardzo polubimy się z Miśką? 
  Nagle ktoś otworzył drzwi do mieszkania. 
- Zaraz się spóźnimy. - Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, kto przyszedł. - O, Miśka!.. - Oboje nie wiedzieli, jak na siebie zareagować. Bartman niby się cieszył, a Miśka zawstydzona całą sytuacją spuściła wzrok. 
- Jak się czujesz? - Zapytał stając obok mnie. 
- Znacznie lepiej niż przed operacją. Chodź kule są cholernie uciążliwe. - Westchnęła pokazując na dwie laski.
- Może pójdziesz z nami na trening? - Zaproponowałam. 
Dziewczyny na pewno by się bardzo ucieszyły widząc ją, a co dopiero trener. 
- Poszłabym chętnie, ale może następnym razem. Musze jechać na rehabilitacje. 
- Podrzucimy cię, szpital jest po drodze. - Zasugerował Bartman. Widziałam, że to dziwne spięcie między nimi znikało. To dobrze. Nie chciałabym, aby przez to wszystko skończyło się ich koleżeństwo. Zwłaszcza że Martyna zrozumiała swoje postępowanie. 
- Dzięki.- Wstała i sięgnęła po kule. 
- Chyba żartujesz. - Sprzątnęłam je jej sprzed nosa. - Wystarczy, że już doszłaś na to piętro sama. Zbyszek cię zniesie, prawda? - Spojrzałam na siatkarza. 
- Ależ oczywiście. - Wyszczerzył się i nim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, już znajdowała się na rękach siatkarza. Wzięłam nasze dwie torby - moją i jego - na ramiona oraz kule do rąk i zeszliśmy do samochodu. 

Odwieźliśmy ja do szpitala. na sam koniec przeprosiła nas szczerze za całą tą sytuację i kłótnię, jaka między nami sprowokowała swoim nierozsądnym zachowaniem. Przed szpitalem czekał na nią ten przystojny rehabilitant i razem z nim weszła do ogromnego, białego budynku. 
- Łał. - Zbyszek wyglądał na nadal zdezorientowanego. - Naprawdę ją przełamałaś. Zachowuje się kompletnie...
- Inaczej? Dojrzalej? - Przytaknął. - Wiem. Myślę, że te wszystkie wydarzenia czegoś ją nauczyły. 
  Dojechaliśmy pod halę dokładnie za pięć jedenasta. idealnie. I pierwszy raz przemierzaliśmy parking spokojnie trzymając się za rękę. Było to naprawdę wspaniałe uczucie. 
  Cała rozpromieniona weszłam z nim na salę gimnastyczną. Uśmiech wręcz nie schodził mi z twarzy. Najlepsze był i tak dziewczyny z drużyny, bo widząc nas zaczęły klaskać w dłonie. 
- No w końcu! - Zaśmiała się Izka. 
- A już niedługo: i żyli długo i szczęśliwie... - Rozmarzyła się Paula obejmując mnie ramieniem. 
- Jak na razie będzie "długo i szczęśliwie" Nowakowskiego. - Wtrącił Zbyszek rozbawiony. 
- Napraaaaawdę? - Libero wyglądała na zaskoczoną. na jakim ona świecie żyje? - To znaczy wiem, że jest zaręczony, ale to wesele już będzie? Kiedy? 
- Dowiesz się, jak dostaniesz zaproszenie. - Trener właśnie wszedł na sale. - A teraz was przecioram. - Zacierał ręce, jakby chcąc się na nas wyżyć. 
 No to pięknie. Zrezygnowana pobiegłam z dziewczynami na boisko, a Bartman poszedł usiąść na trybunach. 
 Przez cały czas bacznie mnie obserwował. Jak mnie Krzysiek rozciągał, jego mina była zaniepokojona. Skoro teraz to tak przeżywał, to dobrze że nie widział mnie na pierwszych treningach, kiedy moje mięśnie były kompletnie spięte... 
gdy przeszłyśmy na atak musiałam się pokazać z jak najlepszej strony. Każdy atak wychodził mi perfekcyjnie, aż sama siebie zadziwiłam. Trener nawet zażartował, że jeśli przy Bartmanie tak gram to może być na każdym treningu. Pomyślałam, że to bez różnicy, bo i tak zamierzał przychodzić. 
Pozostali faceci przychodzili dzisiejszego dnia wcześniej, o dziwo. Wchodząc na sale machali nam a potem dosiadali się do Zibiego. Bardzo się ekscytowali podczas meczu na koniec naszego treningu. Normalnie jak wspaniali, polscy kibice. A zwłaszcza Bartman, kiedy to ja zdobywałam punkt za punktem. Musiałam przyznać, że bardzo się rozkręciłam. 
- Idzie moja siatkarka. - Szłam niczym zwycięzca przez salę. Bartman podbiegł i mnie przytulił. 
- Jak tak dalej pójdzie to wygryzie cię z naszej drużyny i zajmie się twoim atakiem. - Zachichotał Kosa. 
  Bartman zmierzył go groźnym spojrzeniem. 
- Myślę, że na środku też by sobie świetnie poradziła. - Rzucił aluzję do jego gry. No, zaczyna się. 
- Miło będzie mi grać w drużynie z Julką, niezależnie którego z was zastąpi. - Na twarzy Ignaczaka pojawił się szeroki uśmiech. 
Zagiął pozostałych siatkarzy.
- To ci się udało, Mistrzu. - Przybił mu piątkę Achrem. 
 Igła dumnie wypiął pierś. 
- Dobra, obiboki, ruszać dupska! - Ich trener wszedł na salę. Jemu również dopisywał świetny humor, bo uśmiechał się od ucha do ucha.
U licha, co wszyscy byli tacy szczęśliwi? Nie żebym narzekała, ale naprawdę ta atmosfera udzielała mi się co raz bardziej i czułam się wspaniale. 

- Ach, trener taki zadowolony, bo wróciliśmy? - Igła "zagadał" go po kumpelsku. Ten go zmierzył wzrokiem. 
- Ta, za tobą się w szczególności stęskniłem. - Rzucił z zabawnym sarkazmem. - I za dawaniem ci karnych kółeczek. Dziesięć. 
  Ignaczak obraził się jak dziecko, ale posłusznie wykonał karę. 

Cierpliwie przeczekałam cały trening, odwdzięczając się Bartmanowi. Obserwowałam go cały czas, robiąc głupie miny, przez co nie raz oberwał piłką a ja miałam z tego niezły ubaw. Trener tylko gromił mnie spojrzeniem, ale koniec końców nic się nie odezwał. 
Na koniec treningu przyszedł do mnie Krzysiek porozmawiać, jak to zawsze mieliśmy w zwyczaju, gdy byłam jeszcze fizjoterapeutką. Teraz jednak rozmawialiśmy o moim treningu i koniecznej wizycie na siłowni. Cudownie. 
  Po zakończonym treningu, gdy Bartman poszedł jeszcze do szatni, ja złapałam na korytarzu pana Staśka. Ucieszył się widząc mnie szczęśliwą. Nic nie musiałam mu mówić. 
- Mówiłem? - Zaśmiał się. 
  Skinęłam głową. Nasz portier był dobrym człowiekiem w podeszłym już wieku. I przede wszystkim niezwykle doświadczonym przez życie. Przy naszej poprzedniej rozmowie podniósł mnie na duchu i pokazał, że to moje życie. Że ja decyduję, co z nim zrobię. 
Oczywiście Bartman też miał rację - powinnam skonsultować z nim moją decyzję. 
Wszystko się jednak dobrze skończyło. 
- Idzie Twój Romeo. - Kiwnął głową patrząc nad moim ramieniem. 
Odwróciłam się. Zbyszek narzucił na siebie tylko treningowe spodnie dresowe, tak jak ja wcześniej, dlatego tak szybko się uwinął. 
- I jest Moja Julia. - Uroczo dał mi buziaka w czoło i złapał za rękę. 
- To my idziemy. Do widzenia. - powiedzieliśmy jednocześnie, pozostawiając szeroko uśmiechniętego starszego Pana za sobą.
 Wyszliśmy z budynku i uczepiłam się ramienia mojego siatkarza. Czy to nie było wspaniałe? Oboje mogliśmy się spełniać jednocześnie będąc praktycznie cały czas ze sobą. Mogłabym przysiąc, że jakaś dobra ręka nad nami czuwa i nie pozwala nam się rozejść. 
- Co dziś będziemy robić? - Zapytał Zbyszek patrząc na mnie z góry. Bo bądź co bądź, był ode mnie nieco wyższy. 
- Obiecałam Ani, że się z nią spotkam. 
Siatkarz się zamyślił. Chyba miał inne plany na dzisiejsze popołudnie i mu wszystko pomieszałam. Ale dobrze, niech nie myśli, że jestem tylko jego. 
- Ej! - Usłyszeliśmy nagle za sobą głos Kosoka. Odwróciliśmy się. Podbiegł do nas z Nowakowskim. - Co wy się tak szybko zmyliście? 
- Niecne plany... albo wzajemny pomeczowy masaż.. - zachichotał pod nosem Cichy pit. 
- Niestety, odmówiła mi. - Zbyszek śmiesznie wydął usta i obrażony zmarszczył brwi. 
Ach, czyli wszystko jasne. Chyba za bardzo go rano nakręciłam. 
- O dwudziestej spotykamy się u mnie. Noc filmowa. - Aktorsko unosił brwi środkowy. 
- Tacy cwani bo treningu jutro nie macie. A ja muszę wstać rano. - Skrzyżowałam ręce na piersiach. 
"Noc filmowa" oznaczała u nich siedzenie przy byle jakim filmie, rozmawianie i picie piw przez całą noc. 
- Ale to się świetnie składa! - Klasnął w dłonie Zibi. - Spotkasz się z Anią później. - Wyszczerzył się. Normalnie Plan Doskonały Zbigniewa Bartmana. 
- Więc?.. - Kosa zrobił do mnie słodkie oczka. W jego ślady poszli pozostali. 
- A niech wam będzie... - Machnęłam ręką.
Przybili sobie piątki a ja wywróciłam oczami. Dzieci. normalnie dzieci. 
- No, to wiecie.. weźcie przynieście coś.. ten... no wiecie... - Tak, tak, Grzesiu, wiemy o co chodzi.- ... do jedzenia.
  Gdy zaczęli się śmiać wszyscy, jak jeden mąż, machnęłam ręką i zrezygnowana poszłam wsiąść do samochodu. 

Razem ze Zbyszkiem pojechaliśmy na szybki i niezdrowy obiad do McDonalda i zjedliśmy w samochodzie paćkając się kompletnie sosami z hamburgerów. Potem przekonałam go, żeby mnie odwiózł do domu, bo musiałam się wykąpać i ogarnąć na wieczór. Poza tym musieliśmy jeszcze jadąc do nich zahaczyć o sklep.
Przyjechał po mnie punktualnie o dziewiętnastej trzydzieści, ale ja standardowo jak każda kobieta nie byłam jeszcze gotowa. Słysząc pukanie wybiegłam z łazienki w topie i majtkach i otworzyłam mu drzwi. 
- Wchodź. - Rzuciłam krótko i wróciłam do łazienki. 
- Zrobiłaś to specjalnie! - Krzyknął za mną.
Słowem wyjaśnienia, aluzja do mojego ubioru. 

- Zboczeniec! - Wychyliłam się z łazienki i pokazałam mu język. 
Szybko narzuciłam na siebie czarne obcisłe spodnie i przypudrowałam jeszcze nosek. Rozpuściłam upięte wcześniej pokręcone włosy i rozlały się na moich ramionach tworząc niecodzienny, spektakularny efekt. 
- Gotowa. - Wyszłam z łazienki z pięciominutowym opóźnieniem. Zbyszek zagwizdał na mój widok. 
- Może jednak zostaniemy u ciebie? - Proponował z wyraźną nadzieją w głosie. 
- Sam chciałeś do nich iść. - Wzruszyłam ramionami. Ha! Dobrze mu tak. Powoli zaczynała sie odzywać we mnie diablica. 
  Zrezygnowany otworzył przede mną drzwi. Wzięłam torebkę i wyszliśmy. 
  podjechaliśmy po drodze do Grześka do sklepu. Bartman jak zwykle wolał założyć kaptur na głowę, by szanse na rozpoznanie go spadły na minimum. Lubił fanów, ale nie chciał tracić na nich czasu kiedy się spieszyliśmy. W sklepie jednak praktycznie nikogo nie było poza jakimiś dwoma pijaczkami no i zaczytanym w gazecie młodym sprzedawcom. 
- Zdejmij ten kaptur i idź po jakieś procenty. - nakazałam. - Ja ogarnę przekąski. 
Żeby nie tracić czasu poszłam do sprzedawcy zapytać się, w którym przedziale znajdę chipsy i paluszki. Niechętnie oderwał wzrok od gazety podnosząc na mnie wzrok. 
- Eee.. - raz patrzył na mnie a raz na okładkę gazety, którą właśnie czytał - .. to ty! - Uniósł gazetę do góry. 
  Na okładce rzeszowskiego przeglądu sportowego, którą mi zaprezentował, byłam ja podczas ataku oraz stare zdjęcie Miśki. "Szybka zmiana kontuzjowanej. Wojtowicz nie zwlekał. Co zaprezentuje sobą nowa przyjmująca, J. Sosnowska?". Byczy napis na okładce po prostu zadziwiał. 
- Wow. - Wytrzeszczył na mnie oczy. Wyglądał tak, jakby odjęło mu mowę. Choć nie jemu jednemu.. sama milczałam. - Wyglądasz... o wiele lepiej w rzeczywistości niż na zdjęciu. 
Miło było usłyszeć komplement, ale koleś wyraźnie przeginał. 
- Dzięki.- Uśmiechnęłam się. 
Czy on mi kiedykolwiek powie, gdzie są te cholerne chipsy? 
Nagle usłyszałam nad sobą głośne chrząknięcie. Bartman. 
- Eeee, chipsy są tam - wskazał palcem - po lewej. 
Odchodząc zaśmiałam się pod nosem. Miałam jedynie nadzieje, że Zibi nie zabije go spojrzeniem czy coś. Bo wyglądał na nieźle zdenerwowanego. 
Szybko wzięłam trzy paczki chipsów, paluszki beskidzkie i te z sezamem... i popcorn do microfali. Gdy wróciłam do kasy młody sprzedawca już kasował alkohol wybrany przez siatkarza. 
- Jeszcze to. - Położyłam wszystko na blacie i się uśmiechnęłam. 
Chłopak nawet na mnie nie spojrzał. Ciekawa byłam, co Zbyszek mu nagadał, że tak spokorniał... 
- Czterdzieści złotych osiemdziesiąt dziewięć będzie. - Podsumował nasze zakupy, gdy spakowaliśmy do reklamówek. 
- I jeszcze ta gazeta. - Bartman wskazał na gazetę, która trzymał obok kasy. 
Odwrócił się do półek z gazetami. 
- Nie ma już, przykro mi. 
- TĄ gazetę.- Rzucił dobitniej wskazując na egzemplarz kasjera. 
Z ledwością powstrzymywałam gwałtowny wybuch śmiechu, podczas gdy sprzedawca, spiorunowany wzrokiem przez mojego chłopaka, pokornie skasował gazetę. 
- To będzie czterdzieści siedem i czterdzieści dziewięć groszy... 
  Zbyszek zapłacił i biorąc gazetę pod pachę a do rąk reklamówki, wyszliśmy ze sklepu. 
  Wciąż wyglądał na mocno poirytowanego. Wrzucił reklamówki do bagażnika i zapakowaliśmy się do samochodu. 
- Coś ty mu powiedział? - Zaciekawiłam się. 
  Chłopak przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszyliśmy. 
- Tylko tyle, że jesteś moją dziewczyną. - Wzruszył obojętnie ramionami. 
Tak, jasne. Już to widzę. TO musiało być coś w stylu: "Ty, Koleś. Jeszcze raz się na nią spojrzysz, a twoja twarz pozna moją pięść.". Te słowa plus jego groźne spojrzenie i kasjer się przestraszył. Poza tym kto by się nie bał dwumetrowego, napakowanego kolesia? No, proszę was. 
- Ale z tą gazetą to przesadziłeś. - Westchnęłam. 
- Czemu? Chciałem poczytać o mojej dziewczynie.- Wyszczerzył się. - Poza tym nawet nie wiedziałem, że miałaś robione zdjęcia. 
- A no tak, w sumie już na drugim treningu... ale nie spodziewałam się, że mnie wrzucą na okładkę. 
- Ja tam się nie dziwię, choć wolałbym uniknąć takich sytuacji jak ta w sklepie. - Skrzywił się na samo wspomnienie. - Ten koleś się ślinił na twój widok! Bóg wie co robiłby patrząc na to twoje zdjęcie... 
I wszystko stało się jasne. Szybko o tym zapomniałam nie chcąc brzydzić sobie życia. 
Otworzyłam gazetę zaciekawiona, co tam o mnie napisali. O mnie i o Miście był pierwszy artykuł już na siódmej stronie. Kilka naszych zdjęć, tytuł z okładki i głównie wywiad przeprowadzony z trenerem Wojtowiczem. Poniekąd słyszałam, co mówił, więc nie zagłębiałam się w tekst. Redaktor na szczęście nic nie przeinaczył ani nie dodał. I chwała mu za to. 
- No i co się ciekawego dowiedziałaś o sobie? - Zapytał. Staliśmy własnie na światłach na skrzyżowaniu. 
- W sumie to nic poza tym, że jestem jego nową zdobyczą.... - przytaczałam słowa trenera - "Złotą rybką wyłowioną w ogromnym stawie".. "Dziewczyną z ukrytym talentem"... ale na szczęście nic nie mówił o moich prywatnych rzeczach, wcześniejszej pracy czy przeszłości. 
- No, Wojtowicz zawsze unikał takich sytuacji, bo wtedy redaktorzy mają większe pole do popisu. 
Ruszyliśmy. Zibi znowu skupił się na drodze. 
- O, widzisz. Zamieścił na końcu moją wypowiedź. - Wyszczerzyłam się. 
- No? 
- "Jak się widzisz w zespole i co chcesz dzięki niemu osiągnąć? (...) Bla, bla...jak wysoko stawiasz sobie poprzeczkę?" - Skróciłam pytanie redaktora gazety sportowej. - "Szansa, która dostałam trafia się raz na milion. Miałam szczęście trafiając na trenera Wojtowicza, który dostrzegł mój potencjał. Mam głęboką nadzieję, że pomogę przyczynić się do zwycięstwa w zbliżających się rozgrywkach, jednak jak na razie moja gra pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Na każdym treningu gonię pozostałe zawodniczki, pan Krzysztof (fizjoterapeuta) pomaga mi wyciągnąć z siebie maksimum (...) a co bym chciała osiągnąć? Zobaczymy. Ja w swoim życiu i tak już osiągnęłam tyle, że chyba nikt inny nie mógłby się pod tym podpisać. Ale fakt faktem, skupiam się teraz na siatkówce."
- No, ładnie ładnie. - Skomentował Bartman. - Moja dziewczynka. - Ujął moją dłoń i przelotnie musnął ją wargami. 
- Redaktor naprawdę wspaniale ujął mój bełkot. Byłam tak podenerwowana, że co słowo popełniałam jakąś gafę... - Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie tego stresu, który wtedy mi towarzyszył. Brr. 
- Przez ten wywiad będę musiał teraz nie spuszczać z ciebie oka. A do sklepu już sama na pewno nie pójdziesz. - Bartman powrócił do uprzedniej sytuacji obracając ją w żart. 
 Pokręciłam głową śmiejąc się pod nosem. Powróciłam do gazety i przewróciłam kilka stron. Wtedy ujrzałam uśmiechniętą twarz Zbyszka i od razu ją pokazałam. 
- Widzisz, też tu jesteś. - Zerknął na gazetę, bo przejeżdżaliśmy przez ostatnie światła i akurat było czerwone, więc się zatrzymał.
- "Zawodnicy Asseco Resovi wrócili ze zgrupowania ze Spały." - Przeczytał. - Standard. - Machnął ręką. Zapaliło się zielone światło i ruszył. 
  Jego już to nie ruszało.. ale czy to było dziwne? Był wszędzie. W gazetach, nawet tych zagranicznych. Na Facebooku miał sporo funclubów. Wszędzie roiło się od jego zdjęć. Na Kwejku czy Bestach. Na wszelkich stronach o siatkarzach. WSZĘDZIE. Pudelek, Tumbrl.. cholera. Dziewczyny wrzucają sobie z nim zdjęcia, zrobione po meczach, z serduszkami i dopiskami, jak to go kochają. I czy to nie ja powinnam być zazdrosna? 
Przy tym artykule była tylko krótka wzmianka o tym, że zawodnicy byli w Spale przez tydzień i trenowali z Anastasim, a na stronie zdjęcia Zbyszka, Ignaczaka i Nowakowskiego  oraz zaprezentowane ich sylwetki i osiągnięcia. 
  Gdy wjechaliśmy na osiedle, gdzie mieszkał Grzesiek, zamknęłam gazetę. Samochód Nowakowskiego już był zaparkowany, więc byliśmy ostatni. Wyjęliśmy zakupy i powędrowaliśmy na górę pokonując po dwa schodki. 
- No, w końcu! - Tak nas powitał Grzesiek na wejściu biorąc od nas reklamówki. Gdy Bartman się do niego wyszczerzył już wiedziałam, jak ta noc się potoczy.




~*  *  *~
No i mamy kolejny rozdział. Przepraszam, że się trochę spóźniłam, ale wiecie jak to jest. Musiałam wszystko poprawiać (choć i tak pewnie jeszcze trochę błędów jest), trochę dopisałam... żebyście były W PEŁNI USATYSFAKCJONOWANE!
Buziaki, Muaaa! ;*

PS. Co myślicie o zazdrosnym Zbysiu? ;D




8 komentarzy:

  1. o kurde, ale długi rozdział! :D
    zazdrosny Zbyszek to uroczy Zbyszek!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super jak zwykle ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju, jesteś wspaniała! Kocham Twoje opowiadanie <3
    Zbyszek jest uroczy. A gdy zazdrosny jeszcze bardziej *_*
    Przeczytałam wszystko w niecałe dwa dni. Jestem pod wrażeniem. Kocham Cię normalnie!
    Blog fantastyczny. Zastanawiałam się przed chwilą, jak mogli się kiedyś kłócić?? Mam nadzieję, że wszystko potoczy się w dobrym kierunku. Ale również mam wielką nadzieję i ochotę na dużo więcej rozdziałów!
    Pozdrawiam i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy nowy rodział? :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ile będzie wszystkich rozdzialow??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie to jeszcze nie wiem... ;D ale myślę, że 50... ewentualnie pięćdziesiąt dwa, może pięćdziesiąt pięć... zależy jak się rozpiszę. ;3
      Pozdrawiam!

      Usuń