poniedziałek, 29 lipca 2013

41. Ja mam swój własny, niepowtarzalny, "bartmanowy" typ.

 U Grzesia w mieszkaniu spokojnie i kulturalnie siedzieliśmy na kanapie oraz w fotelach. Oglądaliśmy "Wielkie kino" (parodia znanych filmów). Chłopcy sobie pili piwa nie upijając się. Ja wzięłam jedno na pół z Moniką. W końcu z samego rana miałam obowiązkowy trening na siłowni, więc nie chciałam mieć nawet malutkiego kaca.
- Ej, niech ktoś idzie dorobić Popcorn! - Zawyła nagle Anka. Trzymała w rękach pustą miskę. - I chcę jakieś ciasto. Sernik. - Wymyśliła. - Ojej, jaką ja mam ochotę na sernik! 
- Sama rusz dupę! - Odwróciłam głowę w jej stronę. Groźnie zmierzyła mnie wzrokiem. 
- W ogóle kto normalny chce i popcorn i sernik?.. - Skrzywił się Bartman.
To nie brzmiało apetycznie... No bo, Słone ze słodkim?

- Kto? Kobieta w ciąży! - Poirytowała się Anka. Bogu ducha winny Bartman oberwał z całej siły od niej w ramię, po czym zwróciła się do Piotrka robiąc słodką minę. - Piotruś... 
  Środkowemu wyraźnie się dupy nie chciało ruszyć, co mnie nie dziwiło. 
- Jesteś bez serca. Każesz mu jechać do sklepu po sernik?! - Oburzyła się Monika śmiejąc się. 
  Anka posmutniała i zrobiła minę biednego psiaka. 
- Mam chyba jakieś ciasto w lodówce.. nie sernik, ale coś tam jest. - Na te słowa Grześka Anka się rozpromieniła jak nigdy. 
- Dobra, to pójdę. - Wymotałam się jakoś z objęć Zbyszka i wstałam z kanapy. - I tak miałam iść po coś do picia. 
- Przyznaj się, że tak naprawdę chcesz zjeść trochę tego ciasta potajemnie. - Anka wyglądała na niesamowicie podejrzliwą. 
Odbiło jej? Już, już! Zaśmiałam się w duchu na sam obrazek, jak stoję przy lodówce i po cichu wpierdalam grześkowe ciasto. 
- Nie bój się. Będzie całe dla ciebie. - Przechodząc obok niej dałam jej kuksańca w ten pusty łeb. 
- Ej! 
  W kuchni wsadziłam paczkę popcornu do microfali i wyjęłam ciasto z lodówki. Było to jakieś ciasto z kremem. Idealne. Był całkiem duży kawałek, ale nawet go nie kroiłam tylko przełożyłam na talerzyk. Anka i tak się z nikim nie podzieli.
Pik, pik. - Popcorn się zrobił. 
Przesypałam go do trzech misek. 
- Misiek! - Wychyliłam się z kuchni. Cała trójka chłopaków na mnie spojrzała. - Mój misiek. - poprawiłam się, chrząkając. - Chodź mi pomóc. 
  Zbyszek podniósł się i odstawił swoje piwo na ławę. Posłusznie skierował się do kuchni i na wejściu wcisnęłam mu trzy miski popcornu, sama biorąc do rąk szklankę soku i ciasto dla Anki. 
- Módl się, żeby ci w cycki poszło. - Podałam jej talerzyk z ciastem. Wyszczerzyła się jak małe dziecko, które dostało właśnie wymarzoną zabawkę. 
- Oj tam. Teraz jem za dwóch, więc idealnie. - Wzięła pierwszy kęs i się nim rozkoszowała. 
  Zbyszek postawił miski z popcornem na ławie i usiadł, pociągając mnie za sobą prosto na swoje kolana. Przytulił mnie mocno do siebie. 
  Wszyscy znowu skupili się na filmie i raz po raz wybuchaliśmy głośnym śmiechem. 
  
Było już przed drugą w nocy kiedy Piotrek i Anka się zbierali. Biedny, niepotrzebnie pił. Teraz będzie musiał jechać samochodem ze swoją ciężarną narzeczoną za kierownicą... Cóż, wszyscy mu bardzo współczuliśmy z tego miejsca. 
Grzesiek nalegał, bym została z Bartmanem. Poniekąd nie mieliśmy wyboru, bo oboje byliśmy po alkoholu. Ja sama bardzo długo nie prowadziłam samochodu i pomyślałam sobie, że w końcu trzeba to zmienić. Prawko tkwiło w portfelu, a samochodu brak. Może Zbyszek trochę mi przypomni to i owo i kupię sobie jakiś mały, miejski samochód. Nie tłukłabym się autobusami na treningi. Teraz miałam o tyle dobrze, że mnie podwoził. Ale jak wyjedzie w czerwcu na ostatnie zgrupowanie przed LŚ, będę miała problem. 
Obejrzeliśmy jeszcze jakiś horror i o trzeciej poszliśmy spać. Grzesiek zabrał Monikę do pokoju, wcześniej nam podrzucając poduszki i kołdrę na rozłożoną już kanapę. 
 Gdy Zbyszek był jeszcze w łazience, rozebrałam się do samej bielizny i wskoczyłam pod kołdrę. Dołączył do mnie po kilku minutach i przytulił mocno do siebie, całując czule w czoło na dobranoc. 
- Wiesz... - Szepnęłam do niego wpatrując się w jego oczy. Delikatnie położyłam palce na jego twarzy. 
- Hm? 
- To wszystko jest takie wspaniałe.. - westchnęłam cicho. - A co jak się okażesz być tylko pięknym snem? 
  Siatkarz pogłaskał mnie czule po włosach. 
- Nie pozwolę ci się obudzić.
  TO było takie słodkie... niemalże od razu się uspokoiłam. Ale wraz ze spokojem naszło mnie jeszcze jedno pytanie. 
- Zbyszku...
- Hm?
- Wierzysz w przypadek czy przeznaczenie? 
Spojrzał na mnie zdziwiony. Nim odpowiedział, poprawił sobie poduszkę pod głową i namyślił się spoglądając w sufit. Wyglądał tak, jakby porządnie analizował zadane przeze mnie pytanie. 
- Gdybym chciał się dostosować do tego, co oczekujesz - zaczął poważnie - powiedziałbym, że w przeznaczenie. W to, że przyjechałaś w tamtym roku na wakacje akuratnie do Rzeszowa i to jeszcze z dziewczyną mojego przyjaciela. Ale wtedy wszystko musiałoby być przeznaczeniem. Ale czy to nie jest zbyt banalne, zbyt... hm, wzięte żywcem z bajki? - Zapytał, jakby starał się sam sobie odpowiedzieć na to pytanie. To był inny Zbyszek. Zbyszek, który teraz tak poważnie spojrzał na świat, na życie. - Ale z drugiej strony, przypadek... - kontynuował - nie chciałbym, aby nasze spotkanie było przypadkiem.... Przypadkiem to może wypaść szklany kubek z gorącą kawą na podłogę. - Zachichotałam cicho na to porównanie. 
- Tak więc w co wierzysz, Zbigniewie Bartmanie? - Dopytywałam się, zaintrygowana jego odpowiedzią.
- Wierzę w uczucie, Julio. - Spojrzał mi głęboko w oczy. - W miłość, którą cię darzę. 
Musnął mnie leciutko wargami w czoło. Wygodnie ułożyłam się w jego ramionach i wtuliłam, niczym w miękką poduszkę.  I spokojna w jego ramionach odpłynęłam do krainy Morfeusza. 

Otworzyłam oczy tym razem jako pierwsza. Faktycznie, miło było patrzeć, jak miłość twojego życia słodko śpi obok ciebie. Twarz Zbyszka była tak niezwykle spokojna...
  Ostrożnie wygramoliłam się z jego objęć, by go nie obudzić i wyskoczyłam spod kołdry. Spojrzałam na zegarek. Czas był idealny; było kilka minut po ósmej, więc do dziesiątej miałam jeszcze wystarczająco dużo czasu. 
Założyłam na siebie ubranie i poszłam do kuchni. 
- Czeeeeść. - Ziewnęłam przeciągle. 
W kuchni przy kuchennym blacie stała Monika i parzyła sobie właśnie herbatę. Wyglądała na tak niewyspaną jak ja. 
- Herbaty? - Zaproponowała. 
- Coś ty. Z rana tylko kawa. - Wyszczerzyłam się i podeszłam do ekspresu. - Jestem tak niewyspana, że trening na siłowni będzie dla mnie ciosem. - Skrzywiłam się. 
- Dasz radę. - poklepała mnie po ramieniu. - Kto jak nie ty? 
  Uśmiechnęłam się szeroko. 
- W sumie racja. - Zachichotałam. Wzięłam kubek z kawą i postawiłam na okrągłym stole przy oknie i usiadłam na przeciwko Moniki. Podała mi cukier i nie żałując sobie słodyczy, wsypałam dwie czubate łyżeczki. Takie połączenie z pewnością postawi mnie na nogi. 
- Fajnie, że ci się ze Zbyszkiem układa. - Zagadała mnie nagle. Podniosłam na nią wzrok. Wpatrywała się w swoją malinową herbatę. 
- Cóż, mieliśmy parę nieprzyjemnych sytuacji w tym krótkim czasie... ale jak na razie wszystko się dobrze układa. - Powiedziałam. Nie chciałam się za bardzo ekscytować, ponieważ Monika wyglądała na dziwnie przygnębioną. W końcu w jej oczach pojawiły się łzy. - Ej, Monika. Co jest?- Złapałam ją za rękę, którą trzymała na blacie. - pokłóciliście się? 
- Nie, nie... - pokręciła głową przecząc - ale nie wiem, jak to dalej będzie między nami. - Spojrzałam na nią zdziwiona. - Mój szef chce mnie przenieść za granicę na rok. Lepszy oddział, większe zarobki i tak dalej... - Przygnębiła się. 
- TO nie jest powód do radości?... 
- Wyobraź sobie, że Zibi dostanie świetną propozycję grania przez jeden sezon w jakimś dobrym, włoskim klubie. - Porównywała nasze sytuacje. Powoli rozumiałam, o co jej chodzi. - A ty zostaniesz tutaj, w rzeszowskim. Myślisz, że przez rok da radę to ciągnąć? 
  W sumie wytrzymaliśmy bez siebie pół roku, więc kolejne pół... 
- Kochacie się, będzie dobrze. - Pocieszałam ją, choć wiedziałam, że to tylko słowa. 
- Julia, on chce dla mnie zrezygnować z siatkówki i pojechać ze mną. Rozumiesz? - Ach, więc w tym cały problem. Cholera. 
 Byłam w takim szoku, że nie potrafiłam nic powiedzieć. Ciekawa byłam, co zrobiłby Zbyszek na jego miejscu..
- Wiesz... myślę, że rok z dala od siebie nie jest taką tragiczną rzeczą. Może być nawet i jakimś plusem, bo przekonacie się, jak bardzo wam na sobie zależy. - Nawiązywałam oczywiście do mojej sytuacji sprzed Rzeszowa. 
- Też tak myślę.. Oczywiście tęsknić będę, ale przecież będę przyjeżdżała czasem do Polski. - Wzruszyła ramionami. - Ale on tego nie rozumie. 
- Porozmawiaj z nim jeszcze raz. - Zaproponowałam. - W miłości musicie wspierać swoje marzenia i rozwój zawodowy. 
- Masz rację. - Uśmiechnęła się. 
Wstałam od stołu i ją przytuliłam. Wtedy wszedł do kuchni Bartman, przeciągając się na wstępie wysoko w górę. 
- A co to za poranne przytulanie? - Powiedział to tak, jakby złapał nas na gorącym uczynku. - też chcę! 
- Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje, kochanie. - Podeszłam w jego stronę z niezwykłą gracją, jednak zamiast go przytulić dałam mu pstryczka w nos. Jęknął. 
- No wiesz co... - Udawał obrażonego. 
Obie zachichotałyśmy. Nie było nam jednak tak do śmiechu, a przynajmniej mi, kiedy siatkarz podszedł do stołu i wziął moją kawę. 
- Ej, to moje! - Usilnie próbowałam wziąć mu kubek z rąk, z którego upił już połowę czarnego napoju. Teraz podniósł do góry a ja głupia próbowałam doskoczyć. 
  Monika śmiała się z nas wniebogłosy. Cóż, przynajmniej jej się humor poprawi. Z dwojga złego lepsze to. 
- Hm, jak to się mówi... - namyślił się Zbyszek z wciąż uniesioną ręką. Skakałam do góry jak głupia. - ... kto jest wysoki, temu Pan Bóg daje? W końcu jest pierwszy w drodze z nieba na ziemię. - Wyszczerzył zęby. 
O nie, panie Bartman. Tak to my się bawić nie będziemy. 
- Co tu się dzieje? - Zapytał zaspany Grzesiek stając w progu drzwi. Zachował przy tym bezpieczną odległość. 
- Sprzeczka małżeńska. - Zachichotała Monika. - Chodź, lepiej ich zostawmy. - Pociągnęła go za rękę i wyszli. 
  Przystanęłam i patrzyłam, jak odchodzą. Zbyszek zrobił tak samo i rękę lekko opuścił na dół. Wykorzystałam sytuację i złapałam czerwony kubek z bałwanem w obie ręce, odzyskując go tym samym. 
Jednym haustem dopiłam to, co zostało. Stanowczo za mało. 
- Zbieraj się. Jedziemy. - Zarządziłam stanowczo. Siatkarz spojrzał na mnie zdziwiony. 
- Jak chcesz, żebym jechał, to musisz dać mi kawę. - Usiadł przy stole i czekał. 
Kretyn! Jeszcze tego brakowało, bym robiła mu kawę... no proszę was! 
- A to się przejdę.. może spotkam po drodze jakiegoś fana... - odwróciłam się na pięcie. 
- Nie, czekaj! Idę, idę. - Odparł zrezygnowany. 
Zbyszku Bartmanie, ale mam na ciebie haka, zazdrośniku. 
Pożegnaliśmy się z Grzesiem i Moniką i pojechaliśmy prosto do mnie. Tam zrobiłam upragnioną przez Zbyszka kawę i sama szybko ogarnęłam się na trening. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i piętnaście minut przed czasem byliśmy na hali na Podpromiu. 
Wyszedł ze mną z samochodu i odprowadził pod wejście. 
- Przyjadę po ciebie, ok? - Pogłaskał mi policzek wierzchem dłoni. Moje ciało przeszyły przyjemne dreszcze. 
Och, Panie Zbyszku, co Pan ze mną robi? Sam twój dotyk doprowadza mnie do rozkoszy. 
- Wiesz, muszę się ogarnąć... - Skrzywił się.
Dałam mu buziaka w policzek. 
- I ogolić, bo kolisz. - Zaśmiałam się pod nosem. 
- Zapuszczam. 
- Kpisz! Nie pozwalam. - Pogroziłam mu palcem. 
  Śmiejąc się ze mnie i mojej miny pokręcił głową. 
- Żartuję. - Nasze usta się na chwilę złączyły w pocałunku. - Będę za dwie godzinki. Uważaj na siebie. 
Uśmiechnięta odwróciłam się na pięcie i ruszyłam po schodach. 
- Kochanie.. - rzucił jeszcze.
- Tak? - Zatrzymałam się i odwróciłam. 
- Nic takiego. - odpowiedział. - Chciałem tylko jeszcze raz na Ciebie spojrzeć.

Do budynku weszłam cała w skowronkach. Nawet Pan Stasiek, który siedział i czytał gazetę wyczuł moją dobrą aurę i uśmiechnięty podniósł wzrok z gazety prosto na mnie. 
- Dzień dobry! - Powitałam go radośnie. 
Idąc podskakiwałam co krok jak mała Calineczka.
- Witaj, dziecko. - Widząc mój wesoły krok jeszcze szerzej się uśmiechnął.- Weź klucze do szatni, jesteś pierwsza. - Podał mi podwójny klucz na żabce-breloczku. 
 Wzięłam i poszłam do szatni. Skręciłam w prawo w korytarzyk i wtedy na niego wpadłam. 
- Kurde, przepraszam, powinnam patrzeć gdzie chodzę. - Szybko się schyliłam i pomogłam zbierać papiery, które wypadły mu z rąk. 
- Nic się nie stało, sam byłem zaczytany. - Jego głos brzmiał bardzo przyjemnie. I młodo. 
  Podałam mu akta, które kiedyś należały do mnie. Te o zawodnikach. 
- Julia Sosnowska? - Zapytał. Dopiero teraz uniosłam na niego wzrok. Kucał i patrzył się na pierwszą kartkę z moim zdjęciem w rogu. 
- Tak. - Potwierdziłam i się podniosłam. Uczynił to samo i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. 
To było.. dziwne. Miał takie przeszywające, chłodno-niebieskie spojrzenie. Ciemno blond czupryna opadała mu na twarz w artystycznym nieładzie, a lekki zarost zaostrzał delikatne, młode rysy twarzy. 
- Witaj. Jestem nowym fizjoterapeutą. - Nie pozwalał mi odbiec spojrzeniem. 
- Cóż, myślałam, że zatrudnią kogoś... starszego. - Palnęłam jak głupia. Ale w sumie tak myślałam. I tak byłoby najlepiej. Zamiast tego zatrudnili młodego, bo pod trzydziestkę. Faceta, który wprost pożerał mnie wzrokiem. Cudownie. 
Nagle przypomniałam sobie o Bartmanie. Gdyby tu był, wbiłby nowego w podłogę. Myśl o tym pozwoliła mi szybko się ogarnąć i doprowadzić do porządku. 
- Nie bój się, postaram się jak najlepiej z wami pracować. - Wyciągnął do mnie rękę. - Kamil. 
- Julia. - Uścisnęłam dłoń przedstawiając się. 
- Piękne imię pięknej dziewczyny. 
Czułam, jak momentalnie robię się zawstydzona. 
- Wiesz, ja muszę do szatni. - Szybko go wyminęłam i wparowałam do szatni, starając się uspokoić własne emocje. 
  Gapiąc się na niego jak głupia dałam mu do zrozumienia, że potencjalnie mogłabym być zainteresowana. A jego spojrzenie mówiło samo za siebie. 
- Widziałaś go!? - Jarała się Paula doskakując do mnie. Od razu się spięłam. - Przystojniak! 
 Starałam się zachowywać, jakby nic się nie stało. Rzuciłam torbę na podłogę i usiadłam na ławce. 
- Ale kto? - Udawałam, że nie wiem o kogo chodzi. 
- Nowy fizjoterapeuta. - Izka uniosła brwi i szelmowsko się uśmiechnęła. - Paula zaczęła świrować, odkąd go zobaczyła. 
- No bo taaaki seksowny... - Rozmarzyła się. 
- Kamil? -Postarałam się, by mój głos brzmiał naturalnie i obojętnie. - Nie mój typ.
Basia się zaśmiała. - Ty już masz swój typ. "Bartmanowy" typ. 
- Skąd wiesz, jak ma na imię? -  Wyłapała Paula. Najpierw była zaskoczona, a potem zmierzyła mnie badawczym spojrzeniem. 
- No... wpadłam na niego przez przypadek. - Obojętnie wzruszyłam ramionami. - Poza tym, na drzwiach wisi już tabliczka "Kamil Kwiecień - II-gi FIZJOTERAPEUTA". 
- Czemu ja na to nie wpadłam? - Zrezygnowana opadła na ławkę. Westchnęła głęboko i od niechcenia zawiązała niedbale sznurówki. 
- Spokojnie, zaraz go poznasz. - Libero potarmosiła jej włosy.- Chodźcie. 
  Szybko ściągnęłam z siebie długie, szerokie spodnie dresowe pozostając w krótkim spodenkach i wybiegłam z szatni za dziewczynami jako ostatnia. 
  Jako ostatnia również weszłam na siłownię, wciąż nie będąc pewną tego, co się stało wcześniej. Ten cały Kamil stał już obok Krzyśka i rozglądał się jak weszłyśmy i usiadłyśmy. Widząc mnie kiwnął mi głową. 
CHOLERA. 
  Uśmiechnęłam się od niechcenia. 
- Dziewczyny, mamy nowego fizjoterapeutę. - Wojtowicz go zaprezentował. - Kamil Kwiecień od dzisiaj będzie miał was na oku. 
  Wszystkie szeroko się uśmiechnęły i wymieniały porozumiewawcze spojrzenia. Bez szeptów również się nie obeszło. Ale czemu się dziwić, skoro był taki przystojny, a większość dziewczyn była singielkami? 
- Pytania? - Zapytał Wojtowicz. 
Standardowo, libero bez zastanowienia podniosła rękę. 
- Ma pan kogoś? - Oczywiście, najlepiej prosto z mostu. Sama tego doświadczyłam podczas pierwszego dnia w pracy. 
Wojtowicz miał już coś powiedzieć, ale blondyn tylko szeroko się uśmiechnął i odpowiedział. 
- Nie, nie mam. nie trafiłem jeszcze na nikogo, kto dla mnie byłby całym światem. - Jego szczerość i uroczy głos spowodowały, że dziewczyny się rozpływały. Mi się natomiast zachciało rzygać tęczą... 
- A no i mówcie do mnie Kamil, obejdzie się bez per "pan". - Dodał na koniec. 
- Dobra, dziewczyny, dwa razy korytarz i wracamy na rozciąganie i sprzęt. 
  Posłusznie wyszłyśmy z siłowni i truchtem pobiegłyśmy głównym korytarzem. Szczerze, to pierwszy raz miałam ochotę stąd uciec. Nowy fizjoterapeuta nie wróżył nic dobrego... 

 Czas na rozciąganiu i siłowni przebiegał dosyć spokojnie. Starałam się być jak najdalej tego całego Kamila i uczepiłam się pana Krzyśka. Poza tym wolałam, żeby to on skupił się na moim treningu, w końcu od początku wiedział co trzeba ze mną zrobić i czego mi brakuje. 
- Panie Krzyśku! - Zawołała nagle go Libero. - Mam problem! 
- Już do ciebie idę. - Odkrzyknął. O nie. Tylko nie to. - Kamil, pozwolisz? 
  Akuratnie nie zajmował się żadną z dziewczyn, więc podszedł. 
- Pomóż Młodej, ja zaraz wrócę. 
  Stanął za mną i chwycił moje ramiona. Skąd u licha wiedział, że mam problem właśnie z barkami? Czyżby miał tak dobrą pamięć, że raz przeanalizował adnotacje Krzyśka i już wszystko wiedział..? 
- "Młoda"? - Zapytał. Powoli naciągał moje barki. - Chyba nie jesteś tu najmłodsza. 
- Ale najświeższa. Stąd ta ksywa. - Wyjaśniłam krótko, zwięźle i na temat. Nic poza tym. 
Sam jednak chyba chciał nawiązać konwersację. 
- Mam nadzieję, że na mnie mówić nie będą "młody". - Zaśmiał się. Puścił moją jedną rękę. -Trzymaj lewą rękę na dole, a prawą daj do góry. - Naciągał teraz po jednej.
 Musiałam przyznać, że Kamil był całkiem sympatyczny i spokojny, co chwaliło się w tej pracy. Może jednak przesadziłam myśląc, że wpadłam mu w oko? Chyba zaczyna mi odbijać po tej wczorajszej akcji w sklepie i jestem już przewrażliwiona... Nie każdy facet przecież będzie chciał się na mnie rzucić czy coś. Poza tym, Kamil zachowywał się profesjonalnie. Raczej skupi się tylko na pracy. 
- Boli? - Zapytał wyrywając mnie z zamyślenia. 
- Trochę. - Przyznałam szczerze. - Ale i tak jest o wiele lepiej niż na moich początkach. Wtedy wręcz jęczałam z bólu. 
- Heh. Początki zawsze są ciężkie. - Puścił moje ramiona. Mięśnie się skurczyły, a ja poczułam ulgę. - Myślę, że wystarczy. Śmigaj teraz na bieżnię, poćwicz wytrzymałość. 
  Posłuchałam i poszłam w stronę bieżni na końcu sali. Akuratnie była pusta. Ustawiłam sobie średnie tempo, wzięłam wiszące przy sprzęcie słuchawki i włączyłam radio Eskę. Stanęłam na taśmie i wsłuchując się w rytmiczne dźwięki muzyki, wcisnęłam START i biegłam. 
 Wsłuchana w ulubione piosenki nawet nie zwróciłam uwagi, że biegłam prawie pół godziny umiarkowanym tempem. Dopiero Kamil przerwał tą nostalgię stając przed bieżnią. 
 Wcisnęłam STOP i taśma powoli zwalniała. Wyciągnęłam słuchawki z uszu. 
- CO za dużo to nie zdrowo. - Zagroził mi palcem. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że dziewczyny się zbierają. 
- A one gdzie? - Zdziwiłam się. Zegar ścienny pokazywał, że jeszcze pół godziny do końca treningu. 
- Zwyciężyły i przekonały trenera na poodbijanie piłką. 
  Czemu ja to przegapiłam?... Kompletnie nie wiedziałam. Zeskoczyłam z taśmy i dołączyłam do nich, czując na sobie wzrok Kamila. 
  Mecz, na który zgodził się trener Wojtowicz, to był jeden wielki pic na wodę. Same zrobiłyśmy składy i nasza gra polegała na wygłupach. Miałyśmy niezły ubaw. Ale komu by się taka gra nie podobała? Trener wyszedł, Krzysiek też, tylko Kamil został by mieć na nas oko w razie jakiegoś wypadku. 
  Nie pamiętałam, kiedy się tak uśmiałam, mimo że nie raz oberwałam piłką w głowę. Taka beztroska podobała się chyba każdej z nas, jednak pod koniec treningu podszedł do nas trener i zebrał "do kupy". 
- Następny trening będzie już normalny. Równo za tydzień gramy z Sokołem Chorzów.- Zapowiedział. 
- Rozgromimy je! - Krzyknęła Ruda. Stanęłyśmy wszystkie w kółku, już walecznie nastawione. - Kto wygra mecz?! Kto wygra mecz?! - Krzyczała, a my potem razem -My! My! My! 
- NIE SKOŃCZYŁEM JESZCZE! - Krzyknął poirytowany trener. Zaśmiałyśmy się. Chrząknął. - Na następnym treningu przećwiczymy dwie szóstki. Wciąż zastanawiam się nad zmianami i muszę je przetestować.
  TO oznaczało jedno; na następnym treningu trzeba dać z siebie sto procent, żeby mieć nadzieję na pozycję w pierwszej szóstce. 
  Ja się nawet nie łudziłam. Byłam nowicjuszem, więc odpadałam. 
  Dziewczyny jednak spoważniały i zaczęły się zastanawiać w drodze do szatni, która zagra w pierwszej szóstce i czy trener pozmienia pozycje. Oczywiście, każda bardzo chciała wystąpić na zbliżającym się meczu. Też chciałam  no ale wiadomo, jak to wszystko wygląda...
 Pozostawiłam więc je z tymi rozmyślaniami biorąc torbę, rzucając krótkie "do jutra!" i kierując się do drzwi. 

- A ta już do swojego księcia.... - Usłyszałam jeszcze za plecami głośne westchnięcie Izki. - Takiej to się powodzi. 
  Zaśmiałam się w duchu. Faktycznie, szczęście to miałam mając go u swojego boku. 
  Wyszłam na parking, jednak nigdzie nie było jeszcze jego samochodu. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Było już pięć po. A zazwyczaj był pięć minut przed...
 Jak na zawołanie telefon zadzwonił i pokazało się jego imię na wyświetlaczu. 
- No co jest? - Zapytałam. 
- Poczekasz chwilę? Był wypadek i jest straszny korek. - Już widziałam, jak się denerwował siedząc przed kierownicą. - Do pięciu minut jestem. - Obiecał. 
- Dobrze, jedź ostrożnie. - Poprosiłam i rozłączyłam się. 
Lepsze poczekać pięć minut na niego niż tachać się na przystanek i czekać kolejne dziesięć minut na autobus, nie? 
 Przysiadłam na pobliskim krawężniku w cieniu drzew. Bartman dotrzymywał słowa, więc mówiąc, że będzie za pięć minut, na pewno tak będzie. O to się nie martwiłam. 
- Podrzucić cię? - Nawet nie zauważyłam, jak Kamil staje przede mną. On się teleportował z hali czy jak? - O, po drodze wpadlibyśmy na kawę czy coś. Znam dobre miejsce. 
  Zrobiło mi się gorąco, mimo że siedziałam w cieniu. 
- Wiesz, mam już podwózkę.. - z nadzieją spojrzałam w stronę podjazdu na parking. Jak na zawołanie na horyzoncie pojawił się samochód Bartmana. - Może następnym razem. - Rzuciłam z uprzejmości i wstałam. 
- Ach, dobra. Rozumiem. - Uśmiechnął się. Miałam nadzieję, że go tym nie zawiodłam, chciałam mieć z nim dobre relacje. - To do jutra! - Kiwnął mi ręką i skierował się w stronę swojego samochodu. 
Zbyszek akuratnie wyszedł i minął się z nim po drodze, bacznie mierząc  go wzrokiem. Podeszłam i dałam mu buziaka na powitanie. 
- Kto to był? - Zdziwił się. Kamil był w granatowym, klubowym dresie co sugerowało, że tu pracował. - Nie kojarzę typa. 
- Nasz nowy fizjoterapeuta. - Wyjaśniłam. Złapałam go za rękę i poszliśmy do samochodu.
Zerknęłam jeszcze na chwilę w stronę Kamila, który własnie wsiadał do auta. Obdarzył nas dziwnie normalnym spojrzeniem. Z wyrazu jego twarzy kompletnie nic nie mogłam wyczytać. 
- Taki... młody... - Typowy Zbyszek. 
- Spokojnie. Nie jest w moim typie. - Puściłam mu oczko.
- A jaki jest twój typ? - Drażnił się. To dobrze, bo to znaczyło że przestał być zazdrosny. 
- A taki tam... mój własny, jedyny i niepowtarzalny, "bartmanowy typ". 
  Siatkarz się namyślił. 
- Chyba ciężko takiego utrafić, co? 
- Tak. Dziewczyna, która ma takiego chłopaka, jest naprawdę wielką szczęściarą. - Bartman zaśmiał się i tuż przed samochodem odwrócił mnie tak, bym stanęła przed nim i nachylając się obdarzył mnie słodkim pocałunkiem. 



~*  *  *~
Pytałyście, kiedy kolejny rozdział... i pomyślałam, że Was zaskoczę heh. :)
Zapraszam do komentowania.
Pamiętajcie, dla Was to zaledwie chwilka, a dla mnie ogromny, motywujący do dalszego pisania kopniak!
I pytanie na koniec: jak Wam się widzi nowy fizjoterapeuta Kamil? :)
Buziaki! ;3



11 komentarzy:

  1. Świetny jak zwykle, chociaż chyba wkradł się mały błąd. Podczas przedstawiania pojawiło się imię Piotr zamiast Kamil, chyba że to ja coś pomyliłam. Czekam na kolejny z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie! Dzięki :) Już poprawiłam.
      A swoją drogą, ciekawe o jakim ja Piotrku myślałam, hehe. ;3

      Usuń
  2. Super jak zwykle ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. normalnie kobieta-maszyna xD
    ciekawy rozdział, Kamil niby niepozorny ale.. przystojny, młody...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaintrygowałaś mnie tym rozdziałem. Ciekawe co wniesie postać Kamila... Interesujące ^^ Kurde, z każdym kolejnym rozdziałem chcę więcej i więcej - i chyba nie jestem jedyna. ;p Zgadzam się z komentarzem powyżej, że piszesz jak maszyna. Jestem strasznie ciekawa, jak to się wszystko dalej potoczy - wiem, wiem - nie byłabyś sobą, gdyby wszystko było słodkie i kolorowe i dlatego tym bardziej mnie to intryguje - ygh... ;) Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością. ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. kocham pare zibi i julia oby nic sie nie zmienilo

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty mi sie nawet nie wz wiązać w jakiś sposób Kamila i Julki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A too czemu? heh;D
      Nie powiem, co będzie między nimi..
      ale ogólnie to kolorowo nie będzie.

      Usuń
  7. A ja się zgadzam z komentarzem wyżej .Nie próbuj ich
    łączyć !!Julia ma Bartmana , a niech ten cały Kamil zakocha się w którejś dziewczynie z drużyny .
    Rozdział bardzo fajny .Ale ten Kamil mi się nie podoba .

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieję, że Julka nie... Ten Kamil mi się nie podoba. Zgadzam się z komentarzami wyżej! Nie wiąż ich przypadkiem... To by było załamanie.
    Może Bartman uratuje Julkę z chciwych rąk Kamila... *-*
    hehe Tak tylko marzę XD
    Kiedy następny? Mogę prosić o dziś wieczór? potem mnie nie będzie ponad tydzień...
    BŁAGAM :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kamil, hmm??? to może ten z klubu z przed roku tylko się nie pamietaja

    OdpowiedzUsuń