czwartek, 1 sierpnia 2013

46. Od dziś jesteś drugim ważnym mężczyzną w moim życiu.

Całą noc bawiliśmy się w jednym z rzeszowskich klubów, który wynajął nam sam prezes. Nawet trenerzy z żonami dołączyli do nas. W końcu świętowaliśmy dwa zwycięstwa - męskiej drużyny jak i damskiej. Również kilka bliskich osób niektórych zawodników przyszło, między innymi Anka. Boże, ta to dopiero się wyszalała! Mimo że ciężarna to wywijała na parkiecie jak mało kto.
Swoją drogą, założyła wtedy czarną, nieco obcisłą sukienkę, która uwidoczniła jej sterczący już brzuszek. Ojej, ale to było naprawdę urocze.
- Jak myślicie, chłopak czy dziewczynka? - Igła siedział z żoną Iwoną, w loży ze mną, Bartmanem i Grzesiem i Moniką.
Wszyscy spoglądaliśmy na tańczących razem na parkiecie Piotrka i Ankę.
- A czy to ważne? - Uśmiechnęła się pod nosem Iwona zapatrzona w przyszłych rodziców.- Grunt, żeby zdrowe było!
- Masz rację, - powiedziałam - ale ja i tak obstawiam chłopca.
- Coś ty. - Śmiał się Igła. - Ona baba, Pit jak baba, z tego może być ino dziołcha!
  Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
  Zaraz potem ruszyli na tańce. Przy stoliku zostałam razem ze Zbyszkiem. Co ruszałam ręką, zapatrzona byłam w bransoletkę zdobiącą mój nadgarstek. Mój własny symbol miłości.
 Uśmiechnęłam się pod nosem i kątem oka spojrzałam, że Zbyszek mi się przygląda.
- Hm? - Spojrzałam na niego.
- Czemu chłopiec? - Zdziwił się. Nawiązywał do mojej odpowiedzi a propo dziecka Anki i Nowakowskiego.
 Wzruszyłam ramionami. - Przeczucie. - Wyjaśniłam cicho. - Ale Iwona ma rację, to nie ma znaczenia. Najważniejsze, żeby w pełni zdrowe było to dzieciątko.
Czule spojrzałam na Anię. Własnie się spojrzała i obdarzyła naszą dwójkę tak radosnym spojrzeniem jak nigdy.
- Ale ona zawsze chciała mieć pierworodnego. - Dorzuciłam nie odrywając od niej wzroku. - A potem córkę.
- A ty?... - Zapytał niepewnie.
Pewnie bał się, że znowu go spławię jak ostatnim razem, gdy schodziliśmy na temat małżeństwa i założenia rodziny.
- Cóż, dla mnie kolejność nie ma znaczenia, ważne żeby gromadka była. - Śmiałam się.
  Zbyszek nic już nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się do własnych myśli. Potem pocałował mnie czule w czoło i złapał za rękę. - Chodź, potańczymy. 


Tej nocy spałam u Zbyszka, bo bliżej mieliśmy do niego z klubu. Padliśmy jak kłody na jego łóżko nawet się nie przebierając. Imprezowaliśmy aż do piątej, więc to było normalne, że obudziliśmy się dopiero w południe, już na obiad.
A przynajmniej ja. Bo nie sądziłam, że Zbyszek tak naprawdę zebrał się o siódmej rano, żeby coś załatwić. pamiętałam to jak ze snu. Ale zachowanie siatkarza było dosyć dziwne, przez co mogłam przypuszczać, że faktycznie zwlekł się z łóżka po dwóch godzinach spania, wyszedł z domu, wrócił i ponownie dołączył do mnie.
- Byłeś gdzieś? - Podpytywałam go.
Bacznie obserwowałam siatkarza jak wchodził do salonu z tacą.
- No byłem, byłem. - Westchnął.
Postawił przede mną parującą kawę.
- Gdzie? - Nie dawałam za wygraną. No bo wiecie, nie mógł mieć przede mną tajemnic, o nie!
- Po świeże pieczywo, - kiwnął na ławę, na którą wcześniej nawet nie spojrzałam - bo inaczej to byśmy śniadania nie mieli.
Faktycznie, na stole leżały różne bułeczki - zwykłe i z polewami, również rogaliki, pieczywo z ciasta francuskiego... all inclusive!
Ale nie widziałam tego wszystkiego, bo byłam tak zaaferowana bacznym obserwowaniem własnego chłopaka.
- No tak. - Odpuściłam i sięgnęłam po rogalika z czekoladą.
Choć z drugiej strony... kto normalny wstaje o siódmej specjalnie po to, by iść po bułki? No proszę was... na pewno nie Zbyszek Bartman! 

Mimo mojej niepewności pozostawiłam ten temat bez komentarza. Mieliśmy ważniejszy temat do omówienia.
- Wiesz, mieliśmy porozmawiać o twojej Spale.
  Bartman zmarszczył brwi.
- Myślałem, że już wszystko jasne. - Powiedział, na co obdarzyłam go pytającym spojrzeniem. - No, nie jadę.
Jego stoicki spokój, jego zdecydowanie... ja nie mogę! Idiota! Z ledwością powstrzymywałam się od zmieszania go z błotem i zwyzywania. Ale nie chciałam wszczynać kłótni. Poprzysięgłam sobie, że cokolwiek by się nie działo, będę za wszelką cenę starała się z nim nie kłócić. Bo to nam na dobre nie wychodziło.
- Nie gadaj głupot. - Skrzywiłam się. - Nigdy nie uwierzę, że Anastasi pozwolił ci od tak odpuścić Ligę.
  I tu go miałam.
- Dobra. Rozmawiałem z nim. - No w końcu, Bartman, rozmawiasz ze mną szczerze. - Powiedział, że nie muszę rezygnować teraz. Mam czas do wyjazdu do Spały.
  Całe trzy dni... czy w tym krótkim czasie zdołam go przekonać, żeby ruszył tę cholerna dupę i jechał na zgromadzenie?

Po bardzo późnym śniadaniu Zbyszek zrobił ze sobą porządek i pojechaliśmy do mnie. Na temat Spały już nie rozmawialiśmy. Chyba mój "po-imprezowy" stan nie pozwalał na tego typu rozmowy. Mieliśmy za to cały dzień wolny; oboje nie mieliśmy tego dnia treningów. Na całe szczęście, bo na meczu dałam z siebie wszystko i ledwo stałam na nogach.
- Te schody mnie wykończą... - Burknęłam pod nosem, gdy wchodziliśmy na moje piętro. Wręcz padłam przed drzwiami i Zbyszek mnie w ostatnim momencie podtrzymał, głośno się śmiejąc.
Wygrzebałam kluczyki z torebki i szybko otworzyłam drzwi. Dajcie mi łóżko...
I wtedy coś gwałtownie na mnie wpadło prost z mojego mieszkania.
- Co?!.... - Tylko tyle z siebie wydusiłam.
Jak długa upadłam na tyłek, całkowicie zaskoczona i przestraszona. Serce waliło mi jak oszalałe.
A Zbyszek? Śmiał się wniebogłosy!
Bestia, która mnie zaatakowała radośnie merdała ogonem i lizała mnie po rękach i twarzy, nie pozwalając się podnieść.
- Kurwa, Zbyszek, pies! - Nie wiedziałam czy cieszyć się czy płakać. - To twoja sprawka! - Bez wahania zarzuciłam to siatkarzowi.
- No nie mów, że zła jesteś. - Dalej się śmiał, ale chociaż pomógł mi wstać.
Otrzepałam się i spojrzałam w dół. Na psa. Przekręcał łebek na boki i tak zabawnie ruszał sterczącymi uszami. Był wspaniały. Młody owczarek długowłosy. Przy obroży miał zawiązaną czerwoną kokardę.
Och, Zbyszku Bartmanie, nie za dużo tych prezentów na raz?
- Jak się wabi? - Zapytałam Bartmana, który wciąż próbował ogarnąć moją reakcję.
- Max.
- No pięknie, mam mieć dwóch facetów na głowie?! - Zaśmiałam się, a na twarzy Zbyszka pojawiła się wyraźna ulga. - Wchodźcie do domu, ale mi go nie zdemolujcie razem! 

  Pies nie odstępował mnie na krok. Drugi Bartman! Jezu Drogi!
  Z zamiarem przemyślenia tego wszystkiego zostawiłam tą dwójkę w salonie przed telewizorem, a sama poszłam wziąć prysznic.
 Jak zawsze ostatnio, niechętnie rozebrałam się i stanęłam przed lustrem. na ramionach sińce, które teraz mają już kolor fioletowy. Zresztą takie same mam barki i plecy. I nadgarstki. Wyglądają paskudnie... nie, to ja wyglądam paskudnie.
 Weszłam pod prysznic. Gorąca woda choć trochę przyniosła ulgę zmęczonemu ciału. Ale po chwili ciało stało się czerwone, bo znowu usilnie próbowałam zmyć z siebie dotyk obcego mężczyzny. Wciąż go czułam. Jego siłę, jego gwałtowność. I to powodowało, że miałam dreszcze na całym ciele.
Gdy pierwszy raz kąpałam się po ataku Kamila, w niektórych miejscach tarłam skórę aż do krwi. Oczywiście Zbyszek o tym nie wiedział. Widział, że się z tym źle czuję, ale nie że AŻ tak. Po co miałam go niepokoić? I tak troska o mnie spędza mu sen z powiek.
  Tak samo było z naszym zbliżeniem. Nie, przepraszam - takowego nie ma od tamtego feralnego dnia. Po prostu się boję, mimo że bardzo bym chciała. Dlatego ostrożnie, niby tak zwyczajnie nie doprowadzam do tego typu sytuacji. A Bartman.. chyba rozumie, bo sam nie nalega.
  Założyłam na siebie czarne legginsy i t-shirt, pierwszy lepszy wyciągnięty z szafki i poszłam po cichu do salonu.
  Bartman siedział rozwalony na kanapie i wyraźnie znudzony przerzucał z programu na program w poszukiwaniu czegoś sensownego. A Max? Leżał grzecznie u jego stóp. Gdy weszłam nieco głębiej, ale wciąż cicho, on jednak podniósł łebek i postawił uszy, spoglądając prosto na mnie. Zaczął machać ogonem i już chciał przybiec.
- Zostań. - Rozkazałam mu stanowczo.
Położył pysk na podłodze i pokornie został na miejscu.
- Tresowany. - Bartman aktorsko unosił brwi.
  Klęknęłam na podłodze i Max, wciąż wyczekując na moją komendę, nie spuszczał ze mnie wzroku. Zagwizdałam przywołując go do siebie i od razu przybiegł.
- Dobry piesek. - Wygłaskałam go po gęstej sierści. Była taka miękka. I mimo że był psem tak wspaniale pachniał. - Ile ma? - Zapytałam spoglądając na Zbyszka.
- Rok. - Zbyszek wstał i klęknął obok nas. Również zaczął go głaskać. Mac był normalnie w siódmym niebie. Położył się na grzbiecie i musieliśmy go teraz drapać po brzuszku. - Wiem, że pewnie wolałabyś mieć szczeniaka... - westchnął siatkarz.
- Nie..! Coś ty. Ten jest wspaniały.
Uśmiechnął się.
- W sumie nie planowałem tego. Ale tydzień temu - opowiadał - sąsiad zapytał, czy go nie chcę. On dostał ofertę pracy za granicą i wyprowadzają się wraz z rodziną. No a z nim nie mieli co zrobić... - obdarzył psa czułym spojrzeniem i lekkim uśmiechem - pomyślałem, że przecież to młody pies, tresowany od szczeniaka, zdrowy i silny. I jeśli trafiłby do schroniska, zmarnowałby się. - Zbyszek wstał i usiadł w fotelu obok. - A tak to przynajmniej będzie cię bronił, kiedy ja nie będę mógł.
 Wiedziałam! Ja wiedziałam, że w tym wszystkim jest jakieś drugie dno!...
 Ale z drugiej strony Zbyszek okazał swoje dobre serce. Fakt, ten młody pies... w sumie jeszcze szczeniak, no bo rok to malutko, trafiłby do schroniska albo do niepowołanych rąk. 


- Max, mój drogi - zwróciłam się do niego. Znowu kręcił łebkiem, jakby próbując zrozumieć. - Od dziś jesteś drugim ważnym mężczyzną mojego życia. - Poklepałam go po głowie. Znowu merdał ogonem. - I podziękuj temu pierwszemu, że cię tu przyprowadził. Bo to naprawdę dobry człowiek.

Wiedziałam, że pies to obowiązek. Dlatego nie chciałam go nigdy mieć. Zawsze miałam ważniejsze sprawy na głowie. Ale już po jednym dniu zrozumiałam, że jednak ten obowiązek jest naprawdę przyjemny. Cztery łapy podążały za mną krok w krok i był naprawdę dobrym towarzystwem. Ale nie było problemu, gdy chciałam wyjść. Posłusznie zostawał w mieszkaniu nie szczekając i nie skomląc.
Był jeszcze młody, więc życie w małym mieszkaniu raczej nie było dla niego złe. Ale co ja zrobię, jak podrośnie? Za rok?..
- Jak to co? Przecież już wtedy będziemy razem mieszkać w dużym domu. - Powiedział mi Zbyszek, kiedy zastanawiałam się na głos gdzie ja pomieszczę prawdziwe bydle, które mi rosło. - Będzie miał dużo miejsca.
  Bartman miał zawsze jakiś "plan doskonały". Jego odpowiedź mnie zaskoczyła, ale po chwili w moim sercu pojawiło się takie przyjemne ciepło... bo on chciał ze mną mieszkać, ze mną żyć. I cóż, domem bym nie pogardziła. Zawsze marzyłam o domu. Niezbyt dużym. Ale z dużym ogrodem, gdzie będą się bawiły dzieci, teraz również Max... no i ja sama będę miała spokój i ciszę, żyjąc beztrosko obok kochającego męża.
  Ale trzeba było powrócić do rzeczywistości. Rok to kupa czasu, nie? Trzymajmy się chwili obecnej, kiedy psu wystarcza nieduży kojec na małym przedpokoju. No i ruch, który mogłam mu zaoferować.
  Był już ze mną cały jeden dzień, kiedy późnym popołudniem postanowiłam sprawdzić jego ochotę do biegania. Już gdy przymocowywałam smycz do paska wyraźnie się ożywił. Tak jakby ktoś z nim już biegał. Takie psy jednak potrzebują dużo ruchu na świeżym powietrzu.
  Biegliśmy w stronę parku. Pies ani razu się nie zatrzymał, ani nie szarpnął. Nic, kompletnie. Biegł przy mojej nodze dopasowując tempo do mojego.
- Super piesek. - Potarmosiłam go po sierści, gdy dobiegliśmy na miejsce. Był tam wybieg dla psów, dlatego spuściłam go ze smyczy pozwalając na trochę swobody, a sama porządnie się rozciągnęłam.
To było coś. Naprawdę muszę podziękować Zbyszkowi za Maxa. Wspaniały pies. Mimo początkowej niepewności, teraz byłam już przekonana na sto procent, że to był strzał w dziesiątkę. I nawet nie chodziło o sam fakt, że pies potrafił uprawiać jogging, ale również o poczucie bezpieczeństwa, które mi już powoli daje. Dobra, wiem, że jest jeszcze młody, ale już jest bardzo silny.
Poza tym sam Zbyszek przestawał się bać zostawiać mnie samą na trochę. Dzisiaj pojechał bez wahania na wieczorny trening na hali, więc może i przekona się do pojechania na zgrupowanie do Spały?...
- Max! - Zawołałam psa. Stawił się przy mojej nodze po krótkiej chwili. - Idziemy. - Przypięłam mu smycz i ruszyliśmy do mieszkania.

- Uwierzysz, Ania, że mam psa?! - Na osiedlu zadzwoniłam do Ani. Max krążył sobie między pobliskimi drzewami. - Wchodzę dzisiaj do mieszkania i skoczył na mnie.
- Skąd?! Jak?!... - Nie mogła uwierzyć.
- Prezent od Zbyszka. - Wyjaśniłam, nie spuszczając psa z oczu.- Kolejny zresztą.
- Boże, dziewczyno... tobie to się powodzi. - Westchnęła rozmarzona. Przecież sama źle nie miała, Nowakowski też ją rozpieszczał. Zwłaszcza teraz, gdy była w ciąży. - Mecz, śliczna i z pewnością droga bransoletka, i jeszcze pies... ino patrzeć jak ci się oświadczy!
  Serce mi mocniej zabiło. Spojrzałam n swoją dłoń, na swoje palce. Czy naprawdę kiedyś tu będzie pierścionek zaręczynowy? I obrączka?...
- Raczej mu się nie spieszy. - Odparłam spokojnie.
Ale mi też się nie spieszyło. Za dużo się teraz działo w naszym życiu. najpierw Kamil, teraz wyjazd Zbyszka do Spały... reprezentacja... gdzie tu miejsce na oświadczyny?
- Ale wiesz, że cię kocha. Bardzo kocha. - Zapewniała. Jakbym sama tego nie wiedziała. - Poza tym przecież oświadczył całej Polsce, jaki to jest w tobie zakochany. Widziałaś?
- Nie... W sensie wiem tyle, ile sama powiedziałam do kamery. Czyli jakieś ...- namyśliłam się- dziesięć sekund?
- A cała rozmowa trwała z dziesięć minut! - Zachichotała. - Looknij sobie na internecie powtórkę z meczu. Bo aż wstyd, żebyś nie wiedziała, co o tobie mówił!
Zbyszku Bartmanie, umrzesz.
- Dobra, zobaczę.
- No koniecznie! - Śmiała się ze mnie dalej. - Dobra, Julcia, ja kończę. Piotrek właśnie wrócił z treningu. Zabiera mnie na kolację.
- I komu tu się powodzi... - Westchnęłam.
- To zadzwoń do Bartmana i powiedz mu, że też chcesz kolację.
Ta, jasne. Anka i jej durnowate pomysły.
Poza tym Zbyszek pewnie i tak sam coś zaproponuje. Albo przyjedzie po prostu do mnie i coś zjemy.
Pożegnałam się z Anką i schowałam telefon do kieszonki.
- Max, idziemy do domu! 

  Po schodach ścigaliśmy się do mieszkania. Pies oczywiście już na piętrze zdobył sporą przewagę, jednak i tak byłam szczęśliwa. Jak nigdy. Dopóki nie dobiegłam na swoje piętro.
Drzwi do mieszkania były uchylone. A byłam pewna, że zamykałam!...
  Max zaczął niuchać i powarkiwać. Czujnie wszedł na przedpokój, a ja za nim, z szaleńczo bijącym sercem. Do głowy wpadł mi tylko jeden człowiek, który mógł... zdemolować mi dom!
Stanęłam jak wryta. Wszystko było porozrzucane i zniszczone. Potłuczone. Wszędzie szkło... i ten czerwony napis na ścianie przy kuchni... Dziwka. 
- Max, idziemy! - Rozkazałam mu i na trzęsących się nogach zbiegałam po schodach. Ten nieobliczalny człowiek przecież mógł być w mieszkaniu! Mógł być.. wszędzie!

Nerwowo wykręciłam numer do Zbyszka. Tak, to było konieczne. On mi powie, co mam robić. Bo sama racjonalnie nie myślałam.
Odebrał po jednym sygnale.
- Zbyszek! - Nie czekałam na żadne "halo" z jego strony. - On tu był!... Boże, on tu naprawdę był! - Nie potrafiłam się opanować. - Zdemolował mi mieszkanie!
Zbiegając po schodach prawie się przewróciłam. Jezu Drogi, co by było, gdybym ja wtedy w mieszkaniu była, kiedy przyszedł!
- Spokojnie. Julia, spokojnie. Już do ciebie jadę! - W jego głosie też było czuć zdenerwowanie.
- Ale co ja mam robić?!... - Wręcz płakałam. Znowu. Boże, czy to się nigdy nie skończy? Ten ciągły strach? Panika?!
- Wyjdź z bloku i biegnij do pobliskiego sklepu. Do tego spożywczego, tam zawsze dużo ludzi jest. - Mimo wszystko myślał racjonalnie. - Tam na mnie czekaj.
Przełknęłam ślinę. Do sklepu było jakieś dwieście metrów.
- I się nie rozłączaj. - Nakazał. - Wszystko będzie dobrze.
- Mhm.
  Trzymając komórkę przy uchu wyszłam przed klatkę razem z Maxem, upewniając się jeszcze, czy nikt nie zbiega za mną po schodach. Cisza. Może jego tu już nie ma?...
- Chodź, piesku... - Powiedziałam cicho do niego, ale on stał.
 Max powąchał trochę nosem w powietrzu wciąż stojąc przy mojej nodze i nagle zaczął warczeć.Najeżył się, stanął nisko na łapach i ukazał rząd ostrych zębów. Niepewnie spojrzałam w tym samym kierunku co on.
 Mężczyzna w czarnej bluzie i tak samo czarnych spodniach, z kapturem na głowie, powoli ukazywał swoją twarz. Najpierw zobaczyłam jego chytry uśmiech, a chwilę potem lodowate, niebieskie spojrzenie...
- Co, teraz ta psinka ma cię bronić? - Zaśmiał się i tupnął mocno nogą.
Max zaczął skomleć i popiskiwać. Przestraszony szczeniak wycofywał się za moje nogi, choć ja sama przecież nie byłam w stanie go obronić. Ani jego, ani siebie, bo gdy Kamil wyciągnął długi, ostry nóż, nie potrafiłam zrobić ani kroku. Nie potrafiłam uciec. Ani nic powiedzieć do telefonu, w którym Bartman wciąż powtarzał moje imię. "Julia. Julia, co się dzieje?!" - powtarzał.
Ale ja stałam wciąż w zupełnym bezruchu, kompletnie nie przygotowana na jakąkolwiek obronę. Z przestraszonym psiakiem za swoimi nogami. Przed mężczyzną, który zbliżał się w moją stronę z ostrzem noża skierowanym prosto na mnie.... 





~*  *  *~
Ludzie, ja zaraz oszaleję! :O Od tej nauki, oczywiście. W końcu sobie przerwę zrobiłam, więc usiadłam i zaczęłam pisać. 
Wiem, że rozdział nie zadziwia długością, ale ogólnie to byłam przekonana, że nie uda mi się NIC dzisiaj napisać. Dobre więc i to. 
Jutro ... jutro na pewno rozdział będzie dłuższy, ale zamieszczę go również pod wieczór. 
I trzymajcie jutro kciuki! Przydadzą się... bo jakoś tak jestem złej myśli :(  (odzywa się we mnie normalnie pesymistka! )



I dziewczyny... KOMENTUJCIE! To trochę przykre, że przy ponad stu wejściach na post jest zaledwie pięć komentarzy... :( A przydałyby się, bo one NAPRAWDĘ poprawiają mi humor! 

PS. Powoli zmierzamy do końca tej historii, więc teraz DAJCIE Z SIEBIE WSZYSTKO, i tak samo JA DAM z siebie wszystko, byście były w pełni usatysfakcjonowane i zadowolone. 


+ sorka za błędy, dzisiaj bez korekty bo za trzy minuty mam koniec "przerwy" i wracam do książek. hell yeah. -.-



12 komentarzy:

  1. Matko Boska :o
    Mam nadzieje ze jej nie usmiercisz :)
    Ale świetny rozdział .
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie, Dżastin ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny pomysł miał Zibi z tym pieskiem :D
    Naprawdę się przestraszyłam jak MAX zaczął warczeć .A później to zdemolowane mieszkanie i ten napis ... Zaczęłam się bardzo martwić .Jednak gdy doczytałam do momentu gdzie Kamil na nią czekał aż wstrzymałam oddech i pomyślałam ,,O nie !!" .Mam nadzieję że Zbyszek zadzwonił po policję .I że uda im się przyjechać na czas .Tak aby Kamil nic złego jej nie zrobił .
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością .
    Może dziś jeszcze coś dodasz ? Jest chociaż troszeńkę szans czy raczej nie ??

    Będę trzymać jutro za ciebie kciuki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale dziś już raczej nic nie dodam :(
      Mam mózg wypalony od książek, nad którymi będę ślęczała aż do nocy zapewne.
      Może tuż przed snem coś skrobnę, ale nie wiem czy tyle, by wrzucić... a tez nie chcę pisać na "łapu capu". I liczę na Waszą wyrozumiałość :)
      Choć szczerze, wolałabym siedzieć i pisać, i pisać...
      ;3
      PS. A stresuję się jutrem jak cholera... prawie tak jak Julia teraz! ;o

      Usuń
  3. Rozdział świetny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku zawał ! genialny !

    OdpowiedzUsuń
  5. Bosz ja na zawał padnę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyno, nie rób mi tego! Żadna pesymistka! O nie - robisz mi wszystko na przekór - jak już mam nadzieję, że wszystko potoczy się dobrze i będą "żyli długo i szczęśliwie", tutaj taki rozdział. Błagam Cię, nikogo mi tu tylko nie uśmiercaj. I niech ten psychopata Kamil w końcu zniknie z życia Julki i Zbyszka!
    Nie wiem, jak to będzie, kiedy już skończysz to opowiadanie. To moje pierwsze, do którego tak bardzo się przywiązałam, a trafiałam już na wiele różnych blogów... Ale wszystko ma zawsze swój początek i koniec - to normalne. Jak zwykle czekam na to co dalej się wydarzy. Kiedy już ujrzymy koniec będę się martwiła resztą.
    No i powodzenia z książkami i nauką. ;)
    PS Ten piesek był genialnym pomysłem. *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję, że nie uśmiercisz Julki...
    Max powinien ją obronić albo chociaż Zbyszek zdążyć :))
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  8. rozdział bardzo ciekawy,czekam na następny :) dziewczyno zadziwiasz nas coraz bardziej tymi rozdziałami :D życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział =D
    Czekam na następny <333

    OdpowiedzUsuń
  10. ale chyba zaczniesz pisać coś nowego, co? :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń