czwartek, 18 lipca 2013

14. To co łatwe jest bez smaku, wyrazu i znaczenia.

- Gdzie Julka? - Bartman wyglądał na kompletnie podenerwowanego i zdezorientowanego  Zniknął dosłownie na pięć minut, a jej nigdzie nie było.
Jak to możliwe? Przecież przed chwilą tu była, nie mogła wyparować... czarnej magii chyba też nie uprawiała?..
Anka spojrzała na niego zdziwiona.
- Myślałam, ze jest z tobą... - Namyśliła się wpatrując w zielone tęczówki siatkarza. Dosłownie po chwili wybuchła. - TY KRETYNIE! Miałeś jej z oczu nie spuszczać!
- Ja?! - Oburzył się. - Chyba nie tylko ze mną tu przyszła!
Anka miała ochotę rzucić się na niego i go pobić. Mimo że jeszcze nic nie wiedziała, obwiniała go o zaginięcie przyjaciółki. Czy ten debil nie mógł chociaż tej jednej rzeczy zrobić porządnie?
- Spokojnie. - Cichy Pit ją uspokajał. - Przecież Julka jest dorosła...
Anka skrzyżowała ręce i spojrzała po przyjaciołach.
- Może i jest dorosła, ale gdy jest nietrzeźwa robi naprawdę głupie rzeczy....
- Dobra, rozdzielimy się i ją znajdziemy. - Chyba tylko Monika trzeźwo myślała.
Jej słowa były jak rozkaz, by szukać Julki. Wszyscy ruszyli w różnych kierunkach. Dziewczyny poszły sprawdzić przy barze i w łazience, Piotrek i Grzesiek przechadzali się między tłumem tańczących ludzi, a Bartman wyszedł na zewnątrz. Nie żeby jej szukać. Żeby ochłonąć.
Kompletnie nie mógł pojąć, dlaczego tak się zachowywał. Fakt, nie chciał wykorzystywać Julki, ponieważ była nietrzeźwa, a takie dziewczyny racjonalnie nie myślą. Dlatego tak ją dzisiaj odpychał od siebie. Miał jednak na dzieję, że nie na dobre.
Gdy wyszedł z klubu, chłodne, nocne powietrze nieco go pobudziło. Starał sobie przypomnieć, gdzie ją ostatnio widział. I coraz bardziej wierzył w to, że to wszystko jego wina. Bo może i bardzo go ta blondynka irytowała, ale teraz... naprawdę się o nią martwił. 
Wykręcił numer do Julki. Nic, zero. Nul. Pięć sygnałów i "zostaw wiadomość".
W jego głowie kłębiło się tysiące myśli, gdzie ona teraz mogła być. Przez te najgorsze powoli się załamywał.
Po chwili rozległ się dzwonek jego telefonu. Serce mu podskoczyło, w nadziei, że to ona.
- Masz ją? - To była Anka. Siatkarz nic nie odpowiedział. - Dobra, czaje. Idziemy jeszcze sprawdzić górne piętro klubu.  Kosa już do ciebie idzie. Stój przed klubem na wypadek, gdyby wyszła.
Bartman przełknął ślinę. Mogła wyjść piętnaście minut temu, kiedy to bezczelnie ją spławił, a sam poszedł robić sobie fotki z jakimiś fankami.
Nie chciał nawet myśleć, gdzie mogła teraz być. A już tym bardziej z kim.
Gdy już miał ochotę coś rozwalić, zobaczył ją beztrosko siedzącą na ławce po drugiej stronie ulicy.

Kamil naprawdę poprawił mi humor, a chłodne, nocne powietrze sprawiło, że choć trochę wytrzeźwiałam.  I gdyby nie Bartman zmierzający w nasza stronę z zaciśniętymi pięściami i złowrogim wyrazem twarzy , byłoby naprawdę dobrze.
- Kurwa! - Warknął. Był już kilka kroków przed nami. Wstałam, by go powstrzymać przed gwałtownym wybuchem. - Kurwa, Julka!
Nagle tego pożałowałam. Napiął mięśnie tak, jakby chciał mnie zaraz uderzyć.
- A ten tu czego? - Kamil również wstał i stanął przede mną. Jego mina również się zmieniła.
Faceci.... zaraz sobie skoczą do gardeł. Podeszłam do Kamila odwracając się do przybysza plecami. Wszystko w głowie mi wirowało. Ktoś mnie odciągnął na bok. Ale nie gwałtownie. Tak jakoś delikatnie. A nowy znajomy z baru zniknął mi sprzed oczu. 
- Julka, chodź. - Doszedł do mnie niewyraźny głos. - Spokojnie, chłopie. - Zwrócił się jeszcze do kogoś. - Zajmę się nią. 
Nagle tak się źle poczułam, że miałam wrażenie iż odpływam gdzieś daleko. Kamil zniknął z mojego pola widzenia na dobre. Przede mną stał jedynie wysoki, ciemnowłosy, dobrze zbudowany siatkarz, którego twarzy nie rozpoznawałam. 
- Ja chcę się jeszcze zabawić... - Skrzywiłam się i potknęłam o własne nogi. 
Silne ręce mnie podtrzymały. 
- Spokojnie, zaraz będziesz w domu. - Zapewnił cichym głosem. 
Od kiedy Bartman był taki... normalny i spokojny? 
- Zbysiu ... - Westchnęłam głęboko kładąc ręce na jego klatce piersiowej. Wciąż podtrzymywał mnie za łokcie, bym nie upadła.- Co ci się we mnie nie podoba? ... Może i jestem cholernie trudną osobą - mruczałam totalnie pijana - ale ty takie na pewno lubisz... przecież to co łatwe jest bez smaku, wyrazu i znaczenia, prawda? - przybliżyłam się do niego. 
- Julka, ja nie jestem Ba... - Zaczął, jednak od razu mu przerwałam.
- Zamilcz, dupku. - Wtuliłam się w jego ramiona i odpłynęłam. 

Kiedy otworzyłam oczy powitało mnie przyjemne domowe ciepło. Od razu poznałam wnętrze;  pokój był przestronny, męski i powietrze wypełniał kwiatowy zapach. Dom Grześka. Tylko pozostawało pytanie: jak ja się tu znalazłam?
Zmrużyłam jeszcze oczy powracając wspomnieniami do wydarzeń z nocy.
Przed oczami przebiegały mi najróżniejsze obrazy, najczęściej z niewyraźną twarzą czarnowłosego siatkarza. Tylko im bardziej o tym myślałam, tym bardziej osoba, która mnie zgarneła sprzed klubu, zaczynała nie wyglądać jak ZByszek Bartman. 
Do rzeczywistości przywróciło mnie otwarcie drzwi do pokoju. W progu stanął wysoki siatkarz.
- Cześć. - Czekoladowe oczy wpatrzone były we mnie z niezwykłą troską. 
Cholera. Takie samo spojrzenie towarzyszyło jej w nocy, po klubowej zabawie. W pamięci kompletnie nie mogła odnaleźć zielonych tęczówek. Ani rozgniewanej twarzy Bartmana. Tylko spokój i troska Grzegorza Kosoka. Jasna cholera. 
- Grzesiek. - Powiedziałam jak idiotka, szybko zrywając się z łóżka. - Myślałam że...
- ... że to Bartman cię zabrał. - Dokończył za mnie. Czy on czytał w myślach? Cóż, w sumie zawsze na takiego wyglądał... - Pozwoliłem mu odreagować na swój sposób, a dla twojego dobra sam się tobą wolałem zająć... 
  Już miałam bartmanową minę w głowie, zmieniającą się bezustannie, tak samo jak miotające nim emocje. Zmartwiony siatkarz, rozwścieczony, smutny, przygnębiony i znowu zły... Miał takie huśtawki nastrojów jak kobieta w ciąży, naprawdę. 
Nie dawało mi jednak spokoju, że Kosa wiedział kogo się spodziewałam zobaczyć z rana. Musiałam mu coś powiedzieć. A pod wpływem alkoholu pletę niezłe głupstwa. 
Czułam, jak na samą myśl o tym oblewam się rumieńcem. 
- Czy ja ci coś wtedy powiedziałam?... - zapytałam niepewnie. 
Kosok usiadł na brzegu łóżka. - Nie. - Uśmiechnął się. - Tylko tyle, że zwracałam się do mnie per "Bartman! Debilu!" 
  Z ulga wypuściłam wstrzymywane wcześniej powietrze. Wprost nie do wiary, że skończyło się tylko na tym. Zawsze pletę jak głupia, o kilka słów za dużo. A jednak, widocznie w nocy potrafiłam się powstrzymać. Łał. 
  Środkowy wciąż spoglądał na mnie swoimi czekoladowymi oczami i lekko otwartymi ustami, jakby chcąc coś powiedzieć. po chwili jednak zrezygnował i wstał. 
- Chodź, zrobię ci porządne śniadanie, bo jakoś tak ostatnio mizerniejesz w oczach. - Czuły uśmiech sprawił, że poczułam się naprawdę dobrze, pomimo rozdzierającego bólu głowy, nudności i problemów z koncentracją. 
 Gdy wyszedł szybko ubrałam się we wczorajsze ubranie. Ściągnęłam o wiele za dużą koszulkę... cholera! Czy on?... 
Nie, nie. - Zaprzeczyłam od razu w myślach  uśmiechając się pod nosem. To pamiętałam. Wprowadził mnie do pokoju, posadził na łóżku i podał koszulkę. 
- Przebierz się. - Poprosił czarnowłosy. Wciąż jednak wtedy myślałam, że to Bartman. I kolejna rzecz mi do niego nie pasowała. No bo Zbyszek Bartman, który nie przebiera na noc totalnie zalanej dziewczyny?...
No właśnie. Ale byłam zbyt nie ogarnięta, by to zrozumieć.  

SIedziałam u Grześka aż do dwunastej. DOpiero wtedy przyjechał Nowakowski z ANką, po drodze na trening zabierając mnie i Grześka. W planach miałyśmy spokojny powrót do domu spod hali na Podpromiu. 
Humor miałam już lepszy; przecież się okazało, że nic durnego nie powiedziałam do "Bartmana" pod klubem w nocy, no i w sumie czułam się również nie najgorzej jak na kaca. Gdyby nie fakt, że olał mnie sam Zbigniew Bartman, miałabym całkiem udany wieczór i noc. 
O co mu w ogóle chodziło? Najpierw jest wszystko w porządku, potem kłótnia, potem jeszcze lepiej, biorąc pod uwagę na przykład nasz wypad na jego motocyklu... a teraz znowu to samo. Był kompletnie niestały emocjonalnie! Naprawdę! A dowód tego dało mi spotkanie pod halą tego dnia. 
Rozwścieczony siatkarz, smutny, przygnębiony, zły, senny i zmartwiony... Jego mina zmieniała się bezustannie, jak wcześniej w mojej głowie. Ja również miałam rózne odczucia. Ba, nawet przestraszyłam się, kiedy zmierzał w stronę naszego miejsca parkingowego z torbą przewieszoną przez ramię i zaciśniętymi pięściami. 
Cholera. "Rozwścieczony Bartman to zły Bartman" - te słowa krążyły mi w głowie, gdy zbliżał się w piorunującym tempie. 
Przyjaciele najwyraźniej również się przestraszyli, że zamachnie się i oni też oberwą. Anka popchnęła mnie do przodu i stanęłam twarzą w twarz z ZB9. 
Skrzyżował ręce. Obejrzałam się na przyjaciół. Odsunęli się kilka kroków dalej, by dać nam swobodę do rozmowy. Wzrok skierowałam po chwili ponownie na Bartmana z wielką niepewnością. Cisza przed burzą. 
Nie, zaraz! Przecież jestem Julka, nie dam się temu kretynowi! Jakby mi na nim zależało! 
- Cześć. - Burknął w końcu przerywając piorunującą ciszę między nami. 
- No cześć. - Odparłam niewzruszona, aktorsko udając obojętność.
 Musiałam przyznać, że naprawdę znakomicie mi wychodzi udawanie. 
- Dobrze sie wczoraj bawiłaś? - Zapytał. No ten to miał  tupet! 
- Pewnie, że tak. - Uśmiechnęłam się ironicznie. 
  Siatkarz głęboko westchnął. Dobrze wiedziałam, że nie o to mu chodzi. Powoli zaczynał czerwienieć ze złości. Lada moment wybuchnie, ale twardo stałam przed nim i patrzyłam mu prosto w oczy. Poczułam się niezwykle pewna siebie. 
W końcu wczorajszy wieczór, a właściwie noc, to całkowicie jego wina. Tylko jego. 
- Czemu wyszłaś z tym kretynem?!- Rozzłościł się w końcu. 
- Kamilem - poprawiłam, na co Bartman wywrócił oczami -to po pierwsze. A po drugie chciałam się przewietrzyć więc wyszłam. 
Kurde, dlaczego u licha ja mu się tłumaczę!?
- Trzeba było wyjść ze mną a nie z jakimś nieznajomym!
- Poszedłeś sobie z jakąś niunią. Wolałam nie przeszkadzać. - Rzuciłam z sarkazmem, bo tego było już za wiele. Niech wie, że to jego wina. 
- Ta "niunia" - zacytował mnie - chciała tylko zdjęcie i nie było mnie zaledwie dwie minuty. 
- Super. Dobrze wiedzieć! Jak ja cię prosiłam o trochę czasu to "zaraz", a jak przyszła laska, której nie znasz, poleciałeś od razu!
- A ty wychodzisz z pierwszym lepszym kolesiem z klubu! - Odwdzięczył się. RObiłam się co raz bardziej zła, jednak starałam się trzymać nerwy na wodzy. - Przecież on chciał cię tylko przelecieć!
- Teraz się tym przejmujesz?! Wiesz co, dorosła jestem i robię, co chcę i z kim chcę! - Gdy odwróciłam się na pięcie w zamiarze odejscia, złapał mnie za ramię. Zabolało.
- W takim razie nie chcę wiedzieć, jak kończysz po dyskotekach w Katowicach. - Skrzywił się. 
 Plask. - Pierdol się. - Syknęłam do niego wymierzając prawy policzek. Co on sobie wyobrażał?! Sugerował, że się puszczam?! 
Odwróciłam się gwałtownie na pięcie chcąc odejsć. Siatkarz chwycił mnie mocno za ramię. Stanowczo za mocno. Zabolało. 
- Julka, stój. - TO brzmiało jak rozkaz. Ale jego oczy były pełne nadziei i troski.
- Spadaj! - Wyrwałam się i szybkim, stanowczym krokiem minęłam osłupiałych przyjaciół. 
  Kilkanaście metrów dalej dogoniła mnie Anka, jednak odesłałam ją z powrotem do chłopaków. I tak chciała siedzieć na treningu. A ja potrzebowałam samotności. 

  Prawy policzek piekł Bartmana niesamowicie. To był jego pierwszy "plaskacz" od dziewczyny. I to jeszcze od Julki. Wciąż nie mógł zrozumieć, dlaczego tak zrobiła. 
Dobra, może też źle zrobiłem - pomyślał - ale chyba nie na tyle, żeby oberwać! 
- Co ty robisz?! - Kosa przywołał go do porządku. - Idźże za nią! 
- Oszalałeś? - Naburmuszył się i ruszył w kierunku hali. Grzesiek szedł z nim ramię w ramię, próbując dotrzymać mu kroku. - Pokłóciliśmy się i na dodatek wymierzyła mi policzek. - Skrzywił się na samą myśl o tym. Miejsce uderzenia strasznie go piekło. 
- Nie zależy ci na niej? - Zapytał prosto z mostu Grzesiek. 
On już doskonale wiedział, co się święci od dłuższego czasu. I nie mógł pozwolić, by cholerna upartość Zibi`ego skreśliła te szanse. 
Atakujący nic nie odpowiedział. Kosa stanął przed nim i zatrzymał go, chwytając mocno za ramiona i patrząc mu prosto w oczy. 
- Wczoraj myślała, że jestem tobą. - Wytłumaczył, jednak widząc obojętność na twarzy Bartmana, kontynuował. - "Może i jestem trudną osobą, ale ty takie lubisz, prawda?" - Zacytował. - Uwierz, że chciałaby, żebyś za nią pobiegł. 
  Bartman stał zszokowany. Jeśli to naprawdę były słowa TEJ Julki, to może i Kosa miał rację?...
- Idź. - poklepał go jeszcze po ramieniu zachęcająco. - Powiem trenerowi, że jesteś chory. 
I jak Bartman nie miał już sił do Julki, tak teraz dał w długą mijając zdezorientowanych Ankę i Nowakowskiego, goniąc za blondyną. Rozum mówił mu "zatrzymaj się, nie biegnij za nią!", ale serce... to już całkowicie inna sprawa. 
Znalazł ją siedzącą w pobliskim parku na jednej z ławek. Głowę miała spuszczoną a twarz schowaną w dłoniach. Płakała? Niemożliwe. Nie Julka. 
Podszedł i usiadł obok niej nic nie mówiąc. 
- Czy to się nigdy nie skończy?... - Mruknęła pod nosem, jakby sama do siebie. 
Bartman się zdziwił. WIedziała, że to on bez spoglądania? 
Wstała i dalej na niego nie patrząc ruszyła alejką. Fakt, że go nie przegoniła uznał za znak, że może iść i tak też zrobił. 

Siedziałam kompletnie zdruzgotana na parkowej ławce, z trudem powstrzymując łzy. Naprawdę nie chciałam się już kłócić z tym kretynem. Ale czy tak się da? 
Ktoś nagle zasiadł obok mnie. Jego niepowtarzalny zapach zaatakował moje nozdrza. Bez spoglądania na niego wiedziałam, że to on. Ale co on chciał? Dalej mnie denerwować? Dalej się kłócić?
- Czy to się nigdy nie skończy?.. - Burknęłam pod nosem i wstałam, zmierzając parkową alejką. 
W ten sposób go sprawdzałam. Pójdzie za mną? Nie pójdzie? Zacznie się wydzierać i irytować? Zrobiłam kilka kroków i zaczynałam tracić nadzieję... w sumie mógłby chociaż krzyknąć "idiotka". Poczułabym się lepiej wiedząc, że się odzywa.
Gdy kątem oka zobaczyłam jego ramię obok swojego, odetchnęłam z ulgą. W myślach uśmiechałam się do siebie, jednak na twarzy wolałam tego nie okazywać. Szliśmy w ciszy przez opustoszałe parkowe alejki. Czekałam, aż się odezwie, ale to było jak czekanie na deszcz w czasie suszy.
Przyłapałam się na tym, że znowu na niego zerknęłam. Jego mięśnie powoli się rozluźniały, a twarz stawała się spokojniejsza. Na całe szczęście. Swoją drogą ciekawe o czym myślał... ale na pewno się o to obwiniał. Był przygnębiony i smutny.

Wcale nie chciałam, żeby tak wyszło. Nie miałam go na wyłączność. Nawet naprawdę ze sobą nie byliśmy. A miałam nadzieję, że zakopiemy w końcu ten topór wojenny, bo ileż można się kłócić?
- Zbyszek.. - przystanęłam. Czułam, że chce mi się płakać. To wszystko była moja wina, nie jego. - Ja przepraszam.
Siatkarz również się zatrzymał stając przede mną.
- Nie masz za co.  - Burknął pod nosem., a potem spojrzał mi prosto w oczy. - TO ja nawaliłem.
Wtedy przybliżyłam się trochę i przytuliłam się do niego, nawet nie zważając na fakt, że mógłby mnie odrzucić, odepchnąć i zwyzywać.  Po chwili poczułam, jak swoje ręce kładzie na moich lędźwiach i coraz mocniej mnie do siebie przyciągał, jakby bojąc się, że zaraz zniknę.
Nie wiem, ile tkwiliśmy w tej pozycji, ale tak bardzo chciałam zatrzymać czas.. 



*  *  * 
WItajcie wszyscy, moi Kochani! 
Udało się. Co prawda późno, ale dzisiaj wstawiam nowy rozdział :) 
Troche melancholii,  trochę kłótni - standard. Przepraszam za literówki i błędy, nie sprawdzałam...
Ale niedługo punkt kulminacyjny, bądźcie cierpliwi! 
Buziaki i pozdrowienia znad morza!!!!!!







5 komentarzy:

  1. Wiedziałam, że oni coś do siebie czują, tylko żadne się nie przyzna przed drugim.. a szkoda..
    rozdział jak zwykle świetny ! :D chociaż muszę przyznać, że do tej pory ten spodobał mi się najbardziej. :D
    Pisz dalej, bo robisz to świetnie!
    Z niecierpliwością czekam na kolejny. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam Cieee! czekam na wiecej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Początek trochę dramatyczny .Ale na szczęście Julka się znalazła całą i zdrowa .I cieszę się że z Kosy taki świetny kolega :D Dziwie się reakcją Bartmana następnego dnia na tym parkingu .Nie wiem dlaczego tak wybuchł .I znów pojawia się nasz bohater Grzegorz i ratuje niedoszły związek Juli i Zibiego :D Kocham takie końcówki :D
    Rozdział jak zawsze cudny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. 1 plaskacz w ogóle i do tego od julki? przeciez po tej rozmowie gdzie zamknela sie w ty, sxhowku na miotly tez dostal z plaskacza:) zośka
    i myla ci sie osoby np "wczoraj myslala ze jestem z toba" co w odniesieniu do sytuacji powinno byc "wczoraj myslala ze jest z toba" i td radze przeczytac rozdizaly jakis czas pozniej po opublikowaniu da rade wylapac rozne bledy.

    OdpowiedzUsuń