- Och, jesteście już! Wchodźcie do środka! – Pani Danuta zaprosiła gości do domu. Eleganckie małżeństwo weszło pierwsze, zaraz za nimi siedmioletnie dziecko.
Anka, widząc moją minę, przysunęła się bliżej mnie, by w razie czego móc mnie obronić przed atakiem wilka.
Wtedy wszedł on. Kompletnie się nie zmienił. Włosy w totalnym nieładzie, okulary w czarnych oprawkach, luźny t-shirt i te okropne, obcisłe spodnie i conversy. Śmierdziało bogactwem na odległość.
Ten z pozoru wyglądający na nastolatka dwudziestoczteroletni chłopak szeroko się uśmiechnął na nasz widok, a ja poczułam, że mdleję. Z rozpaczy.
- Anka, nie mówiłaś że Julcia też jest! – Podekscytował się. Ludzie, weźcie mnie stąd.
Mateusz zaczął dziwnie przy nas skakać, próbując najpierw się przytulić do kuzynki, a potem do mnie. Na szczęście przed ta katastrofą Anka pociągnęła mnie do kuchni mówiąc, że trzeba pomóc jej mamie.
Wybawicielka.
- Julka, ogarnij się. Nie będę cały tydzień cię bronić. – Westchnęła. Robiłyśmy właśnie herbatę naszym gościom. – Powiedz mu… nie wiem, że jesteś zajęta czy coś. Bo inaczej masz przesrane.
- No dobra, coś wymyślę.
- Kurczę, pomyśl sobie o Bartmanie i rzygnij mu jakimś tekstem, popłacze się i odwali. – Skrzywiła się.
Wbrew pozorom był to dobry plan.
Anka, widząc moją minę, przysunęła się bliżej mnie, by w razie czego móc mnie obronić przed atakiem wilka.
Wtedy wszedł on. Kompletnie się nie zmienił. Włosy w totalnym nieładzie, okulary w czarnych oprawkach, luźny t-shirt i te okropne, obcisłe spodnie i conversy. Śmierdziało bogactwem na odległość.
Ten z pozoru wyglądający na nastolatka dwudziestoczteroletni chłopak szeroko się uśmiechnął na nasz widok, a ja poczułam, że mdleję. Z rozpaczy.
- Anka, nie mówiłaś że Julcia też jest! – Podekscytował się. Ludzie, weźcie mnie stąd.
Mateusz zaczął dziwnie przy nas skakać, próbując najpierw się przytulić do kuzynki, a potem do mnie. Na szczęście przed ta katastrofą Anka pociągnęła mnie do kuchni mówiąc, że trzeba pomóc jej mamie.
Wybawicielka.
- Julka, ogarnij się. Nie będę cały tydzień cię bronić. – Westchnęła. Robiłyśmy właśnie herbatę naszym gościom. – Powiedz mu… nie wiem, że jesteś zajęta czy coś. Bo inaczej masz przesrane.
- No dobra, coś wymyślę.
- Kurczę, pomyśl sobie o Bartmanie i rzygnij mu jakimś tekstem, popłacze się i odwali. – Skrzywiła się.
Wbrew pozorom był to dobry plan.
W tym samym czasie Bartman, Piotrek i Kosa jechali samochodem na trening. Wszyscy czuli się fatalnie, a zwłaszcza Zibi.
- Jak tak dalej pójdzie, to trener da nam niezły wycisk. – Zibi złapał się za głowę. Na samą myśl o bieganiu i skakaniu chciało mu się puścić pawia. Patrzył na drogę za samochodowa szybą i próbował się ogarnąć. – Hej, gdzie ty jedziesz? Idziemy na „waxy”? – wyraźnie się podekscytował.
- Skretyniałeś zupełnie? – Fuknął Kosok skręcając na skrzyżowaniu, zamiast jechać prosto. – Żadne „waxy”. Porządny trening ci się przyda. Tobie i twojemu żołądkowi.
Nowakowski i Kosok zaśmiali się.
- Ha, ha. Stelmach by się uśmiał. – Prychnął z ironią Zibi, nawiązując do zmodyfikowanego, reprezentacyjnego powiedzonka.
A powszechnie wiadomo, że Krzysztof Stelmach zalicza się do osób z twarzą typu „poker face”, więc używali tego sformułowania, ale tylko gdy trenerzy nie słyszeli.
Wciąż się śmiejąc skręcili na podjazd domu państwa Kowalików.
- Musze oddać Julce portfel. – Poinformował Kosok swoich kolegów. – Idziecie?
- W sumie mamy trochę czasu do treningu…- zerknął na zegarek Piotrek. Miał szansę zobaczyć się z Anką, więc musiał to wykorzystać.
- Oszalałeś. – Rzucił nagle Bartman krzyżując rece na piersiach. – Przecież ta kretynka tam będzie.
Kosok odwrócił się do niego z miejsca kierowcy.
- Że niby nie chcesz iść? – Zdziwił się.
- Kosok, ten debil nic nie pamięta. – Wyjaśnił mu Piotrek.
- Żartujesz? Naprawdę?
Piotrek poważnie przytaknął.
- Kurwa! Może w końcu powiecie o co chodzi? Wszyscy coś wiedzą poza mną. – Poirytował się znowu.
- Może jak porozmawiasz z Julką w cztery oczy – zachichotał Kosok – to coś ci się przypomni.
- Z nią nie można normalnie porozmawiać. – Podenerwował się jeszcze bardziej.
Mimo wielkiej niechęci, ciekawiło go to czego nie wie, więc podążył za kolegami do domu.
- Jak tak dalej pójdzie, to trener da nam niezły wycisk. – Zibi złapał się za głowę. Na samą myśl o bieganiu i skakaniu chciało mu się puścić pawia. Patrzył na drogę za samochodowa szybą i próbował się ogarnąć. – Hej, gdzie ty jedziesz? Idziemy na „waxy”? – wyraźnie się podekscytował.
- Skretyniałeś zupełnie? – Fuknął Kosok skręcając na skrzyżowaniu, zamiast jechać prosto. – Żadne „waxy”. Porządny trening ci się przyda. Tobie i twojemu żołądkowi.
Nowakowski i Kosok zaśmiali się.
- Ha, ha. Stelmach by się uśmiał. – Prychnął z ironią Zibi, nawiązując do zmodyfikowanego, reprezentacyjnego powiedzonka.
A powszechnie wiadomo, że Krzysztof Stelmach zalicza się do osób z twarzą typu „poker face”, więc używali tego sformułowania, ale tylko gdy trenerzy nie słyszeli.
Wciąż się śmiejąc skręcili na podjazd domu państwa Kowalików.
- Musze oddać Julce portfel. – Poinformował Kosok swoich kolegów. – Idziecie?
- W sumie mamy trochę czasu do treningu…- zerknął na zegarek Piotrek. Miał szansę zobaczyć się z Anką, więc musiał to wykorzystać.
- Oszalałeś. – Rzucił nagle Bartman krzyżując rece na piersiach. – Przecież ta kretynka tam będzie.
Kosok odwrócił się do niego z miejsca kierowcy.
- Że niby nie chcesz iść? – Zdziwił się.
- Kosok, ten debil nic nie pamięta. – Wyjaśnił mu Piotrek.
- Żartujesz? Naprawdę?
Piotrek poważnie przytaknął.
- Kurwa! Może w końcu powiecie o co chodzi? Wszyscy coś wiedzą poza mną. – Poirytował się znowu.
- Może jak porozmawiasz z Julką w cztery oczy – zachichotał Kosok – to coś ci się przypomni.
- Z nią nie można normalnie porozmawiać. – Podenerwował się jeszcze bardziej.
Mimo wielkiej niechęci, ciekawiło go to czego nie wie, więc podążył za kolegami do domu.
- Jezu no, w końcu ! – Rzuciła Anka, wpuszczając chłopaków do środka.
Stanęli w rzędzie przy ścianie, jakby czekając na włamywacza czy ducha. Niepewnie rozglądali się po domu, jednak wszystko wyglądało... normalnie.
- Co jest? – Zdziwił się Piotrek. Dał całusa dziewczynie i niepewnie na nią spojrzał.
- Co jest? MATEUSZ JEST. – Rozpaczała Anka. – Ja już nie wiem co zrobić. Łazi jak cień za Julką!
- O wilku mowa. – Wyszczerzył się Kosok. - Gdzie ten twój cień? – Zasmiał się podając jej portfel.
- Bardzo śmieszne. – Skrzywiła się Julka. Wyglądała na niesamowicie załamaną. – Poszedł do łazienki.
- A kto to jest ten Mateusz?
- Mój kuzyn. – Westchnęła Anka. – TO niewyżyty dziwak.
- Haha, dobrze ci tak. – Bartman wyglądał jakby wygrał w totka.
- Jak ci przyłożę prawy sierpowy to ci ten krzywy uśmieszek zostanie do końca życia. – Fuknęła Julka.
- Acha, jak doskoczysz. – Zripostował się. Lada moment rozpęta się trzecia wojna światowa.
- Wiecie co? – Poklepała ich Anka po plecach i popchnęła w stronę schodów. – Idźcie na górę, wyjaśnijcie sobie to i owo i będzie git.
- Możemy tutaj, przy świadkach. – Podwinęłam rękaw swetra, gotowa do walki.
- Nie, są goście. Trochę kultury. – Syknęła.
Oboje sobie dogryzali idąc do góry, ale zrobili to, co Anka nakazała. Jednak już w pokoju rozpętała się słowna walka, której pozostali tak się bali.
- Boże, kretynie, jak dziecko się zachowujesz. – Julka skrzyżowała ręce na piersiach.
- I kto to mówi. – Prychnął Bartman zbliżając się w jej stronę i patrząc na nią z góry.
Gdyby nie była dziewczyną, pewnie już dawno bym jej przyłożył za takie gadki, pomyślał.
- Może mi łaskawie wyjaśnisz, co mi zrobiłaś w nocy, że wszyscy naokoło wiedzą poza mną? – Kontynuował zdenerwowanym głosem. Musiał to wiedzieć, tu i teraz.
Bartman należał do osób, które muszą mieć wszystko pod kontrolą. Zwłaszcza własne życie, a ono, przez tę o to dziewczynę, całe się mieszało.
- A bo ja wiem? – Julka rozłożyła ręce. – TO ze mnie wszyscy kpią, że nic nie pamiętam! - Teraz to ona rozzłoszczona zrobiła krok ku niemu. – Boże, normalnie to bym ci już przyłożyła…
- Spróbowałabyś! - Warknął do niej siatkarz.
I wtedy Julka, robiąc najpierw przerażoną minę, a potem najzwyczajniej w świecie mrużąc oczy, namiętnie pocałowała siatkarza prosto w usta.
Stanęli w rzędzie przy ścianie, jakby czekając na włamywacza czy ducha. Niepewnie rozglądali się po domu, jednak wszystko wyglądało... normalnie.
- Co jest? – Zdziwił się Piotrek. Dał całusa dziewczynie i niepewnie na nią spojrzał.
- Co jest? MATEUSZ JEST. – Rozpaczała Anka. – Ja już nie wiem co zrobić. Łazi jak cień za Julką!
- O wilku mowa. – Wyszczerzył się Kosok. - Gdzie ten twój cień? – Zasmiał się podając jej portfel.
- Bardzo śmieszne. – Skrzywiła się Julka. Wyglądała na niesamowicie załamaną. – Poszedł do łazienki.
- A kto to jest ten Mateusz?
- Mój kuzyn. – Westchnęła Anka. – TO niewyżyty dziwak.
- Haha, dobrze ci tak. – Bartman wyglądał jakby wygrał w totka.
- Jak ci przyłożę prawy sierpowy to ci ten krzywy uśmieszek zostanie do końca życia. – Fuknęła Julka.
- Acha, jak doskoczysz. – Zripostował się. Lada moment rozpęta się trzecia wojna światowa.
- Wiecie co? – Poklepała ich Anka po plecach i popchnęła w stronę schodów. – Idźcie na górę, wyjaśnijcie sobie to i owo i będzie git.
- Możemy tutaj, przy świadkach. – Podwinęłam rękaw swetra, gotowa do walki.
- Nie, są goście. Trochę kultury. – Syknęła.
Oboje sobie dogryzali idąc do góry, ale zrobili to, co Anka nakazała. Jednak już w pokoju rozpętała się słowna walka, której pozostali tak się bali.
- Boże, kretynie, jak dziecko się zachowujesz. – Julka skrzyżowała ręce na piersiach.
- I kto to mówi. – Prychnął Bartman zbliżając się w jej stronę i patrząc na nią z góry.
Gdyby nie była dziewczyną, pewnie już dawno bym jej przyłożył za takie gadki, pomyślał.
- Może mi łaskawie wyjaśnisz, co mi zrobiłaś w nocy, że wszyscy naokoło wiedzą poza mną? – Kontynuował zdenerwowanym głosem. Musiał to wiedzieć, tu i teraz.
Bartman należał do osób, które muszą mieć wszystko pod kontrolą. Zwłaszcza własne życie, a ono, przez tę o to dziewczynę, całe się mieszało.
- A bo ja wiem? – Julka rozłożyła ręce. – TO ze mnie wszyscy kpią, że nic nie pamiętam! - Teraz to ona rozzłoszczona zrobiła krok ku niemu. – Boże, normalnie to bym ci już przyłożyła…
- Spróbowałabyś! - Warknął do niej siatkarz.
I wtedy Julka, robiąc najpierw przerażoną minę, a potem najzwyczajniej w świecie mrużąc oczy, namiętnie pocałowała siatkarza prosto w usta.
„Nie trwało to zbyt długo i z całą pewnością nie był to pocałunek, jaki widuje się w dzisiejszych czasach w kinie, na swój sposób był jednak wspaniały. Pamiętam tylko, że już wówczas, kiedy zetknęły się nasze wargi, wiedziałem, że nigdy tego nie zapomnę.”
~* * *~
Epizod niezbyt długi, ale w sumie daje wiele do myślenia, ha, ha. Pamiętam, że miałam niezły ubaw podczas pisania go.
A Wy, komentujcie proszę :) Nie wiem, czy ktokolwiek to czytaaaa. :)
A na koniec Zbysiu. Uwielbiam to zdj.!
A na koniec Zbysiu. Uwielbiam to zdj.!
Może być ciekawie ! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://nobody-sees-nobody-knows.blogspot.com/
ciekawie, ciekawie.. :D najpierw go obraża, potem całuje.. jestem ciekawa co będzie dalej.. :) z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam. ;*