niedziela, 28 lipca 2013

38. Szansa jedna na milion. Skorzysta?

Następnego dnia niechętnie wstałam do pracy. Było naprawdę tragicznie... ale jakbym nie poszła to już na samym początku pokazałabym się od złej strony. 
Poza tym nie było tego złego... przecież Bartmana miało nie być. 
Mimo to męczyłam się ogromnie. Bo wiecie, wszystko mi o nim przypominało... chociażby ich głupia szatnia, obok której musiałam przejść i wydobywające się z niej dziwne dźwięki i krzyki rozbawionych siatkarzy. 
Z nikim nie rozmawiałam. Chyba że to było konieczne, oczywiście. Ale ogólnie unikałam rozmów. Tak bardzo bałam się, że ktoś zejdzie na temat Zbyszka. Że ktoś wspomni o Zbyszku... wystarczyło samo jego imię, a w moich oczach momentalnie gromadziły się łzy. 
CO z nami będzie, Zbigniewie Bartmanie? Nigdy nie wierzyłam w sielankę i we wspaniałe życie... dlaczego tym razem miałby być inaczej? 
Potem były rozgrzewki, rozciągania, siłownia... i jakoś, naprawdę jakoś przebrnęłam przez to do południe. 
A potem? 
Cóż, uwierzycie, że powędrowałam do szpitala do Miśki? Ja też nie. Ale jednak. 
Niepewnie zajrzałam do jej sali przez lekko uchylone drzwi. Leżała w białej pościeli i ślepo wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą. Minę miała taką nieodgadnioną... ale w oczach widziałam smutek. Zupełnie jak w moich, jednak z innego powodu. 
- Cześć. - Odważyłam się w końcu wejść. 
Miśka od razu się skrzywiła i odwróciła głowę. 
- Po co przyszłaś? - Burknęła nie spoglądając na mnie. 
Nie chciałam się jej narzucać... usiadłam w fotelu w rogu sali nie wymuszając na niej spojrzenia. 
- Pomyślałam, że przyda ci się wsparcie. 
- Naprawdę? - Syknęła.  W końcu na mnie spojrzała tym swoim złowrogim spojrzeniem. - Jakaś ty wielkoduszna. 
 Westchnęłam.
- Dokładnie wiem, co czujesz. 
- Nie wiesz. 
  Przełknęłam ślinę. To nie będzie łatwe.. ale musiałam spróbować. Zebrałam w sobie wszelkie siły i po prostu to powiedziałam. 
O moich rodzicach. O siatkówce, która była dla mnie odskocznią od problemów życia codziennego. O planach na przyszłość i o nagłej chorobie... O dziwo, Miśka nie przerywała mi tylko wpatrywała się w przestrzeń za oknem. Czy słuchała to nie wiedziałam... jesli chciała, to na pewno weźmie sobie tę historię do serca. Zwłaszcza gdy podkreślałam rolę przyjaciół i wsparcia. Opowiedziałam o Ance, jak to pocieszała mnie na ławce w parku Kościuszki. Wspomniałam o Zbyszku, który walczył za mnie aż do końca. No i również opowiedziałam o ciężko chorej Majce, która to podniosła mnie na duchu i swoimi sposobami motywowała do walki... I to właśnie ona ją poruszyła.
- TO brzmi tak.. jakby jedna z was miała umrzeć. - Szepnęła smutno tak, że ledwo dosłyszałam. - Uratowali Cię w tym momencie, kiedy ona zmarła... 
  Wcześniejsze wzburzenie na twarzy Miśki zmieniło się na nietypowy dla jej osoby smutek. Łał. Czyżbym powoli dokonywała cudu? Albo nie ja... to Ona.
Widzisz, Maju... żyję za Nas dwie. Wspieram, tak jak ty to robiłaś. I widzisz? Chyba mi się udało, dzięki Tobie. Czuję, jakbyś naprawdę stała obok i mówiła mi, jak podnieść tę biedna dziewczynę na duchu...

- Wierzę, że pojawiła się w moim życiu nie przypadkiem... - Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie o niej. - Mimo że była skreślona, wierzyła we wszystko z całych sił i cieszyła się każdą chwilą. 
  Martynie napłynęły łzy do oczu. Coś... niespotykanego. 
Ostrożnie przysiadłam się na jej łóżku i złapałam ją za rękę. Nie nakrzyczała na mnie, nie odrzuciła mnie. 
- Myślisz, - zagadnęła mnie po chwili ciszy - że mi się uda?.. 
Wiadomo, pytała o normalne chodzenie. BO o siatkówce.. to już naprawdę odległa przyszlość, jeśli zgodzi się na operację. 
- Jesteś silną dziewczyną. - Skwitowałam krótko. - Uda ci się. 
- To... przejdę tą operację... 
  Uśmiechnęłam się do niej czule i ścisnęłam pewniej jej dłoń. 
- Pamiętaj. Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą. 
  Po temacie siatkówki i jej kolana przyszła kolej na sytuację sprzed hali. Dziewczyna sama rozpoczęła tą rozmowę od krótkiego, ale jakże szczerego słowa. 
- Przepraszam. 
I wtedy wyrzuciła z siebie całą tą zawiść, całą zazdrość i nienawiść, jaką mnie darzyła. A mnie kamień z serca spadł po usłyszeniu całej prawdy. 


- Ej, Zibi, uśmiechnij się w końcu. - Poklepał go pokrzepiająco Piotrek po plecach. - Za kilka dni wracamy. Porozmawiacie i wszystko będzie OK... 
  Wracali właśnie z hali z treningu do swoich pokoi. Zbyszek był całkowicie załamany. na treningach z ledwością mógł się skupić i trener strasznie go wyzywał. Pozostali to widzieli. Największy wycisk dostawał właśnie on. Wszyscy na nim polegali. na jego silnym uderzeniu. I był na skraju wytrzymałości. 
- Co jest, spina z Julką? - Zapytał Winiarski. Szedł z nimi z rękoma w kieszeniach czerwonych spodni dresowych. 
  Bartman nic nie odpowiedział. 
- Spoko, chłopie. Ja ze swoją przerabiałem to nie raz. A zwłaszcza, gdy miałem wyjazdy. - Pocieszał go. - A widzisz, teraz jesteśmy małżeństwem. 
- Nie gadajmy o tym. - Burknął pod nosem. 
Dobrze, że miał przy sobie przyjaciół. Jednak rozmowa o relacjach z Julką była ostatnią rzeczą, na jaką miał teraz ochotę. A tęsknił za nia jak cholera. Ile dałby, żeby móc usłyszeć jej głos. Chociażby głupie "halo" w słuchawce. 
  Wszedł do pokoju i bezwiednie opadł na łóżko. Ślepo wpatrywał się w sufit. 
  Piotrek wszedł dopiero po chwili. Najprawdopodobniej rozmawiał przez telefon z Anką, czego nie chciał robić przy smutnym przyjacielu. Po dłuższej chwili jednak wszedł i usiadł na krześle stojącym nieopodal łóżka Bartmana. 
- Julka ma się dobrze. - Powiedział o nic nie pytany. Zibi leżał dalej niewzruszony, choć najchętniej wypytałby go o wszystko, co dotyczyło jej. 
  Długo się szczypał i gryzł w język, jednak o nic więcej nie pytał. 
- Wiesz, po co są problemy? - Zapytał. Jego przyjaciel spojrzał na niego pytająco. - Żeby zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo nam na czymś zależy. 




Następny dzień był jakiś taki dziwnie odrealniony odkąd otworzyła przemęczone oczy. Spała zaledwie dwie godzinki?... Zasnęła naprawdę po długotrwałej walce o sen i po wypłakanym morzu łez. A potem, gdy wstała, wszystko widziała jak przez gęstą mgłę, tak niewyraźnie.. I takie same niewyraźne były uczucia siedzące wewnątrz niej. 
Julka tego dnia długo biła się ze sobą w myślach, czy zadzwonić do Bartmana. Zwłaszcza, że wyjaśniła sobie wszystko z Miśką i poznała prawdę. Mimo że jej ulżyło, bała się usłyszeć jego głos, taki przygnębiony... wciąż dźwięczał jej w uszach. 
  Mimo wszystko odłożyła komórkę i wyszła z gabinetu. Lada moment dziewczyny zaczynają trening. 
Tego dnia było ich jedenaście. Ruda wyjechała na zgrupowanie, Miśka była w szpitalu, a jeszcze jedna była chora. Trener był nieco podenerwowany całą tą sytuacją i wciąż myślał o Miśce. W końcu stracili podstawową atakującą, nie mówiąc już o polskiej kadrze. 
- Dobra, dziewczyny! Na atak! - Zarządził coach głośno dmuchając w gwizdek. 
Był bardzo wymagający tego dnia. Dziewczyny dawały z siebie wszystko. Obawiałam się, że lada moment może nastąpić jakiś uraz, więc krążyłam w okół boiska bacznie obserwując wszystkie ruchy zawodniczek. 
- Dobra, raczej więcej z was nie wymuszę dzisiaj. - Trener Wojtowicz w końcu odpuścił. - Zagramy sobie. 
- Trenerze, ale brakuje jednej. Mamy grać pięć na sześć? - Zdziwiła się środkowa. 
- Nie. Będzie sześć na sześć. - Rzucił, po czym kiwnął na mnie, bym podeszła. - Zagrasz. Chcę cię zobaczyć w akcji. 
Dziewczyny wytrzeszczyły na niego oczy, zresztą tak jak ja. 
- Trenerze, ale ja... - Jąkałam się. 
  Wojtowicz wywrócił oczami. 
- Daj spokój. Widziałem jak odbijasz. Moim zdaniem marnujesz się poza boiskiem. - Skomentował. Serce waliło mi jak oszalałe. - Choć dzisiaj wejdź na boisko.- Niepewnie skinęłam głową. - idź się rozgrzej, a wy parę minut przerwy. - Wyszedł na chwilę z sali.
  Zdjęłam bluzę dresową i weszłam na boisko mijając się z dziewczynami. Po drodze zaczepiła mnie libero, z którą wcześniej odbijałam. 
- Wiesz, myślę, że trener dobrze mówi. - puściła mi perskie oko i ruszyła za dziewczynami. 
  Nogi miałam jak z waty. Trzęsły się i mogłabym przysiąc, że biegam po boisku jak pijak. Nie musiałam się dużo rozciągać, bo na wstępie prowadziłam rozgrzewkę z dziewczynami. 
Stres był co raz większy, choć otuchy dodawały mi szczere uśmiechy dziewczyn. 
Dobra, Julka. Masz grać, bo brakuje jednej. Tylko dlatego trener cię bierze na boisko. 
  Po dwóch minutach wrócił z podkładką i rozrysowanymi dwoma zespołami. 
- Dobra, dziewczyny. Gramy tak. - Tłumaczył nam. - Podstawowa szóstka: Ciesnik, Olszówka, Adamska, Warzocha, Szeremeta i Filipowicz, już na boisko. A w drugim Jagodzińska rozegranie, Mazur, Kazała, libero, Wojtunik zagra na prawym ataku a ty - spojrzał na mnie - weźmiesz jej przyjęcie. 
  gdy dziewczyny posłusznie ruszyły na boisko ja się wciąż wahałam. Byłam pewna, że zawiodę. Serce waliło jak oszalałe, a nogi odmawiały posłuszeństwa. 
Przeciwniczki zaczynały grę. Zagrywała Cieśnik. jak się mogłam domyśleć, mocną zagrywkę posłała w moją stronę. Mój odbiór był tak niedokładny, że było mi wstyd. Libero jednak uratowała piłkę i nie wyprowadzając ataku przebiłyśmy piłkę na druga stronę. Przeciwniczki zaatakowały. Punkt dla nich. 
W kolejnej akcji w ogóle nie miałam piłki w rękach. Wszystko działo się tak szybko, że mogłam stać jedynie z szeroko otwartą buzią. 
5:1. Cztery punkty przewagi. Spojrzałam poza boisko. Trener się patrzył. 
- Jest! - Wojtunik pewnie zdobyła punkt atakując w prawy róg boiska. 
- Zagrywka twoja, Sosnowska. - Podała mi piłkę libero. 
  Moja pierwsza zagrywka po takim czasie. Po kilku latach. Ale przecież potrafię. Musze pokazać, na co mnie stać. Potraktować to jako szansę. I... wóz albo przewóz. 
Przeciwniczki w ogóle nie były zestresowane. Zapewne sądziły, że nie przebiję. ja natomiast pewnie wyrzuciłam piłkę w górę, podbiegłam do linii wyskakując ile sił w nogach i uderzyłam piłkę z całej siły. Minimalnie zahaczyła siatkę, jednak wpadła w boisko tuż przy lewej linii. 
- AS! - Krzyknęła starsza ode mnie środkowa. - Pięknie, młoda! 
  I to był ten moment. Moment, w którym stres minął, a ja poczułam się tak pewnie, jak wtedy, gdy grałam w AZS AWF K-ce. 
  Podczas dalszej części gry nie stałam jak kołek na środku boiska. Biegałam, odbijałam, ratowałam piłki. W końcu nawet zaczęłam krzyczeć "moja", "twoja", "bierz". Dziewczyny co raz bardziej mi ufały, a ja zaczynałam się czuć jak ryba w wodzie. 
  Na końcówce seta libero ledwo odebrała piłkę posłaną w linię końcową. Rozgrywająca podbiegła. Piłka sytuacyjna. 
- Julka! - Wrzasnęła. 
Szybko wzięłam się w garść, podbiegłam i uderzyłam w piłkę z całej siły. 
Punkt. Szok. Zaskoczenie. Radość. Wszystkie możliwe emocje nagle wybuchnęły. Trener klaskał w dłonie. 
  W drugim secie dostawałam częściej piłki od rozgrywającej, jednak tylko nieliczne zakończyłam. Niektóre piłki leciały w aut. A najwięcej po prostu odbierały nasze przeciwniczki. 
Po zakończonym meczu, który koniec końców przegrałyśmy, po prostu padłam. Podczas gry w ogóle nie odczuwałam zmęczenia. Nogi nie wytrzymały napięcia dopiero gdy zeszłyśmy z boiska. Bezwiednie opadłam na kolana. 
- O matko. - Wysapałam obcierając przedramieniem spocone czoło. 
- Dobrze było. - Poklepała mnie po ramieniu libero. 
    Gdy już miałam położyć się na podłodze, usłyszałam Wojtowicza. 
- Wy się rozgrzewać a ty - zwrócił się do mnie - za mną. 
Posłusznie wstałam i ruszyłam z nim z sali. Za plecami słyszałam rozmowę rozciągających się dziewczyn.
- Myślicie, że ją weźmie? - Zapytała jedna. 
- Żartujesz? Na pewno! - Zero dyskrecji. - Grała na naprawdę dobrym poziomie, a jej atak... popracuje nad nim i będzie przyjmującą jak znalazł! 
Wychodząc z sali jeszcze zerknęłam jeszcze na Krzyśka, który uniósł kciuk do góry i się uśmiechnął. 
  Gabinet trenera WOjtowicza znajdował się tuż przy sali. Wpuścił mnie do środka pierwszą otwierając przede mną drzwi. 
- Usiądź. - Poprosił. Zajęłam więc miejsce przy biurku, a on zajął potężny, czarny fotel za biurkiem. 
  Wyciągnął jeszcze jakieś papiery, więc ja rozejrzałam sie po pokoju. 
Na ścianach było mnóstwo dyplomów, zdjęć, a w gablocie po prawej stronie biurka co najmniej kilkanaście pucharów zdobytych przez kobiecą drużynę siatkarską. 
Wojtowicz w końcu wyciągnął jakieś akta i ku mojemu zdziwieniu, w rogu kartki było moje stare zdjęcie. Skąd u licha on miał moje akta z AZS-u?...
- Skąd... jak? - Zaszokowałam się. 
  Trener spojrzał na kilka kartek zszytych razem. Cała moja dokumentacja była właśnie w jego rękach. 
- Obserwowałem cię, jak odbijałaś piłkę. - Wyjaśnił. Lekko się uśmiechał, więc stres powoli mijał. - Grałaś z głową, pełen profesjonalizm, postawa siatkarska. Dokładne podania. Tego nie robi sie od tak. - Pstryknął palcami. 
Poprawiłam sie wygodnie w fotelu i czekałam na ciąg dalszy. 
- Zainteresowałem się twoją osobą. - Kontynuował. - Prezes udostępnił mi twoje dokumenty, które przywiozłaś. Stąd wiedziałem, że grałaś w AZS AWF Katowice. - Założył ręce za głowę. - I wszystko zaczęło się układać. Twoja dobra gra i klub. 
- Dlatego na poprzednich treningach miałam odbijać w parach, prawda? - Sama sobie odpowiedziałam na to pytanie. Faktycznie, wszystko stawało się jasne jak słońce. Dlatego Krzysiek nigdy nie odbijał. 
- Masz talent jak nie patrzeć, Julia. - Wyznał szczerze. - Dołącz do nas. 
DO głowy wróciła mi anemia. Białaczka. Szpital. Walka o życie. 
- Nie jestem pewna... - Rzuciłam smutno. 
- Z Twoim lekarzem też rozmawiałem. - Wtrącił pokazując mi ksero moich wszystkich badań, wypis ze szpitala.. wszystko. Ten człowiek mnie zadziwiał. Był lepszy od niejednego detektywa. - Wiem, że możesz się bać. Sam nie wiem, co bym zrobił. Ale widzę, że kochasz grać. A twoje ostatnie wyniki badań są wzorcowe. Lekarz mówił, że śmiało możesz spróbować gry od nowa! Czy to nie życiowa szansa? 
  Serce łomotało mi w klatce piersiowej. Cholera. To był jakiś cud! Magia! Jakbym... jakbym dostała drugą szanse od życia! 
- Posłuchaj, Julio. - Powiedział spokojniejszym głosem składając moje akta do kupy i wkładając do teczki. - Widzę cię w mojej drużynie odkąd się tu zjawiłaś. Masz jeszcze szansę spełnić swoje marzenia. Rozmawiałem z prezesem. Jest skłonny cię przetestować i podpisać z tobą umowę na jeden sezon. A potem.. jeśli będziesz chciała, wrócisz do swojej pracy. Miejsce na boisku czy poza boiskiem u nas zawsze będziesz miała. 
- Ja... - zająkiwałam się. Takiej szansy nie dostaje się codziennie i o tym doskonale wiedziałam. - Musze to przemyśleć, przepraszam. - Spuściłam wzrok. 
- Rozumiem to doskonale. - Uśmiechnął się. - To twoje życie i to ty zdecydujesz, co z nim zrobisz. Nikt inny, tylko ty. - Podkreślił. 
  Podziękowałam i wyszłam od niego z gabinetu. Dziewczyn już na hali nie było. 
  Poszłam do swojego gabinetu, usiadłam na obrotowym krześle i kręciłam się w kółko, rozmyślając. 
  
Do rzeczywistości przywróciło mnie pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegar ścienny. Dochodziła dziewiętnasta. 
- Proszę! - Powiedziałam. Wszystko widziałam jak przez gęstą mgłę. 
  Do jej gabinetu wszedł Pan Stasiek. 
- Wszystko w porządku? Treningi się już dawno skończyły... - W jego głosie słychać było zmartwienie. 
- Tak, tak. Zaraz wychodzę. - Uśmiechnęłam się słabo. Gdy stary portier miał już wychodzić, zatrzymałam go. - Możemy porozmawiać?... 
  Skinął głową i usiadł na przeciwko biurka. Słuchał. 
- Dostałam propozycję grania w klubie. - Wyznałam. Mój głos jednak był przygnębiający.
- Czy to nie jest dobra wiadomość? - Zdziwił się pan Stasiek. 
Bacznie mnie obserwował. Stary obserwator. 
- No właśnie... - Zaczęłam niepewnie. Westchnęłam. - To jest cudowne, naprawdę. Taka życiowa szansa się już raczej nie powtórzy. 
- Więc już chyba masz odpowiedź. 
  Oparłam się łokciami o blat biurka i podparłam głowę. 
- No własnie nie. - Odparłam smutno. TO nie było takie proste. - W sumie chodzi o... 
- O Niego, prawda? 
  Skinęłam głową. Nie musiałam mu nic tłumaczyć. Wiedział wszystko, niczym przyjaciel. Był doskonałym obserwatorem. 
- Co prawda nie odzywamy się do siebie... ale jak wróci i zobaczy, że gram, to na pewno się pogniewa. - Skrzywiłam się na same wyobrażenie, jak wyzywa mnie od najgorszych. 
  przez ten cały czas, od przeszczepu szpiku cholernie pilnował, bym się nie przemęczała. gdy byłam w Katowicach, kontrolował mnie dzwoniąc do Anki. Byłam dla niego porcelanową laleczką. O ironio, a teraz chciałam grać w siatkówkę. On mnie rozszarpie. 
- Co ci mówi serce? - Zapytał patrząc mi głęboko w oczy. 
  Spojrzałam na niego zdziwiona. Serce, heh? 
- Kłóci się własnie z rozumem. - Prychnęłam. On jednak oczekiwał jasne odpowiedzi. - Wie Pan, cholernie chcę to zrobić. Nigdy nie pogodziłam się do końca z tym, że musiałam zejść z boiska. No ale... moje zdanie zmienia się, gdy przypominam sobie Zbyszka. 
  pan Stasiek wstał i podszedł do drzwi. 
- Wiesz, dziecko - odwrócił się do mnie - miłość polega na wspieraniu się nawzajem. Jeśli uczucie, jakim cię darzy jest szczere, będzie cię wspierał niezależnie od tego, jaką decyzję podejmiesz.
 Chwycił za klamkę i otworzył drzwi. - Zadzwoń do niego. 
I zostawił mnie samą. 

Spała. Wieczór. Siatkarze mieli już wolne. Wszyscy poszli do pobliskiego baru, jednak ZByszek został an terenie ośrodka. Siedział na ławce i napawał się spokojem. 
  Wciąż kusiło go, by zadzwonić do Julii. Bał sie jednak, że nie odbierze, a to by go po prostu zabiło. I wtedy rozległ się dźwięk jego komórki. O mały włos a wypuściłby ja z ręki. 
Serce zaczęło mu łomotać, gdy zobaczył jej imię na wyświetlaczu. Odebrał. 
- Julia. - Wymamrotał, i nim cokolwiek powiedziała, zaczął się tłumaczyć. - Julia, to wszystko, ja... 
- Zbyszek. - Jej delikatny głos sprawił, że się uspokoił. Zdenerwowanie gdzieś wyparowało. - Spokojnie.
- Po prostu próbuję powiedzieć..- Nie dawał za wygraną. Tak bardzo bał się, że dzwoniła po to, by zakończyć wszystko. -Przepraszam to wszystko, co mogę powiedzieć. Znaczysz dla mnie tak dużo. Potwierdzę wszystko, co zrobiłem, jeżeli będę mógł zacząć od nowa. 
  W odpowiedzi usłyszał tylko ciche westchnięcie. 
- Nie musisz potwierdzać nieprawdy. - Nic nie rozumiał z jej słów. Po chwili jednak dziewczyna wyjaśniła sama z siebie. - Martyna mi wszystko wyjaśniła. Myślę.. myślę, że zrozumiała. Przeprosiła. 
- Jak to?... 
- Odbyłyśmy szczerą rozmowę w szpitalu. - Wyjaśniła mu. - Poniekąd chyba ją złamałam.. 
  Siatkarzowi spadł kamień z serca. nagle zaczął wierzyć, że Kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw. 
- Julka, nigdy bym cie nie zdradził. - Jego wyznania były naprawdę szczere. - Kocham cię. 
Po drugiej stronie nastał moment ciszy, nim dziewczyna znowu się odezwała. 
- A kochałbyś mnie gdybym…?
- Tak. - odparł bez zastanowienia wchodząc jej w pół słowa.
- Ale nie dałeś mi skończyć.
- Bo zawsze będę cię kochał.
Nie wiedział jednak, co zastanie po powrocie ze Spały. 




~*  *  *~
Niespodzianka! 
ha, ha. Skończyłam dzisiaj więc i wrzucam Wam dzisiaj. 
Ale, mam jedno zastrzeżenie. 
Zostawcie choć jeden mały ślad. Bo nawet nie wiecie, jak to potrafi zmotywować.!! :)
No i mam nadzieję, że się podoba rozdział... ;3


7 komentarzy:

  1. Bardo proszę, zostawiam po sobie ślad. ;) A tak na poważnie - dziewczyno! Twoje opowiadanie jest uzależniające! Masz niesamowitą wyobraźnię, nie ma co. ;D Każdy Twój rozdział jest genialny i jedyny w swoim rodzaju. To co myślę i co czuję czytając Twoje opowiadanie trudno jest przelać na klawiaturę. Dlatego potraktuj mój komentarz jako naprawdę szczere wyrazy uznania i pisz, bo to co robisz naprawdę ma sens!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tak wspaniały komentarz!!! Naprawdę, aż cieplusio na serduszku. ;3
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Super rozdział. Wiedziałam, że będzie się to tyczyło jej powrotu. Mam nadzieję, że wszystko się poukłada. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetnie. Tylko ciekawe jak rozwinie się sytuacja z Zibim . mam nadzieje że nastepny rozdział jutro !:3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ;)
    CZekam ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. twoje opowiadanie jest cudowne prosze aby te opowiadanie nigdy sie nie skonczylo ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. zostawiam ślad, turururu :D
    / uff. dobrze, że już jest dobrze... jak na razie :D

    OdpowiedzUsuń