Następnego dnia obudziłam się wcześniej niż Anka. Ale to się dobrze składało, bo mogłam wszystko sobie dokładnie przeanalizować i rozpakować swoje rzeczy. Ona ( jak zwykle zresztą) spała jak zabita. Ale czy to nie było normalne? Wróciła do domu, do rodziny, spała we własnym pokoju, we własnym łóżku.
Ja w swoim nigdy spokojnie nie spałam.
Rozejrzałam się po pokoju. Musiałam przyznać, że idealnie oddawał osobowość Anki. Nie dość, że był strasznie przesłodzony, to wystrój był jakby z poprzedniego stulecia. Na półkach stały jeszcze stare misie, masa jej fotografii z dzieciństwa, jakieś stare wakacyjne pamiątki. Narożne biurko stojące nieopodal wyjścia na balkon było puściuteńkie, ale nie widać było na nim ani grama kurzu.
Jedyną "nową" rzeczą w tym pokoju była podwójna ramka ze zdjęciami, która przyjechała z nami z Katowic. Nie wiem kiedy ją wyciągnęła, ale stała sobie na szafce nocnej obok śpiącej Anki. Jedna z fotografii przedstawiała ją i Nowakowskiego, a na drugiej byłysmy obie, robiące głupie, dziecinne miny.
Po cichu wstałam, wyjęłam pierwszą lepszą rzecz z walizki i poszłam do łazienki. Gorący prysznic postawił mnie na nogi, jednak mój wygląd wciąż pozostawiał zbyt wiele do życzenia.
Dziewczyna odbijająca się w lustrze wyglądała jak upiór z jakiegoś horroru. Włosy w kolorze ciemnego blond były w totalnym nieładzie, oczy były przemęczone i podkrążone, a usta spierzchnięte. Ludzie, dajcie mi wody.
Jak wystrzelona z procy wyskoczyłam z pokoju i zbiegłam po drewnianych schodach.
Jak gdyby nigdy nic przeszłam przez salon, by dostać się do kuchni.
- Anka? Czy ty nie byłaś brunetką? – Odezwał się ktoś z salonu, gdy wchodziłam do kuchni. Stanęłam jak posąg. Kto normalny przychodzi o tej porze?- Jak mogłaś rozjaśnić włosy!
- Boże, kretynie. TO jest Julka. – Usłyszałam poirytowany głos Pita.
Dopiero wtedy się odwróciłam, a moim oczom ukazały się dwie postacie, wygodnie rozwalone na kanapie i wpatrujące się we mnie jak w święty obrazek.
- Cześć. – Rzuciłam krótko i wpadłam do kuchni.
Czułam, że palę się ze wstydu. CHyba żadna dziewczyna nie lubi pokazywać się osobnikom płci męskiej w obcisłym, starym topie i rozlazłych spodniach dresowych, bez makijażu, zupełnie nie uczesana!
- Dzień dobry. – Powitała mnie Mama Anki. Stała przy ekspresie do kawy. – Tobie tez kawy?
Przytaknęłam.
- Czy to normalne mieć gości o tej porze? – Jęknęłam. Wciąż czułam się niezwykle upokorzona, zaskoczona i w ogóle dobita.
- Cóż, jest jedenasta. Raczej nie jest to bardzo wcześnie. – Zaśmiała się i postawiła przede mną kubek gorącej kawy. Przyjemny zapach kofeiny trochę mnie pobudził i uspokoił.
- Dzień dobryyyY! – Do kuchni wpadła rozanielona Anka, a moja szczęka po prostu opadła aż do samej podłogi.
Jak to możliwe!!! Miała już wyprostowane włosy, idealny makijaż i założoną chyba najpiękniejszą letnią sukienkę, jaką tylko można było sobie wymarzyć. No ludzie, powiedzcie mi, KIEDY u licha ona to zrobiła? Jak wychodziłam z pokoju to przewracała się z boku na bok!
- Co ty taka nie w sosie? – Zapytała.
Ja? Nie w sosie? Eee, gdzie tam.
- Wydaje ci się. – Burknęłam pod nosem i dla świętego spokoju upiłam łyk kawy.
Ledwo odstawiłam kawę na kuchenny stół, a ona pociągnęła mnie nagle za rękę i wciągnęła do salonu. Było to tak szybko, że nie zdążyłam nic powiedzieć, a co dopiero uciec.
- Julka, poznaj Bartmana. – Teatralnie wyciągnęła rękę ku niemu. Wciąż się na mnie gapiąc, wyszczerzył ząbki. – Przyjaźnimy się od zasranych pampersów.
- Panna Julia raczej i tak mnie zna. – Wypiął dumnie pierś. – Przyszłą legendę siatkówki.
Czy on to naprawdę powiedział? Jeny, już go nie lubię…
- Grasz w siatkówkę? – Aktorsko udałam zdziwioną. Oczywiście kłamałam, znałam go z telewizji aż za dobrze.
W salonie nastała martwa cisza. Triumfalnie oglądałam, jak mina Bartmana rzednie, a po chwili szczęki się zaciskają.
- Dobra, dziewczyny, to gdzie się wybieramy? – Piotrek przerwał martwa ciszę. Jak się okazało, była to cisza przed burzą, bo Zibi miał dopiero wybuchnąć.
- Myślę, że do sklepu z grzebieniami, bo koleżance chyba widły ukradli.
Że co!? O nie, masz u mnie krechę jak stąd do Katowic. Albo i dalej.
- Nie ukradli, więc lepiej uważaj, bo je zaraz przyniosę i inaczej zaśpiewasz. – Warknęłam do niego.
Bartman zacisnął pięści. Atmosfera była strasznie nieprzyjemna.
- Dobra, spokój. – Zażądała nagle Anka i stanęła między nami. – A ty chodź na chwilę . – Pociągnęła mnie za nadgarstek i wciągnęła do pustej już kuchni.
Ja w swoim nigdy spokojnie nie spałam.
Rozejrzałam się po pokoju. Musiałam przyznać, że idealnie oddawał osobowość Anki. Nie dość, że był strasznie przesłodzony, to wystrój był jakby z poprzedniego stulecia. Na półkach stały jeszcze stare misie, masa jej fotografii z dzieciństwa, jakieś stare wakacyjne pamiątki. Narożne biurko stojące nieopodal wyjścia na balkon było puściuteńkie, ale nie widać było na nim ani grama kurzu.
Jedyną "nową" rzeczą w tym pokoju była podwójna ramka ze zdjęciami, która przyjechała z nami z Katowic. Nie wiem kiedy ją wyciągnęła, ale stała sobie na szafce nocnej obok śpiącej Anki. Jedna z fotografii przedstawiała ją i Nowakowskiego, a na drugiej byłysmy obie, robiące głupie, dziecinne miny.
Po cichu wstałam, wyjęłam pierwszą lepszą rzecz z walizki i poszłam do łazienki. Gorący prysznic postawił mnie na nogi, jednak mój wygląd wciąż pozostawiał zbyt wiele do życzenia.
Dziewczyna odbijająca się w lustrze wyglądała jak upiór z jakiegoś horroru. Włosy w kolorze ciemnego blond były w totalnym nieładzie, oczy były przemęczone i podkrążone, a usta spierzchnięte. Ludzie, dajcie mi wody.
Jak wystrzelona z procy wyskoczyłam z pokoju i zbiegłam po drewnianych schodach.
Jak gdyby nigdy nic przeszłam przez salon, by dostać się do kuchni.
- Anka? Czy ty nie byłaś brunetką? – Odezwał się ktoś z salonu, gdy wchodziłam do kuchni. Stanęłam jak posąg. Kto normalny przychodzi o tej porze?- Jak mogłaś rozjaśnić włosy!
- Boże, kretynie. TO jest Julka. – Usłyszałam poirytowany głos Pita.
Dopiero wtedy się odwróciłam, a moim oczom ukazały się dwie postacie, wygodnie rozwalone na kanapie i wpatrujące się we mnie jak w święty obrazek.
- Cześć. – Rzuciłam krótko i wpadłam do kuchni.
Czułam, że palę się ze wstydu. CHyba żadna dziewczyna nie lubi pokazywać się osobnikom płci męskiej w obcisłym, starym topie i rozlazłych spodniach dresowych, bez makijażu, zupełnie nie uczesana!
- Dzień dobry. – Powitała mnie Mama Anki. Stała przy ekspresie do kawy. – Tobie tez kawy?
Przytaknęłam.
- Czy to normalne mieć gości o tej porze? – Jęknęłam. Wciąż czułam się niezwykle upokorzona, zaskoczona i w ogóle dobita.
- Cóż, jest jedenasta. Raczej nie jest to bardzo wcześnie. – Zaśmiała się i postawiła przede mną kubek gorącej kawy. Przyjemny zapach kofeiny trochę mnie pobudził i uspokoił.
- Dzień dobryyyY! – Do kuchni wpadła rozanielona Anka, a moja szczęka po prostu opadła aż do samej podłogi.
Jak to możliwe!!! Miała już wyprostowane włosy, idealny makijaż i założoną chyba najpiękniejszą letnią sukienkę, jaką tylko można było sobie wymarzyć. No ludzie, powiedzcie mi, KIEDY u licha ona to zrobiła? Jak wychodziłam z pokoju to przewracała się z boku na bok!
- Co ty taka nie w sosie? – Zapytała.
Ja? Nie w sosie? Eee, gdzie tam.
- Wydaje ci się. – Burknęłam pod nosem i dla świętego spokoju upiłam łyk kawy.
Ledwo odstawiłam kawę na kuchenny stół, a ona pociągnęła mnie nagle za rękę i wciągnęła do salonu. Było to tak szybko, że nie zdążyłam nic powiedzieć, a co dopiero uciec.
- Julka, poznaj Bartmana. – Teatralnie wyciągnęła rękę ku niemu. Wciąż się na mnie gapiąc, wyszczerzył ząbki. – Przyjaźnimy się od zasranych pampersów.
- Panna Julia raczej i tak mnie zna. – Wypiął dumnie pierś. – Przyszłą legendę siatkówki.
Czy on to naprawdę powiedział? Jeny, już go nie lubię…
- Grasz w siatkówkę? – Aktorsko udałam zdziwioną. Oczywiście kłamałam, znałam go z telewizji aż za dobrze.
W salonie nastała martwa cisza. Triumfalnie oglądałam, jak mina Bartmana rzednie, a po chwili szczęki się zaciskają.
- Dobra, dziewczyny, to gdzie się wybieramy? – Piotrek przerwał martwa ciszę. Jak się okazało, była to cisza przed burzą, bo Zibi miał dopiero wybuchnąć.
- Myślę, że do sklepu z grzebieniami, bo koleżance chyba widły ukradli.
Że co!? O nie, masz u mnie krechę jak stąd do Katowic. Albo i dalej.
- Nie ukradli, więc lepiej uważaj, bo je zaraz przyniosę i inaczej zaśpiewasz. – Warknęłam do niego.
Bartman zacisnął pięści. Atmosfera była strasznie nieprzyjemna.
- Dobra, spokój. – Zażądała nagle Anka i stanęła między nami. – A ty chodź na chwilę . – Pociągnęła mnie za nadgarstek i wciągnęła do pustej już kuchni.
- Chłopie, co ty żeś odwalił? – Piotrek aż wstał. Jak się nigdy chłopak nie denerwuje, teraz puściły nerwy. Chichy Pit naprawdę się zdenerwował na przyjaciela.
- Kurwa, słyszałeś ją? – Bartmana aż nosiło. Kompletnie nie mógł tego zrozumieć.
- Nie wszystkie laski musza się do ciebie kleić. I nie wszystkie muszą cię znać... – Skrzywił się Nowakowski mówiąc już o pół tonu ciszej.
- Nie. Ona zrobiła to specjalnie. – Warknął wciąż oburzony.
- Dobra, odpuść…
- Nie! Uraziła moje ego. I moje dobre imię. Zemszczę się. – Postanowił, a jego kolega tylko zrezygnowany pokręcił głową.
- Kurwa, słyszałeś ją? – Bartmana aż nosiło. Kompletnie nie mógł tego zrozumieć.
- Nie wszystkie laski musza się do ciebie kleić. I nie wszystkie muszą cię znać... – Skrzywił się Nowakowski mówiąc już o pół tonu ciszej.
- Nie. Ona zrobiła to specjalnie. – Warknął wciąż oburzony.
- Dobra, odpuść…
- Nie! Uraziła moje ego. I moje dobre imię. Zemszczę się. – Postanowił, a jego kolega tylko zrezygnowany pokręcił głową.
- Dziewczyno, co to było? – Anka rozłożyła ręce nic nie rozumiejąc. Ja sama wskoczyłam na kuchenny blat, wciąż cała podminowana. – Ja rozumiem, że możesz go nie trawić jak innych siatkarzy, co jest zrozumiałe…
- Nie, Anka. – odparłam. Czułam, że lada moment wybuchnę więc zacisnęłam dłonie w pięści. – Nie trawić mogę laktozy. Jego NIENAWIDZĘ. – Starannie i dobitnie zaakcentowałam targające mną uczucie. – Bezczelny typek. Czy ty go słyszałaś?
- Laska, wyluzuj, no! – Położyła mi ręce na ramionach i potrząsnęła mną. – Nie zwracaj na niego uwagi. Masz swoją godność, pamiętaj.
Gdy miałam już coś powiedzieć, uciszyła mnie spojrzeniem. Tylko ona to potrafiła. Znała moje słabe punkty i potrafiła mnie przywołać do porządku w mgnieniu oka.
- Dobra. – Burknęłam pod nosem i zeskoczyłam na podłogę.
Obie wróciłyśmy do salonu. Ku mojemu zdziwieniu, Bartmana w nim nie było.
- Wyszedł się przewietrzyć. – Poinformował Piotrek w ogóle nie pytany.
- Who cares…. – powiedziałam cicho sama do siebie. – Nic, skoro mamy gdzieś iść, to pójdę się przebrać.
Pobiegłam do pokoju i szybko nałożyłam makijaż już nie szukając swoich kosmetyków w walizce, tylko użyczając je sobie od Anki. Włosy w kolorze ciemnego blond przeczesałam tylko palcami. Wcale nie wyglądały tragicznie. Artystycznie się kręciły prawie na całej długości. Na siebie założyłam jeansowe szorty i biały top. I obowiązkowo, przyciemniane okulary przeciwsłoneczne.
Nim wyszłam otworzyłam jeszcze drzwi balkonowe, by pokój się przewietrzył. Musiałam oczywiście trafić na tego padalca. Stał już na chodniku i kretyńsko maszerował co trzy kroki zmieniając kierunek. Po chwili jednak przystanął i spojrzał w stronę balkonu; chyba poczuł się obserwowany.
Znów zademonstrował swoją wredną minę, więc pokazałam mu język.
- Żeby ci czasami wiatr nie wywiał resztek ego!! – Krzyknęłam do niego, odwróciłam się na pięcie i szczęśliwa z tego komentarza, ponownie pojawiłam się w salonie. – To co, idziemy?
Fakt, że ledwo przeżyłam naszą wyprawę, mocno zaskoczył tak samo mnie jak i Ankę.
- Nie, Anka. – odparłam. Czułam, że lada moment wybuchnę więc zacisnęłam dłonie w pięści. – Nie trawić mogę laktozy. Jego NIENAWIDZĘ. – Starannie i dobitnie zaakcentowałam targające mną uczucie. – Bezczelny typek. Czy ty go słyszałaś?
- Laska, wyluzuj, no! – Położyła mi ręce na ramionach i potrząsnęła mną. – Nie zwracaj na niego uwagi. Masz swoją godność, pamiętaj.
Gdy miałam już coś powiedzieć, uciszyła mnie spojrzeniem. Tylko ona to potrafiła. Znała moje słabe punkty i potrafiła mnie przywołać do porządku w mgnieniu oka.
- Dobra. – Burknęłam pod nosem i zeskoczyłam na podłogę.
Obie wróciłyśmy do salonu. Ku mojemu zdziwieniu, Bartmana w nim nie było.
- Wyszedł się przewietrzyć. – Poinformował Piotrek w ogóle nie pytany.
- Who cares…. – powiedziałam cicho sama do siebie. – Nic, skoro mamy gdzieś iść, to pójdę się przebrać.
Pobiegłam do pokoju i szybko nałożyłam makijaż już nie szukając swoich kosmetyków w walizce, tylko użyczając je sobie od Anki. Włosy w kolorze ciemnego blond przeczesałam tylko palcami. Wcale nie wyglądały tragicznie. Artystycznie się kręciły prawie na całej długości. Na siebie założyłam jeansowe szorty i biały top. I obowiązkowo, przyciemniane okulary przeciwsłoneczne.
Nim wyszłam otworzyłam jeszcze drzwi balkonowe, by pokój się przewietrzył. Musiałam oczywiście trafić na tego padalca. Stał już na chodniku i kretyńsko maszerował co trzy kroki zmieniając kierunek. Po chwili jednak przystanął i spojrzał w stronę balkonu; chyba poczuł się obserwowany.
Znów zademonstrował swoją wredną minę, więc pokazałam mu język.
- Żeby ci czasami wiatr nie wywiał resztek ego!! – Krzyknęłam do niego, odwróciłam się na pięcie i szczęśliwa z tego komentarza, ponownie pojawiłam się w salonie. – To co, idziemy?
Fakt, że ledwo przeżyłam naszą wyprawę, mocno zaskoczył tak samo mnie jak i Ankę.
~* * *~
Drugi rozdział szybciutko, bo mam na razie gotowca. :)
Mam nadzieję, że szybko pojawicie się na moim blogu! Raz, raz i czytać!
A teraz ... taki tam Bartman i Nowakowski w akcji.
Drugi rozdział szybciutko, bo mam na razie gotowca. :)
Mam nadzieję, że szybko pojawicie się na moim blogu! Raz, raz i czytać!
A teraz ... taki tam Bartman i Nowakowski w akcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz