piątek, 19 lipca 2013

17. Wredna, wścibska i rządna władzy nad wszystkim, co żyje.

- Julka, trzeba już jechać. - Ktoś delikatnie mnie trącał, bym się obudziła. - Słońce wschodzi, niedługo się zrobi ruch na drogach.
  Niechętnie podniosłam zaspane powieki. Nie pamiętałam już jak i kiedy zasnęłam, a sądząc po twarzy Bartmana, on chyba nawet oka nie zmrużył.
  Pomógł mi wstać. Faktycznie trzeba było już jechać. Musiałam dojechać, wziąć prysznic, przebrać się i zdążyć przed południem na ten komisariat, mimo że najchętniej zapomniałabym o całej sprawie.
  Na zewnątrz się już rozjaśniało, nie słychać było już typowo nocnych dźwięków tylko poranny świergot ptaków. Rześkie powietrze już do końca postawiło mnie na nogi.
Siatkarz wrzucił nasze torby do bagażnika piotrkowego samochodu, a ja w tym czasie zajęłam miejsce obok kierowcy. Pozostali jeszcze twardo spali i nie miałam ich serca budzić.
- Spałeś w ogóle? - Zapytałam Bartmana, gdy zajął miejsce za kierownicą.
- No, trochę. - Odpowiedział nie spoglądając na mnie. Kłamał.
  Odpalił silnik i powoli wyjechaliśmy na główną drogę. Tam już podniósł prędkość i sunęliśmy zupełnie pustą droga w stronę Rzeszowa.
- Wiesz, wczoraj… - Zaczęłam niepewnie.
- Nie mów mi o wczoraj. - Przerwał mi gwałtownie. Widziałam, że mocno ściska kierownicę i zaciska szczękę. - Dalej nie mogę sobie wybaczyć tego, że przeze mnie mogło ci się coś stać. - Widziałam, jak ścisnął mocniej kierownicę.
- To nie twoja wina. - Nie chciałam, żeby obwiniał się o moją głupotę.
- Moja. Byłaś na mnie zła, a ja jak zwykle nie potrafiłem trzymać języka za zębami.
  Ścisnęło mnie w gardle. W głowie pojawił mi się obraz rozanielonej Karoliny, opowiadającej jak to z Bartmanem spotykali się i jak bardzo chce, by znowu byli razem.
- Byłam zła, ale na siebie… i w końcu to do mnie dotarło.
Siatkarz oderwał na chwilę wzrok z jezdni i spojrzał na mnie pytająco.
- Byłam zazdrosna. - To, co dopowiedziałam, było najświętszą prawdą. Szkoda tylko, że zrozumiałam to dopiero po tych fatalnych wydarzeniach.
  Zibi chwilę myślał.
- Byłaś zazdrosna, bo Karolina się o to postarała. A ja w ogóle nic od niej nie chciałem… - Tłumaczył wpatrując się w drogę w oddali. - A ona non stop się do mnie kleiła. Chciałem już od niej odejść, ale wtedy przyszłaś skądś z Mateuszem i w ogóle na mnie nie zwracałaś uwagi. Też byłem zazdrosny.
  Zazdrosny? Dobre sobie!
- No, proszę cię. O Mateusza? - Zaśmiałam się. To mi znacznie poprawiło humor. - Cóż, dobrze, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Nie wszystko…- Znów na mnie spojrzał, jednak teraz jego spojrzenie było pełne nadziei.
Dobrze wiedziałam, o co mu chodzi. Ale i tak musiałam to przemyśleć.
- Zostawmy to na razie, proszę.
Posłuchał i nie wracał do tego tematu już do końca drogi do Rzeszowa. Rozmawialiśmy natomiast o tysiącach innych, głupich i bezsensownych rzeczach, które znacznie poprawiły nam humory.
Jak widać, ogień  z wodą czasem potrafią się dogadać.
Gdy minęliśmy zieloną tabliczkę z napisem „Rzeszów” poczułam się dziwnie spięta. W sumie wcześniej nie myślałam nad tym, co powiem na komisariacie. W ogóle o tym zdarzeniu starałam się nie myśleć, a co dopiero o nim rozmawiać.
Ale był ze mną Bartman i czułam się mniej zdenerwowana. Co ja bym bez niego zrobiła?
- TO co, podrzucę cię do domu i sam do siebie na chwilę skoczę, - zaproponował Zibi spoglądając to na mnie, to na drogę - a koło dwunastej po ciebie przyjadę.
- Nie, nie. - Zaprzeczyłam nagle. Siatkarz spojrzał na mnie zdziwiony. - Poprosiłam Ankę, żeby nie mówiła rodzicom, co się stało. Jakbym nagle weszła do ich domu, zaczęli by pytać itd…
-Dobra, to skoczymy do mnie. - Z ust mi to wyjąłeś, Zbigniewie Bartmanie.
Na małym rondku, zamiast skręcić w prawo, odbił w przeciwną stronę trzecim zjazdem. Wydawał się być nagle skupiony, coś analizował. Miałam nadzieję jedynie, że się nagle nie rozmyśli czy coś... Czułam się okropnie spocona, zmęczona i pomógłby mi nawet szybki prysznic. W takim stanie nie mogłam iść na ten komisariat.
Tylko raz byłam u Bartmana, jednak rozglądałam się zaciekawiona jak po raz pierwszy, gdy wjechaliśmy na osiedle dosyć nowoczesnych, ładnie pomalowanych w pastelowe kolory bloków mieszkalnych. Wyglądały nieziemsko na zewnątrz, a co dopiero w środku. Moje katowickie mieszkanie to nic w porównaniu z tym, jak mieszka zielonooki siatkarz.
- No, to jesteśmy. - Zaparkował naprzeciwko ostatniego bloku, po czym groźnie na mnie spojrzał. - Ani słowa na temat bałaganu.
  Zachichotałam i wyskoczyłam z samochodu. Bartman wziął nasze torby i skierowaliśmy się do klatki.
  Jego mieszkanie znajdowało się na drugim piętrze po prawej stronie. Przepraszam, nie mieszkanie. W porównaniu z moim „lokum” w Katowicach to był APARTAMENT. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, gdy weszliśmy do jego mieszkania to typowa dla niego nowoczesność i… porządek.
- Och, no tak. Miałeś rację z tym bałaganem. - Rzuciłam z  sarkazmem. Wszystko było wypucowane i wręcz mi to nie pasowało do roztrzepanego Bartmana. - Może chowasz gdzieś w szafie pokojówkę?
  Siatkarz uciszył mnie palcem.
- Nie, coś mi tu nie gra… - Rzucił niepewnie ściągając buty. Zrobiłam to samo.
- No w końcu wróciłeś! - Głos kobiety mocno mnie zszokował, a gdy wyskoczyła na nas do przedpokoju, po prostu skamieniałam.
- Mama!? - Krzyknął również zszokowany Bartman. - Co ty tu robisz?
  Elegancka, krótko ścięta kobieta wydęła usta.
- No, ładnie mnie witasz. - Oburzyła się. Kompletnie nie wiedziałam, co zrobić. Siatkarz najwyraźniej też. Wciąż stałam za plecami siatkarza, może jeszcze udałoby mi się zwiać? - No, kogo tam chowasz, co? Nie mówiłeś, że mieszkasz z dziewczyną. - Mierzyła mnie badawczo wzrokiem. - Nie, ty nawet nie mówiłeś, że masz takową…
  Widziałam, że siatkarz momentalnie zrobił się zły. Cóż, sama nie byłabym szczęśliwa, gdyby w katowickim mieszkaniu powitała mnie moja mama - z wiadomych przyczyn. Ale on… może był bardziej zaszokowany niż zły.. chociaż, kto tam go wie.
Nagle odkryłam, że nic o nim nie wiem. Ani o nim, ani o jego rodzinie. CHyba naprawdę byłam egoistką, bo liczyłam sie zawsze tylko ja i moje wielkie ego.
- Jestem Julia. Julia Sosnowska.- Przedstawiłam się wychodząc lekko przed chłopaka. Musiałam mu jakoś pomóc. - Miło mi Panią poznać. - Dodałam szybko.
Kobieta milczała. Zmarszczyła jedynie brwi wciąż mi się przyglądając, co było naprawdę krępujące. To nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy. Miała w sobie to coś… przez co nie potrafił się człowiek odezwać. Nawet Bartman nie mógł wykrztusić z siebie słowa.
- No cóż, nie spodziewałam się, że spotkam blondynkę. - Czemu ona wyglądała na obrażoną?
  Ze zdziwienia aż uniosłam brwi. CO jak co, ale Pani Bartman miała tupet, żeby tak powiedzieć.
- Co tu robisz? - odezwał się w końcu siatkarz. Robiła się nieprzyjemna atmosfera. - Mogłaś powiedzieć, uprzedzić, że przyjeżdżasz. - Skrzywił się.
- Po pierwsze, kultura wymaga, żeby nie stać na przedpokoju z gośćmi. - Odwróciła się na pięcie i weszła do salonu. Powoli poszliśmy za nią.
- Nie musisz z nią rozmawiać. - Powiedział do mnie Bartman konspiracyjnie, zanim dołączyliśmy do jego mamy. - Nie jesteśmy jeszcze parą - na słowo „jeszcze” dosłownie mi serce mocniej zabiło - więc nie musisz jej nic mówić.
- Słuchaj, i tak ci wiszę przysługę. - Położyłam mu rękę na ramieniu. Dlaczego tak bardzo chciał uniknąć mojej konfrontacji z jego mamą? Dobra, też nie chciałabym, aby spotkał kiedykolwiek moją. Ale jego… poza tym, że wygląda na tyrana i ma przewagę psychiczną nad samym Zbigniewem Bartmanem (co jest nie lada osiągnięciem), może jakoś uda mi się ją udobruchać?
  Usiedliśmy wygodnie na długiej kanapie, podczas gdy ona siedziała wyprostowana w fotelu i dalej się nie uśmiechała.
- Zbyszek, idź zrób coś do picia.- poinstruowała syna-  Dla mnie kawę.
- Dla mnie też. - Uśmiechnęłam się do chłopaka, który spojrzał na mnie niepewnie. Zrobiłam minę typu „idź, poradzę sobie”, a on niechętnie wstał i pomaszerował do kuchni.
Oczywiście, chciałam poznać drugą kobietę, która potrafi zawładnąć nad rozognionym Bartmanem. Jednak nei spodziewałam się, że to samo będzie chciała zrobić ta kobieta ze mną, poczynając od przesłuchania.
- Skąd jesteś? - Pierwsze, banalnie pytanie. Ale to normalne, że chciała wiedzieć. - Studiujesz, pracujesz?
- Z Katowic. Tam studiuję.
- Jak się tu znalazłaś?
 Eee?
- Przyjechałam z przyjaciółką do jej rodziców na wakacje.
- A twoi rodzice?
Moje ciało przeszyły ciarki.
- Mają się świetnie. - Burknęłam. Zaczynało mnie to powoli irytować.  CO jak co, ale ich nie chciałam w to mieszać.
- Planujesz tu zamieszkać?
Że co?!
- Nic jeszcze nie planuję. - W moim przypadku nie warto nic planować. - Najpierw skończę studia.
- TO jak to sobie wyobrażasz?- Nie dawała za wygraną.
- Ale co?
- Przyszłość z moim synem.
Poprawiłam się krzyżując ręce i zakładając nogę na nogę. To bbyła moja pozycja obronna.
- Nie planujemy jeszcze żadnej przyszłości.
- Jak to nie? - Parsknęła. - Mieszkasz z nim nie po bożemu, w ciążę możesz zajść lada moment i co, wrócisz do Katowic z brzuchem jak gdyby nigdy nic?
- Wyjaśnijmy coś sobie. - Podenerwowałam się naprawdę. Na te słowa pani Bartman wytrzeszczyła na mnie oczy, zupełnie nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. - Po pierwsze, nie mieszkam z nim. Po drugie, nie sypiam z nim, więc nie zajdę w ciążę. A po trzecie, to, co zrobię później, to tylko i wyłącznie moja sprawa. - Kobieta zaniemówiła. - A jeśli coś będę planowała ze Zbyszkiem, to na pewno się o tym Pani dowie. - Uprzedziłam, po czym jeszcze dodałam. - Prędzej czy później.
Między nami panowała niezręczna cisza, kiedy Bartman przyniósł trzy kawy i postawił na ławie. Odechciało mi się już kofeiny, Bartmanowa mi wystarczająco adrenalinę podniosła.
- Chcę porozmawiać z synem. Na osobności. - Zażądała.
- Dobrze. - Wstałam, a siatkarz mnie złapał za rękę zatrzymując. Bał się, że zwieję? - Powinieneś porozmawiać z mamą. Ja pójdę do łazienki się ogarnąć.

  Schowałam się w dosyć dużej łazience i szybko zrzuciłam z siebie przepocone ubrana. Mama Bartmana mi nieźle dopiekła i czułam się jeszcze gorzej, niż przed wejściem do tego mieszkania.
Ona była gorsza niż diabeł. Wredna, wścibska i rządna władzy nad wszystkim, co żyje. Powoli zaczynałam rozumieć, dlaczego tak bardzo nie chciał mnie zostawiać z nią sam na sam. poprzednie dziewczyny pewnie od razu kuliły pod siebie ogon i spieprzały gdzie pieprz rośnie. No bo która chciałaby mieć taką teściową?
  Poczułam przyjemny dreszcz, gdy ciepła woda obmyła moje ciało. Na dworze było upalnie, więc starałam się utrzymać temperaturę lejącej się na mnie wody pomiędzy niebieską a czerwoną kreską. Poczułam, jak spływa ze mnie wstyd, złość, rozgniewanie, strach… praktycznie wszystkie uczucia, poza jednym. Tym, które od wczorajszego wieczora rozpala mnie od środka i wprawia moje serce w szybszy rytm.
Nie wiem, ile czasu minęło, jednak gdy wyszłam z kabiny prysznicowej i przysłuchałam się, usłyszałam mocne trzaśnięcie drzwiami.

Bartman wiedział, co zamierzała jego matka wysyłając go po kawę do kuchni. Normalnie nie zostawiłby Julki samej, ale widząc jej zdecydowaną minę postanowił spróbować. Kto jak nie ona, poradzi sobie z tą kobietą?- pomyślał. Poza tym jeśli byliby razem, prędzej czy później by ją spotkała, choć wolałby w ogóle tego uniknąć. Wszystkie poprzednie dziewczyny, wszyściutkie, zostały stanowczo spławione przez jego matkę, dlatego Zbyszek tak niechętnie podchodził zawsze do dziewczyn. Nawet jego związek z Karoliną rozpadł się poniekąd przez nią. Ale teraz to już nie było ważne. Wtedy oboje byli młodzi i  zbyt podatni na decyzje dorosłych. Ale teraz, nie wybaczyłby matce, gdyby Julki również się pozbyła.
Między paniami panowała niezręczna cisza, kiedy Bartman przyniósł trzy kawy i postawił na ławie.
Obydwie wyglądały na mocno wzburzone.
- Chcę porozmawiać z synem. Na osobności. - Zażądała matka.
- Dobrze. - Powiedziała Julka wstając gwałtownie. Zbyszek instynktownie złapał ją za rękę. - Powinieneś porozmawiać z mamą. Ja pójdę do łazienki się ogarnąć.
Gdy wyszła z pokoju wiedział, że zaraz rozpęta się wojna.
- Z tego nic a nic nie będzie! - Uderzyła rękoma o oparcia fotela. Bartmanowa była naprawdę zdenerwowana. - Jest niezdecydowana, rozkapryszona i niedojrzała! - Skwitowała ją.
  Siatkarz siedział cicho, podpierając się łokciami na kolanach i wpatrywał się w matkę ciekawy, co jeszcze powie.
- Zresztą ty jesteś nie lepszy. Sprowadzasz sobie jakieś lalunie nie wiadomo skąd! Myślałam, że wydoroślałeś!
- Wiesz co? - Wstał gwałtownie. Matka spojrzała na niego pytająco. - Tam są drzwi. - Pokazał palcem w stronę korytarza. - Nikt ci nie karze rozmawiać z niedojrzałym synem i rozkapryszoną lalunią.
  Pani Bartmanowej jakby w pysk strzelił. Wstała niezwykle oburzona i wyszła, trzaskając za sobą drzwiami.
  Siatkarz ponownie opadł na kanapę i złapał się za głowę. Palcami przeczesał swoje włosy kompletnie rujnując pozostałości ładu i składu. Tak nie miało być. Julka nie powinna jej spotkać tak wcześnie. Poza tym, ona nie odpuści. Znajdzie sposób, żeby pozbyć się kolejnej dziewczyny z jego życia.
  Był tak zamyślony i pogrążony we wspomnieniach z ubiegłych lat, że nawet nie zauważył jak blondynka stanęła w progu drzwi.
- Pożyczyłam twoją koszulkę, leżała na szafce w łazience. - Powiedziała.-  Z tego wszystkiego zapomniałam wziąć jakieś ubranie z torby na zmianę… - podrapała się po głowie.
  Bartman spojrzał na nią i zaniemówił. Patrzył z otwartą buzią wprost nie dowierzając. Julka wyglądała cholernie seksownie w jego stanowczo za dużej koszulce i mokrych włosach.
- No, nie ma problemu. - Ogarnij się, chłopie. Wyglądasz jak napalony psychopata.
- Boże, jaka ulga… - Julka podeszła i opadła obok siatkarza na kanapie. - Mam nadzieję, że nie miałeś przeze mnie problemów? - Nawiązała do poprzedniej wizyty.
- Nie. Nie przejmuj się tym. - lekko odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął się. - W końcu postawiłem sprawę jasno.
- TO znaczy?...
- Nie ma za bardzo o czym mówić. Nigdy się z nią nie dogadywałem. - Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy był sztuczny. Zresztą, czyj by nie był w takiej sytuacji?
Julka go rozumiała az za dobrze. Ścisnęła jego rękę, którą trzymał na udzie.
- Przykro mi. - Tylko tyle powiedziała, jednak siatkarz już tego nie zarejestrował.  Jej gwałtowny i pewny siebie dotyk sprawił, że zapomniał o Bożym świecie, a te błękitne oczy po prostu go zahipnotyzowały.
- Julka, ja….

Gdy siedzieliśmy obok siebie tak blisko i aż za blisko, nie potrafiłam oderwać od niego oczu. Wszystkie minione wydarzenia sprawiły, żę pomimo wielkiej niechęci naprawdę się do niego zbliżyłam i nie mogłam tego ukrywać. Ani przed nim, ani przed samą sobą, choć wiedziałam, że naprawdę będę tego gorzko żałować.
Ja, albo i sam Bartman…
- Julka, ja…. - szepnął do mnie słodko przerywając ciszę.
- Ciii… - uciszyłam go.
Zbliżał się w moją stronę, a ja kładłam się coraz bardziej na kanapie, wciąż nie spuszczając z niego wzroku. Jego ciało w końcu znalazło się całkowicie nade mną, a twarz zaledwie kilka centymetrów dalej od mojej.  Moje serce biło mocniej, oddech przyspieszył. Ciało przeszywały przyjemne dreszcze. Sam fakt, że nakrył mnie swoim ciałem był cholernie elektryzujący i podniecający.
A wtedy…
In this California king bed
- Cholera! -Syknęłam słysząc dźwięk mojego telefonu, gwałtownie odpychając od siebie chłopaka. O mały włos a runąłby jak kamień na podłogę.
we`re ten thousand miles apart… !
Zgarnęłam telefon z ławy i  zgarnęłam mokre włosy do tyłu.
- Halo? - Odebrałam wciąż ledwo łapiąc oddech. - Dzień dobry.
  Dzwonił policjant. Porozumiewawczo spojrzałam na chłopaka. Siedział i wpatrywał się we mnie przygryzając wargę, a minę miał tak przykrą jak stary, bezdomny pies.
- Tak, - skupiłam się na rozmowie - przyjadę później. Nie ma najmniejszego problemu.
Gdy policjant coś jeszcze mówił Bartman wstał i się wyciągnął. Pokazał mi gestami, że pójdzie wziąć prysznic. Jak automat złapałam go za rękę, by poczekał.
- Tak, nie ma problemu. Dziękuję za telefon, do widzenia. - Zakończyłam rozmowę i położyłam telefon na swoim dawnym miejscu.
Wstałam i zatarasowałam mu drogę.
- Co jest? - Zapytał siatkarz.
- Mamy przyjechać na piętnastą, bo policjant dyżurujący musiał gdzieś interweniować … - Skróciłam mu cały monolog policjanta. Westchnęłam. - Szkoda, bo miałam nadzieję, że zajedziemy jeszcze na wieczór nad jezioro.
- Dobra, to ja idę wziąć prysznic. Śmierdzę jak dzika świnia. - Jeknął pod nosem i minął mnie.
 I co, Julka, chcesz to tak zostawić? Jak nie teraz to kiedy?
- Bartman! - Krzyknęłam za nim. Zatrzymał się w drzwiach i odwrócił patrząc na mnie pytająco.
- Co Sosnowska? - Odwdzięczył się nazwiskiem i uśmiechając się cwaniacko.
I ten cały romantyzm szlag trafił.
- A idź, - machnęłam na niego ręką - idź się umyj bo faktycznie śmierdzisz. - Fuknęłam.
- Chcesz mnie umyć? - Wyszczerzył się jeszcze bardziej.
Cały Bartman. Zaczynam wierzyć w to, że parę minut temu na kanapie po prostu zasłabł.
- Kpisz. - Skrzywiłam się.
Głośno śmiejąc się wszedł do łazienki, a ja na zwiady po jego mieszkaniu.
TO chyba było normalne, że weszłam do jego pokoju. Powiadają, że pomieszczenie faceta powie ci o nim prawdę. I tak było i w tym przypadku; w oszklonym regale stały jego puchary, medale i dyplomy zbierane od kilkunastu lat. Cały Zbyszek. Naprawdę skupił się na siatkówce. Zresztą widać efekty. Przecież gra w reprezentacji! Osiągnął wszystko to, o czym ja kiedyś marzyłam, do czego dążyłam.
 Posmutniałam. "Nie jesteśmy JESZCZE parą" - krążyły mi jego słowa w głowie. Brzmialy jak obietnica, jak... wyznanie zauroczenia? Kompletnie nie znałam się na tych sprawach, bo z reguły unikałam zakochania i miłości. I teraz tak też chyba powinnam zrobić... W końcu nie mogłam pozwolić, żeby przeze mnie rujnował swoją karierę, a tak się stanie na pewno, zakładając że ze mną będzie.
Czułam, jak w moich oczach gromadzą się łzy. Usiadłam na jego miękkim łóżku próbując się doprowadzić do porządku. - Spokojnie, Julka - mówiłam sobie w myślach - i tak za niedługo wyjeżdżasz. Jeszcze tydzień, maksymalnie dwa tygodnie i żegnaj Rzeszów.
Nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu. Znowu. Spojrzałam na wyświetlacz, dzwoniła Anka.
- No? - Zapytałam przykładając komórkę do ucha.
- Julka, ja... - W jej głosie słyszałam smutek. Płakała.
Spodziewałam się od niej telefonu, ale nie z takimi informacjami...

~*  *  *~
Witam Was wszystkich w nowym dniu. 
Nad morzem słońce. Na szczęście. Ale to nie zmienia faktu, że kolejny rozdział zapewne wrzucę wieczorem, bo mam jakąś taką dziwną wenę twórczą ;D 
Ale to chyba i lepiej? Lepiej i dla Was i dla mnie. :)
Piszcie, co sądzicie! 

A teraz co nieco znad Bałtyku.... Moja Mała Sis! ;3





8 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe, jak zwykle!
    Czekam na kolejny ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Głupi telefon przerwał Julce i Bartmanowi.. ; / a może wtedy w końcu powiedzieliby sobie co do siebie czują..
    No i ten telefon od Anki, ciekawe co się stało..
    Rozdział jak zwykle świetny :)
    Czekam z wielką niecierpliwością na kolejny. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny !! CZekam !! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem ciekawa kiedy oni sobie powiedzą co do siebie czują.

    OdpowiedzUsuń
  5. Początek rozdziału bardzo romantyczny :D I ten moment kiedy się mieli pocałować ... Oni mają chyba jakiegoś pecha co do tych momentów bo zawsze ktoś lub coś im przeszkodzi :(
    Ale matka Zibiego trochę mnie zdenerwowała .Mam nadzieję że nie rozwali ich uczucia .Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D Może dodasz go troszkę wcześniej niż wieczorem ??
    PS .Jak tam nad naszym Polskim Bałtykiem ??Mocno opalona ?:D
    Życzę fajnego wypoczynku :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ale mnie zaintrygowałaś.. kurde, czekam na wiecej!
    moze dodasz cos jeszcze dzisiaj?

    OdpowiedzUsuń
  7. to znaczy jeden rozdział to już wiemy, ale jeszcze może taki mały bonusik? :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział ;))
    Czekam na następny!
    Jak anonimek u góry mam nadzieję na mały bonusik. ;)

    OdpowiedzUsuń