piątek, 26 lipca 2013

31. Dziękuję, że pokazałaś mi jak żyć.

 Siatkarz powoli podnosił powieki. Były takie ociężałe i przemęczone. Ale postarał się i gdy już mu się udało otworzyć choć trochę oczy, ponownie je zmrużył. Głowa tak bardzo go bolała. I mięśnie. O tak, to chyba najbardziej.
Początkowo nic do niego nie docierało. Powoli się rozglądał. Leżał w białej pościeli, a wokół niego były białe ściany... i ten zapach zmieszanych lekarstw i  innych medycznych rzeczy... Szpital?..
Szpital na pewno - pomyślał - ale co on tu robił? Przecież przed chwilą był mecz... Mecz i kontuzja...
Ledwo podniósł się podpierając rękoma. Na nodze miał gips, albo szynę gipsową.. sam nie do końca wiedział. Obraz mu się tak strasznie rozmazywał i wszystko co białe wokół niego, łącznie z opatrunkiem na nodze, zlewało się.
Z powrotem opadł na poduszkę i zacisnął pięści. Dlaczego miał jakąś taką czarną dziurę w głowie i tak wolno sobie wszystko przypominał? To było takie irytujące.
Nie, Zbyszek. Skup się.- Rozkazał sobie w myślach.
Przypomniał sobie tie-breaka, kontuzję kolana, a potem radość ze zwycięstwa. Razem z kolegami poszli do autokaru z brązowymi medalami na piersiach. I odjeżdżali spod Spodka.
- Cholera! - Mimowolnie wydobyło się z jego krtani przekleństwo.
Julka! Co z Julką?!
 Szybko wyskoczył z łóżka i zgarnął stojące obok kule. Nie zauważony przez nikogo, pędząc w stronę schodów. Skacząc to o kulach, to na jednej nodze, dostał się na ostatnie piętro na odpowiedni oddział i wręcz dobiegł do ostatnich drzwi, z których właśnie wyszła starsza pielęgniarka.
  Zdyszany oparł się o ścianę ciężko dysząc. Siostra spojrzała na niego niepewnie.
- W porządku? - Zapytała z troską w głosie.
  Siatkarz wyprostował się i zerknął nad jej ramieniem. Obydwa łóżka ustawione teraz obok siebie stały puste.
Zbyszkowi stanęło serce.
- Gdzie ona? - Wysapał. Widząc zdezorientowanie na twarzy pielęgniarki dodał - ta dziewczyna, co leżała w tej sali.
  Kobieta zmarszczyła brwi. Posmutniała..
- Przykro mi... - Westchnęła.- Ona nie żyje.
  Bartman zamrugał. Jak to? Przecież... przecież to niemożliwe.
  Na jego twarzy pojawił się grymas przypominający uśmiech. - Pani zartuje. - Powiedział. Ona jednak pokręciła głową.
Nic nie powiedziawszy minęła go i powróciła do pracy.
A on?... Nogi się pod nim ugięły. Bezwiednie oparł się o szpitalną ścianę i powoli osunął na podłogę. Patrzył ślepo w jakiś punkt przed twarzą. Zielone oczy momentalnie poszarzały i wydobyły się z nich gęste łzy. Nie, to był potok łez. ALe ZByszek jakby tego nei zarejestrował. Po prostu siedział i płakał. Kąciki ust były takie ociężałe, że ciągnęły ku dołowi.
Jak to możliwe?... Przecież to nie mogło się tak po prostu skończyć. Nie teraz. Kurwa! Przecież jeszcze wczoraj żyła! Miał być przeszczep! Miała wyzdrowieć i być szczęśliwą, z nim czy bez niego!
- Kurwa mać! - Wrzasnął na całe gardło.
Zmarszczył brwi i nos. Zacisnął pięści. Smutek obracał się w złość i gniew. Miał taką ochotę coś rozwalić!
Ale zaraz potem emocje znowu opadły. I jedyne, czego chciał, to umrzeć...

 Wszyscy siedzieli na szpitalnym korytarzu i oczekiwali. Nowakowski mocno trzymał Ankę za rękę, która wciąż płakała. Ruda chodziła w tę i z powrotem wzdłuż korytarza. No a Grzesiek próbował tłumić targające nim emocje chowając twarz w dużych dłoniach.
  Wszyscy zesztywnieli, gdy obok nich pojawiła się pielęgniarka. 
- Wasz kolega zniknął z sali. - Wyglądała na przestraszoną. - Nie widzieliście go?
Mówiła o Zbyszku. Zbyszku, który walał się gdzieś z gipsem na nodze. Kretyn do potęgi n-tej.
- Boże, co za debil! - Warknęła Anka. Jalkby mieli za mało problemów, to jeszcze on gdzieś zniknął.
- Spokojnie.. - Pogłaskał ją po włosach Piotrek.
Od raz zamilczała. Jego dotyk teraz działał na nią tak uspokajająco jak nigdy...
- Jeśli się obudził i przypomniał, co się wczoraj działo, to mógł być tylko w jednym miejscu. - Grzesiek myślał na głos. Potem zwrócił się do przyjaciół i do pielęgniarki. - Pójdę po niego.
  To było do przewidzenia. Bartman po przebudzeniu na pewno pamiętał, jak ratowali Julkę na jego oczach - tak długo i bezskutecznie. Na pewno poszedł sprawdzić czy dziewczyna leży na swojej sali. Kosa musiał się pospieszyć, nim siatkarz zrobi coś głupiego. Przecież na pewno jej tam nie zastał. Jej tam nie ma...
  Kosa zatrzymał się na drugim końcu korytarza. Zobaczył go. Siedział przy ścianie garbiąc się, w zupełnym bezruchu.
- Zbyszek! - Krzyknął do niego i od razu ruszył w jego stronę szybkim krokiem.
  Odwrócił twarz w jego stronę. To był straszny widok. Był cały zapłakany. Ten twardy ZByszek Bartman po prostu pękł. Złamał się. Ta cała sytuacja go zabijała.
- Ona nie żyje, Grzesiek! - Krzyknał rozgoryczony. - Ona nie żyje! Nie żyje! - Powtarzał. - TO moja wina! Co ja teraz zrobię!?
- ZByszek, przestań! - Klęknął obok niego i złała za ramiona, potrząsając nim i przywodząc do rzeczywistości. jego przyjaciel odpływał. Nie myślał realnie. - Zbyszek, Julia żyje!
  Zbyszek przestał płakać. ROzluźnił mięśnie twarzy i powoli robił to też z większymi mięśniami ciała, które jeszcze przed chwilą były napiete.
- Ona naprawdę żyje. - Powiedział Grzesiek uspokajając go do reszty.
- Ale pielęgniarka powiedziała...
- To nie ona umarła... To jej koleżanka z pokoju, wczoraj wieczorem...

  Kiedy na dobre odzyskałam przytomność, zorientowałam się, że jestem w innym miejscu - w pomieszczeniu, które przypominało wielką salę szpitalną. W rękę nadal miałam wkłuty wenflon, ale od wszystkich innych urządzeń mnie odłączono.
Rozejrzałam się wkoło i od razu tego pożałowałam. Miałam tak ścierpnięty kark, że przez gwałtowne ruchy aż jęknęłam z bólu.
W tym momencie jak na zawołanie na salę wszedł wysoki lekarz w białym fartuchu. Doktor Nowak. Wyglądał na naprawdę złego, ale ja i tak słabo się do niego uśmiechnęłam.
- Długo tu jestem? - Zapytałam.
Mówienie przychodziło mi jeszcze z wielką trudnością. Nie byłam nawet przekonana, czy usłyszał moje słowa.

- W tej Sali jakieś 5 godzin. Po przeszczepie leżałaś na intensywnej terapii.
 Wzdrygnęłam się.
- Intensywnej terapii? - Coś szło nie tak?
- Byłaś na tyle nierozważna opuszczając szpital w swoim stanie, że jako lekarz tego nie popieram. Zwłaszcza że przestałaś oddychać i ledwo cię uratowali. - Skrzyżował ręce na piersiach. - Aczkolwiek jako człowiek cieszę się, że go zdążyłaś złapać nim odjechał...
  Wyraźnie mi ulżyło.
- Przeszczep zrobiliśmy w dosłownie ostatniej chwili, Julia, i to nie jest powód do dumy. - Westchnął przysiadając na końcu mojego łóżka. - Powinnaś się na niego zdecydować wcześniej.
- Wiem, ale…
- Ja rozumiem, - przerwał mi - że nie chciałaś brać szpiku od siostry, bo nie chciałaś jej wykorzystywać od razu po waszym pierwszym spotkaniu. Ale ty prawie umarłaś!
  Wyznanie lekarza Nowaka mocno mnie zszokowało. Tak dobrze mnie znał...
- Byłaś już na skraju, na granicy. Musieliśmy wywołać śpiączkę farmakologiczną od razu po przeszczepie. A potem z każdą minutą modliliśmy się o jakiś cud. 
- „my”?... - Wyłapałam. Dopiero teraz zaczęłam zastanawiać się, gdzie są wszyscy. Anka, Kamila, Piotrek i… - Gdzie on…?
  Przełknęłam ślinę. Czułam, jak robi mi się niedobrze. Czy on….
- Spokojnie. Nie wyjechał. - Uspokoił mnie.
Dopiero teraz zauważyłam, że wstrzymywałam powietrze, więc spokojnie je z siebie wypuściłam łapiąc głęboki oddech. Jeszcze nie do końca czułam swoje ciało i trochę mnie to irytowało.
- Zapewne chcesz go zobaczyć… - przytaknęłam na jego słowa. - No tak, a ja cię tu zagaduję…
  nim odszedł, złapałam go za rękę.
- Panie doktorze, ja… dziękuję. - Nie pamiętam, kiedy z moich ust wydobyły się takie szczere słowa. - Dziękuję za troskę i za ratunek.
 On się jedynie zaśmiał.
- TO moja praca. - Uśmiechnął się czule. - Choć nie powiem, że byłaś jedną z niewielu pacjentek, które traktowałem wręcz jak własną córkę. - Pogłaskał mnie po włosach. - Ale i tak największa robotę odwalił ten twój siatkarz.
Spojrzał w stronę drzwi. Bartman zaglądał do pokoju.
Znowu zachciało mi się płakać, cholera!
- No cóż, idę. - Uśmiechnął się i puścił mi oczko. - Powodzenia.
Doktor Nowak położył rękę na ramieniu siatkarza i się do niego uśmiechnął. Chwilę potem odszedł, a na salę wszedł Bartman. O kulach. W białej jak śnieg szynie na nodze.
- Boże. - Wysapałam. Kompletnie zapomniałam o jego kontuzji. - Ja…
- Nic nie mów, przeżyję. - Usiadł gdzieś w połowie mojego łóżka. Przyglądałam mu się naprawdę zmartwiona. - Trochę w tym ustrojstwie pochodzę i wracam do gry.
Zachciało mi się płakać. Znowu. Przypomniałam sobie, jak biegł w moją stronę przez parking. Przecież już wtedy musiała go boleć noga….
Jaką ja jestem egoistką. Najpierw dochodzi do urazu, oczywiście przeze mnie, a potem o tym zapominam…
- Dobrze się już czujesz? - Jego pytanie przywróciło mnie do świata, z którego powoli odpływałam. Spoglądał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Jeszcze godzinę temu myślałem, że nie żyjesz...
  Serce podeszło mi do gardła.
- Ja… przepraszam za to wszystko. - Spuściłam wzrok.
Przez to wszystko, co się wydarzyło, wprost nie mogłam spojrzeć w te zielne oczy. Bałam się.

  Siatkarz złapał mnie za rękę.
- Nie przepraszaj. - Poprosił cicho. - Najważniejsze, że już po wszystkim. Przeszczep się udał. Już nie musisz myśleć o chorobie.
 Zmarszczyłam brwi i lekko podniosłam wzrok. Siatkarz na mnie patrzył lekko uśmiechając się pod nosem.
 Och, Zbyszku. Nie wierzę, że tu jesteś. Obok mnie. Jeszcze wczoraj byłeś taki odległy. A dzisiaj siedzisz tu, trzymasz mnie za rękę i spoglądasz na mnie z tą ogromną miłością...
- Nie jest po wszystkim.. - Rzuciłam smutno.
Doskonale wiedział, o co mi chodzi. O nas. Co z nami będzie?...
To wszystko było takie pogmatwane. Takie pokręcone. I już nic nie rozumiałam. Kompletnie nic. Nawet siebie i swoich uczuć.
- Do tej pory najważniejsze było twoje życie. - Wyznał. Moje serce zabił mocniej. Całe szczęście, że nie jestem podłączona do tej aparatury i pikanie nie roznosi się po sali... - A teraz... Julia, kocham cię ponad życie. Jesteś dla mnie całym światem. - Ścisnął moją dłoń. - Nie, jesteś wszechświatem. I dlatego tak walczyłem o ciebie. Bez względu na to, co ty czujesz, chcę, abyś żyła i była szczęśliwa.
  Jego słowa sprawiły, że w sercu poczułam ciepło. Ciepło, którego tak bardzo mi brakowało.

- Wiesz, Zbyszku...- Rozpoczęłam swój monolog. - Gdy wyjechałam z Rzeszowa czułam, że straciłam najcenniejszą rzecz pod słońcem. Zupełnie jakbym właśnie tam porzuciła swoje szczęście na własne życzenie. Ale... bałam się. Najzwyczajniej w świecie zabrakło mi odwagi na spotkanie z tobą. Ja... chciałam, żebyś grał w siatkówkę i nie zawracał sobie głowy chorą dziewczyną. Ale tak naprawdę, Zbyszku... - Zawiesiłam się na moment.
- Hm?
- Tęskniłam tak bardzo za tobą. Tak bardzo brakowało mi twojego widoku... twojego spojrzenia, dotyku...- Westchnęłam ciężko w końcu się do tego przyznając przed samą sobą. - Zasypiałam z myślą, że jesteś tak daleko mnie. Wymyślając, jak się do ciebie odezwać. Bo kolejne dni bez twojego telefonu ... to było jak oczekiwanie na deszcz w czasie suszy.
- Julka... - Szepnął cicho. - Nie musisz nic mówić... Odpocznij...
- Zbyszku, jesteś dla mnie jak tlen, rozumiesz? - Mówiłam mimo wszystko. - Bez ciebie nie mogę oddychać. Kocham cię, Zbyszku, i nic i nikt tego nie zmieni.

I w ten sposób minął kolejny dzień.
Z każdą mijającą godziną czułam się co raz lepiej ku zadowoleniu doktora Nowaka i innych lekarzy, którzy teraz sprawowali nade mną opiekę. Moi przyjaciele, jak się okazało, przez cały czas siedzieli na korytarzu, gdy po przeszczepie leżałam w śpiączce farmakologicznej na intensywnej terapii. Martwili się. Własnie o mnie.
Wtedy Zbyszek myślał, że nie żyję. Pielęgniarka najzwyczajniej w świecie myślała, że pytał o Majkę, nie o mnie... Gdy Ania powiedziała mi, że moja współlokatorka nie żyje, posmutniałam. Okazało się, że wczorajszego dnia nie zabrali jej na chemię tylko na intensywną terapię, bo jej stan gwałtownie się pogorszył. Zakończyła żywot dokładnie o tej godzinie, kiedy przywrócili mi oddech pod Spodkiem.... to było przykre i niewyobrażalnie dobijające. Nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać...
Szczęście w nieszczęściu - tak się to mówi, prawda? Bo w tej tragedii było również miejsce na wspaniałą wiadomość: ja żyję. Czego chcieć więcej?
Odzyskałam siostrę - jeszcze tego samego dnia, co się przebudziłam, szczerze przeprosiła wszystkich za swoje czyny. Wiem, że to było naprawdę złe, ale przecież oni są wspaniałymi ludźmi i wybaczyli jej. Na szczęście, bo chciałam mieć ich wszystkich pod ręką, bez wyjątku.
Wczorajszego dnia, gdy zapewniłam ich, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, zebrali się i pojechali przespać do naszego katowickiego mieszkanka. Anka, Piotrek, Grzesiu i Kamila. W końcu siedzieli tak długo, nawet na moment nie mrużąc oczu...
A Zbyszek? Też miał jechać, ale uparł się, żeby zostać przy mnie w nocy. Po tej rozmowie, po wszystkich wyznaniach, zrobiłam mu nieco miejsca obok siebie i zasnął obok mnie. Gdy pielęgniarka weszła ja jeszcze nie spałam. Zgromiła nas spojrzeniem, ale widząc moją błagalną minę uśmiechnęła się pod nosem i odpuściła. W ten sposób spaliśmy tak blisko siebie, na jednym, wąskim łóżku, wtuleni w swoje ramiona. Tak blisko, ale jak dla mnie mógłby być jeszcze bliżej, o ile się dało. 

 Po południu przyszła Ruda. Uśmiechnięta od ucha do ucha. Upewniając się, że się dobrze czuję przytargała ze sobą wózek inwalidzki i pomogła mi się na nim ulokować. I w trójkę opuściliśmy szpitalną salę.
- Gdzie jedziemy? - Zdziwiłam się. Siostra pchała wózek ze mną, a obok szedł o kulach Zbyszek.
  Ruda uśmiechnęła się pod nosem i nic nie powiedziała. Och, dziewczyno, doprowadzasz mnie do szału od samego rana!... 

- NIESPODZIANKA!
  To był jeden wielki wrzask, gdy przekroczyliśmy próg jakiejś sali.
  Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. A oczy? Najzwyczajniej w świecie nie mogły tego ogarnąć!
  Byli wszyscy. I nie miałam na myśli tylko Grzesia, Anki i Nowakowskiego. Była prawie cała kadra polskich siatkarzy, a nad nimi wisiał transparent:  "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, JULIA!"
  Ale... ale jak to?
- Kretynko! - Podbiegła do mnie Julka wciskając prezent. - Zapomniałaś, że dzisiaj są twoje urodziny?!
 Po moich policzkach spłynęły łzy. Ale tym razem były to łzy radości. W końcu.
  Zbyszek dokuśtykał do mnie i pocałował mnie czule w czoło.
- Czemu płaczesz? - Szepnął mi do ucha.
- Już zapomniałam, jak to jest...
- Co takiego?
- Jak to jest być tak beztrosko i cholernie szczęśliwą.
  Na sali był jeden wielki zamęt. Ale taki cudowny zamęt. Poznałam naszych wspaniałych siatkarzy, którzy wczoraj zdobyli dla nas brąz. I to też świętowaliśmy tego dnia oprócz moich urodzin, o których totalnie zapomniałam.
Toast za toastem, okrzyk za okrzykiem. A wiadomo jak to jest, gdy na sali jest co najmniej dziesięciu przerośniętych siatkarzy.
Ich przyjście i radość, którą mi dawali, była najlepszym prezentem pod słońcem. Nic innego nie mogłam sobie wymarzyć na urodziny. Dostałam wszystko to, co najcenniejsze: zdrowie, prawdziwą przyjaźń i najcudowniejszą miłość. Miłość Zbyszka, który - swoją drogą - nie odstępował mnie nawet na krok.
- Dobra, kaleki siadają. - Rozkazała Anka usadzając mnie i Zbyszka na krzesłach ustawionych na środku sali.
- Ale ty miła jesteś.. - westchnął do niej Grzesiek.
- CO racja to racja. - Śmiał się Kurek. - Julia to może nie kaleka, wiadomo, ale Zbysiu to jakiś taki kontuzjogenny jest.
  Bartman zmierzył go spojrzeniem. Ale cóż on mógł zrobić z szyną na nodze? Choć normalnie pewnie by mu za ten komentarz przyłożył, teraz pozostał na miejscu i cierpliwie obserwował, co Nowakowski z Anką tworzą.
Nie wiem skąd i jak.. i w ogóle po co załatwili projektor. Zasłonili okna i w pomieszczeniu zrobiło się ciemno. Odpalili mały komputer i podłączyli do urządzenia. Na ścianie pojawił się obraz.
- Czy to... - wyjąkałam pod nosem.
- ... nasze zdjęcia. - Dokończył równie bardzo zaskoczony Zbyszek.
Na sali rozległy się chichoty i śmiechy. Jak oni..? Skąd?... Cholera, niech no ja tylko Ankę dorwę!
- Jak dobrze wiemy, Zbyszek i Julia nienawidzili się do szpiku kości już od samego poznania. - Anka bawiła się w narratorkę ledwo powstrzymując śmiech. A niech ją gęś kopnie! - Ale proszę was, jak było, gdy pamięć zawiodła? Od początku do siebie lgnęli!
TU było zdjęcie z imprezy. Pierwszej imprezy w Rzeszowie. Szłam obok Bartmana do sklepu i Anka ujęła nas jak tak śmiesznie podskakiwaliśmy z nogę na nogę.
Dobra, to zdjęcie bym zdzierżyła, ale pozostałe z imprezy? No bez jaj!
Tańczyłam ze Zbyszkiem na stole. Potem zdjęcie policjantów. Potem ... no właśnie. Oni wiedzieli. Od samego początku. Wiedzieli, że jakimś cudem spałam ze Zbyszkiem.
- Niech no ja cię tylko dorwę! - Zaśmiałam się do niej. Na ścianie pojawiło się zdjęcie jak śpimy obok siebie na jednym łóżku.
- To nie koniec!
  Były nasze zdjęcia podczas kłótni jak i podczas zgody. Zgody, o której w sumie nie wiedzieliśmy. Najpiękniejsze zdjęcie było jednak to, gdy jechaliśmy nad jezioro. Spaliśmy oboje w samochodzie;  miałam głowę ułożoną na jego ramieniu, a on swoją na mojej głowie. Ja... nawet nie wiedziałam, że to miało miejsce ...
Mimo wszystko nie byłam zła. Byłam wręcz na odwrót: prze-szczęśliwa. I zdjęcia, i ta dzisiejsza niespodzianka... wszyscy byli tacy radośni. I tą radość dawali mi. I myślałam, że uśmiech nigdy nie zejdzie mi z twarzy. Ale wtedy przyszedł on. Przyszedł chłopak Majki, Robert. Poprosił mnie i na chwilę opuściłam salę.
Chłopak wyglądał tragicznie. Miał oczy opuchnięte od płaczu i podkrążone z niewyspania.
- Maja chciała, bym ci to dał, jak umrze. - Wcisnął mi do rąk kopertę i odszedł.
  Niepewnie ją otworzyłam i wyciągnęłam list. Czytałam go... ze łzami w oczach. Ale mimo wszystko nie popłakałam się. Bo to był list pełen nadziei. 



Droga Julio, 
skoro to czytasz, to znaczy, że mnie już nie ma. Ja wiedziałam, że tak będzie, prędzej czy później. No bo wiesz, złośliwy w mózgu jest praktycznie nie do pokonania. 
Gdy pojawiłaś się w szpitalu wiedziałam, że pozostało mi max dwa tygodnie. Ale przecież nie chciałam przy tobie ryczeć, zwłaszcza że byłaś taka dobita i przygnębiona. 
Przez ten czas, który mi został, chciałam ci pokazać, że warto walczyć. I skoro masz w łapkach moje słowa, to znaczy, że mi się udało. Że żyjesz. Ale to dobrze. Na to liczyłam. Z nas dwóch liczyłam właśnie na ciebie. 
Nie będę się rozpisywać, bo po co... chciałam, żebyś wiedziała, że bardzo Cię polubiłam. I teraz, w tej sytuacji, chciałabym, byś żyła. Żyła również za mnie. Masz całe życie przed sobą. Wspaniałe życie. Więc wykorzystaj je podwójnie. 
Będę nad Tobą czuwać.
Maja. 
PS. Pozdrów Zbyszka Bartmana. Mam nadzieję, że między Wami się wszystko w końcu ułoży, bo zasłużyłaś na prawdziwą miłość. Swoją drogą, zawsze miałam nadzieję go poznać. :)


- Wszystko w porządku? - Usłyszałam za sobą zaniepokojony głos Zbyszka.
- Tak. - Rzuciłam krótko.
Szybko schowałam list z powrotem do koperty i otarłam z policzków łzy.
- Proszę, to dla ciebie. - Wręczył mi małe pudełeczko.
Serce mi stanęło. Kiedy on?.. jak?... przecież cały czas byliśmy razem.
- Nie musiałeś... - Powiedziałam cicho.
- Fakt, nie musiałem. Ale chciałem. - Uśmiechnął się.
Otworzyłam powoli pudełeczko. W środku był śliczny, złoty łańcuszek ze ślicznie połyskującym serduszkiem. Był taki piękny.
Uniosłam włosy z szyi i pozwoliłam Zbyszkowi zapiąć mi go na szyi. Złote, małe serduszko.
- TO moje serce. Moje serce należy do ciebie. - Spojrzał mi głęboko w oczy. - Należało odkąd cię spotkałem. I będzie należeć tylko do ciebie. Już zawsze.

* * *
Droga Maju, 
dziękuję za list. Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam, ale wiesz jak ciężko jest wyrwać się ze szpitala.
Bardzo żałuję, że Cię tutaj nie ma. Bo miałaś rację. Wszystko się ułożyło. W sumie dzięki Tobie, bo to Ty mnie pocieszałaś i wspierałaś wieczorami. Przekazywałaś mi swoją siłę, której w sobie nie miałam. 
ALe wiesz, Maju, jestem tu teraz ze Zbyszkiem. Stoi obok mnie. Cóż, nie opuszcza mnie na krok. Poza tym nie za bardzo może - po pierwsze ja mu nie pozwalam, a po drugie ma na nodze szynę gipsową i chodzi o kulach. 
Poznaj go, Maju. BO on też bardzo chce Cie poznać. Miałaś rację mówiąc, że wszystko się ułoży. 


Moja siostra, Ruda.. jest taka inna. naprawdę. Widać, że żałuje tego wszystkiego. I zostaje ze mną w Katowicach do października. Potem zaczyna studia na ASP. Żebyś ty widziała jak ona rysuje... po kim, u licha ona miała ten talent? Cóż, nie raz się zastanawiałam.. ale wiesz, najwazniejsze jest to, że miałam kogoś z rodziny przy sobie. 
A teraz nowina dnia! Wiesz, mówiłam ci, że Ania, moja przyjaciółka, chodzi z Nowakowskim. Uwierzysz, że jej się oświadczył?! Kiedy wparowała do mnie z błyszczącym pierścionkiem na ręku po prostu zaniemówiłam. Och, niedługo ślub, będą tańce! 
A jeśli chodzi o mnie i o Zbyszka... za tydzień zdejmują mu szynę i wraca do Rzeszowa. Oboje jakoś nie potrafimy się z tym pogodzić, ale doszliśmy do wniosku, że on musi powoli wracać do gry, a ja muszę skończyć studia. CO prawda nie mówiłam mu tego,  ale jak tylko obronię swoją pracę magisterską na początku maja, przeprowadzam się do Rzeszowa. No bo co miałabym robić tu sama? Anka broni się miesiąc wczesniej niż ja i również tam wyjeżdża. 
Rozłąka ze Zbyszkiem będzie ciężka, zwłaszcza że dopiero co znowu się spotkaliśmy. Ale skoro Piotrek z Anką dawali radę, to my też. 
Kocham, go Maju, wiesz? 
I obiecuję ci, że będę żyła. Za nas dwie. Przeżyję i swoje i Twoje życie. Bo miałaś tyle przed sobą... żałuję, że nie ma CIę teraz tutaj z nami, ale czuję, że jesteś obok. Odkąd cię poznałam, byłaś mi jak Anioł Stróż. 
Dziękuję za wszystko, Maju. 


- Idziemy? - Lekko uśmiechnął się do mnie Zbyszek.
Ułożyłam białe lilie na grobie i głęboko westchnęłam.
- Tak, możemy iść. - Ścisnęłam jego dłoń. 

Dziękuję, Maju, że pokazałaś mi, że warto żyć. 



~*  *  *~
Moje Drogie, kochane czytelniczki. 
Czytając Wasze komentarze po prostu nie miałam serca uśmiercić Julki. Cieszycie się, mam nadzieję, z takiego "końca"?

W sumie był dwie opcje: 
albo ją uśmiercić i zakończyć opowiadanie wywołując u Was łzy, 
albo ją uratować i...
zaskoczyć Was ciągiem dalszym! 
Chciałybyście poczytać, jak potoczą się dalej losy Julii i Zbyszka? Bo jeśli tak, to mam w zanadrzu kilka fajnych rozdziałów. :)

Skomentujcie, bym wiedziała, czy wieczorem wrzucić coś NOWEGO. Buziaki! ;*





11 komentarzy:

  1. To jest świetne.
    Szklanki w oczach.
    Ja bym sobie jeszcze poczytała! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy byśmy chciały? Pewnie, że tak! :D
    Czekamy na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Och ! - dziękuję, dziękuję, dziękuję ! Tak bardzo się cieszę ! Czy chciałybyśmy poznać dalsze losy Julki i Zbyszka ? Ba, no jasne, że tak ! Jestem ogromnie ciekawa co wymyśliłaś. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam i płaczę,
    Płaczę i czytam !
    Rozdział jak zawsze super i bardzo chcę czytać dalszych losów tej dwójki ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. wiesz co ??Wszystkie dziewczyny co skomentowały ten rozdział wyżej mają rację .Rozdział ... przecudny .Dziękuję że nie skorzystałaś z pierwszej opcji .Tylko wysłuchałaś nasze prośby i błagania i zostawiłaś Julkę przy życiu .Bardzo ale to bardzo ci za to dziękuję .Przed rozpoczęciem czytania tego rozdziału wzięłam głęboki wdech .Bo nie wiedziałam czego się spodziewać .Kiedy już dotarłam do momentu gdzie pielęgniarka mówi że ta dziewczyna nie żyje , zamarłam .Nie wiedziałąm dlaczego tak to się skończyło .Ale czytają dalej zrozumiałąm że chodziło o Majkę .Zrobiło mi się bardzo smutno .A kiedy wyczytałąm że skończyłą życie w tym momencie co do Juli wrócił oddech .Pomyślałam że jedna musiała umrzeć .Bardzo piękna i tragiczna historia .
    Bardzo bym chciała przeczytać dalsze rosy Juli i Zibiego :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem ciekawa jakie masz pomysły. :D W sumie teraz teoretycznie wszystko powinno być dobrze, ale z Twoją wyobraźnią... Nic nie jest pewne. :D
    Mam nadzieję, że nie zakończysz na tym pisania. Czekamy na więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. PS nie łam się jeśli nie masz komentarzy. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale moje trzy znajome czytają Twojego bloga i jeszcze nie pozostawiły po sobie śladu xD
    Z tego co się orientuję, to bardzo dużo osób tutaj zagląda!
    Pozdrawiam i przepraszam za ten dziwny komentarz. :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie łamię się, keep calm ;D Na bloggerze widzę, ile osób wyświetla dany post i ponad liczba mówi sama za siebie heh :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Tak? Pochwal sie! :D

      Usuń
  8. czekamy na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  9. boże czytam i czytam nie mogę sie naczytać pisz dalej choćby miało być 200 rozdziałów przeczytam

    OdpowiedzUsuń