Dziewczyny o wpół do szesnastej leżały na podłodze w damskiej szatni. Były wykończone już przed treningiem.
- Gorąco... - Wysapała Basia podciągając klubową, treningową bluzkę do góry. - Czuję, że się topię...
- Idziemy na lody po treningu? - Zaproponowała Śliwa.
- Chyba na zimne piwo! - Zaśmiała sie libero. Pozostałe się z nią zgodziły.
- Zimne piwo na zakwasy, to jest to.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły. Do środka wpadła jak wystrzelona z procy wysoka blondynka już ubrana w strój treningowy. Poszła do swojej szafki o mało nie przewracając się na podłogę, bo nadepnęła na swobodnie wiszącą przy jej bucie sznurówkę.
- Te, młoda. Buty!
Julia utrzymała równowagę i usiadła na ławce.
- CO ty taka zziajana? - obok niej usiadła Izka. CO jak co, ale chyba najlepiej się dogadywała Julka ze środkową.
- A jak myślisz? - Wtrąciła Paula. - Zibi dzisiaj wraca, pewnie chatę sprzątała. - Zachichotała.
Podczas gdy one jeszcze wymieniały śmieszne uwagi, Julka nie zwracała na to uwagi. Tak naprawdę to czekała przed halą. Z tego co mówił, mieli dojechać jakiś czas temu. A wszystko miała zamiar mu powiedzieć przed halą, żeby podczas treningu nie robił zamieszania. No bo wiadomo, jaki Zbigniew Bartman jest wybuchowy.
- Powiedziałaś mu w końcu? - Izka zapytała nieco dyskretniej. Dziewczyny już wychodziły na trening.
Julka zmarszczyła brwi i rzuciła jej porozumiewawcze wspojrzenie.
- CO?! Miałaś mu powiedzieć. Wiesz no, lepiej uprzedzić. WParuje na salę to się nieźle wkurzy. Wiesz, jaki on jest...
Izka w ogóle nie pocieszyła Julki - wręcz przeciwnie. Nowa przyjmująca po prostu chciała zostać w szatni. Albo w ogóle zapaść się pod ziemię.
Ledwo wyszli z jednej sprzeczki, a już szykowała się druga....
Trener Wojtowicz zarządził rozgrzewkę zaraz po tym, jak weszłyśmy na salę. Westchnęłam. Co ma być to będzie... a nóż stoją w korku i dojadą po treningu? A ja tylko niepotrzebnie się zamartwiałam...
Gdy pobiegałyśmy trochę, przeszły do rozciągania. Po porannej siłowni wszystko mnie bolało i Krzysiek, widząc jak cierpię, postanowił pomóc mi jako pierwszej i skupić na mnie większą uwagę.
- Barki, kochana. - powiedział chwytając mnie za ramiona, a kolano umieszczając między moimi łopatkami. Mocno naciągnął i jęknęłam. - Jeszcze trochę i będzie lepiej, zobaczysz.
Powoli zaczynałam rozumieć krzywe spojrzenia zawodników na fizjoterapeutów. Zwłaszcza na początku. Wszystko cholernie bolało. Po pierwszym treningu nie moglam chodzić. Krzysiek i trener chcieli, bym jak najszybciej dogoniła formą pozostałe dziewczyny, jednoczesnie nie uszkadzając mnie przy tym.
- Teraz do przodu. - Nakazał i posłuchałam. Rozłożyłam nogi i dałam ręce wzdłuż podłogi, sięgając jak najdalej, podczas gdy Krzysiek ostrożnie naciskał na moje plecy.
- Młoda!.. - Odwróciłam lekko głowę w stronę siedzącej obok Pauli. Kiwnęła w stronę drzwi.
Przerażona podniosłam głowę. W drzwiach stał nie kto inny jak szeroko uśmiechnięty Bartman, z torbą na ramieniu, w czerwonej bluzce polo z polską flagą na piersi. Rozglądał się. Rozglądał się szukając mnie.
- Cholera. - Syknęłam chowając głowę.
Kątem oka widziałam jak podchodzi do trenera. Najprawdopodobniej pytał, gdzie jestem. Wojtowicz wskazał na nas palcem.
Widziałam, jak Bartman się zdziwił. Trener pokazał mu Krzyśka, a nie...
Nie mogłam się ukrywać. I tak prędzej czy później dostrzeże nową zawodniczkę, czyli mnie.
No i wtedy podniosłam głowę. Zauważył. Wszystkie dziewczyny obserwowały to jego, to mnie. Wykrzywiłam usta w czymś, co miało wyglądać jak uśmiech i mu niepewnie pomachałam.
Z daleka widziałam, jak Bartman najpierw patrzy niedowierzająco, a potem zaciska pięści. Jednak zamiast mnie zaatakować, zwrócił się do trenera.
- Co to ma byc?! - ~Podniósł głos pokazując na mnie palcem a patrząc w twarz naszego trenera. Ten jednak był niewzruszony.
- Jak to co. Nowa przyjmująca. - Wyjaśnił ze stoickim spokojem.
Szybko podniosłam się i podbiegłam. Jeszcze jedno słowo Zbyszka, a to się dla niego źle skończy.
- Trenerze, mogę?... - Pokazałam mu na wyjście.
- Idź, idź. - Zezwolił mi na chwilowe opuszczenie treningu.
Chwyciłam Bartmana za nadgarstek i pociągnęłam w stronę drzwi. Gwałtownie wyrwał rękę z mojej dłoni. Na hali panowała dobijająca cisza.
- CO TO MA BYC?! - Wrzasnął, gdy znaleźliśmy się na dworze. Przez całą drogę nie odezwał się ani słowem.
- ZByszek, posłuchaj mnie.
- Jak mam cię posłuchać jak sama mnie nie słuchasz?! - Po prostu wbijał mnie w ziemię. - Miałaś... Miałaś sie nie męczyć! Miałaś uważać na siebie! Nie chcę znowu przechodzić przez to wszystko! Nie chcę cię stracić!
Widziałam, że ma w oczach łzy. Na ten widok bolało mnie serce. Zbyszek tak często płakał i to tylko i wyłącznie przeze mnie. Ale nie mogłam odpuścić.
- Ale ze mną jest ok. Wyniki mam wzorcowe. Lekarz powiedział, że mogę grać! - Tłumaczyłam mu mając nadzieję, że mnie zrozumie. Mnie i moje marzenia. - Błagam, Zbyszek, zrozum!
- Nie rozumiem i nie zrozumiem! Prawie umarłaś i chcesz to teraz zaprzepaścić?!
- Czemu dalej mnie traktujesz, jakbym była chora?...
Siatkarz założył ręce za głowę i odwrócił się do mnie plecami.
- Jestem zdrowa, Zbyszek. - Kontunuowałam. - Jestem zdrowa i pozwól mi życ i spełniac marzenia. Taka szansa się nie powtórzy!
W końcu na mnie spojrzał.
- To o to chciałaś zapytać przez telefon... "Kochałbyś mnie gdybym grała w siatkówkę", prawda? - Nawiązał do naszej pierwszej rozmowy po kłótni.
Przełknęłam ślinę. Czyżby chciał zmienić odpowiedź?...
- Powiedziałem ci, że będę cie kochał. - Mimo wszystko to mnie nie uspokoiło. - Porozmawiamy później. Muszę.. przemyśleć.
Minął mnie i poszedł do samochodu. Stałam tam dopóki na niebie nie zgromadziły się czarne chmury i z nieba spadł rzęsisty deszcz.
Na sali dziewczyny już ćwiczyło lewy atak. Bez słowwa do nich dołączyłam. oczywiście nie obyło się bez zaciekawionych spojrzeń, jednak moja mina zdradzała wszystko.
Nagle stałam się tak podenerwowana, że piłka, którą uderzyłam, wylądowała przed szóstym metrem.
- Co raz lepiej, Julka! - Krzyknął do mniie trener pokazując kciukami "OK".
Co za ironia. Pokłóciłam się z Bartmanem, ale za to atak miałam lepszy...
Do końca treningu miałam zepsuty humor, i gdy tylko Wojtowicz ogłosił koniec gwizdkiem, wzięłam z szatni torbę i wyszłam z pędem wyszłam z hali.
- Boże, kobieto! - Tymi słowami powitała mnie Anka w drzwiach swojego mieszkania. - Jesteś cała mokra!
Fakt, byłam przemoczona do suchej nitki, ale obchodziło mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg. Wpuściła mnie do środka i od razu przybiegła z ręcznikiem z łazienki, wycierając mi nim włosy.
- Julka? - Z kuchni wyszedł Piotrek. Rozglądał się po przedpokoju. - A gdzie Zibi?
- Zapewne w domu. - Burknęłam pod nosem.
- Myślałem, że się pogodziliście.
- Ale teraz poszło o to. - Ściągnęłam torbę z ramienia i rozłożyłam ręce, demonstrując strój treningowy rzeszowskiego klubu siatkarskiego kobiet. Anka oczywiście o tym wszystkim wiedziała, więc choć ona nie była zdziwiona.
Siatkarz wytrzeszczył na mnie oczy. - O cholera. - Przeklął nie dowierzając. - Ale jaja.
- No dzięki. - Skrzywiłam się.
- Chodź. Wykąpiesz się - Pociągnęła mnie za rękę i wciągnęła do łazienki. Zszokowany Piotrek pozostał sam na przedpokoju.
Przyjaciółka odkręciła kran z gorącą wodą. W łazience już po chwili unosiła się para i cudowny zapach kwiatowego płynu do kąpieli. Zdjęłam z siebie przemoczone ubranie i owinęłam się ręcznikiem.
- Wiesz, - westchnęłam głęboko - pierwszy raz żałuję, że nie powiedziałaś czegoś Piotrkowi, mimo że prosiłam cię o zachowanie tego w tajemnicy. Powiedziałby Bartmanowi i wyżyłby się na mnie tylko przez telefon. A do powrotu może by mu przeszło...
Wanna już była pełna i przyjaciółka zakręciła kurek. Odwróciła się w moją stronę i położyła ciepłe dłonie na moich zmarzniętych ramionach.
- Powkurza się i mu przejdzie. Na pewno. - Przytuliła mnie. - Ale teraz wskakuj do wanny. Musisz sie rozgrzać. Ja ci przyszykuję jakieś suche ubranie.
Podziękowałam jej i wyszła z łazienki. Sama weszłam ostrożnie do wanny wypełnionej gorącą wodą i dziękowałam w duchu za taką przyjaciółkę.
Po kapieli i gorącej herbacie Piotrek odwiózł mnie do domu. Na zewnątrz wciąż padał deszcz i grzmiało. Jechaliśmy bardzo powoli, w ciszy. Piotrek skupiał się na drodze, natomiast ja wpatrywałam się w strużki deszczu spływające po szybie obok mnie.
Było mi cholernie przykro. Aż do dzisiaj łudziłam się, że Zbyszek będzie się cieszył moim szczęściem. Byłam głupia. To było do przewidzenia, że się obrazi. Ale nie dziwiłam mu się. Tak strasznie walczył o moje życie. Bardziej niż ja sama. I teraz myślał, że wszystko niszczę. Ale to tak nie wygląda...
Wiadomo, jestem w strefie ryzyka. Choroba może wrócić. Może wrócić za miesiąc, za dwa lub dwadzieścia lat. Albo i wcale.
To że tak bezproblemowo przebiegł przeszczep szpiku było cudem. Cudem, za który codziennie dziękowałam, bo nie mogłam się pogodzić ze śmiercią. Bo go tak kochałam.
Wyjęłam z kieszeni telefon i wystukałam krótką wiadomość do Zbyszka. "Tęsknię".
Nie odpisał.
Zajechaliśmy na moje osiedle i wysiadłam pod swoją klatką. Podziękowałam za drogę i siatkarz odjechał. Szybko wbiegłam na klatkę schodową i zrezygnowana pokonywałam kolejne piętra, by w końcu dojść do swojego mieszkania.
Nagle przystanęłam i otworzyłam szeroko usta.
- Co ty tu robisz? - Zdziwiłam się.
Bartman siedział na schodku obok wejścia do mojego mieszkania. Czekał.
- TO samo co ty. Tęsknię.
Wstał i z płaczem wtuliłam sie w jego silne ramiona.
A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój...
Spokój przynajmniej między nami - mną a Zbyszkiem. Bo to, co miało się wydarzyć... zdecydowanie nikt się tego nie spodziewał...
~* * *~
Witam Was moje kochane :)
Wiem, że rozdział nie zadziwia swoją długością, ale następny będzie dłuższy. I.. będzie się działo. ;D
Pozdrawiam Was gorąco!
PS.#1 Nowy rozdział pojawi się... jakoś koło 14:00.
PS.#2 Komentujcie! Pokażcie, ile Was jest :)
PS.#3 Uwielbiam Was! I Dziękuję za wszelkie miłe słowa :)
Super ;)
OdpowiedzUsuńCZekam ;))
uwielbiam Twój blog :))
OdpowiedzUsuńczekam ;)
*_*
OdpowiedzUsuń