niedziela, 14 lipca 2013

10. Przez żołądek do serca.

 Bałam się, jednak odwróciłam lekko głowę, by móc na niego spojrzeć.
- Co...  - Zawiesiłam się. Jego twarz była tak niemiłosiernie blisko, a zielone oczy bacznie mi się przyglądały. Nagle chwycił mnie za rękę.
- Jak to co? - Mruknął dalej niebezpiecznie się do mnie zbliżając. 
Co do cholery?!... 

- Zdjęcie. - Rzucił krótko tuż przed moimi ustami.
Błysk flesza przywrócił mnie do rzeczywistości.
Gwałtownie odskoczyłam od siatkarza i odwróciłam twarz w kierunku fotografa. Cholerny reporter! Zgromiłam wzrokiem najpierw jego a potem Bartmana. No to co, że zdjęcie?!
- Zostałaś wpuszczona na boisko jako moja dziewczyna. - Wyjaśnił. Czy on czytał mi w myślach? Masakra. - Oni już wiedzą. Tylko ty wyglądasz, jakbyś mnie co najmniej pobić chciała. - Westchnął głęboko.
- Dziwisz się? - Burknęłam pod nosem odwracając się znowu w kierunku boiska i krzyżując ręce. Naburmuszyłam się na samą myśl, jak mnie potraktował wcześniej, a jak przed chwilą. A mówią, że to kobiety są zmienne... - Najpierw mnie wyzywasz, a potem robisz ładną buźkę do zdjęć. To nie jest miłe.
- Julka, ja... - Mówił, jednak zagłuszyli go krzyczący koledzy. Asseco Resovia wygrała 3:1. Koledzy wzięli go na ręce i na środku boiska podrzucali do góry. Wstałam i klaskałam, jednak przygnębienie nie mijało...
Pokornie usunęłam się z boiska, by już nikomu nie zawadzać. I już uważnie mijałam tego cholernego reportera. 


- Dobra, teraz się tłumacz. - Nakazała Anka mierząc mnie zawistnym wzrokiem.
Szłyśmy własnie opustoszałym korytarzem prowadzącym do wyjścia z hali. kibice jeszcze zostali na hali, chcąc dostać autografy od ulubionych siatkarzy - stąd jakaś dziwna cisza.
-  Po tej kontuzji powiedziałam, że studiuję fizjoterapię i że się mogę przydać. - Wzruszyłam obojętnie ramionami. Anka bacznie mi się przyglądała próbując wyczytać, czy mówię prawdę.
A to nie było kłamstwo. Powiedziałam prawdę, pomijając kilka szczegółów...
- Julka, czy ty... - zaczęła, a ja się wzdrygnęłam.
- Julka! - Zawołał ktoś za nami. Na szczęście.
Odwróciłam się i przed oczami stanął mi Holmes. ZMęczony po meczu, ale mimo przegranej na jego twarzy pokazał się uśmiech.
- Cześć. - Rzuciłam szczerząc się jak idiotka. - Dobry mecz. - Dodałam po angielsku. Może łatwiej będzie mu tak rozmawiać.
- Dla was na pewno. - Podrapał się w głowę. - Porozmawiamy chwilkę? - Zapytał. Serce mi mocniej zabiło.
Kiwnęłam Ance, żeby szła i że zaraz do niej dołączę. SPojrzała na mnie niepewnie, ale w końcu ustąpiła i powoli ruszyła w kierunku wyjścia.
- Wiesz, ten Bartman... - Stanęliśmy z boku nikomu nie zawadzajac.
- TO kretyn. - Dokończyłam za niego.
- Zakochany kretyn. - SKwitował.
Parsknęłam śmiechem.
- Tyś nas w akcji nie widział, jak się kłócimy. - Wprost nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Co on wymyślił? Że ja i Bartman?... DObre sobie.
Holmes wywrócił oczami.
- Powiedział mi to i owo pod siatką.
  Zaniemówiłam. Faktycznie, zwróciłam uwagę na tą sytuację.
- COkolwiek powiedział, chciał zrobić mi tym na złość, uwierz. - Zrezygnowana oparłam się o scianę. Czego on jeszcze nie wymyśli? Zawsze musi mnie irytować, nawet pośrednio. Niech cię szlag, Bartmanie.
- Czyli nie chcesz wiedzieć? - Uniósł jedną brew do góry lekko się uśmiechając.
Nie, Holmes, to nie jest zabawne.
- Nie, bo tylko się zezłoszczę. A na co mi to. - Westchnęłam głęboko.
- Cóż. Teraz musze już iść, ale mam nadzieję, że spotkamy się wkrótce. - Uśmiechnął się na odchodne i poszedł. - Cześć. - Dorzucił po Polsku.
Tylko tyle? Holmes, ja cię pytam. A wcześniejszy flirt? SPojrzenia? ...
OCH! TO na pewno ten kretyn! Zbigniewie Bartmanie, ZGINIESZ! 


Po naszym powrocie do domu, Anka wyszła jeszcze spotkać się z Piotrkiem. Czy oni się poprzedniej nocy nie nagadali? Masakra. Nigdy nie rozumiem ludzi, którzy się spotykają ze sobą dzień w dziń. Dobra - są zakochani. Ale o czym można tak ciągle gadać? Czy oni sie nigdy sobą nie znudzą? jak to jest... poczuć coś do kogoś?
Chciałabym się zakochać jak ona... mieć kogoś bliskiego, kochającego, troskliwego. Ale to wszystko jest takie trudne. Moje życie jest takie trudne.
tego wieczora wszystko robiłam spokojnie. Zjadłam kolacje z rodzicami Anki (pani Danusia znów zrobiła tą wspaniałą zapiekankę), potem obejrzałam kawałek jakiegoś filmu z Mateuszem. Swoją drogą, co raz bardziej się do niego przekonywałam. Teraz sprawiał wrażenie dojrzalszego niż kiedyś.
jakoś po dziewiatej poszłam się wykąpać. Anki dalej nie było, ale to nawet lepiej. Miałam łazienkę całą dla siebie. Zatopiłam się po brodę w gorącej wodzie i wdychałam cudowny, kwiatowy zapach płynu do kąpieli.
Nie wiem, ile się kąpałam, ale przydało mi się to. Zmartwiły mnie tylko początkowo sińce na prawym przedramieniu. Kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy sobie je zrobiłam... Ach, no tak. Kiedy w hotelu Bartman na mnie wpadł i upadliśmy na ziemię. Chociaż jedno się wyjaśniło i przestałam się martwić. Aż do rana. 


- Cholera jasna!!!!!!!!!! - Tymi słowami obudziłam rano śpiącą wciąż Ankę.
Była już jedenasta. Sama nie wiem, o której wróciła w nocy, ale ja już wtedy słodko spałam.
- Zamknij japę! - Warknęła do mnie nakrywając się poduszką.
- jak mam się zamknąć?! - Wzięłam laptopa z biurka i usiadłam na łóżko. Wyrwałam jej poduszkę, by spojrzała. - jak mam się zamknąć?!?!! - powtórzyłam. To była jakaś istna tragedia. - Wszędzie! Pudelek! Facebook! Onet! Kwejk! Interia! Kurwa wszędzie!
  Anka najpierw skrzywiona, zerknęła jednak zaciekawiona na ekran.
- O kurwa. - Wytrzeszczyła oczy.
- No własnie!
- Jesteś sławna! - Zaskoczenie przemalowało się w radość na jej zapsanej twarzy. Że co?!
- Przecież to jeden wielki blef! - powiedziałam wpatrując się w zdjęcia.
Jedno zdjęcie przedstawiało mnie siedzącą obok Anki, tuż za boiskiem. Kolejne, gdy masowałam łydkę bartmanowi. Aż się zarumieniłam. Miałam wtedy takie... zatroskane spojrzenie? Nie, to nie możliwe. Fotomontaż czy coś...
Trzecie zdjęcie jednak było najgorsze, zrobione w tym nieszczęsnym momencie, kiedy tak mocno się do mnie zbliżył. I wyglądamy tak, jakbyśmy się całowali.
- Cóż, w końcu jesteście parą. - Anka wyskoczyła spod kołdry.
- Nie jesteśmy. - Zaprzeczyłam.
Anka jedynie westchnęła i uniosła brwi.
- Powinniście porozmawiać.
Tak, musieliśmy. Cała Polska huczała, że "Blondynka zawróciła w głowie Naszemu Bartmanowi". "Nasz reprezentant się zakochał". "Czy nadeszła pora na poważny związek?". Ja pierdolę.
Tak nie mogło być. Nawet jeśli naprawdę byłabym z nim, to nie miało szans.
Anka zniknęła w łazience. Szybciutko połknęłam tabletkę Tardyferonu.
Próbowałam się uspokoić, ale ilekroć spojrzałam na te zdjęcia, krew we mnie wrzała. Nie byłoby takiego wielkiego halo, gdyby nie grał w reprezentacji. Nie, sorry. nie byłoby takiego wielkiego halo, jakbym nie przyjechała do tego cholernego Rzeszowa. Wszystko zaczynało się knocić.
"Musimy porozmawiać" - napisałam sms do Bartmana. Nie za bardzo chciałam słyszeć jego głos.
Nie czekałam długo na odpowiedź. Zdążyłam tylko zamknąć te nieszczęsne strony i mój telefon zaczął dzwonić. Zerknęłam na wyświetlacz z bijącym sercem. "ZB dzwoni".
Niepewnie wcisnęłam zieloną słuchawkę i przystawiłam telefon do ucha.
- Wiem i przepraszam. - Usłyszałam jego głos, nim cokolwiek powiedziałam.
Bartman brzmiał tak... smutno.
- Czyli widziałeś. - Czułam, że głos mi drży. Niedobrze.
- Ta. Przepraszam. - Znowu. Co go dzisiaj trafiło? - Z doświadczenia wiem, że lepiej w tą stronę niż w drugą.
- Co masz na myśli? - Zdziwiłam się.
- Lepiej od razu się przyznać niż kazać im węszyć. Wtedy wszystko wyciągną. - Wyjaśnił.
  Wzdrygnęłam się. gdyby zaczęliby węszyć, jak to ujął Bartman, nie byłoby za ciekawie.
- Jestem pod ich baczną obserwacją, odkąd pojawiłem się w kadrze. - Był naprawdę przygnębiony. - Przykro mi, że ciebie w to wmieszałem.
- Dobra, Zbyszek... trudno. Jedyne co teraz bym chciała, to odkręcić do wszystko. Między nami.
nastała chwila ciszy. oboje trwaliśmy w nieprzyjemnym napięciu.
- Myślę, że lepiej tego nie ruszać. - Postawił na swoim.
Bartman, w co ty grasz? Nie wiesz, w co się pakujesz...
- To nie jest dobry pomysł.
- Umowa. - przypomniał. - Tylko ten tydzień.
Nie wiem czemu, ale to zabrzmiało jak prośba. Pomimo własnych wcześniejszych postanowień i priorytetów, nie zerwałam zawartej z nim umowy. 


- I co? - Zapytał Nowakowski Bartmana, gdy ten rzucił telefon na łóżko.
Piotrek wpadł odwiedzić przyjaciela tego ranka, przed treningiem. Sam Zbyszek miał dziś zostac w domu i odpocząć. Lekka kontuzja nogi dała mu czas na głębsze refleksje nie tylko na temat siatkówki, choć to też.
- No nic. - Westchnął i usiadł na obrotowym krześle przy biurku, kręcąc się w kółko jak dziecko.
- Masz tydzień, tak? - Piotrek chciał od niego wysępić wszystko, o czym rozmawiał, mimo że ten nie był skory do rozmowy.
Środkowy bardzo chciał, żeby ułożyło się między Zibi`m a Julką. Widział, jak patrzył na nią podczas wczorajszego meczu. Takim spokojnym, nieco zazdrosnym spojrzeniem, zwłaszcza gdy rozmawiała z zawodnikiem Jastrzębskiego Węgla. Ta "bartmanowa zazdrość" spowodowała ten niewielki wypadek, przez który teraz atakujący musiał siedzieć w domu.
- Ta, tydzień. Choć sam nie wiem, na co ja liczę. - Burknął pod nosem.
- Postaraj się. - Poklepał go po ramieniu Nowakowski. - I zadbaj dziś o nogę, bo wczoraj przesadziłeś.
  Pożegnał się i poszedł na trening.
  A Zbyszek pozostał sam ze swoimi rozterkami. Co z nią było, u licha, że pomimo ciągłej irytacji, w jaką go wprawia, wciąż nie może przestać o niej myśleć? 


Całe popołudnie byczyłyśmy się w domu. Anka była uziemiona, bo Nowakowski miał trening. Przeglądała jakieś kulinarne stronki internetowe i wyglądała na mega znudzoną aktualną sytuacją.
Ja natomiast leżała brzuchem do góry i zastanawiałam się nad sensem życia. A przynajmniej tak oświadczyłam wszystkim w okół. Prawda była taka, że w tym leżeniu na plecach i wpatrywaniu sie bezsensownie w sufit nie było nic głębszego, poza leżeniem. Chciałam się zdrzemnąć, ale o tym nie było mowy. Gdy tylko zamknęłam oczy w głowie pojawiały się te nieszczęsne zdjęcia.
Poniekąd rozumiałam, dlaczego ZB9 chciał to dłużej pociągnąć. Nie wyglądałby dobrze zrywając związek z dnia na dzień, świadczyłoby to tylko o jego niedojrzałości emocjonalnej. Choć i tak podziwiałam go za to, że tak świetnie sobie z tym już radzi. Ja pozabijałabym wszystkich z aparatami nim weszłabym na jakikolwiek mecz.
Westchnęłam i odwróciłam się na brzuch. Ręce spuściłam do podłogi, i wzrok skupiłam na jakimś punkcie na wykładzinie.
- I co, lepiej ci już? - Zapytała Anka.
Uniosłam na nią wzrok pozostając w tej samej pozycji.
- Zdecydowanie - burknęłam - przestałam się dzielić problemami z sufitem, zauważyłam że podłoga rozumie więcej.
Anka aktorsko wywróciła oczami.
- To kończ się jej wygadywać, bo idziemy zrobić babeczki.
Zamknęła laptop i wzięła go pod pachę. Jakie, u licha, babeczki?! Czy jej na mózg poszło? Ona piec nie umie!
- Po co? - Wizja zatrutej rodziny w ogóle mi się nie podobała.
- Jak to "po co"? - Fuknęła na mnie. - Twój chłopak siedzi w domu, nie chcesz mu osłodzić życia?
  Zaśmiałam się głośno. A to ci dobre! Anka chce go zabić! Czyżby w końcu przejrzała na oczy i chciała się na nim zemścić, za wszystko, co mi zrobił? Pomyśleć, jak to cholernie ułatwiłoby mi życie...
- To łatwiej będzie kupić jakieś na mieście i posypać je czymś.. - Namyśliłam się. Mój szatański plan był o wiele łatwiejszy i mniej problemowy od jej. Po kiego bawić się w pieczenie, jak efekt będzie ten sam?
- Debilko! - Podeszła i trzepnęła mnie w głowę. Jęknęłam. Ostatnimi czasy robiła to stanowczo za mocno. - Nie chcemy nikogo truć, nawet Bartmana!
Pociągnęła mnie za nadgarstek i zeszłam z nią do kuchni z posępną miną.

- No wskakujcie. - Piotrek otworzył nam drzwi swojej srebrnej limuzyny.
Posłusznie ulokowałyśmy się na tylnych siedzeniach samochodu.
- Cześć. - Grzesiek również jechał. Siedział z przodu obok kierowcy i odwrócił się w naszą stronę uśmiechnięty od ucha do ucha.
 Obie przywitałyśmy się z chłopakiem.
- Co tam macie? - Zapytał się wciąż odwrócony w naszą stronę. Nawet Nowakowski zerknął do lusterka by zobaczyć, o czym mówi kolega.
Niepewnie spojrzałam na kwadratowe, białe pudełko, spoczywające na moich kolanach.
- Babeczki! - Rzuciła uradowana Anka.
Nie wiem z czego ona się cieszyła. Te babeczki to jakaś klęska. W kategorii "najgorszy wypiek świata" zdobyłybyśmy pierwsze miejsce... Niektóre wyglądały jak niedobitki - małe i jakieś takie skurczone. Z kolei kilka wylało się z foremek i były takie... "nie babeczkowate". Ale cóż. Miały smakować, a nie dobrze wyglądać, a przynajmniej taki był nasz priorytet, gdy sterczałyśmy bite trzy godziny w kuchni. Nie, przepraszam. Ja sterczałam trzy godziny, bo Anka po godzinie odpuściła i poszła się przebrać.
- Dla Zbyszka? - Głos Pita brzmiał niepewnie. Skinęłyśmy głowami. - Jadalne? - Upewniał się.
- Widzisz, nawet on uważa, że powinnyśmy... - Zaczęłam, ale moja głowa znowu spotkała się z ciętą ręką przyjaciółki.
- Zamilcz! - przerwała mi. - Nikt dzisiaj nie umrze!
  Siatkarze się zaśmiali, a ja ścisnęłam pudełko w rękach.
  Im bliżej byliśmy domu Zbyszka, tym bardziej czułam dziwną niepewność. I nie chodziło już o uśmiercenie kogoś. Czułam dziwne zmartwienie czy aby na pewno babeczki będą smakować. Nawet jemu... a może zwłaszcza jemu?
  Gdy weszliśmy na górę drzwi otworzył nam nie kto inny jak Ignaczak. Licho jego też tu przywiało.
- Wchodźcie! - Zaprosił nas gestem do środka. Jak zwykle gospodarzył się, uśmiechnięty od ucha do ucha i taki beztroski. - O ja, a co ty tu masz? - Dosłownie wyrwał mi z rąk pudełko.
Spojrzałam przerażona jak prawie upada na podłogę. Ale może powinno upaść. Obyłoby się bez upokorzenia.
- Krzysiek! - Z pokoju wyszła jakaś kobieta. - Uspokój się. Nie jesteś u siebie. - Pouczyła go ze złowrogim spojrzeniem. Igła pokornie zwrócił mi pudełko z babeczkami, które pod wpływem wstrząsów pewnie kompletnie się rozleciały.
 Iwona spojrzała na nas po kolei i jej wzrok na końcu spoczął na mnie. Uśmiechnęła się. - Iwona jestem. - Podeszła i podała mi rękę. Uścisnęłam.
- Moja żonka. - Wyszczerzył się Igła.
  Iwona zmierzyła go groźnie wzrokiem. Ignaczak zamilkł i spokorniał.
  Zaśmiałam się w duchu. Jednak to racja, że kobiety potrafią rządzić swoimi mężczyznami.
- Miło cię w końcu poznać, Julia. - Zwróciła się do mnie i potem wszyscy poszliśmy do bartmanowego salonu.
Atakujący siedział spokojnie (o dziwo) w fotelu i popijał kawę. WIdząc naszą ekipę szeroko się uśmiechnął.
- No w końcu! - Wyraxnie mu ulżyło. - CI źli ludzie - mówił o Iwonce i Krzyśku - nie pozwalają mi się na krok ruszyć!

- I dobrze. - Grzesiek opadł na kanapę.- Jak noga? - Zapytał go kolega.
- Dzięki Iwonce o niebo lepiej. - Rozłożył ręce pokazując na suto zastawioną ławę.- Ten jabłecznik to po prostu niebo w gębie.
Oprócz szarlotki było jeszcze jakieś ciasto z kremem i ciastka owsiane.
Anka się zaśmiała ironicznie.
- SKoro już o niebo lepiej, to dzięki Julce kompletnie wyzdrowiejesz. - Poklepała mnie po ramieniu tym samym popychając w jego stronę. Cholera. Serce mi biło. Dlaczego ja się tak stresowałam? To tylko głupie babeczki.
Bartman na mnie spojrzał zdziwiony. Cóż, pewnie nie spodziewał się, że cokolwiek mu przyniosę. Ba, że cokolwiek mu upiekę.
- Masz. - Podeszłam i cisnęłam w nim pudełkiem, niby to obojętnie.
Z wymalowanym zdziwieniem na twarzy spoglądał na pudełko. Usiadłam obok Grześka i skrzyżowałam ręce na piersiach.
Zbyszek przystawił pudełko do ucha. - Tu  nie ma bomby, prawda? - Zapytał niepewnie.
Wywróciłam oczami. Czy on zwariował? Zwlekając tylko przyprawiał mnie o wzrost adrenaliny i szybsze bicie serca.
- Nie, chociaż ja bym uważał... - Rzucił Cichy Pit. Anka zdzieliła bo w żebra z łokcia i już nic nie mówił.
  Zibi otworzył pudełko. Przełknęłam ślinę.
- Starała się. - Uśmiechnęła się zachęcająco Anka. Gdyby siedziała obok mnie, zabiłabym ją...
  Bacznie obserwowałam jego reakcję. Najpierw był zdziwiony, a potem na jego twarzy pojawił się uśmiech. Uniósł wzrok z pudełka i ten szczery uśmiech skierował do mnie.
- Dzięki.
- Takie tam... babeczki z nudów. - Wzruszyłam ramionami obojętnie. Wewnątrz siebie jednak poczułam dziwną ulgę.
- Przez żołądek do serca. - Zachichotał Ignaczak podchodząc do niego i sięgając do pudełka. - Dajże jedną, mi żonka babeczek nie robi.
- Kpisz! - Walnął go w rękę Bartman. - One są moje i się nie dzielę.
  Zgarnęłam włosy za ucho i spuściłam głowę. Czemu do diaska się rumieniłam?
- Daj Igle, niech sprawdzi czy nie zatrute. - Bardzo śmieszne, Kosok.
- Myślę, że zaryzykuję. - Wyciągnął jedną i śmiało ugryzł kawałek. - Pyszne.
- No to nie bądź taki i daj trochę. - Naburmuszony Krzysiek opadł w drugim fotelu.
- Podziel się. - Anka również chciała spróbować. A jak jej w domu dawałam, to nie brała. - Julka ci zrobi więcej. - Zapewniła.
Bartman spojrzał na mnie przeżuwając kawałek mojego wypieku. ROzejrzałam się. Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco.
- No niech im będzie... - Odparłam zrezygnowana.
  Zbyszek postawił pudełko z brzegu ławy. - Ale tylko po jednej!
I wszyscy śmiejąc się zajadaliśmy babeczki, a potem pyszne ciasto Iwony, popijając kawą. Było naprawdę przyjemnie; rozmawialiśmy , śmialiśmy się z opowiadań Ignaczaka z ich wyjazdów. I musiałam przyznać sama przed sobą, że gdy nie kłócimy się z Bartmanem jest naprawdę znośny. A może to sprawka tych babeczek?



~*  *  *~
Dzisiaj rozdział szybciutko, bo trochę nocki zarwałam i pisałam (sorka za błędy). A nie wiem, czy potem będę miała czas - mam w tym tygodniu egzamin teoretyczny na prawko i robię testy. :)
W ogóle zbliżający się tydzień będzie ciężki. Rekrutacja na studia, ten egzamin teoretyczny... w sumie ten blog to taka odskocznia od problemów. Postaram się jednak co dziennie wrzucać nowe rozdziały. (Kto wie, może dziś wieczorem cos jeszcze wrzucę?:)  ) 
Trzymajcie sie gorąco! Spokojnej niedzieli przy "kawusi i babeczkach" :)

I mówcie co chcecie, ale wg mnie Bartman jest dobrym atakującym . Wczoraj niestety wmotałam się w nieprzyjemną konwersację z chłopakiem, który bardzo ubliżał naszemu atakującemu. Fakt, przegrali nasi. Ale to nie wina jednego zawodnika (mówił o ZB9). Przegrywa cała drużyna, wygrywa cała, razem odnoszą sukcesy i porażki. I kibicujemy wszystkim. 


A teraz tu macie taką "dziewiątkę" w ataku ;D 






1 komentarz:

  1. Jestem twoją nową czytelniczką , a zarazem wielką fanką tego opowiadania :D Dziś zaczęłam czytać .I stwierdzam że całe opowiadanie świetne .Nie mogłam się oderwać od tych 10 rozdziałów .Są po prostu świetne .A co do tego rozdziału to jest po prostu mega .
    Hehe rozwalił mnie tekst Zbyszka czy tam nie ma bomby .Hahaha .Aż zaczęłam się śmiać .Mam nadzieję że Julka i Zibi w końcu przestaną się kłócić .I będą świetną parą :D

    PS. życzę powodzenia na ten tydzień :D

    PS.1 Proszę dodaj dziś jeszcze jeden rozdział bardzo proszę bo nie mogę się już doczekać kolejnego :D

    OdpowiedzUsuń