W czwartkowe popołudnie siedzieliśmy w pobliskiej kawiarence zajadając lody i pijąc mrożone kawy. To znaczy .. najpierw byłyśmy same z Anką. potem jednak doszedł, cholera wie skąd, Mateusz, a zaraz po im dołączyli do nas Nowakowski, Kosok i Bartman, prosto z treningu.
- Najlepiej byłoby się zamknąć w lodówce... - westchnął tak samo zdruzgotany Zibi.
Oboje mieli rację - upał był nie do zniesienia. Z pewnością temperatura przekroczyła trzydzieści parę stopni Celsjusza i po prostu zdychaliśmy jak roślinność w czasie suszy.
- Pocieszyć was? Ma być tak do piątku. - Zachichotał Nowakowski. Nie wiem, jak on to robił, ale wyglądał dosyć... normalnie, podczas gdy my usychaliśmy.
Czułam się podobnie do pozostałych. Dobra, może zamiast skupić się na tym, by nie wyparować, myślałam o Nim i o wczorajszym dniu.
Zielonooki siedział naprzeciwko mnie i zajadał się śmietankowo-czekoladowymi lodami z polewą toffi. Wyglądał tak normalnie, jak gdyby nigdy nic. Dzisiejszego dnia nawet doskonale znosił Mateusza, od którego ja sama już świrowałam. Mówiłam wam już, że zostaje dłużej? Masakra. A co do Bartmana, to nawet raz po raz raczył mnie spojrzeniem i tym swoim szelmowskim uśmiechem, a ja dosłownie dostawałam palpitacji serca. Wszystko przez te wydarzenia z wczorajszego dnia.
Staliśmy przytuleni dosyć długo. Ani ja jakoś specjalnie nie odrywałam się od siatkarza, ani on nie zwalniał uścisku jakby bojąc się, że ucieknę. Potem odprowadził mnie do domu. Szliśmy w ciszy. Ale w tej przyjemnej i pożądanej ciszy. Bo wtedy żadne słowa już nie były potrzebne. A przynajmniej tak ja myślałam.
- Wiem! - Podskoczyła nagle Anka, uderzając dłonią w stolik. Oszalała?! - Jedźmy!
- Ale gdzie?
- Pamiętacie to pole biwakowe nad jeziorem pod Rzeszowem? - Ekscytowała się jak małe dziecko. Szkoda tylko, że nikt nie wiedział o co jej chodzi. No z wyjątkiem Bartmana, który skinął głową. - Kurde, nieważne. jedziemy.
- Ale...
- Żadne "ale"! - Nikomu nie pozwoliła nic powiedzieć. - jedziemy jutro z samego rana na weekend. Treningu nie macie, my też nie mamy nic do roboty. Więc to oczywiste, że pojedziemy.
I w ten sposób chłopcy przyjechali po nas dwoma samochodami już o szóstej rano. Było to stanowczo za wcześnie, ledwo zwlekłam się z łózka. I o dziwo, nawet kawa nie postawiła mnie na nogi.
Gdybym tylko mogła w nocy zasnąć…
Bóg mi świadkiem, że o niczym konkretnym nie myślałam. Ale kręciłam się z boku na bok, odkrywałam z gorąca a potem szczelnie opatulałam się kołdrą, bo zimno. Kompletny nie ogar. Trzy razy wstawałam się napić wody mineralnej do kuchni. Wciąż byłam tak spragniona, że chyba w kuchni powinnam posadzić swoje 4 litery i przeczekać do rana.
W sumie to wszystko przez... Bartmana. Najpierw się przytulaliśmy, o dziwo, wczoraj zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Ale może to i lepiej? Nie powinnam się z nim bratać, bo nie wiadomo co z tego by wyszło. A przy moim stanie zdrowia "miłość" i inne głupoty są najzwyczajniej w świecie nie wskazane.
Jedynym plusem było to, że ani razu nie zbudziłam Anki; spała jak zabita, kręcąc się czasem, ale tak delikatnie i szepcząc pod nosem coś na kształt imienia „Piotr”.
Zakochana kretynka!
- Boże, coś ty w nocy robiła? - Poklepała mnie po policzkach Anka, gdy razem z Matim siedzieliśmy przy kuchennym stole czekając na chłopaków. Zasypiałam na siedząco.
- Nie mogłam spać. - Odparłam. Nagle uderzenie było trochę mocniejsze i postawiło mnie do pionu. Na moment. - Dośpię tą godzinę w samochodzie i będzie ok.
- Guzik. Myślę, że już sam Bartman podniesie ci swoją adrenalinę. Niewyspany Bartman to zły Bartman.
Miała rację. Gdy przyjechali już przez okno widziałam, że siatkarz jest nie w sosie. Tak śmiesznie krzywił twarz, że widziałam to nawet z takiego daleka.
- Dzień doberek. - wpadł do domu rozradowany Piotrek. Anka rzuciła mu się na szyję i dała buziaka. Boże, skąd w nich tyle energii? Bartman wszedł za nim. Wyglądał jak kupka nieszczęścia. Albo kupka „niewyspania”. - Gdzie macie rzeczy?
- Na górze w korytarzu. - Poinstruowała chłopaka Anka. - Chodźcie.
Siatkarze posłusznie za nią poszli, ja też. Wolałam przypilnować, żeby ten zaspany kretyn nie zgubił niczego po drodze.
- Boże, co ty tam masz?! - Zielonooki podniósł moją sportową torbę. - To tylko trzy dni!
- AŻ trzy dni. - Skrzywiłam się. - Daj, sama ją wezmę skoro to dla ciebie taki problem. - Fuknęłam.
Anka miała rację. Plus pięćdziesiąt do adrenaliny.
Chciałam wziąć swoją torbę, ale on mnie minął i zbiegł po schodach, cały podminowany.
- Piotrek miał rację. Działasz lepiej niż kawa. - Parsknął, odwracając się do mnie na moment w przedpokoju.
Cholera!
Gdy przed drzwiami miała się rozpętać krwawa rzeź, Anka tylko nam pogroziła palcem, uspokajając.
- Pamiętajcie o umowie. - Upomniała nas, nim Mateusz zszedł ze swoim plecakiem.
I żadne z nas już się nie odezwało.
Ale czy to wszystko nie było dziwne? Znowu zaczynała się kłótnia i nerwy. Nawet jeśli pogodzimy się na jeden dzień, wielkiego sensu nie widzę w naszej znajomości. Ale to nawet i lepiej.
- Jak jedziemy? - Piotrek podrapał się po głowie. Własnie przyjechał Kosok ze swoją młodszą kuzynką Baśką i "koleżanką" Moniką.
Wprost nie mogłam uwierzyć, że można być taką piekną osobą nawet z rana. Myślałam o Monice. Poznałam ją już jak szliśmy do klubu i już wtedy widziałam, że coś się między nią a Grześkiem święci.
Monika była szczupłą blondynką, wyższą ode mnie z dziesięć centymetrów. A ja miałam te swoje prawie metr osiemdziesiąt. A ona wyglądała jak anioł. Miała bladą cerę i naturalne włosy. Wyglądała jakby dopiero co wyszła z salonu piękności a nie z łóżka. I już z samego rana zabiła mnie jej uprzejmość gdy podeszła sie przywitać i porozmawiać.
- Myślę, że mogę zabrać ze sobą jeszcze Mateusza - pokazał na niego palcem Kosok, gdy ten właśnie do nas dochodził. - A wy pojedźcie z Piotrkiem.
I jak zaproponował tak zrobiliśmy. I ku mojemu nieszczęściu wylądowałam na tylnym siedzeniu piotrkowego auta, siedząc aż za blisko Bartmana.
- Zapnij pas. - Oho, Bartman zaczynał rządzić. A ledwo ruszyliśmy spod domu.
- Dajże mi spokój człowieku. - Fuknęłam na niego. - Czepiasz się mnie od samego zasranego rana.
- Czepiam się? - Wybałuszył na mnie swoje zielone oczy. - Chyba dbam o twoje bezpieczeństwo!
- Boże, przestańcie oboje! - Odwróciła się do nas Anka. - BO wysiądziecie!
Obrażona odwróciłam głowę wpatrując się w drogę za samochodową szybą. Bartman już nic nie odpowiedział. Na szczęście. Bo po prostu odpłynęłam do krainy Morfeusza.
- Zobacz, jacy oni słodcy, gdy śpią. - Westchnęła rozmarzona Anka zerkając w stronę śpiących przyjaciół.
Nowakowski przytaknął.
- Muzyka dla moich uszu. - Zachichotał. - Zrób im zdjęcie, dla przyszłych pokoleń. Dobry dowód, że woda z ogniem też mogą się dogadać.
- „Dogadać”? - Zacytowała Anka śmiejąc się cicho. - Cóż. Dobrze, że chociaż na spaniu…
Wyjęła z torebki aparat i zrobiła zdjęcie. - Uroczo. - Skomentowała patrząc się na słodko śpiącą parę; Julka spała oparta głową o ramię siatkarza, a on policzek delikatnie opierał o jej główkę.
Gdy Bartman otworzył oczy lekko się przy tym poruszając, głowa dziewczyny zsunęła się z jego ramienia prosto na kolana. W pierwszym odruchu chciał ją chamsko obudzić, dalej był na nią zły za wcześniejsze. Ale z drugiej strony … leżała tak spokojnie, tak … uroczo. Spokojnie mógł jej się przyjrzeć.
Delikatnie odgarnął kosmyk jej blond włosów z twarzy. Lekko się poruszyła i mruknęła coś pod nosem. Nie taki diabeł straszny jak go malują… przynajmniej jak śpi. Poza tym, te dwa czy trzy dni, kiedy się dogadywali, były naprawdę fajne.
Westchnął. TO i tak jest tylko gra, pomyślał, po czym zsuwając jak najdelikatniej potrafił jej głowę, ułożył ją na całym siedzeniu i pozwolił dalej spać. Wolał uniknąć jej przebudzenia i nagłego ataku skierowanego wprost w jego osobę.
Obudziło mnie nic innego jak promienie słoneczne wpadające przez otwarte, samochodowe okno i bezczelnie rażące mnie po zaspanych oczach. Niechętnie się podniosłam, niezwykle obolała po tych ekstremalnych warunkach spania, a jedynym plusem było całkowite wyspanie się. Usiadłam i nim wyszłam z samochodu, spojrzałam w stronę pola biwakowego.
Cztery namioty były już rozstawione, a ich nigdzie nie było widać. No, świetnie, zostawili mnie i sobie poszli.
Cała podminowana opuściłam samochód i poszłam tam, gdzie było słychać ich rozwydrzone mordki.
- O, wstałaś już. - Uśmiechnęła się do mnie Anka, gdy do nich dotarłam. Leżała na kocu ubrana w zielone bikini i opalała się w najlepsze.
- Mogliście mnie obudzić… - Westchnęłam. Straciłam pół dnia wylegiwania się na plaży kosztem spania w samochodzie w niewygodnej pozycji. Extra.
- A tam, spałaś tak słodko. - Machnęła ręką dalej się szczerząc. - Idź i wkładaj strój.
- A gdzie reszta? - Zdziwiłam się, jednak sama sobie odpowiedziałam na to pytanie patrząc w stronę jeziora. - Acha.
Przez moment przyglądałam się jak kilka osób świetnie bawi się w wodzie. Może jednak ten wyjazd nie był takim złym pomysłem, jak myślałam?...
- Idź już, nie trać czasu. - Rozkazała, a ja posłusznie pomaszerowałam z powrotem w stronę namiotów.
Moja torba była umieszczona w tym trzecim namiocie, który sprawdziłam. Strój kąpielowy miałam praktycznie na wierzchu, to nie grzebiąc się jakoś koszmarnie, szybko założyłam dół a potem męczyłam się z wiązaniem góry. Było to nie łatwe zadanie, zwłaszcza że nigdzie nie mogłam znaleźć gumki do włosów i wciąż związywałam kokardkę z jakimś nieszczęsnym kosmykiem.
- Pomóc ci? - Wzdrygnęłam się słysząc ten głos. Cholera. Ten to ma wyczucie czasu.
Ale z drugiej strony, jak się nie zgodze to będę się męczyła z tym do usranej śmierci.
- No, dobra. - Zibi wziął dwa sznureczki do rąk a ja zgarnęłam włosy do góry, ułatwiając mu dostęp do szyi. Robił to wolno - jak to facet - ale starannie i dosyć mocno. Gdy przez przypadek musnął moje nagie ciało palcami, wzdrygałam się i czułam, jak moje serce przyspiesza. Dlaczego, u licha, ten facet tak na mnie działa?!
- Och, dziękuję. - Powiedziałam odwracając się w jego stronę. On, bez słowa, stał i wpatrywał się we mnie.
- No.. nie ma za co. - Doprowadził się do porządku i podrapał po głowie. Potem schylił się do drugiej torby sportowej leżącej nieopodal mojej.
- To twoja? - Zdziwiłam się. Dlaczego leżała w namiocie z moją?
- Domyślam się, o co ci chodzi i zażalenia składaj do Mateusza, który zaproponował, żebyśmy spali razem.
Poczułam, jak w gardle robi mi się wielka gula. Cholerny Mateusz! Przecież mając obok Bartmana nie zmrużę oka całą noc!...
- Ale nie martw się, - dodał nagle - jakby coś, to pogadam z Anką i Nowakowskim i w nocy się jakoś zmienimy.
TO byłoby najlepsze rozwiązanie, ale w głowie pojawiła mi się od razu zakochana przyjaciółka. Na pewno wolałaby spać w nocy z Piotrkiem w namiocie, mnie miała co noc u siebie w domu. I raczej nie chciałam jej psuć tego dobrego humoru.
- Zobaczymy. - Powiedziałam. - Daj, pomogę ci. - Zaproponowałam widząc, że chłopak wyciąga z torby kilka wciąż schłodzonych puszek z napojami.
- Dzięki. - Podał mi kilka i już bez słowa skierowaliśmy się z powrotem do przyjaciół.
Bartman nie potrafił spojrzeć na Julkę. Sam kompletnie nie mógł pojąć, że zaproponował jej wiązanie bikini. Mógł udawać, że nie widział jej, a ona sama męczyłaby się z tym dalej. Ale stojąc przed namiotem jakaś dziwna siła pchnęła go do środka, a głos z krtani wydobył się jakby sam.
- Pomóc ci? - Rzucił dosyć gwałtownie i natarczywie. Cholera, wyjdę na jakiegoś zboka, pomyślał.
Widział, jak dziewczyna wzdryga się, ale jednak odwraca się z uśmiechem i zgadza się.
Nagle zobaczył w niej znów dziewczynę z motocyklu. Spokojną, rozradowaną i peszącą się przy nim.
Nie potrafił skupić się na zawiązaniu jednej, głupiej kokardki, dlatego trwało to w nieskończoność. Rozpraszał go widok jej gołej skóry. Wprost nie mógł się powstrzymać, by jej nie dotknąć i niby to przypadkiem zahaczył palcami.
Julka znów się wzdrygnęła. Tak jak się spodziewał, jej skóra była gładka jak u niemowlaka.
- och, dziękuję. - Powiedziała, gdy skończył i gwałtownie odwróciła się w jego stronę, chyba zapominając, że to Bartman.
Siatkarz zaniemówił. Julka miała smukłe ciało i naprawdę dobrze prezentowała się w dosyć skąpym, czarnym, klasycznym bikini. Śliczne, gęste blond włosy pięknie rozlały się na jej ramionach układając w cholernie seksowne loki.
Chłopie, ogarnij się, warknął do siebie w myślach Bartman. Schylił się do sportowej torby i wyciągnął kilka puszek napojów. Julka, ku jego zdumieniu, pomogła mu je nieść, jednak w drodze nie odzywali się do siebie ani słowem.
- No, no, jaka laska! - Klasnęła w dłonie Monika patrząc na Julkę.
- Pewnie, że tak, w końcu moja przyjacciólka. - Puściła jej oczko wylegująca się na ręczniku Anka.
Kątem oka Bartman widział, jak dziewczyna się rumieni i spuszcza głowę. Cóż, Monika miała rację i w tym nie mógł zaprzeczyć.
Gdy rozdali napoje, dołączył do nich jeszcze Kosok, Mati i Nowakowski, cali zmoczeni.
- Eee, noo… wow. - Dorzucił Mateusz wlepiając w nią w swoje spojrzenie.
Tego już Bartman nie zdzierżył. Ten napalony koleś przecież rozbierał ją spojrzeniem! Ale nie mógł wyjść na jakiegoś zazdrośnika…
- Mateusz, przynieś piłkę z namiotu, zagramy razem. - Bartman miał nadzieję, że Mateusz będzie chciał zagrać ze swoim idolem. I nie mylił się, chłopak zniknął w mgnieniu oka, a on mógł odetchnąć z ulgą. Chociaż przez kilka minut.
- Zazdrośnik. - Mruknęła do niego Anka, gdy przysiadł się na ręcznik obok niej.
- Wcale że nie. - Syknął do niej i by przestać o tym myśleć, wycisnął sobie krem z filtrem i zaczął sobie smarować ręce.
- Ja tam wiem swoje. - Zakończyła temat kładąc się wygodnie i zamykając oczy.
Bartman siedział już naburmuszony i przyglądał się przyjaciołom. Nawet nie zauważył kiedy wszyscy znowu pobiegli do wody. Baśka i Kosok byli już dawno na głębokiej wodzie, podczas gdy Monika, która przed chwilą się opalała, wraz z Julką bardzo powoli wchodziły do wody. W końcu ku pocieszeniu złapały się za ręce i Bartman widział, jak się uśmiechają do siebie. Jak Julka to robi, że potrafi się ze wszystkimi dobrze dogadać? - zastanawiał się Bartman. No, poza nim, oczywiście.
Wtedy nagle Kosok kiwnął w jego stronę i sam zaczął biec w kierunku dziewczyn.
- Zibi, chodź tu, pomóż mi! - Krzyknął głośno, a dziewczyny zaczęły wybiegać z wody piszcząc.
Wiedział dobrze, o co chodzi - trzeba je wrzucić do wody. Wstał i nawet nie zważając na możliwą reakcję Julki, złapał ją w tym samym momencie co Kosok Monikę. Wziął Julkę na ręce i ona, cała rozradowana, piszczała i śmiała się jednocześnie, starając się wyrwać z jego objęć.
- TO co, wrzucamy? - Zapytał Kosok, gdy znajdowali się z dziewczynami na mniej więcej tym samym poziomie wody w jeziorze.
- Nie, nie, nie, nie! - Krzyczała Monika wiercąc się.
Siatkarze się zaśmiali.
- Bartman, nie waż się! - Rzuciła do atakującego Julka uczepiając się jego szyi jeszcze mocniej. - Mówię na poważnie!
- Myślisz, że się boję? - Zaśmiał się i odwrócił do Kosoka. - Rzucamy!
- A niech was szlag! - Rzuciłam jeszcze gdy wyrzucał mnie do wody. Obie z Moniką wpadłyśmy mniej więcej w tym samym momencie zanurzając się w wodzie po sam czubek głowy.
Gdy się wynurzałam, słyszałam tylko jak pokładają się ze śmiechu. Monika wcześniej się wynurzyła i łapiąc mnie za rękę, pomogła wstać.
- Chodź, odwdzięczymy się! - Pociągnęła mnie w stronę siatkarzy i zaczęłyśmy ich chlapać.
Dopiero wtedy spostrzegłam, że śmiałam się cały czas. Wcześniej tego nie zarejestrowałam. Moje serce cieszyło się, usta się śmiały nieustannie. Nie pamiętam kiedy tak dobrze się bawiłam.
No i Bartman. Wyglądał tak, jakby się również świetnie bawił. Z nią. I był właśnie taki jak w dzień kiedy jechała z nim motocyklem.
Bartman miał kilkanaście swoich twarzy, odcieni, i zmieniał je bezustannie. Raz potrafił się złościć, obrażać, a teraz ... był taki szczęśliwy i jego zielone tęczówki się śmiały. A spoglądał na mnie niemalże bez przerwy.
- Hej! Mam ta piłkę! - Krzyknął z brzegu Mateusz.
- No, już idziemy! - Odkrzyknął mu rozbawiony Bartman przerywając na chwilę dziecinne chlapanie się. Potem odwrócił się do mnie. - Zagrasz z nami, nie?
Czułam, że blednę. Miałam grać w siatkówkę?... Czy podołam?
- No… - zaczęłam niepewnie.
- Zagra, zagra! - Kosok odpowiedział za mnie. - Monia też.
- O, nie. Nie trawię sportu. - Prychnęła. - O wiele lepiej wychodzi mi kibicowanie.
Wychodziliśmy z wody, podczas gdy ja miałam ochotę zanurkować i nagle zniknąć wszystkim z oczu. Albo uciec. Zawsze mogłam też powiedzieć, że się źle czuję…
I przez te wszystkie swoje plany nawet nie zauważyłam, kiedy staliśmy na prowizorycznym boisku do siatkówki plażowej podzieleni na drużyny, Kosok, Baśka i Nowakowski oraz ja, Bartman i Mateusz. Stałam w drużynie między młotem i kowadłem. Pozostali usiedli obok w cieniu pobliskich drzew i kibicowali.
Anka-sędzina rzuciła monetą i piłka była dla nas.
- Kobiety mają pierwszeństwo. - Podał mi piłke Bartman, którą ze stresu ledwo złapałam.
Spokojnie, Julka, to tylko gra.
Westchnęłam i obróciłam piłkę w rękach, patrząc na nią niepewnie.
- Spróbuj od dołu albo rzuć! - Usłyszałam zza siatki Kosoka.
Anka wtedy parsknęła głośnym śmiechem. Zmierzona przeze mnie wzrokiem nic nie powiedziała.
Stanęłam za taśmą końcową wciąż niepewnie trzymając piłkę. Dawno tego nie robiłam. Dawno nie miałam piłki w rękach. Powinnam się jakoś psychicznie przygotować, zupełnie mnie zaskoczyli…
- No, graj! - Niecierpliwili się za siatką.
Wdech, wydech…
Podrzuciłam piłkę do góry i uderzyłam w nią całkiem mocno. I o dziwo, z łatwością przeszła na drugą stronę siatki pomiędzy Nowakowskiego i Baśkę. Odebrał Pit podając do Kosoka, i jak się mogłam spodziewać, od razu mu rozegrał. Piotrek piłkę plasował w kierunku Mateusza, jednak jemu dwóch kroków zabrakło do odebrania.
Cóż, bywa i tak.
- Spoko, Mati. - Bartman przybił mu piątkę i stanął nisko na nogach. Też je lekko ugięłam, gotowa na przyjście zagrywki Kosoka.
- Będzie celował na ciebie. - Bartman na chwilę się do mnie odwrócił. - Pomóc ci? - Zapytał jeszcze szybko.
- Dam radę.- Uspokoiłam go i pochyliłam się niżej.
Nie uderzył mocno, tak jak potrafił, ale siłę jednak włożył w tą zagrywkę. Musiałam zrobić krok po skosie, jednak dobrze to odebrałam i podałam do stojącego przy siatce Bartmana.
Rozegrał.
Rozegrał właśnie mnie.
W porę się zorientowałam, że ta wysoka piłka leciała do mnie. I tylko do mnie. To był ten moment. Moment, kiedy poczułam się jak za dawnych czasów na boisku. I pomijając piach, pomijając upał i nie zważając na swoją chorobę zrobiłam dwa długie kroki i wyskoczyłam w górę, uderzając w piłkę.
- Bierz! - Ktoś krzyknął, jednak Baśka nie zdążyła zareagować i piłka upadła koło jej nóg.
Otrzepałam ręce czując niezwykłą radość w sercu. To jest to, co kocham.
Zibi patrzył an mnie niedowierzając. Cóż, sama nie wierzyłam w to, co się stało…
- Wow, Julka, szokujesz! - Kosok rzucił z miejsca podając nam piłkę.
- Zaskakuje na każdym kroku… jak nie zatka Bartmana, to pokaże że umie grać w siatkówkę lepiej niż on… - Zaśmiał się Nowakowski.
- hej! - Oburzył się ZIbi w końcu przestając się na mnie gapić. Podniósl piłkę i otrzepał idąc w stronę końcowej taśmy. - Ja wam pokażę!
I uśmiechając się od ucha do ucha posłał im całkiem lekką jak na niego zagrywkę.
- Biorę! - Krzyknęłam cofając się nieco i podając do rozgrywającego teraz Mateusza. Przebił od razu na druga stronę zdobywając punkt.
W trójkę przybiliśmy sobie piątkę. Potem punkt zgarnęli przeciwnicy.
Pogrom nastąpił, gdy zdobyliśmy punkt robiąc przejście. Mati skutecznie zagrywał piłke sposobem dolnym na druga stronę, a my z Bartmanem odbieraliśmy każdą piłkę, jaka tylko przeszła na naszą stronę. Potem rozgrywałam mu, a on pokazywał, na co go stać.
Znowu atak ZB9, piłka znalazła się w rogu boiska i powędrowała w dalszą część plaży.
- Super!- Podszedł do mnie di siatki Bartman, podczas gdy Basia poszła po piłkę. Przybił mi piątkę. - Umiesz też krótką? - Dopytywał się po cichu.
Kiwnęłam głową.
- Przy dobrej piłce mi ją rzuć.
I jak poprosił, tak się stało. Wyskoczyłam i wystawiłam mu idealną krótką, a on, jak na zawołanie, wyskoczył tuż przy mnie i całkiem mocno uderzył w piłkę prosto w ręce Kosoka.
CO było dalej, kompletnie nie wiedziałam. Cały amok związany z grą w siatkówkę nie pozwolił mi dostrzec, że już mi się słabo robi. A może to przez słońce? Tak, to na pewno to.
Opadłam po prostu z sił na kolana.
- Julka! - TO głos Anki do mnie dotarł, ale przy mnie nagle znalazł się Bartman. Klęknął przy mnie spoglądając na mnie zmartwiony.
- TO przez to słońce… - Westchnęłam cicho.
- Powinnaś odpocząć. - Ku mojemu zdumieniu wziął mnie na ręce. Stał się troskliwy i zaniepokojony, znów grał mojego chłopaka.- Rozdzielcie się na drużyny, pójdę z nią siąść trochę.
- I coś zjeść. - Dorzuciłam uczepiając się jego szyi.
- Jest takie słońce, że raczej też już długo nie pogramy… - powiedział Nowakowski rozdzielając drużyny, jednak co było potem, już nie wiedziałam.
Dosyć szybko oddalaliśmy się od boiska w stronę ręczników. Siatkarz posadził mnie na kocu pod plażowym parasolem i od razu wyciągnęłam z plecaka dwie bułki zrobione przez Panią Danutę.
- Masz. - Podałam mu. Przecież też na pewno był głodny.
- Dzięki. -Wziął i zasiadł obok mnie. - Lepiej w cieniu? - Zapytał nagle, z wyraźną troską w głosie.
- No, lepiej. Ale wiesz, - z rozpędu położyłam mu rękę na ramieniu - jak chcesz, możesz do nich isć grać. Mogę posiedzieć sama.
Oboje spojrzeliśmy w stronę grających przyjaciół. Nawet Anka zaczęła grać, co musiało być nie lada wyczynem przekonać ją do tego. Niech zgadnę… Nowakowski ma dar przekonywania.
- Żartujesz sobie. - Spojrzał na mnie poważnie, a moje serce znów przyspieszyło. Cholera, uspokój się. - Pamiętasz, jeszcze jestem twoim chłopakiem. A chłopak raczej by cię nie zostawił, jeśli się źle czujesz.
Cóż, chłopak jak chłopak… a może to po prostu on, Zbyszek Bartman, by mnie nie zostawił?
- Jeszcze kilka dni… - Westchnęłam cicho. Cholera, czy mi się smutno robiło?...
Spojrzałam na niego lekko podnosząc głowę. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Serce już waliło jak oszalałe. Przybliżał się chcąc mnie pocałować. A najlepsze jest to, że ja wcale nie uciekałam i automatycznie mrużyłam oczy.
Cholera!
- No, ludzie, dajcie jeść!!!! - Rozżalony głos Cichego Pita przywrócił mnie do rzeczywistości i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
Szybko sięgnęłam po plecak i by zająć czymś innym myśli, rozdawałam im bułki i kanapki. Bartman natomiast położył się splatając ręce za głową i patrząc gdzieś daleko.
- Czy nie wydaje wam się, że w czymś przeszkodziliśmy?... - Zapytała nagle Anka mierząc mnie wzrokiem.
Czułam, że się rumienię.
- Czy to takie dziwne, że chciał całować swoją dziewczynę? - Skrzywił się Mateusz zasiadając na ręczniku obok.
Wszyscy zmierzyli go wzrokiem mówiącym „och, no tak, on myśli, że są razem”.
- Nie bądź zazdrosny, ha, ha. - Grzesiek poklepał go po ramieniu pokrzepiająco.
Gdy wszyscy już gdzieś zasiedli i jedli bułki, potrafiłam tylko słuchać, co mówią. Wciąż ani słowa nie mogłam z siebie wykrztusić. Raz po raz kątem oka zerkałam na siatkarza leżącego obok mnie. Wyglądał na złego…. No, pięknie, znów się będzie na mnie wyżywał…
- Już się ludzie schodzą. - dosyć piskliwy głos Basi przywołał mnie do rzeczywistości, z której ostatnio często uciekałam.
- Normalka, piątek popołudnie i ludzie po pracy na weekend przyjeżdżają…
Spojrzałam na dalszą część plaży. Faktycznie, przyjeżdżali ludzie z dzieciakami, młodzież, już się opalali i chłodzili w wodzie.
Byliśmy nieco dalej od centralnego punktu plaży, więc nikt sobie nami głowy nie zawracał. Przynajmniej na razie.
- Nie chwaliłaś się, że umiesz grać. - Rzucił do mnie Pit, a mnie zszokowało. Nie miałam ochoty z nikim o tym rozmawiać…
- Tak trochę kiedyś grałam...
- W jakimś klubie? - Wypytywał, a mi robiło się niedobrze.
- Czuję, że jest co raz bardziej gorąco… - Sapnęła pod nosem Anka wybawiając mnie z opresji.
- Chodźmy się schłodzić, póki jest jeszcze miejsce w wodzie - Piotrek pociągnął ją za rękę - a my - zwrócił się do mnie - musimy potem o tym porozmawiać - i poszli.
- Idziemy też? - Zapytał Mati Basi. Ku mojemu zdumieniu, uśmiechnęła się i poszła.
Grzesiek z Monika rozmawiali o czymś siedząc na ręcznikach obok, ale nawet nie miałam siły ich słuchać. Poza tym, widać było między nimi chemię, nie chciałam się wciskać.
Sama natomiast czułam się bardzo niekomfortowo siedząc obok leżącego Bartmana. Czułam na swoich plecach jego wzrok. I najgorsze jest to, że nie wiedziałam jak mam się zachować.
Niepewnie odwróciłam się w jego stronę. Miał szczelnie zamknięte oczy, czyżby spał?... Chyba tak. A nawet jeśli nie, to i tak nie mogłam oderwać od niego wzroku. Wyglądał tak cholernie dobrze. Zarysowane mięśnie brzucha, lekka opalenizna i mocno zarysowane kości policzkowe. Włosy zmierzwione jeszcze po grze w „plażówkę”. Miałam taką ochotę go dotknąć… Ale pewnie straciłabym wtedy rękę.
Położyłam się obok niego, ale na brzuchu, z twarzą skierowaną w jego stronę. Oczywiście, w bezpiecznej odległości. Ręce położyłam wzdłuż ciała przez przypadek ocierając dłonią o jego rękę. Wtedy się poruszył.
Odwrócił głowę w moją stronę z wciąż zamkniętymi oczami. Chyba spał faktycznie. Coś tam mruknął pod nosem, powiercił się. Wyglądał tak spokojnie jak śpiące dziecko.
Wiedziałam, że będę potem tego żałować, ale nie mogłam się powstrzymać i złapałam go za rękę splatając delikatnie nasze palce.
Nagle poczułam jak ściska mocniej moją dłoń. Uśmiechnął się pod nosem. Bartman wcale nie spał.
I pomimo wszystkiego, ja również się uśmiechnęłam i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
- Boże, co za śpiochy. - Niewyraźny głos docierał do mnie co raz bardziej budząc mnie przy okazji. - Spali w samochodzie, spali jak dojechaliśmy i śpią teraz. Masakra!
- A niech śpią. Przynajmniej się nie kłócą. - Zaśmiał się głośno Grzesiek.
- Normalnie muzyka dla moich uszu… - dorzucił Cichy Pit.
Wciąż udawałam, że śpię, ale chciałam ich posłuchać, co mają do powiedzenia ciekawego.
- Oj tam. - Tym razem wtrąciła Anka.- Przecież to widać, że coraz lepiej się dogadują.- aż widziałam w wyobraźni ten jej rozmarzony uśmieszek.
- Zaraz, bo nie rozumiem… - Tym razem słodki głos Moniki. Chyba w końcu zaczynała rozumieć, o co chodzi. - To oni udają parę? - Czemu w jej głosie wyczytałam zdziwienie?
- No, kiedyś tak wyszło, żeby Mati się przyczepił strasznie Julki i Bartman zgodził się udawać jej chłopaka, żeby tamten się odczepił. - Wyjaśniła jej Anka. - Ale kto by pomyślał…
- … że Bartman się zgodzi. - Dokończył za nią Piotrek. - Ta, sam byłem w szoku…
Nastąpiła chwila ciszy.
- Cóż… - czułam, że bystre oczy Moniki się nam przyglądają. - Nie wyglądają, jakby udawali…
- Ej, cicho, Mateusz idzie. - Uciszył wszystkich nagle Kosok.
Nagle wszyscy zamilkli a ja zmrużyłam mocniej powieki. Nie mogłam dac im do zrozumienia, że wszystko słyszałam, także dla bezpieczeństwa nie poruszyłam się i dopiero po chwili „obudziłam się” otwierając powoli oczy. Bartman zrobił to niemalże w tej samej chwili. Szybko puściłam jego rękę.
- Dzień dobry! - Powitała nas rozradowanym głosem Anka. Pozostali się śmiali. - Ponownie.
Wciąż czułam się nieswojo z faktem, że podsłuchałam rozmowę przyjaciół. Ale z drugiej strony rozmawiali przy mnie, więc bądź co bądź, nie mogłam nie słyszeć… oni byli udani, zero konspiracji…
- Zabawne. - Parsknął Bartman. - Ja nie spałem. Odpoczywałem. Nie zapominajcie, że w następnym tygodniu mamy sparing.
- Och, a ten znowu pretensje i oburzenie! - Pokręciła głową z niedowierzaniem Anka.
- I tylko o jednym. - Kosok wyglądał na nieźle ubawionego. Uśmiech wręcz nie schodził mu z głowy.
- Głodna jestem… - Przerwałam im nagle robiąc ponurą minę. Niech skończą tamten temat.
I jak jeden mąż, wszyscy wybuchli śmiechem.
- Kto o czym to o czym, Bartman o siatkówce a Julka o jedzeniu! Ha, ha, ha!
- Ale to im w głowach siedzi, w sercach mają co innego. - Anka znowu się rozmarzyła. - Coś o czym nie mówią.
- Albo „kogoś”. - Poprawił dziewczynę Piotrek patrząc na nas porozumiewawczo.
- Idioci! - Oburzył się nagle głośno Bartman. Byłam przekonana, że zaraz komuś przywali. A przynajmniej na to wskazywała jego mina. - Wy tylko…
- Zbyszek? - Zza pleców usłyszałam nieznany głos. Wszyscy przyjaciele spojrzeli ponad moje ramiona. Ja również odwróciłam się w tym samym momencie, co Bartman.
Najpierw zobaczyłam jej nogi. Zgrabne, opalone i długie. W malinowym stroju kąpielowym prezentowała się naprawdę zjawiskowo. Ale to i tak było nic w porównaniu z idealną buzią, dużymi, czekoladowymi oczami i pełnymi ustami. Wiatr lekko rozwiewał jej długie, kasztanowe włosy i przez ten widok wszyscy zaniemówiliśmy.
Kto to był? Jakaś sportowa fanka?
- Karolina? - Wytrzeszczył na nią oczy Bartman, a my wszyscy na niego. Że co?!
~* * *~
Mam coś dla Was- kolejny rozdział z samego rana :)
Ale cóż, trzeba, bo nie dość, że jeden dzień nic nie wrzuciłam, to jeszcze wczoraj dopiero przed północą...
Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni :) Wieczorem również zerknijcie, bo najprawdopodobniej wrzucę jeszcze jeden.
Buziaki! ;*
zaczyna robić się ciekawie.. :D
OdpowiedzUsuńCzuję, że ten weekend dużo zmieni .. :)
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. :)
Ten jak zwykle świetny ! :D
Pozdrawiam. ;)
od jakiegoś czytam to opowiadanie i z każdym rozdziałem podoba mi się bardziej ;)
OdpowiedzUsuńSuper bardzo wciągające, czekam na kolejnu ;)))
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńsuper! prowadziłaś wcześniej jakiegoś bloga? chętnie poczytałabym więcej Twoich prac... ;)
OdpowiedzUsuńNiestety jest to dopiero mój pierwszy blog.. :) pierwszy ale nie ostatni!
UsuńA na ten czas zapraszam do śledzenia na bieząco nowych rozdziałów na tym aktualnym blogu.
pozdrawiam!
Aaaa kocham Ankę .Jest genialna :D Miała świetny pomysł z tym wypadem nad wodę :D Hehe .Coś przeczuwam że dużo się będzie działo :D Ale mój entuziazm znów na chwile gaśnie bo kolejna kłótnia z Bartmanem .Ale nie było tak tragicznie :D Aż sobie wyobraziłam ten obrazek jak śpią .Myślę też że Piotrek i Ania wykorzystają to zdjęcie w niedalekiej przyszłości .To zawiązywanie górnej części kostiumu teź było fajne .Już myślałam że Zibi w końcu się odważy i ją pocałuje .Jednak znów moje domysły się nie sprawdziły :(
OdpowiedzUsuńWogóle cały ten rozdział był bardzo bogaty w różne akcje i bardzo mi się podobał :D
Ale co to za Karolina ?!Ciekawe co to się tam stanie .
Czekam na kolejny odcinek :D Mam nadzieję że Dodasz go jeszcze dziś :D