Następnego dnia, o dziwo, miałam wyśmienity humor. Wzięłam chyba przykład z pogody; słońce świeciło, a ja czułam że promienieję. Miałam nadzieję, że cały dzień będę mogła zaszyć się w ogrodzie i opalać… najlepiej tylko z Anką. Bez żadnych chłopaków.
I już w ogóle bez Mateusza. Właśnie, mówiłam o nim wcześniej? Kretyn zjadł coś nieświeżego, gdy byłyśmy na meczu i leżał w łóżku cały czas... Niestety, dziś czuł się wyśmienicie i zamęczał nas od samiutkiego ranka.
Niestety, moja przyjaciółka nie widziała tego dnia tak jak ja.
- Odpada. – Rzuciła krótko Anka, gdy zaproponowałam jej wspólne opalanie. Poczułam się odrzucona. – Idę do kina z Piotrkiem.
- Hej, a ja? – Naburmuszyłam się. Mdliło mnie na samą myśl, że będę musiała zostać z Mateuszem sama pod jednym dachem. – Zostawisz mnie z nim? Chyba że go bierzesz?
- Chyba żartujesz. Miałam nadzieję, że ty z nim zostaniesz. Chciałam choć jeden dzień spędzić z Piotrkiem…
Dobra. Powiedzmy, że ją rozumiałam. Odkąd tu jesteśmy ani razu nie była z nim sam na sam. Oczywiście nie licząc imprezy, której i tak nie pamiętam.
- Dobra, jakoś przeżyję… - Westchnęłam. Anka w ogóle nie miała litości…
- Po prostu zadzwoń po swojego księcia, niech ci potowarzyszy. – Puściła mi oczko.
Super, Bartman. Czasem kompletnie zapominałam, że ze sobą chodzimy do czasu, gdy Mateusz tu będzie. A co raz bardziej się obawiam, że Mateusz zostanie z nami dłużej. Zresztą kto by nie został mając możliwość obcowania w towarzystwie ze światowej sławy siatkarzami? ...
No własnie.
– Może i jego noga ma się lepiej, ale treningu dziś nie mają. Jestem pewna, że będzie się lenić w domu. - Dodała.
- Wiesz.. w sumie masz rację… jak już go wykorzystuję to na całego.
- No widzisz. – Poklepała mnie po ramieniu. – Zjedz jeszcze kanapkę, przyda ci się więcej sił przy tych dwóch kretynach.
I już w ogóle bez Mateusza. Właśnie, mówiłam o nim wcześniej? Kretyn zjadł coś nieświeżego, gdy byłyśmy na meczu i leżał w łóżku cały czas... Niestety, dziś czuł się wyśmienicie i zamęczał nas od samiutkiego ranka.
Niestety, moja przyjaciółka nie widziała tego dnia tak jak ja.
- Odpada. – Rzuciła krótko Anka, gdy zaproponowałam jej wspólne opalanie. Poczułam się odrzucona. – Idę do kina z Piotrkiem.
- Hej, a ja? – Naburmuszyłam się. Mdliło mnie na samą myśl, że będę musiała zostać z Mateuszem sama pod jednym dachem. – Zostawisz mnie z nim? Chyba że go bierzesz?
- Chyba żartujesz. Miałam nadzieję, że ty z nim zostaniesz. Chciałam choć jeden dzień spędzić z Piotrkiem…
Dobra. Powiedzmy, że ją rozumiałam. Odkąd tu jesteśmy ani razu nie była z nim sam na sam. Oczywiście nie licząc imprezy, której i tak nie pamiętam.
- Dobra, jakoś przeżyję… - Westchnęłam. Anka w ogóle nie miała litości…
- Po prostu zadzwoń po swojego księcia, niech ci potowarzyszy. – Puściła mi oczko.
Super, Bartman. Czasem kompletnie zapominałam, że ze sobą chodzimy do czasu, gdy Mateusz tu będzie. A co raz bardziej się obawiam, że Mateusz zostanie z nami dłużej. Zresztą kto by nie został mając możliwość obcowania w towarzystwie ze światowej sławy siatkarzami? ...
No własnie.
– Może i jego noga ma się lepiej, ale treningu dziś nie mają. Jestem pewna, że będzie się lenić w domu. - Dodała.
- Wiesz.. w sumie masz rację… jak już go wykorzystuję to na całego.
- No widzisz. – Poklepała mnie po ramieniu. – Zjedz jeszcze kanapkę, przyda ci się więcej sił przy tych dwóch kretynach.
Długo kłóciłam się ze sobą w myślach nim zadzwoniłam. Łaziłam w tę i z powrotem po balkonie jak jakaś wariatka, trzymając w rękach komórkę i wciskając „zadzwoń” , by zaraz potem się rozłączyć.
Westchnęłam głęboko. Dobra, miałam z nim umowę, ale była dopiero dziewiąta rano i może śpi, tylko się na mnie wyżyje i zerwie umowę, a tego bym nie zdzierżyła po tym wszystkim.
Choć musiałam przyznać, że wczorajszego dnia, gdy poszłyśmy do niego w odwiedziny, był całkiem spokojny i nieawanturniczy. Zapewne to zasługa takiej ilości słodyczy, ale zawsze coś.
Z bezsilności oparłam się o balkonową barierkę. Wtedy z ogródka pomachał do mnie Mateusz i gestem zawołał na dół. Przerażona spędzeniem z nim czasu sam na sam, pokazałam mu palcem na komórkę wyjaśniając, że muszę zadzwonić.
Co jak co, ale wizja popołudnia ze świrusem jest silnym motywatorem, by zadzwonić pięć po dziewiątej do Bartmana.
- Nie jestem zainteresowany! Dajcie ludziom spać! – Powitał mnie jego uroczy głosik w telefonie.
Cudownie trafiłam. Z jednej strony dobrze, że obudziła go pewnie jakaś babeczka z nową ofertą na telefon, ale z drugiej strony, podminowany Bartman, to zły Bartman, a ja o tym doskonale wiedziałam.
- Jesteś zainteresowany. – Rzuciłam krótko. – A tak w ogóle to dzień dobry.- Po drugiej stronie nastała chwila ciszy.
- Aaa, to ty. Sorry, jeszcze nie kontaktuję.
- Ale pamiętasz o naszej umowie? – Wolałam się upewnić, nim zaprosiłam go na potrójną randkę przed telewizorem.
- Pewnie, że pamiętam, misiaczku. – Jego głos zabrzmiał na tyle słodko, że aż zastanawiałam się, czy się tak dobrze wczuł czy to był sarkazm.
- Więc dzisiaj pobawisz się w mojego księcia z bajki i przyjedziesz na białym koniu wybawić mnie z opresji.
- Rozjaśnij.
- Anka idzie z Nowakowskim do kina, a ja z przyzwoitości muszę zostać z Mateuszem w domu, bo ostatnio wciąż go olewamy.
- I….?
- No co „I…?”? – Boże znowu mnie zaczął wkurwiać. Doskonale wiedziałam o co mu chodziło. Musiałam odpuścić. – I byłoby miło, gdyby mój kochany chłopak dotrzymał mi towarzystwa w nudzeniu się przed telewizorkiem.
- I co, tak trudno było zapytać? – Trzymajcie mnie, bo go zabiję przez telefon. – Będę o 12. – Rozłączył się.
Czułam się okropnie. On mnie stawiał do pionu. Miał nade mną przewagę. Jeśli mnie zdominuje to będzie źle, bardzo źle. Ale to przecież tylko niecały tydzień. A potem wszystko wróci do normalności…
Westchnęłam głęboko. Dobra, miałam z nim umowę, ale była dopiero dziewiąta rano i może śpi, tylko się na mnie wyżyje i zerwie umowę, a tego bym nie zdzierżyła po tym wszystkim.
Choć musiałam przyznać, że wczorajszego dnia, gdy poszłyśmy do niego w odwiedziny, był całkiem spokojny i nieawanturniczy. Zapewne to zasługa takiej ilości słodyczy, ale zawsze coś.
Z bezsilności oparłam się o balkonową barierkę. Wtedy z ogródka pomachał do mnie Mateusz i gestem zawołał na dół. Przerażona spędzeniem z nim czasu sam na sam, pokazałam mu palcem na komórkę wyjaśniając, że muszę zadzwonić.
Co jak co, ale wizja popołudnia ze świrusem jest silnym motywatorem, by zadzwonić pięć po dziewiątej do Bartmana.
- Nie jestem zainteresowany! Dajcie ludziom spać! – Powitał mnie jego uroczy głosik w telefonie.
Cudownie trafiłam. Z jednej strony dobrze, że obudziła go pewnie jakaś babeczka z nową ofertą na telefon, ale z drugiej strony, podminowany Bartman, to zły Bartman, a ja o tym doskonale wiedziałam.
- Jesteś zainteresowany. – Rzuciłam krótko. – A tak w ogóle to dzień dobry.- Po drugiej stronie nastała chwila ciszy.
- Aaa, to ty. Sorry, jeszcze nie kontaktuję.
- Ale pamiętasz o naszej umowie? – Wolałam się upewnić, nim zaprosiłam go na potrójną randkę przed telewizorem.
- Pewnie, że pamiętam, misiaczku. – Jego głos zabrzmiał na tyle słodko, że aż zastanawiałam się, czy się tak dobrze wczuł czy to był sarkazm.
- Więc dzisiaj pobawisz się w mojego księcia z bajki i przyjedziesz na białym koniu wybawić mnie z opresji.
- Rozjaśnij.
- Anka idzie z Nowakowskim do kina, a ja z przyzwoitości muszę zostać z Mateuszem w domu, bo ostatnio wciąż go olewamy.
- I….?
- No co „I…?”? – Boże znowu mnie zaczął wkurwiać. Doskonale wiedziałam o co mu chodziło. Musiałam odpuścić. – I byłoby miło, gdyby mój kochany chłopak dotrzymał mi towarzystwa w nudzeniu się przed telewizorkiem.
- I co, tak trudno było zapytać? – Trzymajcie mnie, bo go zabiję przez telefon. – Będę o 12. – Rozłączył się.
Czułam się okropnie. On mnie stawiał do pionu. Miał nade mną przewagę. Jeśli mnie zdominuje to będzie źle, bardzo źle. Ale to przecież tylko niecały tydzień. A potem wszystko wróci do normalności…
Gdy przyjechał punktualnie o dwunastej Piotrka i Anki już nie było, a państwo Kowalikowie wyszli na tradycyjny, niedzielny spacer. Jako że siedzieliśmy z Mateuszem w ogródku w altance, warkot podjeżdżającego motocyklu dał się słyszeć naszym uszom aż za dobrze. W życiu bym nie powiedziała, że to Bartman, a jednak wszedł do ogródka kręcąc na palcu błyszczącymi kluczykami i aż zaparło mi dech w piersiach.
Ten specjalny ascetyzm jego stroju, chłód śnieżnobiałej koszuli i szorstkość jeansów podkreślały niezwykły, zielony kolor jego oczu. Wstałam jak wryta nie mogąc oderwać wzroku od siatkarza, który dzisiejszego dnia wydawał się być jakoś dziwnie olśniewający. Pierwszy raz widziałam jego kruczoczarne włosy ułożone w seksownym nieładzie, a na dodatek ten szelmowski uśmiech ukazujący rząd idealnie białych zębów…
Nie, to słońce już mi przygrzało i świrowałam.
- Cześć, kochanie. – Podszedł w moją stronę i czule pocałował w czoło. Potem odwrócił się do chłopaka. – Się masz, Mati. – Uścisnął mu dłoń.
Bartman grał aż tak dobrze, tak naturalnie, że aż zaniemówiłam. Nie, przepraszam. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, odkąd się tu zjawił.
- Pójdę po coś do picia. – Rzuciłam i wręcz pobiegłam do kuchni. Musiałam na chwilę odejść, by otrząsnąć się z tego co przed chwilą miało miejsce.
Wciąż trzęsącymi się rękoma wyjęłam z lodówki mineralną i sok. Prawie je upuściłam.
- Julka, ogarnij się. – Powiedziałam sama do siebie, opierając się o ladę i spuszczając nieco głowę w dół.
Wtedy poczułam, jak ktoś staje niebezpiecznie blisko mnie i kładzie mi duże, silne ręce na ramionach.
Bartman.
Stałam kompletnie osłupiała i z szaleńczo bijącym sercem, podczas gdy on, jak gdyby nigdy nic, sięgnął moich włosów i odgarnął je na lewe ramię. Przybliżył usta do odkrytej strony szyi i czułam jego oddech.
- Ba… - Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, składał na mojej szyi delikatne i słodkie pocałunki.
- Ciii… - Uciszył mnie. - Po prostu wyluzuj, bo zachowujesz się, jakby to było co najmniej dziwne…
Wtedy mnie odwrócił i przycisnął biodrami do kuchennej lady. Napierał na mnie swoim całym ciałem. Jego twarz była tak blisko, że jedyne co mogłam zrobić to wpatrywać się w jego zielone oczy i po prostu się poddać. Zbliżał swoje usta do moich… a ja automatycznie mrużyłam oczy…
- Ej no, wy tu miziu-miziu, a ja sam siedzę przed telewizorem! – Słysząc oburzenie Mateusza, który najwyraźniej przypatrywał nam się od dłuższej chwili. Odepchnęłam od siebie Bartmana i po prostu oblałam się rumieńcem.
Ta cała sytuacja mająca miejsce w kuchni sprawiła, że podczas każdego dotyku Bartmana, nawet takiego przypadkowego, cała się spinałam a ciało przeszywały dreszcze. A jako że siedzieliśmy obok siebie na kanapie działo się to niemal bezustannie.
Jak głupia wpatrywałam się w durnowate reklamy na Polsacie, które przerwały nam jeszcze nudniejszy film o jakieś nienormalnej rodzince.
No a Mateusz natomiast znalazł sobie chyba nowy obiekt westchnień. Był nim … Bartman.
- Kurde, no wiesz, - nawijał jak opętany - słyszałem, że niedługo sparing gracie z Bełchatowem? Kurde, chciałbym zobaczyć cię w akcji na żywo. Oglądam wszystkie wasze mecze, normalnie extra…. – Tutaj Bartman ziewnął i niemalże zasnął na moim ramieniu - … a w ogóle twoje ataki, normalnie bomba! Zmiatasz przeciwników normalnie nikt nie potrafi tego odebrać!...
- Super. – Siatkarz chyba miał już powoli dosyć, bo od kilku minut rzucał tylko skarkazmami. Nagle podniósł głowę z mojego zesztywniałego ramienia i złapał mnie za rękę. – Kurde, film się zaczął a popcornu nie ma. Wrzucisz do mikrofali? Gdzieś tam w szafce powinna być paczka.
- Poczekaj, nie ruszaj się! – Poderwał się nagle Mateusz. O matko jedyna. – Ja już idę! Zrobię!
Czego się nie zrobi, żeby przypodobać się idolowi, nie?
Gdy tylko chłopak zniknął w kuchni, Zibi zerwał się na równe nogi i pociągnął mnie w stronę wyjścia na taras.
- Co ty? – Zaszokowałam się. Ach, no tak. Miał dosyć. – Słuchaj, jak chcesz iść to po prostu idź… - Zatrzymałam się jeszcze w salonie, podczas gdy on zrobił już jeden krok na tarasie.
- Jestem twoim chłopakiem, nie męczennikiem. – Prychnął i wykorzystując swoje bicepsy wyciągnął mnie najpierw na taras, potem do ogrodu, a potem przed bramę.
- Wkładaj. – Podał mi kask, a ja normalnie umarłam.
- Pojebało cię do końca? – Zaszokowałam się, oczekując, że to żart. Minę miał jednak poważną. – To… to w ogóle legalne jest?...- Zapytałam niepewnie biorąc biały kas do rąk. Bartman już zapinał swój, czarny.
- Tak, legalne. – Westchnął i widząc moją nieporadność, wziął ode mnie kask i wcisnął mi go na głowę. Zapiął upewniając się, że dobrze to zrobił.
Gdy usiadł i nagle go włączył, ja się wciąż wahałam.
- No siadaj! – Przekrzyczał warkot silnika.
Musiałam szybko zdecydować: Śmierć z nudów czy na motocyklu?
Ten specjalny ascetyzm jego stroju, chłód śnieżnobiałej koszuli i szorstkość jeansów podkreślały niezwykły, zielony kolor jego oczu. Wstałam jak wryta nie mogąc oderwać wzroku od siatkarza, który dzisiejszego dnia wydawał się być jakoś dziwnie olśniewający. Pierwszy raz widziałam jego kruczoczarne włosy ułożone w seksownym nieładzie, a na dodatek ten szelmowski uśmiech ukazujący rząd idealnie białych zębów…
Nie, to słońce już mi przygrzało i świrowałam.
- Cześć, kochanie. – Podszedł w moją stronę i czule pocałował w czoło. Potem odwrócił się do chłopaka. – Się masz, Mati. – Uścisnął mu dłoń.
Bartman grał aż tak dobrze, tak naturalnie, że aż zaniemówiłam. Nie, przepraszam. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, odkąd się tu zjawił.
- Pójdę po coś do picia. – Rzuciłam i wręcz pobiegłam do kuchni. Musiałam na chwilę odejść, by otrząsnąć się z tego co przed chwilą miało miejsce.
Wciąż trzęsącymi się rękoma wyjęłam z lodówki mineralną i sok. Prawie je upuściłam.
- Julka, ogarnij się. – Powiedziałam sama do siebie, opierając się o ladę i spuszczając nieco głowę w dół.
Wtedy poczułam, jak ktoś staje niebezpiecznie blisko mnie i kładzie mi duże, silne ręce na ramionach.
Bartman.
Stałam kompletnie osłupiała i z szaleńczo bijącym sercem, podczas gdy on, jak gdyby nigdy nic, sięgnął moich włosów i odgarnął je na lewe ramię. Przybliżył usta do odkrytej strony szyi i czułam jego oddech.
- Ba… - Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, składał na mojej szyi delikatne i słodkie pocałunki.
- Ciii… - Uciszył mnie. - Po prostu wyluzuj, bo zachowujesz się, jakby to było co najmniej dziwne…
Wtedy mnie odwrócił i przycisnął biodrami do kuchennej lady. Napierał na mnie swoim całym ciałem. Jego twarz była tak blisko, że jedyne co mogłam zrobić to wpatrywać się w jego zielone oczy i po prostu się poddać. Zbliżał swoje usta do moich… a ja automatycznie mrużyłam oczy…
- Ej no, wy tu miziu-miziu, a ja sam siedzę przed telewizorem! – Słysząc oburzenie Mateusza, który najwyraźniej przypatrywał nam się od dłuższej chwili. Odepchnęłam od siebie Bartmana i po prostu oblałam się rumieńcem.
Ta cała sytuacja mająca miejsce w kuchni sprawiła, że podczas każdego dotyku Bartmana, nawet takiego przypadkowego, cała się spinałam a ciało przeszywały dreszcze. A jako że siedzieliśmy obok siebie na kanapie działo się to niemal bezustannie.
Jak głupia wpatrywałam się w durnowate reklamy na Polsacie, które przerwały nam jeszcze nudniejszy film o jakieś nienormalnej rodzince.
No a Mateusz natomiast znalazł sobie chyba nowy obiekt westchnień. Był nim … Bartman.
- Kurde, no wiesz, - nawijał jak opętany - słyszałem, że niedługo sparing gracie z Bełchatowem? Kurde, chciałbym zobaczyć cię w akcji na żywo. Oglądam wszystkie wasze mecze, normalnie extra…. – Tutaj Bartman ziewnął i niemalże zasnął na moim ramieniu - … a w ogóle twoje ataki, normalnie bomba! Zmiatasz przeciwników normalnie nikt nie potrafi tego odebrać!...
- Super. – Siatkarz chyba miał już powoli dosyć, bo od kilku minut rzucał tylko skarkazmami. Nagle podniósł głowę z mojego zesztywniałego ramienia i złapał mnie za rękę. – Kurde, film się zaczął a popcornu nie ma. Wrzucisz do mikrofali? Gdzieś tam w szafce powinna być paczka.
- Poczekaj, nie ruszaj się! – Poderwał się nagle Mateusz. O matko jedyna. – Ja już idę! Zrobię!
Czego się nie zrobi, żeby przypodobać się idolowi, nie?
Gdy tylko chłopak zniknął w kuchni, Zibi zerwał się na równe nogi i pociągnął mnie w stronę wyjścia na taras.
- Co ty? – Zaszokowałam się. Ach, no tak. Miał dosyć. – Słuchaj, jak chcesz iść to po prostu idź… - Zatrzymałam się jeszcze w salonie, podczas gdy on zrobił już jeden krok na tarasie.
- Jestem twoim chłopakiem, nie męczennikiem. – Prychnął i wykorzystując swoje bicepsy wyciągnął mnie najpierw na taras, potem do ogrodu, a potem przed bramę.
- Wkładaj. – Podał mi kask, a ja normalnie umarłam.
- Pojebało cię do końca? – Zaszokowałam się, oczekując, że to żart. Minę miał jednak poważną. – To… to w ogóle legalne jest?...- Zapytałam niepewnie biorąc biały kas do rąk. Bartman już zapinał swój, czarny.
- Tak, legalne. – Westchnął i widząc moją nieporadność, wziął ode mnie kask i wcisnął mi go na głowę. Zapiął upewniając się, że dobrze to zrobił.
Gdy usiadł i nagle go włączył, ja się wciąż wahałam.
- No siadaj! – Przekrzyczał warkot silnika.
Musiałam szybko zdecydować: Śmierć z nudów czy na motocyklu?
Koniec końców siadłam na czarny motocykl, przytulając się do siatkarza i kurczowo go trzymając. Stanowczo lepszą wizją była taka śmierć. Jak to mówią ... odważni nie żyją wiecznie, za to ostrożni nie żyją wcale.
Gdy ruszyliśmy... nic już się nie liczyło. Nic poza nami.
~* * *~
Cóż. Planowałam jutro wrzucić ten rozdział, by przyjemnie rozpocząć nowy tydzień. Ale dzisiejszy WSPANIAŁY komentarz mnie przekonał. Dzięki Kornelia za miłe słowa. Rozdział zadedykowany dla Ciebie! :)
Zapraszam pozostałych do komentowania, kilka słów nikomu nie zaszkodzi, a ja wiem, ze czytacie i cieplej na sercu się robi... ;3
A macie tu na koniec jeszcze Nasze Mordeczki. <3
Ah kocham cię normalnie ♥
OdpowiedzUsuńRozdział ... hmmm cud, miód i malina .Świetny :D
Miałaś wenę z tym księciem na białym koniu :DHehehehe.
Oprócz tego cudny , wybawiciel Zibi wkracza do ogrodu .Super :D No i ta akcja w kuchni , myślałam że się pocałują ale nie .Szkoda .Ale i na to przyjdzie czas .Mateusz po prostu nie rozwala tym swoim gadaniem .Ale jak go Bartman spławił po prostu mistrzostwo .I ucieczka w 2 minuty .Jedno pytanie nasuwa mi się na myśl .
Jak zareaguje Mati kiedy wreszcie wróci do pokoju ??Aż na samą myśl pękam ze śmiechu .
O ja cię !! Dziękuję za tak miłe słowa :D Że przekonałam cię do dodania tego rozdziału :D
Dziękuję również za tą dedykację .
PS .Do czytelników !!
Komentujemy żeby naszej pisarce było miło :D
nie wiem co napisać. :D
OdpowiedzUsuńten rozdział jest świetny !
Zgadzam się z przedmówczynią. :D
I czekam na kolejny. :D