wtorek, 23 lipca 2013

25. Rozłąka sprawia, że serce kocha bardziej.


- Hmm... w której ręce?
- Ale co?
- Twoje życie.
- W takim razie w obu.
- Dlaczego?
- Bo moje życie jest w Twoich rękach.



________________________________________________________________

- Co ty tu, kurwa, robisz? - Anka znowu przeklęła.
Była w kompletnym szoku. Jak to możliwe?!
- Dzięki za miłe powitanie. - Burknął. Minął ją nie czekając na zaproszenie i wszedł do mieszkania.
Rozejrzał się. Lokum dziewczyn było niewielkie; z malutkiego przedpokoju było wejście do niewiele większej kuchni, drugie do pokoju dziewczyn i ostatnie dwa do łazienki i do czegoś w rodzaju salonu. Typowe studenckie mieszkanie.
Wybrał ostatnią opcję. Wygodnie rozgościł się na kanapie w salonie. I to, co zwróciło uwagę gościa to wszechobecność Julki. I nie chodziło tylko o wspólne zdjęcia. Nawet jej słodki zapach unosił się w powietrzu.
Anka natomiast wciąż nie mogła pozbierać się z tego zdziwienia, które zawładnęło nią, gdy go zobaczyła.
- Co ty... ? - Wparowała do salonu.
Z początku wydawało jej się, że może to jakieś jej cholerne halucynacje. Kto tam wie czego nawdychała się w tym szpitalu... może zjadła jakieś grzybki halucynki, chuj wie...
Ale to było dziwne. Zobaczyć go... takiego żywego, skrzywionego i jednocześnie zrozpaczonego. Tak, to na pewno nie był duch. To był jedyny, niepowtarzalny i prawdziwy Zbyszek Bartman.
I to o tym chciał jej powiedzieć Piotrek nim bezczelnie się rozłączyła.
- No jak to co? Przyjechałem. - Prychnął pod nosem. Boże, Anka to naprawdę czasem nie ogarniała, pomyślał poirytowany.
- To widzę. - Usiadła na przeciwko niego w fotelu. - Ale z konkretnego powodu? - Dobrze znała przyczynę przyjazdu, ale chciała to od niego usłyszeć.
- Wszystko wiem. Piotrek mi powiedział. - Wyznał.
To już sama wiedziała.
Bacznie przyglądała się siatkarzowi. Zmienił się.
Oczy miał jakby szarawe... worki pod oczami..  taki zaspany... taki jakiś... "nie-bartmanowy"...
No tak. Nieszczęśliwie zakochany...
I najlepsze było to, że chyba ściągnęła go tu telepatycznie.
- Zapewne chcesz iść do Julki. - Odparła Anka zakładając nogę na nogę.
- Już byłem.
  Anka wytrzeszczyła na niego oczy. No bo skoro był, to dlaczego był zdruzgotany, przygnębiony, smutny? Dlaczego w jego oczach lada moment zgromadzą się gęste łzy?
I wtedy zaczęła się opowieść....

 Zbyszek wyjechał z Rzeszowa jeszcze tego dnia, kiedy dowiedział się od Piotrka, że dziewczyna już jest w szpitalu. Nie miał na co czekać, zwłaszcza że Julia z dnia na dzień czuła się co raz gorzej. I to podkręcało tylko prędkość, z jaką sunął autostradą na motocyklu między samochodami. Nie chciał już tracić ani minuty z dala od niej.
W końcu... strata czasu jest podobnie do śmierci - nieodwracalna.
Od razu poznał Katowice. Tak często tu przecież bywał na meczach w Spodku. Najpierw jako kibic, a potem jako gracz. Jako reprezentant biało-czerwonych barw. I razem z kolegami z drużyny chodzili tu i ówdzie, na jakieś imprezki, na kebaby do Silesii... I jak to możliwe, ze był tak blisko niej i na nią nie trafił?
Chociaż... może jeśli by trafił na nią w Katowicach, to co było w Rzeszowie nie zdarzyłoby się?...
Lepiej nie gdybać. takie było ich przeznaczenie. Przeznaczenie, które ma sens zwłaszcza w nieszczęściu. 

Nie żałował tych wszystkich sprzeczek i kłótni. W końcu to one ich zbliżyły do siebie. I teraz gdy o nich myślał, mimowolnie uśmiechał się pod nosem. W końcu zachowywali się jak dzieci. Uparte i złośliwe dzieci.  Ale mimo wszystko... zobaczył w niej swój świat. Swoje przeznaczenie.
W końcu zajechał pod odpowiedni szpital. Zeskoczył z motocyklu i z kapturem na głowie oraz z kaskiem w ręce powędrował do 
- Wdech, wydech. - Powiedział sobie cicho i tak też zrobił.
Serce waliło mu jak oszalałe. Lada moment ją zobaczy. Ale... musiał być ostrożny.
  Odważnym i stanowczy krokiem wkroczył na oddział hematologii i onkologii. Wiedział, w którym pokoju leży - Piotrek mu wszystko powiedział, bo Anka mu zdawała relacje ze wszystkiego, nawet jakie firanki wiszą u niej w sali. To był poniekąd taki konspiracyjny łańcuch.
- Sorka. - Przez przypadek potrącił go ramieniem jakiś koleś, w koszulce z Angry Birds. Zabawny.
- Spoko. - Rzucił nie wychylając zbytnio głowy spod kaptura. Jakoś nie chciał być tutaj rozpoznawalny, tak na wszelki wypadek.
Mimo że to był szpital Zbyszek miał już niezłe przygody właśnie w takich miejscach. Były przecież publiczne tak jak i on był osobą publiczną, nawet wtedy, gdy odwiedzał kogoś w szpitalu.
Ostatnie drzwi były uchylone.
Ostrożnie zerknął do środka. I wtedy ją zobaczył Siedziała na łóżku, oparta o poduszkę za plecami. Jej blond włosy były takie oklapnięte, cera jakaś taka blada. Kąciki ust wręcz opadały ociężałe ku dołowi.
 Gdzie się podziały te rumiane policzki? Ta radość i ten błysk w oczach? I ten wspaniały uśmiech, za który oddałby wszystko?
Znikł. Wyparował.
Zbyszek poczuł dziwne i nieprzyjemne kłucie w sercu. Ten widok ściskał do w środku. I ten widok sprawiał, że nie mógł się poruszyć.
Ale nie po to tu przecież przyjechał taki kawał! Nie po to, by stać bezczynnie przed drzwiami na jej salę i tylko się przyglądać.
Uniósł nogę, ale po chwili ją opuścił na swoje miejsce. Julka płakała.
Julia, Juleczko, dlaczego ty płaczesz? Wszystko się przecież ułoży!.. Ale nie płacz... wyglądasz na taką słabą. I bezbronną.. Na co ci jeszcze łzy, Juleczko?
Zacisnął pięści. Tak bardzo chciał tam wejść i ją przytulić. Ale jakaś wewnętrzna blokada sprawiała, że czekał na rozwój wydarzeń.
Dziewczyna, której wcześniej nie widział, usiadła na jej łóżku. Julia od razu się do niej przytuliła. Jej płacz nie ustawał.
- TO wszystko przez niego! - Krzyknęła w końcu przez łzy Julka. - Byłam pogodzona z losem, a teraz?! To wszystko jego wina! Nienawidzę go! - Wtuliła się w ramiona dziewczyny jeszcze bardziej.
  Bartman poczuł, jak oblewa go lodowaty pot i ściska w żołądku. Pięści zacisnął jeszcze mocniej.
Ona mówiła o nim. Ona jego nienawidziła. Nie chciała go widzieć. Nie chciała go znać.

- WIięcej nie słuchałem. - Opowiadał Zbyszek. Miał łzy w oczach i z ledwością powstrzymywał ich wypłynięcie. - Zawróciłem się i poszedłem do wyjścia z tego oddziału.
 Anka zmarszczyła brwi. Cholerny zbieg okoliczności sprawił, że ten kretyn do niej nie wszedł. A było już tak blisko! Czy im zawsze życie będzie rzucało kłody pod nogi?
- I co, tam po prostu odszedłeś? - Zdziwiła się.
- Nie, z efektami specjalnymi. - Skrzywił się. Anka zgromiła go spojrzeniem. - Nie, trafiłem jeszcze na kogoś.

Złapał Zbyszka tuż przed drzwiami prowadzącymi na korytarz główny. nim cokolwiek powiedział, zaciągnął go do siebie do gabinetu i usadził na krześle przed biurkiem. Sam natomiast usiadł w czarnym, skórzanym fotelu na przeciwko.
To był lekarz. Ubrany w biały fartuch, starszy już, przysiwiały na głowie. I bacznie obserwował Zbyszka zza tych starodawnych, śmiesznych okularków.
- Nie interesuję się siatkówką, ale ten wzrost mówi sam za siebie. - TO spojrzenie dosłownie przeszywało go na wskroś.
  Zbyszek nie chciał się kłócić ani nic. Chciał po prostu jak najszybciej stąd wyjść.
- No czasem sobie odbijam. - Prychnął.
- Czemu do niej nie wszedłeś? - Zapytał prosto z mostu.
  Lekarz miał tupet, pomyślał Zbyszek. Nie rozumiał tylko, po co ta cała szopka.
- Bo nie chce mnie widzieć. - odpowiedział w końcu.
- Boże... - burknął cicho pod nosem Nowak. - Co za uparte osły... - Dodał jeszcze ciszej.
- Co proszę? - Siatkarz na szczęście tego nie usłyszał.
- Nic, nic. - Uśmiechnął się do niego doktor i wstał, wyciągając ku niemu dłoń. - Krzysztof Nowak, lekarz Julki.
  A więc to tak! Być może dowiem się czegoś więcej o jej stanie, pomyślał.
- Zbyszek Bartman. - Uścisnął jego dłoń. Coś mu jednak nie pasowało. - Skąd doktor wie, że ja do Julii?
- Cóż, stałeś pod jej drzwiami. - Wyjaśnił.
No tak. Faktycznie. Zbyszek ostatnio już kompletnie nie mógł się skupić i nawet tak proste rzeczy wydawały się być dla niego zbyt trudne... Bo myślał tylko o Niej. Na okrągło.
Wcześniej nie myślał, że powinien porozmawiać z jej lekarzem. A to była przecież szansa dowiedzieć się czegoś więcej. Bo on kompletnie nie wiedział, od czego zacząć.
- Więc co z nią? - Zapytał.
W jego oczach była troska i zmartwienie. Cały zesztywniał w oczekiwaniu na informacje.
- Sam widziałeś, Zbyszku, że nie jest najlepiej. - Nowak westchnął głęboko. COś tam poszperał w jakiś papierach, z pewnością należały do Sosnowskiej.
  Bartman wstał i oparł się o biurko na przedramionach.
- Doktorze, ja zrobię wszystko... - Mówił patrząc mu prosto w oczy. - WSZYSTKO. - Dobitnie podkreślił znaczenie tego słowa. - Zapłacę każde pieniądze, ale proszę powiedzieć, co mam zrobić!
Siatkarz był zdruzgotany tym wszystkim. I przytłoczony. I kompletnie nie wiedział, co ma począć...
- TU pieniądze nie pomogą, chłopcze. - Rzucił spokojnie doktor. Urzekła go natomiast ta walka o Julię. Ta siła, z jaką chce jej pomóc. Takiej osoby jego pacjentka potrzebowała. - Potrzebny jest przeszczep szpiku. - Wyjaśniał dalej. - Gdy tylko pojawi się odpowiednia osoba, zrobimy przeszczep.
Zbyszek o tym czytał. Potrzebny jest bliźniak genetyczny. A szukać takiego to jak szukać igły w stogu siana. A przecież nie mogli czekać. Nie mogli czekać i siedzieć na tyłkach, nim się taki znajdzie... o ile w ogóle się znajdzie.
- I nic nie można zrobić? Jakoś tego przyspieszyć? - Pytał z nadzieją w głosie.
- W sumie to... myślałem o tym jakiś czas, jednak nie mam takich możliwości... ani telefonu, nic.. - Podrapał się po łysiejącej głowie. - Ale mówiłeś, że zrobisz wszystko, prawda?
  Bartman przytaknął. Przełknął ślinę.
  W ten sposób iskierka nadziei, że uda się pomóc chorej Julce, znacznie się powiększyła.

- Też o tym myślałam. - Powiedziała Anka po wysłuchaniu jednej.. a właściwie jedynej możliwości na przeszczep. - Ale myślisz, ze to jest realne?
- Skoro odeszła do innego mężczyzny, to może mieli dziecko...
  Anka prychnęła. - Nawet jeśli to jej matka nie zgodziłaby się na ten przeszczep. W sumie uzna to za koniec kłopotów z Julką...
  W Zbyszku aż krew zawrzała. Fakt, Julka kiedyś opowiadała mu o swojej matce. Porzuciła pięcioletnią dziewczynkę i poszła do innego mężczyzny. Która matka tak robi? Nie... w ogóle jaki człowiek w ogóle miałby serce porzucić małe dziecko? Już zwierzęta lepiej traktują swoje potomstwo.
- I tak trzeba spróbować. Masz jej adres? - Siatkarz był walecznie nastawiony. Zamierzał przebyć całą Polskę, by znaleźć tą rodzinę.
- Tak. Kiedyś na wszelki wypadek spisałam jej adres i telefon z notesu Julki, ale kto wie, czy to jest dalej aktualne...
- Dobra, daj.
Anka wyszła na chwilę i wróciła z kartką wyrwaną z notesu z zapisanym adresem.
- Pojadę, a ty z nią zostań.
Anka chciała najpierw zasugerować, że to ona pojedzie, ale przecież Julka by się domyśliła. Trzeba było działać w tajemnicy, bo ona na pewno by się na to nie zgodziła. Nie zgodziłaby się o błaganie o pomoc jej własnej matki. Wolałaby umrzeć, niż to zrobić...
- A nie zajrzysz do niej nawet?... - Dziewczyna posmutniała. Widok przygnębionej Julki był beznadziejny. Nawet nie sama choroba ją wykańczała, co tęsknota za siatkarzem.
Bartman zmarszczył brwi.
To było oczywiste, że chciałby ją zobaczyć ale tak naprawdę, nie z daleka. I chciałby móc ją dotknąć, przytulić. Ale po tym co usłyszał... chyba nie był gotowy.
- Boję się. - Wyznał po chwili szczerze. patrzył przez okno na katowicki krajobraz pełen budynków. - Boję się odrzucenia. Boję się, że znowu będzie płakała.
 Zbyszek Bartman nie bał się meczy. Nie bał się ciemności. Nie bał się pająków czy owadów. Ani bandytów na ciemnych ulicach.
Jedyne, co go przerażało, to odrzucenie przez ukochaną.
- A co ze Spałą? Mistrzostwami Europy? - Dopytywała się Anka. - Julka byłaby szczęśliwa, gdybyś grał.
nikt chyba nie wyobrażał sobie reprezentacji bez Zbyszka Bartmana w roli atakującego. Poza tym on też nie mógł tego zaprzepaścić...
To wszystko jest beznadziejne; jak stać między młotem a kowadłem.
- TO też jest dla mnie ważne. - Zapewniał siatkarz. Mówił szczerze. - Pojadę na zgrupowanie za kilka dni do Spały i jeśli dalej będą mnie chcieli w zespole, to zagram na ME. Oczywiście, jeśli uda się to, co zaplanowaliśmy.
- Wiesz, że to jest niewielka szansa... - Dziewczyna była przygnębiona. Nie wierzyła, że się uda. Ale miała nadzieję.
- Chcę, żeby była zdrowa i szczęśliwa, Aniu. I zrobię to za wszelką cenę.



~*  *  *~
Witam was, moje niecierpliwe czytelniczki ;*
Rozdział dopiero teraz, bo jestem podłączona do Internetu z telefonu. I jest mega szybki transferrr...
Jutro rozdział pojawi się jakoś do południa. Parę rzeczy się wyjaśni, trochę będzie pogmatwane... także zapraszam. 
A teraz pozdrawiam Was serdecznie znad Morza! :)
Wasza oddana bloggerka. 






3 komentarze:

  1. no to się porobiło...
    apetyt rośnie w miarę jedzenia... nie mogę się doczekać kolejnej części! ;)
    ps mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży...
    / dzięki za znalezienie czasu na dodanie kolejnego rozdziału! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle bardzo ciekawie ;))
    Czekam na kolejny!
    P.S. Ja też mam nadzieję że się wszystko ułoży ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. głupi zbieg okoliczności i wszystko się psuje... no cóż, życie to nie bajka...
    / pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń