Nie gaś swoich marzeń w popielniczce rzeczywistości.Nie pozwól by zmieniły się w popiół lub uleciały z dymem.Zgasły jak zduszony ogarek papierosa.
Pozwól,aby rozwinęły skrzydła i miały szansę na spełnienie.
I pamiętaj, że nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko.
Życie jest krótkie.
Pierścionek na palcu Julii błyszczał z każdym dniem co raz bardziej, zupełnie jak iskierki w oczach Zbyszka.
Po wygranym meczu w Sofii, zdobyciu Ligi Światowej razem powrócili do Polski. Siatkarzy czekało niesamowite powitanie na lotnisku. Polscy kibice nie zawiedli, jak zwykle pokazali, że są najwspanialsi na świecie. Zupełnie jak Nasi siatkarze.
Po wszystkich wywiadach, spotkaniach, na które jeździli Nasi reprezentanci, Julia pojechała ze Zbyszkiem na długo wyczekiwane i obiecane przed siatkarza, wspólne wakacje. Spędzili je tym razem w Zakopanem, nic nikomu nie mówiąc o wyjeździe. Pełna konspiracja.
Gdy wrócili po dwóch tygodniach, przygotowania do ślubu Anki szły pełną parą. Najgorsze było kupno sukni ślubnej. Wiecie, jaka ona jest niezdecydowana; dopiero po tygodniu poszukiwań znalazła tą swoją wymarzoną i pod koniec sierpnia stanęła na ślubnym kobiercu obok Piotrka Nowakowskiego, z rosnącym zdrowym dzieckiem pod sercem. A na weselu bawiła się cała reprezentacja, damska i męska Resovia, cała rodzina i przyjaciele. Przyjechała nawet Kamila ze swoim tatą, oraz Monika prosto z Bułgarii oświadczając, że robotę ma gdzieś, bo za bardzo tęskni za Grzesiem.
Cóż, to była niesamowita noc. Bo siatkarze mimo wygranej, która dodała im skrzydeł, dalej byli pozytywnymi wariatami pełnymi energii.
Jeśli chodzi o Monikę, to jej szef po prostu wrócił ją na lepsze stanowisko z powrotem do Polski. Chyba nie mógł znieść jej tęsknoty za rodzimym krajem i za chłopakiem.
Gdy nadeszły święta Bożego Narodzenia, w domu Anki był już miesięczny synek, Filip. Razem z dzieckiem i mężem Ania spędzała wigilię ze swoimi rodzicami i rodzicami Piotrka tu, w Rzeszowie. Julia natomiast pojechała z narzeczonym do jego rodziców, mimo wielkich wahań - wiecie, po dawnym spotkaniu z Panią Bartman. Ale jego tata okazał się być naprawdę sympatyczny, i gdy zaszła potrzeba, gasił swoją żonę stając po stronie Juleczki.
W drugi dzień świąt Julia oświadczyła, że jest w ciąży. Matka Bartmana, mimo wcześniejszych oporów, od razu zaczęła planować ślub.
W sylwestra spotkali się wszyscy razem na rzeszowskiej hali, gdzie zorganizowana była impreza. To był szczęśliwy moment ponownych spotkań. I mimo wszystko, rok dwa tysiące trzynasty, pomimo pechowej cyfry, MUSIAŁ okazać się być szczęśliwy. Julia poślubiła Zbyszka i urodziła mu śliczną córeczkę Karolinkę. Razem z córką i Max`em zamieszkali w domu na obrzeżach Rzeszowa.
Po roku Julia została powołana, jednak zgodnie ze ZByszkiem doszli do wniosku, że zrezygnuje. Dziewczyna chciała się zająć domem, a mężowi pozwolić reprezentować kraj. Mimo wszystko jednak nie zrezygnowała z siatkówki. Z Resovią połączyła ją niesamowita więź.
Niestety, po siedmiu latach beztroskiego życia białaczka wróciła. Przeszczep się nie przyjął, tabletki nie pomagały. Ale Julia nie płakała, pomimo szybkiego słabnięcia i co raz bardziej postępującej choroby. Leżała w szpitalu z lekkim uśmiechem na twarzy, raz po raz powtarzając, jak bardzo kocha córkę i męża. Przecież przeżyła tak wiele. I o nic Boga więcej prosić już nie mogła.
Julia Sosnowska zmarła dnia piątego sierpnia. I uśmiechała się nawet podczas ostatniego tchnienia życia...
~~~~~~~~
- Tato, tato! - Krzyczała Karolina szarpiąc ojca za rękaw. - Patrz, mamusia!
Zbyszek spojrzał na ekran zawieszony na górze rzeszowskiej hali. Uśimiechnął się widząc, jak blondynka spogląda na nich uśmiechnięta, z niezwykłą radością w oczach. Taka pełna życia.
I taką ją przedstawiał ich córce. Chciał, by wyrosła na tak samo silną kobietę, jaką była ona.
- Widzisz, patrzy na nas. - Objął córkę ramieniem.
To już dwa lata po jej śmierci. Dokładnie piąty sierpnia. Własnie odbywał się mecz Sokoła Chorzów z tutejszym, żeńskim klubem. Jak co roku. To była tradycja, że co roku wszyscy Rzeszowianie schodzili się na halę, by uczcić wspaniałą zawodniczkę, jaką była Julia.
Byli tu wszyscy jej przyjaciele. Byli tu wszyscy, którzy kochali ją całym sercem. I wszyscy z lekkim uśmiechem na twarzy, pełnym skruchy i tęsknoty.
- Zbyszku, możemy prosić o słowo wstępu przed meczem? - Poprosił komentator.
Bartman wziął córkę za rękę i zbiegli po schodach. Z mikrofonem w ręku, z szaleńczo bijącym sercem stanął małą, drobną blondyneczką na środku hali. Chrząknął.
- To już dwa lata. Dwa, długie lata... - Westchnął siatkarz, mocniej ściskając Karolinę za rączkę. - ... jak jej nie ma wśród nas. Smutek w sercu jest, ale i radość, bo jej życie nauczyło czegoś tak naprawdę każdego z nas. - Uśmiechnął się lekko pod nosem. - Julia pokazała nam, że trzeba walczyć. Że jeśli się mocno wierzy, to można góry przenosić. Dokonywać niemożliwego. Tu, na rzeszowskim boisku grała wspaniałą grę, wspaniałą siatkówkę. Swoim przyjaciołom dawała radość, pokazywała, że warto żyć, że trzeba łapać każdy dzień. Bo czas ucieka nam.. między palcami. - Przerwał na moment, by wziąć córkę na ręce. - A mnie? Mnie dała siłę do walki, nie tylko na boisku. Dała mi nadzieję. Dała mi wspaniałą córkę, która teraz wypełnia całe moje życie. I najważniejsze; dała mi miłość, która jest najcenniejszym darem życia.
I nigdy, ale to przenigdy o tobie nie zapomnimy. Bo wspaniałym się człowiek nie rodzi; on się wspaniałym staje. I ty właśnie się taka stałaś.
Julia Bartman, na zawsze w naszych sercach.
~* * *~
PRZEPRASZAM, że bez happy endu. Chociaż i tak wydaje mi się, że takie zakończenie jest dobre. Mam nadzieję, że mnie nie zjecie?
Bo jeśli Wam się coś nie widzi, to zamiast ostatnich akapitów dodajcie sobie "I żyli długo i szczęśliwie" - ja osobiście nie lubię takich baśniowych, dziecięcych zakończeń.
Julia przeżyła wspaniałe życie, pełne smutków i radości. Wykorzystała je maksymalnie, nie sądzicie?
Pamiętajcie, że cokolwiek by się w życiu nie działo - NIE WOLNO SIĘ PODDAWAĆ! I chciałam, abyście czytając mojego bloga, uwierzyły w to i mimo upadków i problemów we własnym życiu, potrafiły się podnieść, tak jak to zrobiła Julia. Znalazła na tyle siły w białaczce, żeby przeżyć własne życie. I przeżyła.
Komentujcie i dzielcie się swoimi przemyśleniami. TO będzie dla mnie wspaniała nagroda.I dziękuję Wam, moje drogie czytelniczki, które często komentowały moje nowe posty, że ze mną byłyście. Nie potrafię opisać, jak wielkim szczęściem było dla mnie czytanie waszych komentarzy.
A na poprawę humoru, nasze biało-czerwone wariaty :) (filmik niżej)
My, oddani kibice, zawsze będziemy Wam kibicować!
PS. Mam już pomysł na nowe opowiadanie, o nowym blogu poinformuję Was w nowym poście tutaj, jakoś w tym tygodniu - jakby ktoś był zainteresowany. :)
My, oddani kibice, zawsze będziemy Wam kibicować!
PS. Mam już pomysł na nowe opowiadanie, o nowym blogu poinformuję Was w nowym poście tutaj, jakoś w tym tygodniu - jakby ktoś był zainteresowany. :)
"- Popatrzcie na nich! - krzyknęła Julia do swoich czytelników. - Wariaty, nie? - Zachichotała.- Ale weźcie z nich przykład. Uśmiechajcie się, bawcie się i korzystajcie z życia. Każdy dzień traktujcie tak, jakby był tym ostatnim. Wtedy wasze życie stanie się wspaniałe...". :)
Piękny epilog <3 To co że bez happy end'u? Przecież życie nie jest tak kolorowe... Szczerze mówiąc czytając tego bloga tak myślałam, że skończy się on śmiercią głównej bohaterki. Jednak i tak bardzo podobało mi się zakończenie. Mam nadzieję, że koljny blog będzie również świetny :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wspaniały komentarz :)
UsuńBoże becze i becze i jeszcze raz becze!
OdpowiedzUsuńCudnowe..
Czekam na kolejne opowiadanie i mam nadzieję że zakonczy się tym razem prawdziwym happy'endem ;))
I dziękuje za duże chwil spędzonych tu na tym blogu ;))
Ja również dziękuję.
UsuńA co do zakończenia nowego.. nie wiem, nie wiem ;)
Pozdrawiam
Piękne opowiadanie i PIĘKNE zakończenie! Aż trudno uwierzyć... Aż trudno uwierzyć, jak to wszystko szybko się wydarzyło - przecież zaczynało się tym, jak Julka udawała przed Mateuszem, że jest ze Zbyszkiem i... Hahahahha - na samą myśl o tym mam szeroki uśmiech na twarzy - niewiarygodne. W każdym razie ogromnie się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga - co tu dużo mówić. ;)
OdpowiedzUsuńA koniec opowiadania... Ostatnie zdania, akapity zawierają w sobie prawdę i naukę - wiara, nadzieja, miłość, przyjaźń - to prawdziwe wartości, którymi kierowała się Julka i... Jej postać uczy naprawdę wiele. Nigdy, przenigdy nie warto się poddawać - życie jest na to zdecydowanie za krótkie.
Twój komentarz sprawił, że moje oczy się zaszkliły, hehe :)
UsuńFakt, nie można się poddawać. I cieszę się, że udało mi się wam przekazać te wzystkie wartości, ktore wymieniłaś.
Buziaki
Cudowne pokazałaś Nam jak należy nie poddawać się i walczyć do samego końca.
OdpowiedzUsuńTrudno jest się pogodzić, że już nie będzie historii Julki i Zbyszka, ale historia pełna emocji a na końcu łzy.
Dziękuje :))
Również dziękuję.
UsuńA co do łez, ja sama płakałam.
Bo podczas tego opowiadania tak bezpośrednio obcowałam z J. i Z., jakby ich historia toczyła się tuż obok mnie.
Mam nadzieję , że mieliście podobnie :)
Piękne opowiadanie !!! Szkoda że to już koniec . Uwielbiam poprostu kocham siatkówkę ale nie jestem dobrą zawodniczką w mojej klasie jest wiele dziewczyn które mnie przewyzszają swoimi umiejętnościami pod koniec maja stwierdziłam że nie mam po co się tak starać skoro nigdy nie bedę bardzo dobra i ty właśnie pokazałaś mi że nie warto się poddawać że trzeba walczyć i zamierzam znowu ćwiczyć . Jest mi przykro jak cholera że to już koniec historii Julki i Zbyszka :( Trudno jest mi powstrzymac łzy . Dziękuje naprawde bardzo Ci dziękuje
OdpowiedzUsuńHej.. Twój komentarz to było... coś. NAPRAWDĘ cieszę się, że przekonałam CIę pośrednio do walki.
UsuńCóż, moja siatkarska historia też lekka nie była, ale wyszłam na dobrą drogę. Wciąż jednak walczę, bo warto.
I ty też walcz. Pokaż wszystkim, że potrafisz.
Buziaki!
dobra. pisze komentarz już trzeci raz, bo wczoraj ciągle mi się usuwał...
OdpowiedzUsuńjak weszłam na bloga i zobaczyłam słowo "epilog" to zrobiłam taką minę: http://smg.photobucket.com/user/nolakitty/media/GIFS/shock.gif.html i wyłączyłam stronę. wiedziałam, że opowiadanie się kiedyś skończy, ale nie myślałam, że tak szybko.
jak widać wróciłam :)
jestem wielką fanką twojego pisania, wręcz cię kocham. twoje opowiadanie świetnie się czytało nie to co niektóre grafomańskie blogi nad którymi chce mi się płakać.
mam wrażenie, że dopiero wczoraj czytałam o tym jak Julka ucieka przed Mateuszem na Zbyszkowym motorze a tu nagle koniec. no cóż... na wszystko kiedyś przyjdzie czas.
nurtuje mnie co stało się na tej imprezie z początkowych rozdziałów po której Zibi i Julka nic nie pamiętali. może ujmiesz to w jakimś bonusie ;D ?
Wiem, że odpowiadam z opóźnieniem.
UsuńCóż, sprawa z imprezy była wyjaśniona poniekąd przy okazji zdjęć, które oglądali na "imprezce urodzinowej" w szpitalu, po przeszczepie szpiku.
Tak krótko mówiąc.
A teraz zapraszam na nowe opowiadanko :)
Zapraszam na moje dwa blogi: http://senna-rzeczywistosc.blogspot.com/ oraz:http://w-pulapce-uczuc.blogspot.com :) proszę o szczere opinie ;)
OdpowiedzUsuńBoże, strasznie. Płakałam najpierw ze szczęścia, potem ze smutku, a potem znów ze szczęścia. Twoje słowa na koniec, dotarły do mnie bardzo głęboko. Masz rację, nie wolno sie poddawać.
OdpowiedzUsuńNie było mnie przez ponad tydzień. Wściec się chciałam, bo nie mogłam przeczytać zakończenia. A teraz... Nadal mam łzy na policzkach. Schną pomału, a ja próbuje się przekonać, że to koniec. Przyzwyczaiłam się do tego opowiadania. Pokochałam je, ich bohaterów i Ciebie.
Jesteś wyjątkową osobą. Twoje opowiadanie jest wyjątkowe. Tak bardzo mi przykro, że Julka odeszła. Ale wiem, że masz racje "Znalazła na tyle siły w białaczce, żeby przeżyć własne życie. I przeżyła."
Kocham Cię, jakkolwiek to zabrzmi. Ale ja zawsze będę Twoja wierną fanką.
Pozdrawiam, życzę weny ;*
PS. I z opóźnieniem gratuluje zdania egzaminu :)
TO wycieraj łezki i wpadaj na mojego nowego bloga :)
UsuńBuziaki! ;*
Nominowana zostałaś do Liebster Award więcej: http://niebujajtaprosze.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń