- Weź się ogarnij! - Trzepnęłam go w ten pusty łeb. Naburmuszył się, ale na krótko. Znowu dał mi całusa.
Cóż... może i pusty ten łeb, ale jaki kochany.
Szliśmy właśnie spacerem na Podpromie, trzymając się za ręce. Za jakieś pół godziny siatkarze wyjadą, by dać z siebie wszystko na boisku, wyjść z grupy i zawalczyć o złoto. I wszyscy w to tak bardzo wierzyliśmy.
- Pamiętasz, co mi obiecałeś? - Zapytałam ze słodką miną małej dziewczynki. Zaczęłam wymachiwać naszymi dłońmi w wysoko w górę.
- Taa. - Burknął. - Od wczoraj przecież mi to przypominasz.
Stanęłam przed nim tarasując mu drogę i położyłam ręce na szyi.
- Jak następnym razem się tu zobaczymy, ma tu wisieć medal. A tu - położyłam palec na jego ustach - ma być szeroki, zwycięski uśmiech.
Zbyszek już teraz uśmiechnął się ukazując rząd idealnie białych zębów. I nie minęła sekunda, jak skradł mi krótki pocałunek. Znowu!
- Co ty taki całuśny dzisiaj, co? - Z rękami na jego ramionach wpatrywałam się w iskierki w zielonych oczach.
- Musze cię wycałować na cały miesiąc. - I znowu złożył mi na ustach wspaniały pocałunek.
Mój książę. Mój prawdziwy i jedyny książę. Boże, jak ja go kocham...! Pomyśleć, jak nudne byłoby moje życie bez niego. Nudne i bezsensowne. Każdy człowiek potrzebuje przecież miłości, tej prawdziwej i niepowtarzalnej.
Choć często się zastanawiam, jak się potoczy nasze życie i nasz związek, tak teraz wolałam o tym nie rozmyślać.
- Chodź, bo w końcu odjadą bez ciebie. - Pociągnęłam do za rękę i niechętnie ruszył za mną.
- Beze mnie? - Prychnął. - Nie żartuj. Beze mnie nie ma drużyny!
- Nie bądź taki do siatki, Zbyszku Bartmanie. - Pogroziłam mu palcem . - Bo cię na obronie zabraknie.
Zmarszczył brwi.
- A to czasami nie leci : "nie bądź taki do przodu, bo cię z tyłu zabraknie"?
- Cicho! - Zaśmiałam się. - Przekształcenie przez wzgląd na ciebie i twoje wielkie, siatkarskie ego!
Przed halą na Podpromiu było sporo rzeszowskich kibiców, którzy chcieli jak najlepiej odprawić naszych reprezentantów z tutejszego klubu. Wszyscy ubrani w biało-czerwone stroje i wiwatujący na cześć wychodzących z wielkiej hali siatkarzy. Razem z Anią stałyśmy przy busie, który miał ich zabrać do Spały, gdzie mieli się spotkać z pozostałymi członkami reprezentacji. Ile ja bym dała, by również pojechać!
- Boże, popatrz na nich. - Poirytowała się Anka, a ja, westchnąwszy głęboko, nie mogłam oderwać wzroku od maszerującego w naszą stronę Zbigniewa Bartmana.
Zachichotałam. Fakt, może dla niej wyglądali nieco dziwnie - w wyjściowych strojach reprezentacyjnych, szeroko uśmiechnięci do swoich kibiców. Raz po raz zatrzymywali się, by rozdać autografy. W sumie ledwo mogli się przepchnąć przez tłum. Ale w końcu dali sobie radę i stanęli przed nami.
- A wy co, jedziecie z nami? - Igła się ekscytował. Nie minęła chwila, jak zaczął wpychać nas do wnętrza busika.
- Hola, hola! Uważaj sobie, bo ci przygrzmocę! - Rzuciła zła Anka.
Wszyscy milczeliśmy i odsunęliśmy się na krok od niej, bo jakby się zamachnęła to każdy mógłby "niechcący" otrzymać prawego sierpowego.
Ania w ogóle zachowuje się naprawdę strasznie ostatnimi dniami. Huśtawki nastrojów jak podczas PMS. I jeśli tak wygląda cała ciąża to ja dziękuję. I współczuję Nowakowskiemu z głębi serca.
- A co ona taka nerwowa jest? - Ignaczak wyraźnie utrzymywał teraz dystans, tak na wszelki wypadek. Żeby nie oberwać od rozjuszonej Anki.
- Nerwowa?.. - Prychnął Cichy Pit. - Tyś jej w domu nie widział...
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Anka, cała czerwona ze zdenerwowania, wzięła biednego Piotrka na bok.
- Ania to mi przypomniała, czego najbardziej w ciążach Iwonki nie lubiłem. - Zarechotał Igła. Wtedy jego wzrok powędrował gdzieś za nas. - O wilku mowa. - Kiwnął w tamtą stronę i od razu tam pobiegł. - Iwonkaa, kochanie!
Ze śmiechu rozbolał mnie brzuch. Igła jest niemożliwy! Jak oni z nim wytrzymują tyle czasu na wyjazdach?
Ale.. z drugiej strony, zespół bez niego to jak człowiek bez serca. Naprawdę. To duch naszej polskiej drużyny.
- Wiecie, zostawię was, pewnie chcecie się pożegnać. - Grzesiek uśmiechnął się smutno.
Przykro mi było z jego powodu. Był taki samotny. Ledwo Monika wyjechała, a on już wyglądał jak najsmutniejsze dziecko świata... ale rozumiałam go doskonale.
- Trzymaj się, Grzesiu. - Przytuliłam go mocno, stając na palcach. - I powodzenia. - Cmoknęłam go w policzek.
Niby się znowu uśmiechnął, ale gdy tylko wchodził do busa, kąciki jego ust znowu opadły w dół.
- Biedny. - Rzuciłam smutno. - Tak bardzo mi przykro z jego powodu...
- Hej, nie bój się - Zbyszek położył mi dłoń na policzek - Igła mu poprawi humor. Nam wszystkim.
- Ty jakoś nie wyglądasz na specjalnie smutnego.. - zmierzyłam go badawczym spojrzeniem.
- A co, mam być teraz smutny przy tobie? - Powiedział. - Pamietaj mnie przez ten miesiąc uśmiechniętego.
I ty też masz się uśmiechać.
Jak na zawołanie na mojej twarzy zagościł uśmiech i musiałam zacisnąć pięści, by się nie rozryczeć.
- Będziesz dzwonił? - Upewniałam się.
- Będę.
- Będziesz o mnie myślał?
- Cały czas.
- Będziesz tęsknił?... - To ostatnie pytanie i jedna łezka spłynęła po moim policzku.
- Nieustannie... - Przytulił mnie mocno do siebie. - Kocham Cię.
Piotrek wszedł do busu, potem Ignaczak. Spoglądałam w oczy ostatniemu już Zbyszkowi i trzymałam go za ręce. Powoli wycofywał się do tyłu, niby się uśmiechając. W końcu trzymał mnie tylko za palce, potem już za same opuszki... I gdy puścił czułam, jak łzy gromadzą mi się w oczach i z wielkim trudem powstrzymywałam ich wypłynięcie. Siatkarz na sam koniec położył rękę na swojej klatce piersiowej, tuż nad sercem i powiedział bezgłośnie "kocham cię"...
I gdy odjechali, czułam ogromny smutek. Tęsknota już zdążyła wypełnić moje serce. I tak dziwnie kuło tam w środku...
- W porządku? - Ania złapała mnie mocno za rękę.
Obie wpatrywałyśmy się w znikający autokar za zakrętem.
- W porządku. - Zapewniłam ją ciepłym uśmiechem. Wierzchem dłoni wytarłam spływające już po policzkach łzy. - Chodź, powinnyśmy się również spakować.
- Pewnie! - Anka aż podskoczyła, niezwykle uradowana. - Skoro ich nie będzie, my musimy to wykorzystać na maxa.
Oho, odzywał się w niej diabeł. Już w jej główce pojawiały się niecne plany...
- Jedziemy tylko nad morze...
- Tylko? - Aż wytrzeszczyła na mnie oczy. - Kobieto! Plaża, morze, spalanie się na raka, nocne imprezki, wieczorne spacery, przystojni ratownicy...
- Ej, nie zapędzasz się? - Przerwałam jej. - Jacy "przystojni ratownicy"?
- No oj tam, oj tam. - Machnęła ręką. - Żartowałam. Ale uwierz, będzie bombowo. Przecież pierwszy raz na oczy morze zobaczysz!
Nie zwlekałyśmy długo z wyjazdem. Już następnego dnia wzięłam wolne u trenera, oddałyśmy Maxa pod opiekę rodzicom Anki i ogłosiłyśmy wszem i wobec, że wyjeżdżamy z Rzeszowa. Na wieczór wpakowałyśmy się do autokaru jadącego do Gdańska z wielkimi walizkami i szerokimi uśmiechami.
Ania miała rację. Powinnyśmy skorzystać! Skoro naszych siatkarzy nie było, to nic tylko tyłek z domu ruszyć. I jeszcze mieszkanie praktycznie za free, bo u Kamili. Można by rzec, że wpadła do Rzeszowa z ogromnym wyczuciem czasu.
Oczywiście nie zapominałam o mamie. To właśnie z powodu "spraw rodzinnych" trener dał mi wolne wcześniej. Normalnie nasze klubowe wakacje rozpoczynają się już za tydzień, ale nie chciałam tyle czekać. Nie rozjaśniałam mu, co jest nie tak, ale ten człowiek był wyrozumiały. Bardzo wyrozumiały.
- Wiedziałaś, że znowu jesteś w gazecie? - Anka czytała własnie jakieś kolorowe pisemko.
Wyrwałam i zerknęłam na okładkę. Rzeszowski przegląd sportowy, czemu mnie to nie dziwi?
- Od kiedy ty się sportem interesujesz? - Zapytałam, jednocześnie szukając tej nieszczęsnej strony.
- Odkąd mam narzeczonego siatkarza, przyjaciółkę siatkarkę i w ogóle przyjaciół ... siatkarzy. - Wyliczała. Po chwili wybuchła, jak to ona. - No ja nie mogę! Wszyscy to cholerni sportowcy!
Zaśmiałam się. Nawet Monika uprawiała sport. Rekreacyjnie grała w tenisa ziemnego i pływała.
- Powinnaś się cieszyć. - Zwróciłam uwagę na jej pogrążoną minę.
- Ta, cieszę się. - Zakpiła. - Jestem jedynym mózgiem wśród mięśniaków!
- Bardzo wybuchowym mózgiem. - Skrzywiłam się.
Czy ja z nią dam radę wytrzymać całe trzy tygodnie pod jednym dachem? Normalnie to z nią przecież wytrzymywałam w Katowicach czy rok temu u jej rodziców, ale teraz, gdy była w ciąży... pozostawało mieć nadzieję, że mnie nie pobije.
- Daj mi babeczkę. - Rozkazała nagle.
Zaskoczona oderwałam wzrok z gazety.
- Skąd wiesz, że mam babeczki? - Cholera. Zaczynałam się bać i to nie na niby. Ona jakimś medium się stała nagle?!
- Nie pierdol tylko dawaj! - Kiwnęła ponaglająco.
Posłusznie wyciągnęłam z torby czekoladową babeczkę i wręczyłam ją przyjaciółce. Nie wnikałam czy włada faktycznie czarnymi mocami czy widziała.. a może wyczuła, cholera wie. Dla mnie ważniejsza była teraz gazeta ze mną i ze Zbyszkiem na samym środku i napisem : "Przepiękni resovscy zakochani!" . Kurwa, walentynki się zbliżają czy jak?! Jeszcze tego brakowało! Oni już nie mieli o czym pisać przed wakacjami, doprawdy.
Rozjuszona zamknęłam gazetę. Anka zajadała się babeczką i wpatrywała w przestrzeń za oknem. Była taka spokojna, więc wolałam nie przerywać tego stanu. Choć najchętniej wygarnęłabym na głos, jakim ten redaktor jest kretynem.
Wciąż rozzłoszczona ponownie otworzyłam gazetę na tej nieszczęsnej stronie. Przyjrzałam się siatkarskiej parze jeszcze raz... i musiałam przyznać, że w sumie nie najgorsze to zdjęcie.. wyszłam lepiej, niż po meczu w telewizji, naprawdę. Więc może nie ma sensu być złą? Muszę się przyzwyczajać, że robią nam zdjęcia, skoro pojawiamy się razem publicznie.
- Idę spać. - Oświadczyła nagle moja przyjaciółka kładąc poduszkę między głowę a okno.
- W sumie to ja też.
Włożyła sobie do jednego ucha słuchawkę z grającą muzyką, a mi podała drugą. "Holidays"? Cóż. Piosenka idealna. Aż uśmiechnęłam się pod nosem.
Schowałam gazetę do torby. W autokarze panowała już cisza, wszyscy jadący najwyraźniej spali. Ania ułożyła się wygodnie i zasnęła niemalże od razu, więc i ja ostrożnie położyłam głowę na jej ramieniu i zmrużyłam oczy.
"Zbyszku, ja już tęsknię...", wyszeptałam w myślach. I z jedną łezką spływającą po policzku zasnęłam.
Śniła jej się mama. Kobieta, która zajmowała się nią przez pierwsze pięć lat mojego życia... jej szorstki wyraz twarzy, stanowczość i własne zasady, których sztywno się trzymała. No i ten cholerny materializm. Ale dla małej Julii to nie miało znaczenia. Mimo że jej mama praktycznie nie okazywała jej uczuć, nie powiedziała ani razu głupiego "kocham cię", nie dawała buziaków na dobranoc... mimo wszystko dorosła już Julia tak bardzo chciała się z nią zobaczyć. Z kobietą, która sprawiła, że przepłakała nie jedną noc. Która pozostawiła ją samej sobie. Ale mimo wszystko to własnie ta kobieta nosiła ją pod sercem i wydała na świat.
Dlatego dziewczyna wiedziała, że do niej pójdzie... i nie ważne było to, co miała usłyszeć...
~* * *~
Hej, hej!
Widzicie, spięłam dupę i napisałam dla was kolejny rozdział z samego rana. :)
Cóż, mam nadzieję, że wczoraj Was nie zawiodłam... bo po braku komentarzy tak sobie pomyślałam, ech...
Ale trzeba wrócić na dobre tory. W końcu jesteśmy na półmetku tego opowiadania :)
Tak sobie myślałam i myślałam.. no bo niektóre z Was pisały, że chciałyby poczytać jakieś moje opowiadanie jeszcze. I zapewne chciałybyście z kategorii: siatkówka? I kogo chciałybyście w roli głównej? :)
Ja osobiście nie mam pojęcia na razie ... heh. Tak bardzo polubiłam postać Zbyszka i Julii, że ... nie wiem, czy aż tak przywiążę się do nowych bohaterów. Naprawdę. Ale wiem, że na pewno będę pisała.
Pozdrawiam! :)
Bardzo fajny rozdział!
OdpowiedzUsuńNo ja to bym nie pogardziła o Kurku lub Kubiaku..
Czekam na kolejny!
P.S. GRATULUJĘ zdania teoretycznego na prawko! ;))
cóż, gorzej będzie z praktycznym.. hiehie ;D ale człowiek głupi i cieszy się ze wszystkiego :)
Usuńajesli chodzi o inne opowiadanie to myslę że kurek . Powracając do tego opowiadania a konkretnie do rozdziału to rozdział bardzo fajny :) Już się doczekać nie moge kolejnego rozdziału
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów! No i mam nadzieję, że jednak okażą się szczęśliwe. ;)
OdpowiedzUsuńJa z ogromną chęcią poczytałabym coś... Hmm... Może o Andersonie, Atanasijevic'u ^^ Ale na razie jestem w pełni skupiona na Zbyszku i Julce i uwierz mi, że nie mam pojęcia, jak przeżyję rozstanie z tymi bohaterami. *_*
Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów! ;* Mam nadzieję, że nic nie stanie się przez ten miesiąc co mogłoby zaszkodzić ich związkowi. Odnośnie twojego nowego bloga to sama bym chciała przeczytać :) Obojętnie jacy bohaterowie by byli (choć osobiście wolałabym znów Zbyszka ;]) to i tak twoje opowiadania są zajebiste! <3 A więc tak jak mowiłam czekam na kolejny :) Pozdrawiam! /Gabi
OdpowiedzUsuńŚwieetny rozdział ;* Czekam na następny z niecierpliwością :) Przy okazji zapraszam do siebie : http://trudna-milosc-ciezka-przeszlosc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńodwiedzę na pewno :)
Usuńmoże Michał Kubiak? :D
OdpowiedzUsuńOpowiadanie świetnee :D czekam na następne rozdziały :) a w opowiadaniu może być np. Łukasz Żygadło ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :D
Basia
Rozdzial swietny, kiedy następny ??
OdpowiedzUsuń